piątek, 31 stycznia 2020

Oblężenie Vraks cz10

https://youtu.be/ltHjpo-NwvM


Kriegański sposób prowadzenia wojny jest miarą ich dyscypliny i poświęcenia. Wszyscy muszą go respektować - tak samo sojusznicy jak wrogowie.
Lord Dowódca Militant

            Zdrajcy znajdowali się w pełnym odwrocie. Wyłom stworzony przez poświęcenie i upór 9. Kompanii 261. Regimentu zamienił się szybko w wielką wyrwę, przez którą wlewały się kolejne masy Korpusów Śmierci. Niestety powodzenie osiągnięte na południowym zachodzie nie spełniło oczekiwań imperialnych oficerów i prawdopodobnie samego Lorda Dowódcy Zuehlkego, który w oczekiwaniu jakichkolwiek dobrych wieści nerwowo przebierał nogami w swojej kwaterze na Thracian Primaris. Dowódcy zdrajców po raz kolejny okazali się warci więcej aniżeli ktokolwiek skłonny był im przyznać. Mając doskonałą świadomość że oddziały obsadzające fortyfikacje w najmniejszym stopniu nie nadawały się do zakrojonego na szeroką skalę kontrataku zdolnego odepchnąć siły imperialne, natychmiast po przełamaniu zewnętrznej linii obrony zarządzili pełen odwrót na drugą linię umocnień, zamiast trwać w beznadziejnym i fanatycznym oporze jak zakładał sztab Lorda Dowódcy. Po stronie vraksjan rozpoczęła się potężna operacja logistyczna mająca na celu ewakuację wszelkiego sprzętu i zaopatrzenia. Uzbrojenie, amunicja, działa, pojazdy zaczęły płynąć w odwrotnym niż dotychczas kierunku byle tylko uchronić je przed wpadnięciem w imperialne ręce. Niedługo później za wyposażeniem popłynęli ludzie i na dotychczasowych pozycjach pozostawione zostały jedynie niewielkie oddziały straży tylnej, których zadaniem było prowadzenie walk opóźniających. Całokształt sytuacji wskazywał na to że plany i nadzieje sztabu Lorda Dowódcy po raz kolejny szlag trafił. Brak jednoczesnego przełamania w wielu miejscach uniemożliwił przeprowadzenie zakrojonych na szeroką skalę manewrów oskrzydlających mających na celu zamknięcie w kotłach jak największej ilości wrogich jednostek. Oczywiście niedługo po wydarzeniach z fortu A-453 linie zdrajców pękły w wielu innych miejscach jednak wówczas znajdowały się tam jedynie mizerne resztki sił heretyków.  Na zachodzie 12. i 34. Korpusy Liniowe niczym burza parły przed siebie i wkrótce znalazły się w bezpośrednim pobliżu drugiej linii obrony. Rozmieszczone na północnym zachodzie i północy Korpusy 30. i 1. znajdowały się w końcowej fazie przyjmowania uzupełnień i ruszyły do uderzenia niedługo później. Ich oddziały po pokonaniu stanowiącej dotychczas strefę śmierci ziemi niczyjej natrafiły na całkowicie opuszczone umocnienia vraksjan. Bunkry, jeszcze do niedawna plujące stalą i ogniem, stały ciche i martwe, a po pustych transzejach hulał wiatr. Gdyby nie w miarę regularny nękający ogień artyleryjski i działalność wrogich strzelców wyborowych można było odnieść wrażenie że zdrajców pochłonęła Osnowa. Oba Korpusy zmierzały przed siebie przez tereny stanowiące zaplecze niedawnego frontu i wydawało się że bez przeszkód dotrą do celu jakim była druga linia umocnień. Dowódcy vraksjan mieli jednak po raz kolejny sprawić Korpusom Śmierci paskudną niespodziankę.
            Do tamtego momentu cała wojna przebiegała według jednego schematu. Inicjatywa leżała wyłącznie po stronie oddziałów 88. Armii Oblężniczej, które przypuszczały kolejne ataki na wrogie linie obronne podczas gdy zdrajcy ograniczali się do utrzymywania własnych pozycji i szybkich kontrataków o niewielkim zasięgu, których jedynym celem było odbicie utraconych pozycji. Ktokolwiek dowodził wówczas wojskami wiernymi kardynałowi miał doskonałą świadomość że podlegające mu jednostki nie mają najmniejszych szans na jakiekolwiek udane natarcie na linie wojsk imperialnych. Zaprawione w walce, zdeterminowane, świetnie uzbrojone i głęboko wryte w ziemię Korpusy Śmierci nie miałyby większych problemów z odparciem takiego uderzenia przy jednoczesnym zadaniu nieprzyjacielowi ciężkich strat tak w sprzęcie jak i w ludziach. Strat, których zdrajcy nie mieli w jaki sposób sensownie uzupełnić przez co kontruderzenie wyprowadzone przez kriegan oznaczałoby ni mniej ni więcej a błyskawiczne przebicie umocnień i wyjście na tyły wroga. Po przeprowadzonym odwrocie sytuacja uległa diametralnej zmianie bowiem jednostki 88. Armii zostały zmuszone do wyjścia z relatywnego bezpieczeństwa swoich okopów by zbliżyć się do drugiej linii obrony. Właśnie w trakcie wielkiego przemieszczenia były one najbardziej podatne na atak, szczególnie przy uwzględnieniu kriegańskiej doktryny wielkich natarć piechoty. Ta po opuszczeniu okopów, idąca przez  otwarte połacie równin Van Meerslanda była niczym świeżo wyliniały krab - miękka i podatna na wszelkie ciosy. Jednocześnie nie posiadała ona wsparcia potężnego młota artyleryjskiego - tak działa jak i nieprzebrane zapasy amunicji do nich w większości znajdowały się w ruchu więc niemal niemożliwym było awaryjne udzielenie wsparcia ogniowego przez cokolwiek innego niż baterie thuddów czy ciężkich moździerzy. Właśnie taka sytuacja została uznana przez dowództwo zdrajców jako idealna okazja do przeprowadzenia miażdżącego kontruderzenia. O jego lokalizacji zadecydowała geografia - zachód i południowy zachód leżące w strefach 30., 12. i 34. Korpusu ze względu na relatywnie niewielki dystans pomiędzy pierwszą i drugą linią umocnień nie dawały możliwości relatywnie spokojnego, a co najważniejsze nierzucającego się w oczy, skoncentrowania dużych ilości jednostek pancernych. Na północy za to sprawa miała się zdecydowanie inaczej. Heretycy dysponowali dużą ilością terenu w północnych sektorach leżących na wschód od obszaru natarcia 1. Korpusu, w rejonie strefy mieszkalnej nr 1 i właśnie stamtąd postanowili przeprowadzić pierwsze w czasie całej wojny wielkie kontrnatarcie. W ramach przygotowań zostały tam zebrane duże ilości zdobytych we vraksjańskich zbrojowniach Leman Russów, Chimer, Basilisków, Griffonów i wszelkiego innego sprzętu pancernego jaki tylko zdolni byli odpalić i obsłużyć zdrajcy. W 255815.M41 na Vraks miało dojść do wydarzeń, które w dotychczasowej wojnie nie miały miejsca. Dowódcy obrońców mieli pokazać że zdolni są do przeprowadzenia przemyślanego, skoordynowanego i kontruderzenia w momencie, w którym przeciwnik ma gacie opuszczone do kostek.
            Jako pierwszy lanie miał zebrać przemieszczający się na wschodniej flance 1. Korpusu 19. Regiment Oblężniczy, zajmujący wówczas pozycje w sektorze 60-53. Znajdujące się przed głównymi siłami czujki przez całą noc donosiły o wielkiej aktywności po stronie nieprzyjaciela, szczególnie o dużym natężeniu ruchu pojazdów. Aby nieco uprzykrzyć życie zdrajców dowództwo 19. Regimentu podjęło decyzję o zintensyfikowaniu nękającego ostrzału artyleryjskiego, jednak jego efekt był raczej mizerny. Wróg nie zajmował stałych, dobrze znanych i rozpoznanych pozycji przez co jedynym na co można było liczyć to łut szczęścia albo zdolność czujek do naprowadzania ognia artyleryjskiego słuchem. Ogółem spodziewano się kolejnego z niezliczonych przeprowadzonych do tej pory przez heretyków kontruderzeń - niewielkiego i lokalnego, niezdolnego do wyrządzenia Korpusom Śmierci większych szkód. Przed świtem znajdujące się na pierwszej linii kompanie otrzymały posiłki i w oczekiwaniu na atak ogłoszona została ogólna gotowość bojowa. Artyleria polowa przygotowała się do otwarcia ognia zaś uwielbiająca grzebać się w ziemi piechota zajęła pozycje w wykopanych w nocy transzejach. Te, wykonane naprędce i w bardzo ograniczonym czasie, przypominały bardziej głębokie rowy melioracyjne niż prawdziwe umocnienia polowe jednak zawsze były one nieskończenie lepsze aniżeli obrona w otwartym polu. Jednocześnie, uwzględniając przyjęte założenia odnośnie potencjalnych działań zdrajców, takie formy tymczasowych umocnień były absolutnie wystarczające.
            Wraz z pierwszymi promieniami wstającego dnia nadleciały pociski vraksjan. Zadaniem pierwszych, nielicznych i całkowicie niecelnych, było jedynie wstrzelanie i ustalenie koordynat prowadzenia ognia dla całości zgromadzonej artylerii. Nie minęło jednak wiele czasu nim sporadyczny ostrzał przerodził się w prawdziwą nawałę ogniową, tak dobrze znaną z walk o pierwszą linię umocnień. Do maglującego tymczasowe pozycje Kriegan ostrzału wkrótce dołączyły pociski dymne, które wkrótce spowiły całą okolicę w gęstym, białym oparze. Kiedy zasłona dymna utworzyła się na dobre, do natarcia ruszyła pierwsza fala kontrataku. W na przedzie przemieszczały się czołgi, a tuż za nimi podążały transportery opancerzone. Morderczy ostrzał artylerii zdrajców ustał kiedy ich formacje pancerne zbliżyły się do pozycji 19. Regimentu i zaczęły masakrować gwardzistów ogniem prowadzonym na wprost. Na całej długości nowopowstałego frontu w niemal tym samym czasie dochodziło do wydarzeń podążających według jednego scenariusza. Czołgowy ogień zmiatał całe plutony gwardzistów roznoszonych na strzępy odłamkami i przywalanych ziemią z rozsypujących się tymczasowych okopów. Kiedy pojazdy zdrajców podjechały w bezpośrednie sąsiedztwo atakowanych pozycji, z przedziałów ładunkowych Chimer i pancerzy czołgów wysypywała się piechota, która ruszała do wariackich szarż wśród bezbożnych okrzyków bojowych. Krieganie próbowali stawiać opór jednak szybkość i impet spadającego na nich natarcia okazały się zbyt duże. Pluton po plutonie, kompania po kompanii, 19. Regiment ginął rozjeżdżany czołgowymi gąsienicami i roznoszony na strzępy siekierami, nożami i improwizowanymi ostrzami zdrajców. Zajmująca improwizowane pozycje artyleria polowa próbowała powstrzymywać uderzenie ogniem prowadzonym na wprost jednak bardzo szybko konieczny był odwrót. Kolejne działa były odholowywane pod bezlitosnym ogniem, a te dla których zabrakło ciągników były porzucane po uprzednim wrzuceniu granatu krak w lufę.
            Rozwój sytuacji od samego początku śledził ze swojego schronu dowodzący 19. Regimentem pułkownik Adal. Wzbijane ostrzałem kłęby dymu i tumany pyłu nie ułatwiały mu zadania, jednak widział jak pozycje jego ludzi jedna po drugiej padały pod gąsienicami czołgów zdrajców. Raporty wysyłane siecią vox i poprzez gońców zalewały oficerów sztabowych. Wszystkie zawierały podobną zawartość - w najlepszym przypadku pozycje kriegan jeszcze się trzymały jednak pilnie wymagały posiłków, w najgorszym razie zawierały jedynie informację o załamaniu się obrony danego oddziału i podjętej walce do ostatniego żołnierza. Niewiele się zastanawiając pułkownik Adal poderwał do walki wszelkie rezerwy jakimi dysponował byle tylko powstrzymać napór heretyków. Jednocześnie wysłał do dowództwa 1. Korpusu raport sytuacyjny. Zdrajcy rozbili przednie pozycje 19. Regimentu z wykorzystaniem dużych sił pancernych i w rejony przełamania dosyłali coraz liczniejsze posiłki. By ich powstrzymać pułkownik Adal potrzebował absolutnie wszystkiego - każdego człowieka, każdego działa i każdego czołgu jakie tylko dostępne były w rezerwach Korpusu. W jego ocenie brak wzmocnienia 19. Regimentu oznaczał niemożliwość utrzymania dotychczasowych pozycji i konieczność wycofania się w celu utworzenia nowej linii obrony. Odpowiedź na żądania nadeszła bardzo szybko i nie niosła w sobie dobrych wieści. Zawierała nakaz utrzymania pozycji i zabraniała jakiegokolwiek odwrotu. Co gorsza dowództwo 1. Korpusu nie posiadało żadnych dostępnych od ręki rezerw więc pułkownik Adal musiał radzić sobie jedynie siłami którymi dysponował, a które topniały z minuty na minutę. Rozkaz wydawał się być absolutnie bezsensowny w obliczu niemal oczywistej porażki, z drugiej strony mógł stanowić element składanego na szybko większego planu. Oderwanie się od przeciwnika jest zadaniem trudnym już w sytuacji zwyczajnego kontaktu, a w przypadku nieprzyjaciela znajdującego się w środku pomyślnie rozwijającego się natarcia graniczy z cudem o ile w ogóle jest możliwe.
            Z czasem jednak desperacka obrona Kriegan zaczęła przynosić rezultaty - impet natarcia słabł jednak jego całkowite powstrzymanie wciąż było jedynie wariackim marzeniem. Związani w morderczej walce zdrajcy i gwardziści przemieszali się w jedną, chaotyczną masę, a każda z pozycji 19. Regimentu co chwila przechodziła z rąk do rąk. W godzinach popołudniowych wznowił się morderczy ogień artylerii lecz tym razem zabójczy koncert prowadziły już obydwie strony - kriegańscy artylerzyści ochłonęli już z pierwszego szoku i po chaotycznym odwrocie zaczęli reorganizować swoje swoje pozycje. W powstałym zamieszaniu vraksjańskie natarcie osłabło gdy piechota zaczęła koncentrować się wokół zapewniających bezpośrednie wsparcie czołgów. Kres walkom tamtego krwawego dnia przyniosło dopiero zapadnięcie nocy. Dla zbudowania jakiegokolwiek obrazu sytuacji obie strony wysyłały czujki i patrole, które jednak szybko dostawały się pod nieprzyjacielski ogień i były zmuszane do wycofania się zanim zdołały cokolwiek osiągnąć. Dowództwo vraksjan i 19. Regimentu nie posiadały jakichkolwiek konkretnych informacji i na całej długości frontu panował absolutny chaos.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

20% rabatu na ręcznie robioną biżuterię z kodem CZYTAWOJTEK

  20% rabatu na ręcznie robioną biżuterię z kodem CZYTAWOJTEK klikasz w link i 20% jest twoje :) Ty cieszysz się super cacuszkami i dodatkow...