piątek, 20 marca 2020

Kosmiczne Wilki cz14




Zemsta niesie w sobie symetrię bólu. Jeżeli nie odetniesz swych emocji od tego, którego chcesz zniszczyć, to nawet w zwycięstwie znajdziesz jedynie zniszczenie cząstki samego siebie.
z księgi Telapiye, wymarłych xenos

           
https://youtu.be/m4iFLB4k_BY

Niegdyś błyszczące w świetle swej gwiazdy niczym diament, stanowiące perłę w koronie Imperium Prospero od ponad półtora milenium stanowiło Martwy Świat podobnie jak pozostałe planety macierzyste Zdradzieckich Legionów. Wspaniałości tego świata obrócone zostały wniwecz gdy na początku M31 spadł na niego gniew Imperatora w najbardziej okrutnej i bezlitosnej postaci Lemana Russa i jego synów - Legionu Kosmicznych Wilków. Wspaniałe, lśniące w słońcu Tizca i gromadzona w nim przez stulecia wiedza niemal do szczętu spłonęły w furii Vlka Fenryka. Jedynie garstka, niemal dosłownie tysiąc synów Magnusa, ocalała z rzezi gdy ich skrwawiony, okaleczony w walce ze swym bratem Prymarcha oddał się na służbę Tzeentchowi i przeniósł ją wraz z resztkami archiwów na leżącą w Oku Terroru Planetę Czarnoksiężników. Po tych wydarzeniach niechęć, którą żywiły do siebie szósty i piętnasty Legion, zamieniła się w gorejącą z niebywałą mocą nienawiść.
Pozostające wierne Imperium i swemu przykutemu do Złotego Tronu Wszechojcu Wilki wykorzystywały każdą okazję do poszukiwań swoich przeklętych, pozostających solą w ich wilczych oczach wrogów. W tym samym czasie Zdrajcy, sługi godne swego nowego pana, snuli kolejne sieci intryg i knowań, które miały ostatecznie doprowadzić ich do zemsty na swoich katach. Wzajemne podchody trwały przez wieki i nigdy nie przyniosły nic więcej aniżeli nieznaczące potyczki aż do 742.M32. Wtedy to, niemal dokładnie 1500 lat od odejścia Lemana Russa, dojrzał i miał zostać zrealizowany plan Tysiąca Synów mający ostatecznie doprowadzić ich do tak wyczekiwanego celu - przetrącenia kręgosłupa Psom Imperatora, skruszenia ich potęgi i zniszczenia uświęconego przez nich Fenrisa w taki sam sposób w jaki oni skruszyli i zniszczyli XV Legion i wspaniałe Prospero.

Właśnie w 742.M32 przez System Gangavy płynął krążownik uderzeniowy otoczony luźnym szykiem swoich eskortowców. Okręty ciągnęły za sobą resztki mglistych, klejących się tu i ówdzie do stalowoszarych kadłubów smug resztek pola Gellera, ostatnich pozostałości po wyjściu z Osnowy kilka godzin wcześniej. Burty każdej z jednostek ozdobione były godłem wyszczerzonej, wilczej głowy, godłem Zakonu Kosmicznych Wilków. Należały one do Czwartej Wielkiej Kompanii dowodzonej przez Jarla Arveka Hrana Kjarlskara, a ich misją było poszukiwanie jakiegokolwiek tropu znienawidzonego Tysiąca Synów. Stanowiący serce formacji krążownik uderzeniowy nosił nazwę Gotthammar zaś na jego pokładzie znajdował się sam Wilczy Lord, coraz bardziej zniecierpliwiony i poirytowany powierzonym mu zadaniem. Zakuty w pancerz Terminatora zasiadał na znajdującym się na mostku tronie dowodzenia, a po jego bokach stali Kapłan Żelaza Anjarm oraz Kapłan Runów Frei. Wszyscy trzej czekali na transmisję przesyłaną przez wypuszczone wcześniej sondy zwiadowcze mknące przez Pustkę ku jedynej zamieszkanej planecie całego układu gwiezdnego - Gangavie. Świat ten, poprzez stulecia spowity w Burzach Osnowy, pozostawał całkowicie niedostępny jeszcze od czasów przed Wielkim Oczyszczeniem aż do momentu ich ustania siedemdziesiąt standardowych lat przed przybyciem Vlka Fenryka. Małe bezzałogowce mknęły z szaleńczą prędkością ku planecie przekazując z początku rozmazane i niewyraźne kształty. Dopiero gdy zajęły orbitę geostacjonarną jakoś transmisji uległa drastycznej poprawie - poprzez rozpraszające się w dole chmury dały się dostrzec obrazy, od których przyspieszyło tętno wszystkich trzech Astartes, ich włosy się zjeżyły a bursztynowe, wilcze, tęczówki zwęziły się pozostawiając jedynie malutkie, czarne punkciki źrenic. Na powierzchni Gangavy widać było kłujące w oczy, ostre, geometryczne kształty wielkiego, błyszczącego w słońcu miasta, a w jego środku znajdowały się… potężne piramidy. Znienawidzeni czarnoksiężnicy nareszcie zostali odnalezieni. Znajdującym się na pokładzie Gotthammara Astropatom natychmiast polecono przekazać dobre wieści znajdującemu się na Fenrisie Wielkiemu Wilkowi Harekowi Żelaznemu Czerepowi. Czas potrzebny na dotarcie informacji Czwarta Wielka Kompania miała wykorzystać do zniszczenia jakichkolwiek znajdujących się w Pustce systemów obrony Zdrajców oraz stworzenia orbitalnej blokady Gangavy Prime.
Kiedy astropatyczny komunikat dotarł na skutą lodem ojczyznę Kosmicznych Wilków, wywołał natychmiastową reakcję. W Komnacie Annulusa zgromadziła się licząca dwunastu Astartes rada wojenna - ośmiu znajdujących się na planecie Jarli, dwóch Wysokich Kapłanów, Kapłan Żelaza Berensson Gassijk Rendmar oraz sam Harek Eireik Eireiksson zwany Żelaznym Czerepem, który w tamtym czasie prowadził swój Zakon od ponad trzech stuleci.  Zgromadzonym wokół Annulusa, wielkiego kręgu noszącego godła wszystkich Wielkich Kompanii, Żelazny Czerep przekazał wieści otrzymane od Czwartej Wielkiej Kompanii. Wszystko wyglądało niemal dokładnie tak jakby Magnus Czerwony próbował odtworzyć na Gangavie Prime swój Legion. Raporty Kjarskarla szacowały liczebność wojsk Zdrajców na około dwa miliony, zaś w głównych ośrodkach planety, chronionych Tarczami Pustki, znajdowały się fabryki uzbrojenia. Co więcej sam Kapłan Runów Frei donosił o wykryciu na powierzchni samego Magnusa. Całokształt sytuacji wskazywał, że Wilki miały szczęście o jakim prawdopodobnie nie śmiały nawet marzyć - dopadli Karmazynowego Króla i jego Legion głęboko w trakcie odbudowy (czyli, mówiąc obrazowo, z gaciami spuszczonymi do kostek). Jedynym spośród zgromadzonych, któremu coś śmierdziało w tak idealnej okazji do zmycia starodawnej hańby pozostawienia resztek Tysiąca Synów przy życiu, był Jarl Dwunastej Wielkiej Kompanii Vaer Greyloc. Kłuł go fakt, iż pomimo posiadania całkiem sporej ilości wojska na powierzchni, na orbicie Gangavy Prime Zdrajcy nie posiadali żadnej floty. Wielki Wilk jednak swobodnie zignorował wątpliwości Greyloca, zaś jego kolejna uwaga niemal doprowadziła do mordobicia między Wilczymi Lordami. Jarl miał bowiem czelność wskazać na dość prozaiczny fakt potęgi samego Magnusa, którego nie był w stanie pokonać sam Leman Russ. W tym świetle szanse samego Żelaznego Czerepa czy nawet całości skierowanych na Gangavę sił Kosmicznych Wilków zdawały się zerowe. W mistrzowsko poprowadzonej tyradzie Wielki Wilk zapobiegł jakimkolwiek, wykraczającym poza słowne, utarczkom jednocześnie całkowicie olewając wątpliwości Greyloca. By ostatecznie zmyć hańbę niedokończonych łowów do uderzenia na Tysiąc Synów miała wyruszyć niemal cała Sfora - garnizonem Leża pozostać miała Dwunasta Wielka Kompania, ponieważ jej Jarlowi ponoć brakowało serca do nadchodzącej walki zaś po Kle chodziły plotki że jego niegdyś gorąca krew ostygła. Z innych Astartes na Fenrisie zostać miał Wilczy Kapłan Thrar Hraldir zwany Ostrzem Przeznaczenia oraz Kapłan Runów Odain Sturmhjart. Pierwszy z nich prowadził zwane przez siebie Hartowaniem badania mające na celu usunięcie wad genoziarna Kosmicznych Wilków, a w szczególności Canis Helix. Drugi został na Fenrisie na wyraźny rozkaz Wielkiego Wilka (poczytywał to sobie za wielki dyshonor i hańbę) i powierzony mu został nadzór nad pracami Hraldira.
Kiedy narada dobiegła końca zdawało się jakby prąd przeszedł przez całą twierdzę Vlka Fenryka. Niemal natychmiast po wydaniu rozkazów pierwsze Thunderhawki zaczęły odrywać się od leżących na szczycie Kła lądowisk Valgardu. Wkrótce pojedyncze jednostki zamieniły się w cały strumień topornych, kanciastych jednostek mknących z rykiem w przestworza. Do potoku Thunderhawków dołączyły również nieliczne posiadane przez Zakon Stormbirdy oraz niszczyciele hlaupa, zmodyfikowane okręty klasy Cobra. Te mierzące około 1500 metrów od dziobu do rufy były za duże by być zdolnym do kotwiczenia gdziekolwiek na powierzchni planetarnej jednak wysokość na jakiej znajdował się Valgard rozwiązywała ten problem. Drugi koniec tego łańcucha adamantium i ognia znajdował się wysoko ponad Kłem gdzie na orbicie stacjonarnej wisiała niemal cała flota Kosmicznych Wilków. W jej pobliżu, do tej pory zwarty, potok pojazdów rodzielał się na dziesiątki i setki mniejszych, a każdy z nich dążył do doków docelowych okrętów lub na wyznaczoną pozycję w tworzącej się armadzie. Centralnym punktem całego ugrupowania był majestatyczny Russvangum okręt flagowy samego Wielkiego Wilka, tak wielki że same w sobie spore krążowniki uderzeniowe były przez niego przytłaczane rozmiarem. Niemal natychmiast po zakończeniu mobilizacji, flota Vlka Fenryka wyruszyła w drogę by dokończyć łowy zaczęte ponad półtora tysiąca lat wcześniej. Do obrony swej macierzystej planety Kosmiczne Wilki pozostawiły Skraemara, krążownik uderzeniowy, wraz z jego eskortą - siły całkowicie symboliczne i niezdolne do zwalczenia jakiegokolwiek poważniejszego ataku. Kiedy całość wyprawy opuściła orbitę Fenrisa pozostali na powierzchni Astartes powrócili do przerwanych wcześniej czynności albo podjęli się nakazanych im przez zwierzchników obowiązków.

            Kiedy niemal cała potęga Vlka Fenryka wyruszała na ostateczną rozprawę z Magnusem i resztkami jego Legionu, Wielki Wilk nie wiedział o jednym, bardzo istotnym fakcie. Wilki zaczynały swój skok w Osnowę, który zaprowadzić miał ich do ostatecznej konfrontacji na Gangavie, a w tym samym czasie na prądach Immaterium unosiła się flota zmierzająca w stronę Fenrisa. Jej czołem była formacja krążowników uderzeniowych, za nią zaś ciągnęły się wielkie transportowce przenoszące w swych ładowniach nieprzeliczone tysiące śmiertelnych żołnierzy. Na pokładach okrętów wojennych znajdowało się co najmniej sześćset milczących, idealnie nieruchomych postaci przypominających lazurowo-niebieskie posągi przedstawiające zakutych w pancerz Astartes. W tamtym momecie od prawdziwych rzeźb odróżniało je jedynie upiorne, bladozielone światło sączące się z wizjerów ich hełmów. Byli to Marines Pieczęci, pozbawieni talentów psionicznych członkowie niedobitków Tysiąca Synów, którzy padli ofiarami czaru znanego jako Pieczęć Ahrimana. Zaklęcie to miało uwolnić XV Legion od przerażających mutacji na powrót obudzonych wśród jego Astartes po upadku Prospero. Ahriman i jego kabała czarnoksiężników osiągnęli swój cel jednak stało się to za straszliwą cenę. Wyzwolona czarem, dziwaczna burza szalała nad Planetą Czarnoksiężników zaś jej błyskawice dosięgały wszystkich Legionistów. Obdarzeni psionicznymi umiejętnościami zyskiwali nową potęgę, wiedzę i (przynajmniej w teorii) ochronę przed stanowiącą ich najgorszy koszmar przemianą ciała. Ci o niewielkich zdolnościach lub nieposiadający ich wcale (a była ich w Legionie większość) zapłacili za to cenę - trafieni nienaturalnymi wyładowaniami płonęli wewnątrz swoich pancerzy, których wszystkie łączenia były zamykane przez ogień trawiący wspaniałe formy Astartes. Zredukowani do żałosnej garstki pyłu oni również zostali uwolnieni od szalejących mutacji jednak ich dusze miały na zawsze pozostać uwięzione w zaspawanych pancerzach, zamienione na całą wieczność w ni to żywe ni to martwe, bezwolne automaty całkowicie posłuszne rozkazom czarnoksiężników Tysiąca Synów. Ustawieni w formacjach wypełniających ładownie krążowników uderzeniowych trwali w idealnej ciszy i bezruchu aż wola ich panów nada im nowy cel.
            Na wyższych pokładach, pośród śmiertelnych członków załogi przebywali ci, którzy stanowili najcenniejszy element Legionu - czarnoksiężnicy. Obdarzeni nadludzkimi możliwościami Astartes, wzmocnieni potęgą Pieczęci Ahrimana stanowili skarbnice dawno zapomnianej lub zakazanej wiedzy a dzierżone przez nich moce niemal nie miały sobie równych w materialnym uniwersum. Właśnie dzięki tym mocom, i pewnie przynajmniej częściowo dzięki pokręconej łasce Tzeentcha, możliwy był do wykonania wariacki manewr zaplanowany przez dowódców Tysiąca Synów. By nie dać Kosmicznym Wilkom szansy na jakąkolwiek reakcję flota miała opuścić Osnowę w bezpośrednim sąsiedztwie Fenrisa, w niemal zerowej odległości od niego (nadal były to pewnie setki tysięcy albo nawet miliony kilometrów, jednak w skali całego układu gwiezdnego dystans taki był niemal śmieszny). Było to działanie w równym stopniu odważne co ryzykowne - nawet wśród najwyższych oficerów Zdrajców pojawiały się głosy wątpiące w możliwość zrealizowania tak absurdalnego planu i obawy aby flota nie zmaterializowała się ot chociażby wewnątrz planety.
            W czasie gdy okręty Tysiąca Synów szykowały się do wyjścia z Immaterium, na Fenrisie swoje codzienne obowiązki rozpoczynały chóry astropatów. Spływające wiadomości stanowiły niemal standardowy ciąg, który przepływał codziennie przez ich umysły jednak nagle z prądów Osnowy dotarło w nie coś całkowicie innego. Wszyscy ujrzeli jedno, otoczone karmazynem oko wpatrujące się w głąb ich dusz. Niemal co do jednego pozbawieni wzroku przez bezpośrednią ingerencję potęgi samego Imperatora znali Jego dotyk i Jego niematerialne jestestwo. To co w nich zaglądało było niemal identyczne - moc, którą to coś dzierżyło i jego sygnatura w Osnowie jedynie w subtelnych detalach różniły się od Wszechojca. To coś jednak, w odróżnieniu od Imperatora, nie chciało uczynić ich odpornymi na skażenie Chaosu czające się w Immaterium. To coś korzystało ze swej potęgi by wszyscy fenrizjańscy astropaci zamilkli jednocześnie i niemal natychmiast. Zalani falą nieokiełznanej mocy wili się przypięci do swych foteli i pogrążali się w agonalnym wrzasku. Ich umysły i układy nerwowe dosłownie płonęły, mięśnie pogrążały się w niemożliwych, łamiących kości spazmach a organy wewnętrzne eksplodowały od przepływającej przez nie energii psionicznej, aż w końcu nadchodziła uwalniająca od cierpień śmierć. Pozbawiony astropatów Fenris nie miał jak wezwać pomocy w jakimkolwiek sensownym czasie - synowie Magnusa mieli otrzymać niemal dowolną ilość czasu na realizację swego mrocznego planu.
            W chwili kiedy nici życia fenrizjańskich astropatów były przerywane w niewyobrażalnych męczarniach, flota Tysiąca Synów wychodziła z Osnowy. Potężne talenty psioniczne, którymi dysponowali oraz łaska ich patrona o pierzastym zadku uspokoiły wiecznie kotłujące się prądy Immaterium do stopnia, który pozwolił liczącej pięćdziesiąt cztery okręty flocie powrócić do materialnego uniwersum w sposób niemożliwy do osiągnięcia przez jakiegokolwiek śmiertelnego Nawigatora. Armada miała wyłonić się niemal w bezpośredniej bliskości macierzystego świata Psów, zaś pozostały dystans miał zostać pokonany niemal niezauważenie dzięki prędkości, którą dysponowała.

            Nad Fenrisem sprawy toczyły się swoim rytmem. Sfory Krwawych Pazurów zostały zapędzone do treningów i ćwiczebnych walk, starsi Astartes zajęli się swoimi sprawami, a tysiące śmiertelnych sług Zakonu wykonywały swe prace zapewniające codzienne funkcjonowanie twierdzy synów Russa. Załogi posterunków planetarnych, platform orbitalnych i wiszącego na orbicie stacjonarnej Skraemara spokojnie obsadzały swoje stanowiska w oczekiwaniu wachty podobnej do setek wcześniejszych. Nagle, bez jakiegokolwiek ostrzeżenia, wszystko wypełniło wycie syren alarmowych. Ich jazgot wypełnił nawet surowe i mroczne korytarze samego Kła. Na panelach augurów niemal natychmiast pojawiły się niepochodzące z Fenrisa sygnatury dużych jednostek zbliżających się do planety z ogromną prędkością. Każda z nich nosiła najbardziej znienawidzoną przez Kosmiczne Wilki heraldykę Tysiąca Synów.
            Napastnicy nie tracili czasu i z miejsca uderzyli na zaskoczonych obrońców. Ci, godni swego fenrizjańskiego rodowodu, szybko otrząsnęli się z pierwszego szoku jednak nie mieli większych szans w orbitalnym starciu. Platformy obrony orbitalnej padały jedna po drugiej i ginęły w kulach ognia, niemal tak samo jak niegdyś miało to miejsce nad Prospero. Samotny Skraemar wraz ze swoją eskortą niemal natychmiast ruszył by podjąć walkę jednak w starciu z tak licznym i dobrze uzbrojonym wrogiem nie miał większych szans. Wkrótce znalazł się on otoczony z każdej strony przez mniejsze okręty Zdrajców. Okładany bez litości i chwili wytchnienia dzielnie stawiał opór przeważającym siłom jednak jego obrona słabła - kolejne warstwy tarcz pustki ustępowały pod ostrzałem nieprzyjaciela, niektóre pociski osiągały kadłub wyrywając w nim ziejące dziury i wzniecając pożary. Ostatecznie do starcia dołączył okręt flagowy wyprawy Tysiąca Synów - potężny Herumon. Spokojnie i metodycznie zajął on pozycję do otwarcia ognia po czym rozpoczął swój miażdżący ostrzał. Cokolwiek co pozostało z tarcz pustki na okręcie Kosmicznych Wilków natychmiastowo uległo przeciążeniu i wysiadło. Kolejna salwa Zdrajców była ostatnią czynnością której potrzebowali - skatowany i skrwawiony Skraemar ostatecznie uległ i zakończył swój żywot w kuli termonuklearnego ognia. Flota Tysiąca Synów zdobyła panowanie na orbicie Fenrisa i wkrótce miały rozpocząć się lądowania w otaczających Kieł regionach Asaheim. Wszystko wskazywało na to że jedna Wielka Kompania Vlka Fenryka będzie musiała stawić czoła całemu Tysiącowi Synów. Losy Kosmicznych Wilków zależały niemal wyłącznie od jednego, niewielkiego okrętu zwiadowczego niosącego na pokładzie jednego Zwiadowcę - Haakona Gylfassona zwanego Czarnym Skrzydłem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

20% rabatu na ręcznie robioną biżuterię z kodem CZYTAWOJTEK

  20% rabatu na ręcznie robioną biżuterię z kodem CZYTAWOJTEK klikasz w link i 20% jest twoje :) Ty cieszysz się super cacuszkami i dodatkow...