Zemsta niesie w sobie symetrię bólu. Jeżeli nie odetniesz
swych emocji od tego, którego chcesz zniszczyć, to nawet w zwycięstwie
znajdziesz jedynie zniszczenie cząstki samego siebie.
z księgi Telapiye, wymarłych xenos
Niegdyś błyszczące w świetle swej gwiazdy
niczym diament, stanowiące perłę w koronie Imperium Prospero od ponad półtora
milenium stanowiło Martwy Świat podobnie jak pozostałe planety macierzyste
Zdradzieckich Legionów. Wspaniałości tego świata obrócone zostały wniwecz gdy
na początku M31 spadł na niego gniew Imperatora w najbardziej okrutnej i
bezlitosnej postaci Lemana Russa i jego synów - Legionu Kosmicznych Wilków.
Wspaniałe, lśniące w słońcu Tizca i gromadzona w nim przez stulecia wiedza
niemal do szczętu spłonęły w furii Vlka Fenryka. Jedynie garstka, niemal
dosłownie tysiąc synów Magnusa, ocalała z rzezi gdy ich skrwawiony, okaleczony
w walce ze swym bratem Prymarcha oddał się na służbę Tzeentchowi i przeniósł ją
wraz z resztkami archiwów na leżącą w Oku Terroru Planetę Czarnoksiężników. Po
tych wydarzeniach niechęć, którą żywiły do siebie szósty i piętnasty Legion,
zamieniła się w gorejącą z niebywałą mocą nienawiść.
Pozostające wierne Imperium i swemu
przykutemu do Złotego Tronu Wszechojcu Wilki wykorzystywały każdą okazję do
poszukiwań swoich przeklętych, pozostających solą w ich wilczych oczach wrogów.
W tym samym czasie Zdrajcy, sługi godne swego nowego pana, snuli kolejne sieci
intryg i knowań, które miały ostatecznie doprowadzić ich do zemsty na swoich
katach. Wzajemne podchody trwały przez wieki i nigdy nie przyniosły nic więcej
aniżeli nieznaczące potyczki aż do 742.M32. Wtedy to, niemal dokładnie 1500 lat
od odejścia Lemana Russa, dojrzał i miał zostać zrealizowany plan Tysiąca Synów
mający ostatecznie doprowadzić ich do tak wyczekiwanego celu - przetrącenia
kręgosłupa Psom Imperatora, skruszenia ich potęgi i zniszczenia uświęconego
przez nich Fenrisa w taki sam sposób w jaki oni skruszyli i zniszczyli XV
Legion i wspaniałe Prospero.
Właśnie w 742.M32 przez System
Gangavy płynął krążownik uderzeniowy otoczony luźnym szykiem swoich
eskortowców. Okręty ciągnęły za sobą resztki mglistych, klejących się tu i
ówdzie do stalowoszarych kadłubów smug resztek pola Gellera, ostatnich
pozostałości po wyjściu z Osnowy kilka godzin wcześniej. Burty każdej z
jednostek ozdobione były godłem wyszczerzonej, wilczej głowy, godłem Zakonu
Kosmicznych Wilków. Należały one do Czwartej Wielkiej Kompanii dowodzonej przez
Jarla Arveka Hrana Kjarlskara, a ich misją było poszukiwanie jakiegokolwiek
tropu znienawidzonego Tysiąca Synów. Stanowiący serce formacji krążownik
uderzeniowy nosił nazwę Gotthammar zaś na jego pokładzie znajdował się sam
Wilczy Lord, coraz bardziej zniecierpliwiony i poirytowany powierzonym mu
zadaniem. Zakuty w pancerz Terminatora zasiadał na znajdującym się na mostku
tronie dowodzenia, a po jego bokach stali Kapłan Żelaza Anjarm oraz Kapłan
Runów Frei. Wszyscy trzej czekali na transmisję przesyłaną przez wypuszczone
wcześniej sondy zwiadowcze mknące przez Pustkę ku jedynej zamieszkanej planecie
całego układu gwiezdnego - Gangavie. Świat ten, poprzez stulecia spowity w
Burzach Osnowy, pozostawał całkowicie niedostępny jeszcze od czasów przed
Wielkim Oczyszczeniem aż do momentu ich ustania siedemdziesiąt standardowych
lat przed przybyciem Vlka Fenryka. Małe bezzałogowce mknęły z szaleńczą
prędkością ku planecie przekazując z początku rozmazane i niewyraźne kształty.
Dopiero gdy zajęły orbitę geostacjonarną jakoś transmisji uległa drastycznej
poprawie - poprzez rozpraszające się w dole chmury dały się dostrzec obrazy, od
których przyspieszyło tętno wszystkich trzech Astartes, ich włosy się zjeżyły a
bursztynowe, wilcze, tęczówki zwęziły się pozostawiając jedynie malutkie,
czarne punkciki źrenic. Na powierzchni Gangavy widać było kłujące w oczy,
ostre, geometryczne kształty wielkiego, błyszczącego w słońcu miasta, a w jego
środku znajdowały się… potężne piramidy. Znienawidzeni czarnoksiężnicy
nareszcie zostali odnalezieni. Znajdującym się na pokładzie Gotthammara
Astropatom natychmiast polecono przekazać dobre wieści znajdującemu się na
Fenrisie Wielkiemu Wilkowi Harekowi Żelaznemu Czerepowi. Czas potrzebny na
dotarcie informacji Czwarta Wielka Kompania miała wykorzystać do zniszczenia
jakichkolwiek znajdujących się w Pustce systemów obrony Zdrajców oraz
stworzenia orbitalnej blokady Gangavy Prime.
Kiedy astropatyczny komunikat dotarł
na skutą lodem ojczyznę Kosmicznych Wilków, wywołał natychmiastową reakcję. W
Komnacie Annulusa zgromadziła się licząca dwunastu Astartes rada wojenna -
ośmiu znajdujących się na planecie Jarli, dwóch Wysokich Kapłanów, Kapłan
Żelaza Berensson Gassijk Rendmar oraz sam Harek Eireik Eireiksson zwany
Żelaznym Czerepem, który w tamtym czasie prowadził swój Zakon od ponad trzech
stuleci. Zgromadzonym wokół Annulusa,
wielkiego kręgu noszącego godła wszystkich Wielkich Kompanii, Żelazny Czerep
przekazał wieści otrzymane od Czwartej Wielkiej Kompanii. Wszystko wyglądało
niemal dokładnie tak jakby Magnus Czerwony próbował odtworzyć na Gangavie Prime
swój Legion. Raporty Kjarskarla szacowały liczebność wojsk Zdrajców na około
dwa miliony, zaś w głównych ośrodkach planety, chronionych Tarczami Pustki,
znajdowały się fabryki uzbrojenia. Co więcej sam Kapłan Runów Frei donosił o
wykryciu na powierzchni samego Magnusa. Całokształt sytuacji wskazywał, że
Wilki miały szczęście o jakim prawdopodobnie nie śmiały nawet marzyć - dopadli
Karmazynowego Króla i jego Legion głęboko w trakcie odbudowy (czyli, mówiąc
obrazowo, z gaciami spuszczonymi do kostek). Jedynym spośród zgromadzonych, któremu
coś śmierdziało w tak idealnej okazji do zmycia starodawnej hańby pozostawienia
resztek Tysiąca Synów przy życiu, był Jarl Dwunastej Wielkiej Kompanii Vaer
Greyloc. Kłuł go fakt, iż pomimo posiadania całkiem sporej ilości wojska na
powierzchni, na orbicie Gangavy Prime Zdrajcy nie posiadali żadnej floty.
Wielki Wilk jednak swobodnie zignorował wątpliwości Greyloca, zaś jego kolejna
uwaga niemal doprowadziła do mordobicia między Wilczymi Lordami. Jarl miał
bowiem czelność wskazać na dość prozaiczny fakt potęgi samego Magnusa, którego
nie był w stanie pokonać sam Leman Russ. W tym świetle szanse samego Żelaznego
Czerepa czy nawet całości skierowanych na Gangavę sił Kosmicznych Wilków
zdawały się zerowe. W mistrzowsko poprowadzonej tyradzie Wielki Wilk zapobiegł
jakimkolwiek, wykraczającym poza słowne, utarczkom jednocześnie całkowicie
olewając wątpliwości Greyloca. By ostatecznie zmyć hańbę niedokończonych łowów
do uderzenia na Tysiąc Synów miała wyruszyć niemal cała Sfora - garnizonem Leża
pozostać miała Dwunasta Wielka Kompania, ponieważ jej Jarlowi ponoć brakowało
serca do nadchodzącej walki zaś po Kle chodziły plotki że jego niegdyś gorąca
krew ostygła. Z innych Astartes na Fenrisie zostać miał Wilczy Kapłan Thrar
Hraldir zwany Ostrzem Przeznaczenia oraz Kapłan Runów Odain Sturmhjart.
Pierwszy z nich prowadził zwane przez siebie Hartowaniem badania mające na celu
usunięcie wad genoziarna Kosmicznych Wilków, a w szczególności Canis Helix.
Drugi został na Fenrisie na wyraźny rozkaz Wielkiego Wilka (poczytywał to sobie
za wielki dyshonor i hańbę) i powierzony mu został nadzór nad pracami Hraldira.
Kiedy narada dobiegła końca zdawało
się jakby prąd przeszedł przez całą twierdzę Vlka Fenryka. Niemal natychmiast
po wydaniu rozkazów pierwsze Thunderhawki zaczęły odrywać się od leżących na
szczycie Kła lądowisk Valgardu. Wkrótce pojedyncze jednostki zamieniły się w
cały strumień topornych, kanciastych jednostek mknących z rykiem w przestworza.
Do potoku Thunderhawków dołączyły również nieliczne posiadane przez Zakon
Stormbirdy oraz niszczyciele hlaupa, zmodyfikowane
okręty klasy Cobra. Te mierzące około
1500 metrów od dziobu do rufy były za duże by być zdolnym do kotwiczenia
gdziekolwiek na powierzchni planetarnej jednak wysokość na jakiej znajdował się
Valgard rozwiązywała ten problem. Drugi koniec tego łańcucha adamantium i ognia
znajdował się wysoko ponad Kłem gdzie na orbicie stacjonarnej wisiała niemal
cała flota Kosmicznych Wilków. W jej pobliżu, do tej pory zwarty, potok
pojazdów rodzielał się na dziesiątki i setki mniejszych, a każdy z nich dążył
do doków docelowych okrętów lub na wyznaczoną pozycję w tworzącej się armadzie.
Centralnym punktem całego ugrupowania był majestatyczny Russvangum okręt
flagowy samego Wielkiego Wilka, tak wielki że same w sobie spore krążowniki
uderzeniowe były przez niego przytłaczane rozmiarem. Niemal natychmiast po
zakończeniu mobilizacji, flota Vlka Fenryka wyruszyła w drogę by dokończyć łowy
zaczęte ponad półtora tysiąca lat wcześniej. Do obrony swej macierzystej
planety Kosmiczne Wilki pozostawiły Skraemara, krążownik uderzeniowy, wraz z
jego eskortą - siły całkowicie symboliczne i niezdolne do zwalczenia
jakiegokolwiek poważniejszego ataku. Kiedy całość wyprawy opuściła orbitę
Fenrisa pozostali na powierzchni Astartes powrócili do przerwanych wcześniej
czynności albo podjęli się nakazanych im przez zwierzchników obowiązków.
Kiedy
niemal cała potęga Vlka Fenryka wyruszała na ostateczną rozprawę z Magnusem i
resztkami jego Legionu, Wielki Wilk nie wiedział o jednym, bardzo istotnym
fakcie. Wilki zaczynały swój skok w Osnowę, który zaprowadzić miał ich do
ostatecznej konfrontacji na Gangavie, a w tym samym czasie na prądach
Immaterium unosiła się flota zmierzająca w stronę Fenrisa. Jej czołem była
formacja krążowników uderzeniowych, za nią zaś ciągnęły się wielkie
transportowce przenoszące w swych ładowniach nieprzeliczone tysiące
śmiertelnych żołnierzy. Na pokładach okrętów wojennych znajdowało się co
najmniej sześćset milczących, idealnie nieruchomych postaci przypominających lazurowo-niebieskie
posągi przedstawiające zakutych w pancerz Astartes. W tamtym momecie od
prawdziwych rzeźb odróżniało je jedynie upiorne, bladozielone światło sączące
się z wizjerów ich hełmów. Byli to Marines Pieczęci, pozbawieni talentów
psionicznych członkowie niedobitków Tysiąca Synów, którzy padli ofiarami czaru
znanego jako Pieczęć Ahrimana. Zaklęcie to miało uwolnić XV Legion od
przerażających mutacji na powrót obudzonych wśród jego Astartes po upadku
Prospero. Ahriman i jego kabała czarnoksiężników osiągnęli swój cel jednak
stało się to za straszliwą cenę. Wyzwolona czarem, dziwaczna burza szalała nad
Planetą Czarnoksiężników zaś jej błyskawice dosięgały wszystkich Legionistów.
Obdarzeni psionicznymi umiejętnościami zyskiwali nową potęgę, wiedzę i
(przynajmniej w teorii) ochronę przed stanowiącą ich najgorszy koszmar
przemianą ciała. Ci o niewielkich zdolnościach lub nieposiadający ich wcale (a
była ich w Legionie większość) zapłacili za to cenę - trafieni nienaturalnymi
wyładowaniami płonęli wewnątrz swoich pancerzy, których wszystkie łączenia były
zamykane przez ogień trawiący wspaniałe formy Astartes. Zredukowani do żałosnej
garstki pyłu oni również zostali uwolnieni od szalejących mutacji jednak ich
dusze miały na zawsze pozostać uwięzione w zaspawanych pancerzach, zamienione
na całą wieczność w ni to żywe ni to martwe, bezwolne automaty całkowicie
posłuszne rozkazom czarnoksiężników Tysiąca Synów. Ustawieni w formacjach
wypełniających ładownie krążowników uderzeniowych trwali w idealnej ciszy i bezruchu
aż wola ich panów nada im nowy cel.
Na
wyższych pokładach, pośród śmiertelnych członków załogi przebywali ci, którzy
stanowili najcenniejszy element Legionu - czarnoksiężnicy. Obdarzeni
nadludzkimi możliwościami Astartes, wzmocnieni potęgą Pieczęci Ahrimana
stanowili skarbnice dawno zapomnianej lub zakazanej wiedzy a dzierżone przez
nich moce niemal nie miały sobie równych w materialnym uniwersum. Właśnie
dzięki tym mocom, i pewnie przynajmniej częściowo dzięki pokręconej łasce
Tzeentcha, możliwy był do wykonania wariacki manewr zaplanowany przez dowódców
Tysiąca Synów. By nie dać Kosmicznym Wilkom szansy na jakąkolwiek reakcję flota
miała opuścić Osnowę w bezpośrednim sąsiedztwie Fenrisa, w niemal zerowej
odległości od niego (nadal były to pewnie setki tysięcy albo nawet miliony
kilometrów, jednak w skali całego układu gwiezdnego dystans taki był niemal
śmieszny). Było to działanie w równym stopniu odważne co ryzykowne - nawet
wśród najwyższych oficerów Zdrajców pojawiały się głosy wątpiące w możliwość
zrealizowania tak absurdalnego planu i obawy aby flota nie zmaterializowała się
ot chociażby wewnątrz planety.
W
czasie gdy okręty Tysiąca Synów szykowały się do wyjścia z Immaterium, na
Fenrisie swoje codzienne obowiązki rozpoczynały chóry astropatów. Spływające
wiadomości stanowiły niemal standardowy ciąg, który przepływał codziennie przez
ich umysły jednak nagle z prądów Osnowy dotarło w nie coś całkowicie innego.
Wszyscy ujrzeli jedno, otoczone karmazynem oko wpatrujące się w głąb ich dusz.
Niemal co do jednego pozbawieni wzroku przez bezpośrednią ingerencję potęgi
samego Imperatora znali Jego dotyk i Jego niematerialne jestestwo. To co w nich
zaglądało było niemal identyczne - moc, którą to coś dzierżyło i jego sygnatura
w Osnowie jedynie w subtelnych detalach różniły się od Wszechojca. To coś
jednak, w odróżnieniu od Imperatora, nie chciało uczynić ich odpornymi na
skażenie Chaosu czające się w Immaterium. To coś korzystało ze swej potęgi by
wszyscy fenrizjańscy astropaci zamilkli jednocześnie i niemal natychmiast.
Zalani falą nieokiełznanej mocy wili się przypięci do swych foteli i pogrążali
się w agonalnym wrzasku. Ich umysły i układy nerwowe dosłownie płonęły, mięśnie
pogrążały się w niemożliwych, łamiących kości spazmach a organy wewnętrzne eksplodowały
od przepływającej przez nie energii psionicznej, aż w końcu nadchodziła
uwalniająca od cierpień śmierć. Pozbawiony astropatów Fenris nie miał jak
wezwać pomocy w jakimkolwiek sensownym czasie - synowie Magnusa mieli otrzymać
niemal dowolną ilość czasu na realizację swego mrocznego planu.
W
chwili kiedy nici życia fenrizjańskich astropatów były przerywane w
niewyobrażalnych męczarniach, flota Tysiąca Synów wychodziła z Osnowy. Potężne
talenty psioniczne, którymi dysponowali oraz łaska ich patrona o pierzastym
zadku uspokoiły wiecznie kotłujące się prądy Immaterium do stopnia, który
pozwolił liczącej pięćdziesiąt cztery okręty flocie powrócić do materialnego
uniwersum w sposób niemożliwy do osiągnięcia przez jakiegokolwiek śmiertelnego
Nawigatora. Armada miała wyłonić się niemal w bezpośredniej bliskości
macierzystego świata Psów, zaś pozostały dystans miał zostać pokonany niemal
niezauważenie dzięki prędkości, którą dysponowała.
Nad
Fenrisem sprawy toczyły się swoim rytmem. Sfory Krwawych Pazurów zostały
zapędzone do treningów i ćwiczebnych walk, starsi Astartes zajęli się swoimi
sprawami, a tysiące śmiertelnych sług Zakonu wykonywały swe prace zapewniające
codzienne funkcjonowanie twierdzy synów Russa. Załogi posterunków planetarnych,
platform orbitalnych i wiszącego na orbicie stacjonarnej Skraemara spokojnie
obsadzały swoje stanowiska w oczekiwaniu wachty podobnej do setek
wcześniejszych. Nagle, bez jakiegokolwiek ostrzeżenia, wszystko wypełniło wycie
syren alarmowych. Ich jazgot wypełnił nawet surowe i mroczne korytarze samego
Kła. Na panelach augurów niemal natychmiast pojawiły się niepochodzące z
Fenrisa sygnatury dużych jednostek zbliżających się do planety z ogromną
prędkością. Każda z nich nosiła najbardziej znienawidzoną przez Kosmiczne Wilki
heraldykę Tysiąca Synów.
Napastnicy
nie tracili czasu i z miejsca uderzyli na zaskoczonych obrońców. Ci, godni
swego fenrizjańskiego rodowodu, szybko otrząsnęli się z pierwszego szoku jednak
nie mieli większych szans w orbitalnym starciu. Platformy obrony orbitalnej
padały jedna po drugiej i ginęły w kulach ognia, niemal tak samo jak niegdyś
miało to miejsce nad Prospero. Samotny Skraemar wraz ze swoją eskortą niemal
natychmiast ruszył by podjąć walkę jednak w starciu z tak licznym i dobrze
uzbrojonym wrogiem nie miał większych szans. Wkrótce znalazł się on otoczony z
każdej strony przez mniejsze okręty Zdrajców. Okładany bez litości i chwili
wytchnienia dzielnie stawiał opór przeważającym siłom jednak jego obrona słabła
- kolejne warstwy tarcz pustki ustępowały pod ostrzałem nieprzyjaciela,
niektóre pociski osiągały kadłub wyrywając w nim ziejące dziury i wzniecając
pożary. Ostatecznie do starcia dołączył okręt flagowy wyprawy Tysiąca Synów -
potężny Herumon. Spokojnie i metodycznie zajął on pozycję do otwarcia ognia po
czym rozpoczął swój miażdżący ostrzał. Cokolwiek co pozostało z tarcz pustki na
okręcie Kosmicznych Wilków natychmiastowo uległo przeciążeniu i wysiadło.
Kolejna salwa Zdrajców była ostatnią czynnością której potrzebowali - skatowany
i skrwawiony Skraemar ostatecznie uległ i zakończył swój żywot w kuli
termonuklearnego ognia. Flota Tysiąca Synów zdobyła panowanie na orbicie
Fenrisa i wkrótce miały rozpocząć się lądowania w otaczających Kieł regionach
Asaheim. Wszystko wskazywało na to że jedna Wielka Kompania Vlka Fenryka będzie
musiała stawić czoła całemu Tysiącowi Synów. Losy Kosmicznych Wilków zależały
niemal wyłącznie od jednego, niewielkiego okrętu zwiadowczego niosącego na
pokładzie jednego Zwiadowcę - Haakona Gylfassona zwanego Czarnym Skrzydłem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz