https://youtu.be/RTD8mC4L2Jc
O
świcie kolejnego dnia powtórzył się scenariusz poprzedniego poranka - artyleria
zdrajców rozpoczęła miażdżący ostrzał a ich oddziały ponownie ruszyły do
natarcia. Tym razem jednak niemal natychmiastowej odpowiedzi udzieliły
kriegańskie działa, których pociski zaczęły orać vraksjańskie formacje jednak
bez większych rezultatów i heretycy parli naprzód od okopu do okopu. Ich
postępów nie była w stanie zahamować nawet gwałtowna burza, która rozpętała się
niedługo po tym jak wstał dzień. Potoki spadającej z nieba wody zamieniły pole
bitwy w potężne grzęzawisko jednak czołgi i piechota zdrajców nadal parły
naprzód przez głębokie, lepkie błoto. Wśród szykujących swoich ludzi do walki
oficerów był nawet sam pułkownik Adal. Wokół jego pozycji zaczynały lądować pierwsze
pociski vraksjańskiej artylerii, a jeden z nich był nawet na tyle szczęśliwy że
przebił strop schronu dowodzenia i eksplodował w środku. Szczęśliwie dla 19.
Regimentu pułkownika nie było już w środku bowiem zgodnie ze swoim kriegańskim
rodowodem znajdował się już na pierwszej linii skąd bezpośrednio obserwował
postępujące natarcie. Niedługo później powietrze wokół niego syczało od
laserowych boltów i było aż gęste od fruwających odłamków i wyrywanej
eksplozjami ziemi. Pierwsze bezpośrednie natarcie na pozycję pułkownika Adala
zostało odparte jednak jedynie kwestią czasu pozostawało nim jego opór zostanie
zdławiony. Wkrótce po pierwszym przyszło drugie uderzenie, które również
zostało odparte przez ludzi pułkownika jednak pozycje na ich skrzydłach wpadły
już w nieprzyjacielskie łapska. Pułkownik Adal i jego żołnierze byli niemal
całkowicie odcięci - linie komunikacyjne zostały przerwane, a jedyna droga
odwrotu wiodła przez otwarty teren omiatany wściekłym ogniem zdrajców.
Beznadziejność zaistniałej sytuacji była oczywista - dowódca 19. Regimentu miał
przy sobie jedynie 80 żołnierzy, jego zastępca, pułkownik Dyneh zginął, a
posiłków nie było skąd oczekiwać. W zaistniałych okolicznościach pułkownik Adal
podjął chyba jedyną możliwą decyzję - nakazał ewakuować rannych na ile było to
tylko możliwe po czym podzielił swoich ludzi na dwie grupy. Pierwsza miała za
zadanie przebicie się do pozycji innych jednostek 1. Korpusu i przekazać
meldunek o przełamaniu pozycji 19. Regimentu. Druga grupa, dowodzona osobiście przez
Adala, miała zostać na pozycjach i powstrzymywać natarcie zdrajców tak długo
jak tylko było to możliwe lub do czasu przybycia posiłków (optymistyczna wizja,
nie ma co). Kiedy tylko rozkazy zostały wydane grupa ucieczkowa wyskoczyła z
okopów i popędziła na tyły przemykając pod nieprzyjacielskim ogniem od osłony
do osłony. Garstka pod dowództwem pułkownika stawiła czoła nadciągającej fali
heretyków i zrobiła to wyjątkowo skutecznie. Dopiero podciągnięty przez
zdrajców Hellhound położył kres desperackiej obronie spopielając pułkownika
Adala i resztę ocalałych w potoku płonącego prometium.
Zniszczenie
punktu dowodzenia 19. Regimentu ostatecznie doprowadziło do jego rozpadu jako
spójnej siły. Bez kogokolwiek zdolnego do koordynowania działań pozostałe
pozycje padły niemal od razu i jedynie garstki straceńców pozostały by walczyć
do samego końca. Na tyły płynęły setki maruderów, a pośród tej ludzkiej rzeki
działa były pośpiesznie podczepiane do holowników i ewakuowane, a dziesiątki
magazynów i składów zostały porzucone na pastwę zdrajców. To co miało być
lokalnym, słabym kontratakiem zamieniło się w wielką wyrwę w pozycjach 1.
Korpusu Liniowego, który stanął w obliczu całkowitego załamania. Rozbicie 19.
Regimentu otworzyło przed zdrajcami całą lewą flankę Korpusu i bezpośrednio
zagrażało wyjściem vraksjan na jego tyły co mogło kosztować 88. Armię
Oblężniczą o wiele więcej aniżeli utratę zdobytego terenu - na szali stanęły
losy całej wojny. W przewrotnych kolejach wojny teraz to Krieganie zmuszeni
byli do przeprowadzenia szeroko zakrojonego odwrotu na zdatne do obrony
pozycje. Aby było to możliwe dowództwo musiało działać szybko tak samo jak
podległe mu oddziały. Pierwszym elementem układanki było zahamowanie bądź
spowolnienie natarcia zdrajców tak aby regimenty 1. Korpusu zdążyły się
przegrupować na nowe pozycje. Niezbędny na to czas miały za cenę swojego życia
kupić elementy 7. Regimentu Pancernego i pozostałości Jeźdźców Śmierci z
rozbitego 19. Regimentu Oblężniczego.
Pozostałe ugrupowania otrzymały rozkaz wycofania się na nowe pozycje zaś
stanowiący oś obrotu 261. Regiment Oblężniczy miał okopać się na bieżących
pozycjach tak skutecznie jak tylko było to możliwe. Dostrzegając stawkę,
dowództwo 88. Armii Oblężniczej (przynajmniej ta jego część, która znajdowała się
tam gdzie trzeba czyli na Vraks a nie po drugiej stronie sektora) podjęło
decyzję o zatrzymaniu wszystkich pozostałych uderzeń swoich oddziałów tak aby
wszystkie zasoby i rezerwy przekierować do wsparcia chwiejącego się 1. Korpusu,
z przesunięciem w jego rejon całego 8. Korpusu Uderzeniowego.
W
czasie kiedy dowodzący 88. Armią próbowali zaradzić rodzącej się katastrofie na
odcinku 1. Korpusu trwały desperackie próby powstrzymania naporu zdrajców. Do
wykonania powierzonego zadania 7. Regiment Pancerny zdołał zebrać 52 wozy klasy
Leman Russ i Macharius. Według wszelkich estymat czołgi te miały stawić czoła
solidnie ponad setce czołgów vraksjan, a liczba ta miała rosnąć z godziny na
godzinę. Zgrupowane naprędce pojazdy kriegan ruszyły na wyznaczone pozycje
wśród rzek wycofujących się piechociarzy 19. Regimentu i już wkrótce dowódcy
imperialnych maszyn dostrzegli nadciągającego nieprzyjaciela. Jako pierwsza
walkę nawiązała dowodzona przez kapitana Gerszona 15. Kompania Pancerna. Jadący
na czele wozów Leman Russ Vanquisher dowódcy pierwszy otworzył ogień i niemal
od razu uzyskał pierwsze zniszczenie - porażony czołg zdrajców niemal
natychmiast rzygnął ogniem przez wszystkie otwory i sekundę później jego wieża
rozerwana została przez eksplodującą amunicję. Ten mały sukces stał się
preludium do nadciągającego starcia. Niedługo później pociski przeciwpancerne
przecinały powietrze w każdym kierunku. Rykoszety krzesały na pancerzach snopy
iskier i z wyciem odlatywały w sobie tylko wiadomych kierunkach. Trafione czołgi
zamieniały się w pochodnie kiedy zapalało się paliwo w rozszczelnionych
zbiornikach lub w kule ognia kiedy wylatywała w powietrze przewożona w
pojeździe amunicja. Wóz kapitana Gerszona otrzymał trafienie, które zniszczyło
jeden ze sponsonów i zabiło strzelca jednak zdolny był on do zniszczenia
kolejnych dwóch czołgów wroga. Niedługo później wóz został trafiony po raz
kolejny i tym razem przedzierający się przez plastalowe cielsko wozu pocisk
rozerwał zbiorniki paliwa. Kapitan momentalnie wydał rozkaz opuszczenia czołgu
i wraz z trzema załogantami opuścił swój pojazd w momencie, w którym zapaliło
się rozlane prometium. Pozbawiony pancerza swego wozu i jego nadajników vox
Gerszon zmuszony był dowodzić swoją kompanią na piechotę w jakikolwiek możliwy
sposób. Na jego nastrój w pewien sposób dobrze wpłynąć mógł widok, który ukazał
się jego oczom po ucieczce ze zniszczonego Vanquishera - co prawda z dwunastu
wozów kompanii w walce pozostawały ledwie cztery jednak naprzeciw paliło się co
najmniej szesnaście czołgów nieprzyjaciela. W obliczu narastającego zamieszania
nakazał on odwrót ocalałym pojazdom, jednak wykonanie tego rozkazu mogło okazać
się o wiele bardziej skomplikowane aniżeli jego wydanie. Na pomoc ocalałym
pancerniakom przyszli jednak Jeźdzcy Śmierci z rozbitego 19. Regimentu
Oblężniczego. W akcie samobójczej odwagi i poświęcenia szwadron kawalerzystów
uderzył wprost na nacierające wozy zdrajców byle tylko nieco spowolnić ich
marsz. Jak już wiele razy wcześniej zachodzące słońce przyniosło koniec szalejącej
walce. Spośród 52 imperialnych wozów, które weszły do boju przetrwało jedynie
dziewięć Leman Russów i dwa Machariusy. Pewnym optymizmem napawał fakt, iż na
polu walki płonęło lub dopalało się około stu vraksjańskich czołgów.
Przez
kolejne dni siły imperialne przeprowadzały tak samo desperackie jak
zdeterminowane działania opóźniające. W trzeciej dobie w końcu wyhamowany
został impet natarcia zdrajców. 1. Korpus Liniowy do tego czasu oddał ogromne
ilości zdobytego terenu jednak udało się uniknąć załamania jego frontu. Cena,
którą przyszło za to zapłacić była jednak ogromna - w celu wzmocnienia
zagrożonego odcinka powstrzymane zostały wszelkie działania ofensywne w
pozostałych sektorach co pozwoliło zdrajcom z powodzeniem zakończyć odwrót na
drugą linię umocnień. Dziki kontratak przeprowadzony na północy, nawet jeśli
nie wygrał im wojny, kupił im tak cenny czas potrzebny na wycofanie sił, ich
reorganizację i wzmocnienie. Środkowa linia obrony vraksjańskiej Cytadeli
została w pełni obsadzona, wyposażona, zaś na jej bezpośrednim zapleczu
rozmieszczone zostały niezbędne rezerwy - stała się potężniejsza aniżeli
kiedykolwiek spodziewał się jakikolwiek z planistów operacji odbicia Vraks.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz