niedziela, 9 czerwca 2019

Białe Szramy cz6



Władca ŚmierciQin Xa i ocalali keshigowie starali się dotrzeć do centralnej części zrujnowanego
Tizca, gdzie po raz ostatni widzieli swojego Prymarchę. Kiedy podeszli do wyznaczonego
celu, usłyszeli znane im już buczenie. Psychneueiny zmaterializowały się nad Legionistami.
Keshig przygotował się do kolejnego starcia z potworami, wiedząc, że ich broń jest
bezużyteczna w starciu z nimi. Wtedy przed szereg wyszedł Arvida, uniósł ręce i uderzył w
insektoidy psionicznymi błyskawicami. Świecący egzoszkielet jednego z potworów
stwardniał w kontakcie z błyskawicą, dzięki czemu Qin Xa był w stanie rozbić jego korpus
Mieczem Mocy. Stanąwszy w centrum keshigu, Arvida kontynuował ostrzeliwanie potworów
boltami ognia Osnowy. Gdy trafił któregoś z nich, te pół-cielesne istoty nabierały fizyczności
i krystalizowały się. Kiedy już osiągnęły formę fizyczną, Białe Szramy natychmiast je
zabijały. Jednak w miarę niszczenia kolejnych potworów, pojawiało się ich coraz więcej;
najpierw przybyło kilka, następnie całe tuziny. Zaczęły pojawiać się nawet dziwniejsze
kreatury: gigantyczne skarabeusze, piętrzące się mantidy i podobne szerszeniom bestie.
Arvida pracował ciężko, rzucając w bestie seriami z boltów. Białe Szramy nie ustępowały,
przebijając się w stronę wyznaczonego celu. Niestety matematyka nie była po stronie
Astartes. Spektra potworów cały czas materializowały się, tworząc upiorne życie i
nadchodząc z każdego kierunku i wypełniając nawet powietrze. Arvida robił co mógł,
rozświetlał niebo czarnoksięstwem, ale nie był dość szybki. Wciąż nie mieli żadnego sygnału
- żadnego odczytu lokalizacji Khana.
Kiedy potwory zaczęły napierać z każdej ze stron, Qin Xa zaczął wołać Khana po
imieniu, jednocześnie przygotowując się na śmierć z otwartymi oczami. Nagle jedna z bestii
zwyczajnie się rozpadła, a jej fragmenty poszybowały wysoko w górę. Na widnokręgu dało
się zauważyć wysoką postać. Jego miecz świecił resztkami dziwnej, eterycznej mocy, jak
gdyby był zanurzony w stopionym żelazie. Przez chwilę, w szoku, jaki go ogarnął, Qin Xa
gapił się na nowoprzybyłego, oddychając ciężko. Wtedy opancerzona postać przemówiła i
wszystko stało się jasne. Khagan powrócił, by ich ocalić. Prymarcha Białych Szram biegł
przez armię uciekających koszmarów. Qin Xa i jego keshigowie zebrali się wokół Khagana.
Ten zauważył jednak Legionistę Tysiąca Synów pośród nich. Przez chwilę, Jaghataiowi
wydawało się, że stoi przed nim sam Ahriman - nosił on ten sam karmazynowy pancerz i te
same sigile. Po tym, jak Arvida przedstawił się Khanowi, ten przyjrzał mu się uważnie. Od
razu zauważył w nim wigor psionicznej duszy.
Terminatorzy zapytali Prymarchę, czy znalazł odpowiedzi na swoje pytania, ale ten
nie wiedział jak odpowiedzieć. Powiedział im, że teraz z pewnością wiedział więcej i że
wszystko co mu powiedziano, było prawdą. Prospero nosiło ślady zbrodni dokonanej przez
Lemana Russa, dokładnie tak, jak im powiedziano, ale sam Magnus upadł - to również się
zgadzało. Za tym wszystkim stał zaś Horus, Władca Prymarchów. Wina leżała na nich
wszystkich - nie było wyłącznie jednego zdrajcy. Zamiast tego istniała sieć rozciągająca się
w czasie, w którą wpadli oni wszyscy. A teraz przyszła kolej na Białe Szramy.
Kiedy chmury nad nimi zaczęły się świecić, żywy odcień światła spłynął ze smogu
nad wojownikami, roztrzaskując się o głaz. Terminatorzy obrócili się, gotowi na walkę z

nowym zagrożeniem. Qin Xa stanął przed Prymarchą. Jaghatai powiedział swoim
wojownikom, że przeczuwał obecność nowych gości już od jakiegoś czasu. Coś śledziło ich
już od czasów Ullanoru i teraz wreszcie miało się im to objawić. Keshig uformował półkole,
gotowy do uderzenia. Żaden z nich nie ruszy się, póki nie dostaną rozkazu; byli
przedłużeniem woli Khana. Khan nakazał swoim wojownikom spocznięcie, ponieważ zdał
sobie sprawę, z kim ma do czynienia; żaden z jego wojowników nie był w stanie sprostać
temu nowemu zagrożeniu. Był to jego brat - Mortarion, Władca Śmierci, Prymarcha Legionu
Gwardii Śmierci. Pył opadł, ukazując jeszcze sześciu Legionistów. Nosili blade, grube
pancerze Terminatorów, a w rękach dzierżyli Sierpy Mocy, w ich Legionie znane jako
Żniwiarze. Ich napierśniki były oliwkowo-zielone. Byli więksi niż Terminatorzy pod wodzą
Qin Xa. Dopiero po chwili Białe Szramy rozpoznały w nich członków elitarnej straży
przybocznej Mortariona, Całunu Śmierci.
Mortarion górował nad swoimi Astartes, ubrany w pancerz z czystego mosiądzu i
białego niczym kości ceramitu. Długi, ciemnozielony płaszcz zwisał z oprawionych
naramienników. Z łańcucha wokół jego pasa zwisały czaszki - jedne należały do ludzi, inne
do xenos. Pośród nich dało się zauważyć długi, bębenkowy pistolet o brązowych
znacznikach. Jego oczy były bursztynowe i zdawały się świecić spod głębokiego cienia
postrzępionej osłony. Ozdobna maska do oddychania pokrywała dolną część jego twarzy.
Cewki oleistego gazu wylewały się z podszewki jego płyty bojowej, ukazując powierzchnie
oznaczone symbolami czaszek i sycząc w kontakcie z wysuszoną powierzchnią Prospero.
Mortarion oparł swój monstrualny sierp o ziemię. Khan spojrzał na ostrze. Było znane jako
Milczenie i stanowiło najsilniejsze spośród słynnych Żniwiarzy XIV Legionu.
Mortarion przemówił i zaczął tłumaczyć powody swojego przybycia; powiedział
Jaghataiowi, że poszukiwał go, ponieważ wiele się zmieniło. Jaghatai zrozumiał, że jego brat
przybył, by namówić go do dołączenia do Zdrajców. Khan obserwował go ostrożnie,
ponieważ Mortariona nigdy nie było łatwo rozgryźć. Obserwując fizyczne zmiany na twarzy
swojego brata, zauważył, że aura jego mocy się wzmocniła. Coś w nim płonęło - coś
mrocznego jak prastary żar. Jego ciało zdawało się bardziej ponure, zdawał się być trochę
bardziej zgnuśniały, a mimo to aura strachu wokół niego była jeszcze silniejsza. Dawniej,
jeszcze na Ullanorze, w momencie celebrowania wielkiego zwycięstwa, wydawał się być
niższy. Jaghatai nakazał swojemu bratu wyznanie swojego prawdziwego powodu przybycia
do ruin Prospero. Khan słusznie przypuścił, że to nie Horus wysłał Mortariona - przybył on z
własnych powodów. Mortarion starał się zwieść Jaghataia, ale ten naciskał. Prymarcha
Gwardii Śmierci zaczął mówić o Horusie, o galaktyce należącej do wojowników i łowców, w
której silni zdobywali wolność niezwiązaną nakazami Imperatora. Khan nie był głupcem -
wiedział, że ta nowa galaktyka będzie prowadzona przez Horusa. Mortarion wzruszył na to
ramionami - Horus miał być początkiem nowego porządku. Był mistrzem, godnym swojego
tytułu władcą. Mógłby wypalić sobie drogę do samej Terry, albo i nie. Tak czy inaczej, w
galaktyce, która nadejdzie, będzie dość miejsca na powstanie nowych, wielkich sił.
Mortarion powiedział Khanowi, że ten nie powinien wiązać swojego losu z
Sanguiniusem i Magnusem. Nienawidził, kiedy ich trójka rozprawiała nad hipokryzją
Imperatora. Ich ojciec chciał udawać, że Osnowa nie istnieje, tak jakby wcześniej jego ręce

nie były skąpane w kłamstwie po same łokcie. Mortarion również w przeszłości popierał jego
decyzje. Khan nie dał się ogłupić szczerością swojego brata. Widział, do czego doszło.
Władca Śmierci nigdy nie ukrywał tego, czego chce naprawdę. Jaghatai wiedział, do czego
dąży jego brat: najpierw uciszył czarnoksiężników. Następnie wiedźmy. Kiedy ich zabrakło,
władza przeszła w ręce czystych i zdrowych. Był to wielki projekt Mortariona, o którym
powiedział mu on jeszcze na Ullanorze. Wtedy jednak Khan uważał jego słowa za puste
groźby, ale powinien był wiedzieć, że Mortarion nie rzuca pustych gróźb. Choć Mortarion
zwyciężył w swojej wielkiej misji, a Imperator faktycznie zakazał posługiwania się mocami
Osnowy, dziś najwięcej czarnoksiężników służyło po stronie Zdrajców. Horus przyzwolił na
ich pracę, a Lorgar ich szkolił. Choć Magnus nie był w stanie zmusić go do podjęcia decyzji
co do stanięcia po którejkolwiek ze stron konfliktu, to każde kolejne wydarzenie przybliżało
do niego moment wyboru. Mortarion zniszczył Librariusy Legionów tylko po to, by odkryć,
że najwięcej psioników walczy dziś po stronie Zdrajców.
Khan dostrzegał już cały obraz sytuacji. Ostrzegł on swojego brata, że nawet jeśli
jego Legion nie odczuwa dziś skutków zepsucia ze strony Osnowy, to prędzej czy później
jego Astartes zaczną przechodzić zmiany. Mortarion zawarł pakt z mistrzami Empireum i
prędzej czy później przyjdą odebrać swoje należności. Mortarion zgodził się z nim ale dodał,
że to właśnie dlatego tak długo szukał Khana. Władcy Śmierci zabrakło przyjaciół. Kto
miałby stanąć u jego boku przeciwko eterycznym potworom? Z całą pewnością nie ich brat
Angron, ani nie na wpół-oszalały Konrad Curze. Khan patrzył na Mortariona z pogardą. Jego
brat zasmakował w owocach zdrady i po czasie odkrył, że są one gorzkie. Khan nie chciał
być pociągnięty przez swojego brata na dno - Mortarion sam był sobie winny. Walcząc o
powstrzymanie gniewu, Mortarion ostrzegł Khana, że przybył, by zaoferować mu wybór -
pół Legionu Białych Szram zadeklarowało swoją lojalność Horusowi, ale inni pójdą w ślad
tylko za swoim Prymarchą. Czas ich ojca przeminął - Khan mógł stać się częścią nowego
porządku, który go zastąpi, albo ustąpić z pola w obliczu Horusa. Khan tylko się uśmiechnął -
był to zimny uśmiech, władczy w swej pogardzie. Khan nie uznałby nowego Imperatora - ani
siebie, ani żadnego ze swoich braci. Jaghatai wyjaśnił, że powodem był fakt, iż żaden z nich
nigdy nie powinien rządzić galaktyką - żaden z nich nie był budowniczym Imperium. Byli
wojownikami. Mortariona drażniło to stwierdzenie. Nie wytrzymał i cofnął się. Jego
Milczenie rozświetliło się zieloną energią. Całun Śmierci ustawił się w formacji bojowej.
Keshig stojący za Khanem przygotował swoje ostrza.
Prymarchowie zaczęli krążyć wokół siebie, przygotowywać się na ostatnie starcie w
morderczym pojedynku, który miał zadecydować o ich losie - szybkość miała walczyć z
nieugiętością. Choć Khan był zabójczo szybki, surowa siła Mortariona była fenomenalna.
Stojąc przed nim w pełni, Jaghatai zwątpił, czy którykolwiek z jego braci, być może poza
Ferrusem Manusem, mógłby sprostać Władcy Śmierci. Mortarion wstrzymywał każde
uderzenie Jaghataia, wchłaniając ich impet niczym pijawka, przyjmując ciosy i wracając po
więcej. Nieustępliwość Gwardii Śmierci była legendarna, podobnie jak ich umiejętność
absorbowania bólu. Cisi Całunowie Śmierci byli tak nieprzejednani jak ich mistrz, ścierając
się z Białymi Szramami pośród ruin Prospero. Wojownicy obu stron zaczęli umierać, a ich
ciała upadały w miękki pył zrujnowanego świata, ale walka trwała. Khan zaczął odczuwać

zmęczenie. Nigdy w przeciągu swojego długiego życia nie odczuwał podczas walki nic
większego, aniżeli trywialne zmęczenie mięśni. Nigdy nie był zaś tak zmęczony, jak podczas
swojej walki z Mortarionem. Khan wiedział jednak, że jego brat również cierpiał - jego twarz
była czerwona, a maska na jego ustach zaczęła inhalować jeszcze szybciej przez
przyspieszony oddech Prymarchy.
Mortarion wycelował bronią w Khana, posługując się sierpem niczym halabardą i
wbijając się ostrzem w przeponę brata. Khan postąpił krok do tyłu potykając się, a Mortarion
parł dalej. Zadawał mu coraz więcej ciosów - ciężkich, silnych, wstrząsających powierzchnią
planety. Khan cały czas się cofał, ledwo będąc w stanie wytrzymać eksplozję furii
skierowaną przeciw niemu. Kiedy raz jeszcze starli się ze sobą, impakt uderzenia
spowodował zgrzyt kości obu wojowników. Prymarchowie napierali na siebie, a każdy ich
cios był przepełniony czystą wściekłością. Fragmenty pancerzy zaczęły wystrzeliwać w
powietrze. Z zapasu fiolek Mortariona zaczął ulatniać się gaz, oślepiając obu Prymarchów.
Krew tryskała po twarzach ich wojowników i plamiła ich pancerze. Bracia, waląc się
praktycznie na oślep, nadal nie mieli zamiaru ustąpić choćby centymetra ziemi swojemu
przeciwnikowi. Zbierając w sobie ostatnie pokłady sił, Khan utrzymywał pozycję, dysząc
ciężko i starając się zaczerpnąć brakującej energii do ostatniego ciosu. Jego miecz dao
wskazywał Mortariona, czekając na ruch ze strony przeciwnika. Jeden, celnie wymierzony
cios - na to wciąż miał siłę. Jednak Mortarion ani drgnął. Stał nieruchomo, jakby nasłuchując
czegoś z oddali. Swój sierp złożył wzdłuż ciała. Spod jego maski dało się słyszeć urywany
kaszel, który prawdopodobnie był swego rodzaju rechotem z wyczerpania.
“A więc
dokonałeś wyboru,”
rzekł do Khana.
Mortarion kontynuował, mówiąc mu, że ich szanowane okręty znalazły się w stanie
wojny. Nie to obiecali braciom z Loży Białych Szram, ale Władca Śmierci odmówił
możliwości wycofania się swojej floty z takiej walki. Khan poczuł pył wznoszący się wokół
jego nóg. Nagle przez chmury przedarła się zielona błyskawica bagienno-zielonego światła,
będąca zwiastunem teleportacji. Mortarion kpiąco zasalutował swojemu bratu, kiedy zielona
błyskawica rozświetliła wymarłą stolicę Prospero. Khan zaszarżował, wiedząc, że i tak jest
już na to za późno. W zaledwie chwilę Władca Śmierci i jego wojownicy zostali wciągnięci
w Vortex Osnowy. Wiatr na planecie wył w obliczu nastałej na jego powierzchni pustki.
Jaghatai, uniesiony momentem swojego ostatniego ciosu, przeciął powietrze w miejscu, gdzie
jeszcze przed chwilą stał jego brat.
Qin Xa stanął przed nim w całkowicie czystym pancerzu - jedynie jego miecze były
brudne od krwi. Legionista Tysiąca Synów wciąż był z nimi, podobnie jak pięciu keshigów.
Khan był wściekły - polowanie nie zostało doprowadzone do końca, jego zwierzyna mu
uciekła. Qin Xa opuścił broń. Przez chwilę nie mówił nic, ale słabe klikanie z jego hełmu
oddawało jego próby nawiązania kontaktu z okrętami Legionu na orbicie. Khan zwrócił się
do Arvidy i rozkazał mu wydostać ich z Prospero. Arvida ostrzegł go przed tym, jak ciężkie
było to zadanie. Mógł posługiwać się tak wielką mocą jedynie przez chwilę. Skupiając się,
Arvida wezwał srebrne, wiedźmie światło, które było tak jasne i intensywne, że nie dało się
na nie patrzeć. Następnie skierował dłonie w niebo i sprowadził kolumnę świecącej

luminescencji, elektrycznie-białą i niezwykle gorącą. Khan spojrzał w miejsce, do którego
Arvida kierował energię i miał nadzieję, że ktoś dostrzegł ich sygnał.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

20% rabatu na ręcznie robioną biżuterię z kodem CZYTAWOJTEK

  20% rabatu na ręcznie robioną biżuterię z kodem CZYTAWOJTEK klikasz w link i 20% jest twoje :) Ty cieszysz się super cacuszkami i dodatkow...