poniedziałek, 10 czerwca 2019

Mortarion i Gwardia Śmierci cz3




“Nigdy nie zapominajcie o zniewagach, moi synowie, tak jak i ja nigdy nie zapomniałem
zniewag od mojego ojca, Imperatora, ani tych od Horusa. Nie wybaczajcie lekceważenia i
zażaleń. Kryjcie swój żal głęboko w sobie i pozwólcie mu tam ropieć. Pozwólcie mu się
skręcać, wzrastać i gnić, dopóki nie będziecie przepełnieni żółcią tak trującą, że wszystko,
czego się tkniecie, nie obróci się w ruinę. W taki sposób najlepiej usłużycie Nurglowi.
Rozsiewajcie zatem jego jadowite dary po całym fałszywym Imperium i obserwujcie jego
ostateczne gnicie…”
~ Mortarion, Demoniczny Prymarcha Nurgla
Kiedy Mistrz Wojny Horus zwrócił się ku Chaosowi, nie musiał zbytnio się wysilać,
by pociągnąć za sobą Mortariona i jego Legion. Horus był jednym z niewielu Prymarchów,
przy których Mortarion czuł się komfortowo i od zawsze darzył on Horusa większą
lojalnością niż samego Imperatora. Na dodatek, Pierwszy Kapitan Calas Typhon, prawa ręka
Mortariona, w tajemnicy już od dawna był wyznawcą Rujnujących Mocy i z ochotą
manipulował resztą Gwardii Śmierci tak, by skierować Legion na drogę potępienia.
Mortarion ogłosił swoją prawdziwą przynależność w czasie czystki Istvaana III, gdy
dobrowolnie wysłał potencjalnie Lojalistyczne fragmenty Gwardii Śmierci w pułapkę
Horusa. Kiedy tylko Astartes lojalni Imperatorowi zostali wybici, Gwardia Śmierci stoczyła
bój u boku Zdrajców w czasie Masakry Strefy Zrzutu na Istvaanie V.
Jastrząb Wojny i Władca ŚmierciPrzez większość Wielkiej Krucjaty, wędrujący Legion Białych Szram pod
dowództwem Prymarchy Jaghataia Khana pozostawał zauważalnie nieobecny w czasie
trwania głównych wydarzeń i dopiero od jakiegoś czasu uważnie przysłuchiwali się chórom
swoich Astropatów. Kiedy tylko ich interpretacje astropatycznych wiadomości zaczęły być ze
sobą sprzeczne, Białe Szramy zaczęły podejrzewać, że w galaktyce dzieje się źle. Dla nich
wszystko zaczęło się w Układzie Chondax, tuż po zakończeniu się ich kampanii przeciwko
zielonoskórym - wtedy po raz pierwszy po wielkiej flocie Khana zaczęło szerzyć się
przeświadczenie, że coś jest nie tak. Brakowało im jednak wtedy szczegółów, autentyczności
uzyskiwanych informacji - były to proste, astropatyczne wiadomości o podwójnym źródle
pochodzenia. Łatwo było to wtedy zrzucić na burzące się moce Empireum. Khana męczyło to
jednak dzień i noc i nie pozwalało mu to dobrze spać. Z Jaghataiem skontaktował się w
końcu Leman Russ, Prymarcha Kosmicznych Wilków, który dopiero co powrócił znad

spalonego Prospero. Flota VI Legionu zgromadziła się w Mgławicy Alaxxes, gdzie
zamierzała podreperować swoje okręty po udanej kampanii, kiedy to zostali zaatakowani
przez siły Legionu Alfa. Choć Khan sam był w kłopotliwym położeniu, nie zgodził się
pomóc Kosmicznym Wilkom - przed zaangażowaniem swojego Legionu w walkę po
którejkolwiek ze stron, musiał bowiem w ogóle wiedzieć, kto jest sojusznikiem a kto
wrogiem. Życząc swojemu bratu powodzenia, Jaghatai wyruszył na poszukiwanie
odpowiedzi.
Następnym przystankiem jego floty było zniszczone Prospero, były dom Legionu
Tysiąca Synów. Khagan rozkazał swojemu Legionowi udanie się do źródła, by odnaleźć
architekta chaosu, w którym pogrążyło się Imperium. Mimo to, jedyną duszą, która widziała
Osnowę taką, jaka była ona naprawdę, był sam Magnus Czerwony, jedyny z braci Jaghataia,
któremu ten kiedykolwiek ufał. W swoich poszukiwaniach Jaghatai udał się pod
powierzchnię planety i przeszukał tamtejsze krystaliczne jaskinie, kiedy jednak powrócił na
powierzchnię, spotkał nieoczekiwanych gości. Chmury nad jego głową rozświetliły się, a
chwile później zostały przecięte przez wibrujący promień światła, który rozbił się o ziemię
tuż przed nim. Jego Terminatorzy skierowali w tę stronę swoją broń. Jaghatai przekazał im
jednak, że przeczuwał obecność jeszcze kogoś już od jakiegoś czasu. Ten ktoś był obecny od
czasu Ullanoru i wreszcie zdołał go dogonić. Khan rozkazał swoim żołnierzom złożenie
broni, jako że i tak nie stanowili zagrożenia dla nowo-przybyłego gościa. Jakże mogłoby być
inaczej? W końcu stanął przed nim jego własny brat - Mortarion, Władca Śmierci, Prymarcha
Gwardii Śmierci.
Opadający pył ukazał siedem postaci stojących przed Białymi Szramami. Sześciu z
nich było Legionistami. Nosili blade, grube Pancerze Terminatorskie i ogromne Kosy Mocy,
znane jako Żniwiarze. Terminatorzy Gwardii Śmierci górowali nad Terminatorami Khana.
Byli członkami elitarnej straży przybocznej Mortariona, Całunami Śmierci.
Mortarion przywitał się z bratem i zaczął wyjaśniać mu powody swojego przybycia
na Prospero; mówił Jaghataiowi, że poszukiwał go, jako że wszystko się zmieniło. Jaghatai
zdał sobie sprawę, że jego brat chciał przekonać go do sprawy Zdrajców. Khan obserwował
go uważnie, jako że Mortariona zawsze było łatwo przejrzeć na wylot. Mimo to, swoje
obnażone ostrze trzymał luźno w ręce. Obserwując fizyczne zmiany w swoim bracie, Jaghatai
zauważył, jak bardzo Mortarion urósł w siłę. Coś w nim płonęło, coś mrocznego, jakiś
nieznany, prastary żar. Jego ciało było w jakiś sposób bardziej blade, jego osoba bardziej
opryskliwa, a mimo to aura strachu wokół niego wydawała się być silniejsza. Jeszcze na
Ullanorze nie był tą samą osobą co teraz. Jaghatai, chcąc ukrócić wypowiedź brata, kazał mu
powiedzieć, z czym do niego przyszedł i zostawić go w spokoju. Khan prawidłowo uznał, że
to nie Horus go wysłał, że przyszedł do niego sam, we własnym interesie. Mortarion mówił o
wielkiej rebelii, o galaktyce wojowników i łowców, w której silni byli wolni i działali tak, jak
chcieli, niezwiązani żądaniami Imperatora. Khan nie był jednak głupcem i wiedział, że tą
nową galaktyką rządziłby Horus. Mortarion rzekł mu jednak, że to Horus zapoczątkuje nowy
porządek - był czempionem i królem.
Ich rozmowa trwała nadal, ale była zwykłym przerzucaniem się argumentami. Żaden
z nich nie był w stanie przekonać drugiego do słuszności swojej sprawy, ale w końcu Khan

ujrzał pełny obraz sytuacji, przed którą stanął Mortarion. Jaghatai ostrzegł brata, że choć jego
Legion może być teraz wolny od zepsucia Osnowy, to prędzej czy później mistrzowie
Empireum upomną się o swoją nagrodę. To z tego powodu Mortarion przybył do Jaghataia.
Nie miał już żadnych przyjaciół. Któż miałby teraz stanąć u jego boku przeciwko istotom
tkającym Osnowę? Z pewnością nie Angron ani nie Konrad Curze. Jaghatai spojrzał na
Mortariona z odrazą. Jego brat zasmakował w owocach zdrady i okazały się one gorzkie.
Khan nie zamierzał być wciągany w ruinę własnego brata - Mortarion musiał poradzić sobie
sam. Walcząc o powstrzymanie gniewu, Mortarion ostrzegł Khana i powiedział mu, że
przyszedł, by dać mu wybór - połowa Legionu Białych Szram już była lojalna Horusowi, a
inni poszliby za Khanem w ogień. Czas ich ojca skończył się - Khan mógł stać się częścią
nowego porządku, który miał nastąpić po nim, albo zostać zniszczonym w obliczu upadku
Imperium. Khan jedynie uśmiechnął się. Był to zimny, władczy w swej pogardzie uśmiech.
Nie uklęknąłby przed nowym Imperatorem. Uważał, że żaden z nich nie powinien władać
galaktyką. Nikt z nich nie był budowniczym królestwa. Byli wojownikami. Mortarion
prychnął z pogardą na przypisaną mu rolę, podczas gdy Khan był z tego dumny.
Zdenerwowany decyzją brata, Mortarion cofnął się, a jego Kosa pobudziła się do życia,
trzaskając zieloną energią. Całun Śmierci przybrał postawę ofensywną. Stojący za Khanem
Keshig przygotował swoje ostrza. Bracia byli gotowi do rozwiązania swojego sporu raz na
zawsze.
Prymarchowie stoczyli epicki pojedynek, podczas którego raz jeden, raz drugi
zadawał drugiemu silne, błyskawiczne i niszczące uderzenia. Khan był bliski przegranej, ale
jego niebywała szybkość za każdym razem górowała nad siłą Mortariona. Tylko i wyłącznie
dzięki cielesnej wytrzymałości Władcy Śmierci wciąż stał on na nogach. Niezdolny do
pokonania Jaghataia, Mortarion ostatecznie zmęczył się do tego stopnia, że dalsze
kontynuowanie ich pojedynku mogło źle się dla niego skończyć. Maska tlenowa Mortariona
inhalowała ogromne hałdy powietrza, co jednoznacznie świadczyło o wielkim zmęczeniu
Prymarchy.
“A więc dokonałeś wyboru” rzekł mu.
W tym momencie ich pojedynek się zakończył. Mortarion powiedział Jaghataiowi o
sytuacji jego floty: jego okręty trawiły teraz płomienie wojny. Nie to obiecały mu Loże
Wojowników Białych Szram, a Władca Śmierci nie zamierzał tracić okrętów na ten konflikt.
Czując wznoszący się pył wokół swoich stóp, Mortariona ogarnęło zielone światło - to samo,
które go tu zesłało. Zasalutował Khanowi lekceważąco, a ten zaczął biec w jego kierunku.
Nie miał jednak szans - ostrze Jaghataia przeszyło powietrze.
Poszukiwanie odpowiedziZmartwiony swoją ostatnią porażką z rąk Jaghataia, Mortarion porzucił pościg za
Białymi Szramami na rzecz poprowadzenia swojego Legionu na mściwą kampanię karną do
układów byłego imperium Prosperine. Już wkrótce świat po świecie upadał pod naporem
okrutnej rzezi, ale mimo to, tajemniczy Prymarcha wydawał się być skupiony na jakimś
innym, odleglejszym celu. Ostatecznie odnalazł to, czego szukał na świecie Terathalion, byłej
planecie-bibliotece, gdzie łączyła się cała znana wiedza, zebrana pod przewodnictwem

dawnych mistrzów Prospero. Kiedy jego okręty pojawiły się tam w 7 r. M31 i rozproszyły się
po lokalnym układzie, ku przerażeniu mieszkańców planety okazało się, że nie były to
smukłe, karmazynowe okręty Magnusa Czerwonego, a ziemisto-szare, wielkie lewiatany. Co
więcej, nie był to żaden szwadron, a cała grupa bitewna. Mortarion nakazał rozpocząć
natychmiastowe bombardowanie, a kiedy tylko się ono zakończyło, kilku z ocalałych
mieszkańców świata wypełzło ze swoich kryjówek na spotkanie śmierci. Myśląc, że
najgorsze było już za nimi, spojrzeli w niebo tylko po to, by ujrzeć setki kapsuł desantowych,
prujących ku powierzchni ziemi. Cały Legion Gwardii Śmierci spadał na skazaną na zagładę
planetę.
Choć wciąż był ranny po ostatnim pojedynku, Władca Śmierci teleportował się na
powierzchnię, szukając pewnej śmiertelnej kobiety. Po odnalezieniu jej, od razu teleportował
się wraz z nią z powrotem na swój flagowiec,
Wytrzymałość. W swoich kwaterach
prywatnych prowadził następnie długie przesłuchania. Okazało się, że kobieta była tak
naprawdę Demonem uwięzionym w ludzkim ciele. Mortarion nigdy wcześniej nie spotkał się
z taką istotą, wierzył on bowiem swojemu ojcu, Imperatorowi, który powiedział mu, że takie
istoty nie istnieją. Teraz jedna z takich właśnie istot stała przed nim, zakuta w kajdany.
Prymarcha chciał od Demona odpowiedzi. Chciał wiedzieć, dlaczego jego bracia, Lorgar i
Fulgrim, dobrowolnie paktowali z jego gatunkiem. Demon wyjaśnił mu, że jego bracia
zwyczajnie dostrzegli prawdę.
Mimo wszystkiego co zaszło, Mortarion wciąż uważał, że całe czarnoksięstwo było
rakiem toczącym galaktykę. Wciąż wierzył, że musi z nim walczyć i je odpychać. Po
zniszczeniu całego świata w poszukiwaniu odpowiedzi, poznał prawdę na temat Chaosu.
Mortarion wiedział, że teraz był otoczony przez potępionych. Jaghatai miał rację - Władca
Śmierci musiał stanąć przeciwko nim samotnie. Istota z Empireum wyjaśniła mu wszystko.
Mimo to, miał zamiar to wszystko zrozumieć i przezwyciężyć. Ostatnim zadaniem Demona
było pokazanie mu, jak tego dokonać. Podła kreatura śmiała się jednak z jego starań.
Podobnie jak tysiące innych śmiertelników, których ta istota spotkała przez całe eony
swojego życia, Mortarion także był przekonany, że znajdzie wyjście ze swojej beznadziejnej
sytuacji i samotnie będzie mógł paktować z samymi Mrocznymi Bogami bez poniesienia
konsekwencji. Demon wyjaśnił mu, że w Empireum istnieje wiele potężnych sił, a jedna z
nich ma już wygrawerowane imię Mortariona na swoim przeżartym rdzą tronie. Wciąż
czekał, choć jego cierpliwość miała się ku końcowi. Nie miało znaczenia to, jak wiele prób
podejmie Prymarcha by zmienić swój los - nie miał szans. Jego życie już należało do kogoś
innego. Wypowiedź istoty wprowadziła Mortariona w furię - nawet jego ojciec nie zdołał
uczynić go swoją własnością. Prymarcha przyznał, że był winny ojcobójstwa na długo, nim
ziarna zdrady zasiano w sercu Mistrza Wojny. Widział on ich wszystkich - tyranów,
wiedźmy, xeno-śmieci. Tylko on był wolny od tego wszystkiego, wolny od zepsucia. Demon
przejrzał jednak kłamstwa Prymarchy i wyśmiał go - dla tej istoty Prymarcha wcale nie
wydawał się wolny i czysty.
Demon nie przestawał wyśmiewać Prymarchy. Jeśli chciał prawdy, to jak powiedział
mu Demon, dostanie prawdy. Kajdany potwora zostały nagle roztrzaskane, a kobieta stojąca
przed nim zaczęła przybierać swoją prawdziwą, połyskującą, insektoidalną formę. Choć

fizyczna siła Mortariona była ogromna, Demon wiedział, że w tym starciu nie będzie to
atutem, jako że sam był istotą psioniczną, utrzymywaną przy materium jedynie przez prawa,
których Prymarcha lękał się od zawsze. W próbie odparcia brutalnego ataku Demona, rzucił
się na niego z gołymi rękami, wciąż polegając na niezmierzonych pokładach własnej siły.
Furia ogarnęła go w momencie, kiedy zdało się to na nic. Zaczerpnął zatem w głąb swoich
wrodzonych zdolności. Chwalebny smród wpojonej mu w dzieciństwie magii i
czarnoksięstwa zaczął wypełniać każdy fragment jego ciała. Czuł w sobie moc i używał jej
pomimo protestów własnego umysłu. Kiedy Demon został odrzucony przez wielką falę
energii i rozpłaszczył się na ścianie, czując, jak jego własna dusza wraca do Empireum,
Prymarcha bez końca niszczył istotę własnymi pięściami, wylewając na nią złość.
Przerażona, opuszczona przez Demona kobieta była pierwszą istotą, która ujrzała narodziny
istoty, w którą zamienił się Prymarcha Gwardii Śmierci. Kiedy istota odeszła, poturbowana i
bliska śmierci kobieta miała ponoć zasalutować Prymarsze i rzec mu:
“Chwała Mistrzowi
Plagi!”
Mortarion stał nad jej zniszczonym ciałem, oddychając ciężko. Przez zbyt długo
wykorzystywany był przez wszystkich na około. Próżnia była teraz pełna czarnoksięstwa i to
bardziej złośliwego, niż kiedykolwiek wcześniej. Niemal czuł sięgające po niego eteryczne
macki. Władca Śmierci wiedział, że musiał dowiedzieć się więcej. Musiał poznać wszystkie
drogi zniszczenia. Musiał to uczynić, jako że być może i poznał je w przeszłości, ale przez
wiele lat odrzucał możliwość uwierzenia w nie. Musiał stać się tym, czego tak bardzo przez
całe życie nienawidził.
“Niech tak będzie” powiedział sobie, “wszystko zaczyna się tutaj.”Zguba Gwardii Śmierci“W próżni między gwiazdami ani w najgłębszych dziurach Ziemi nie ma ciemności, która
równa jest ciemności czynów ludzi.”
~Fragment zniszczonego Neo-Terrańskiego Kreda
W czasie oblężenia Terry pod koniec Herezji Horusa, Gwardia Śmierci była częścią
sił inwazyjnych Mistrza Wojny. Jednak po drodze do upragnionego przez Zdrajców celu, cała
flota Legionu wpadła w pułapkę wewnątrz Immaterium przez działania Pierwszego Kapitana,
Calasa Typhona. W czasie kampanii z przeszłości, kiedy to Typhon walczył u boku
Niosących Słowo, poznał inną drogę, którą mogły podążyć Legiony Astartes. Poznał
przyszłość, w której jego psioniczne zdolności byłyby źródłem wielkości zamiast tematem
tabu. Najbardziej znany Kapelan Niosących Słowo, Erebus, wtajemniczył Typhona w
tajemniczą Lożę Siedmiu Filarów, która w ostatnich latach trwania Wielkiej Krucjaty znana
była we wszystkich Legionach. Typhon dostrzegł wtedy, czym tak naprawdę staliby się
Astartes, gdyby tylko odrzucili ambicje Imperatora.
Objawienie Typhona mogło być kluczowe w upadku Mortariona na rzecz
Rujnujących Mocy, a być może Mortarion mógł podążyć mroczną drogą z własnego wyboru.
Tak czy inaczej, zakłopotany Prymarcha Gwardii Śmierci widział w Horusie godnego
mistrza, podczas gdy w Imperatorze widział już tylko napuszonego, służącego jedynie sobie
pretendenta, który skradł Mortarionowi ciężko wywalczone królestwo w zaledwie jeden
dzień. Kiedy Herezja, którą rozpoczął Horus, powoli lecz nieustępliwie eksalowała w

galaktyczną wojnę domową, Mortarion nakazał swojej flocie udanie się na Terrę z zamiarem
dołączenia do innych Zdradzieckich Legionów w zniszczeniu Fałszywego Imperatora. Do
tego momentu Calas Typhon służył jedynie jednemu władcy - swojemu Prymarsze. Pierwszy
Kapitan osobiście dopilnował, by Nawigatorzy floty zostali wybici co do jednego, za
przyczynę podając Mortarionowi informację, iż byli oni lojalni wobec Imperatora. Upewnił
on przy tym Mortariona, że dar Osnowy, który posiadał, miał zapewnić im bezpieczeństwo w
trakcie ich podróży przez Empireum. Choć szczerze nienawidził on pomysłu, by miał on zdać
się na łaskę mocy Osnowy, Typhon nie zostawił mu wielkiego wyboru. Flota Gwardii
Śmierci weszła w Osnowę, co przypieczętowało przeklęcie całego Legionu i zmuszenie go do
prowadzenia wiecznej wojny jako marionetka podłego i starożytnego boga.
Wprowadzając Gwardię Śmierci w Osnowę, Typhon wystawił własny Legion na
łaskę ich nowego mistrza, Nurgla, Władcy Rozkładu. Dziwne fale Empireum bywają
notorycznie zmienne, ale cała ich podróż wydawała się spokojna. Ich okręty jednak zwlekały
i były pozbawione kierunku, a wraz narastającymi wokół floty wpływami Papy Nurgla -
zostały pozbawione także i nadziei. Gwardia Śmierci została poddana okrutnym infekcjom -
Plagi Zniszczenia i Zgnilizny Nurgla, jako że moc Mrocznego Boga zdołała zinfiltrować
okręty XIV Legionu. Zaraza dotknęła same okręty tak łatwo, jak czyniła to z żywą tkanką.
Zabójcze plagi zainfekowały flotę podczas gdy ta bez celu pokonywała kolejne odległości w
Osnowie, jawnie kpiąc z legendarnej odporności Astartes tego Legionu na truciznę i wszelkie
choroby. Plaga, która ich dotknęła nie mogła zostać powstrzymana. Było to coś, co przeraziło
Mortariona i jego synów. Choroba postępowała w błyskawicznym tempie i zamieniała jego
Astartes w opasłych mutantów, jednak co gorsze - żaden z nich nie umierał, mimo że ich
ciała były niszczone. Żaden z Astartes nie cierpiał jednak bardziej niż Mortarion. Prymarcha
czuł się dokładnie tak jak wtedy, na szczycie góry, zewsząd otoczony toksynami - bezradny.
Tym razem jednak nie było przy nim jego prawdziwego ojca, Imperatora, który by go ocalił.
Ostatecznie, ostatni filar wytrzymałości Mortariona runął. Prymarcha padł na kolana i oddał
się Chaosowi. W rozpaczy, Mortarion zaoferował swój Legion i własną duszę Rujnującym
Mocom w zamian za ratunek. Papa Nurgle odpowiedział. XIV Legion i sam Mortarion mieli
od teraz nowego patrona.
To, co wyszło z Osnowy prawie w ogóle nie przypominało tego, co do niej weszło.
Niegdyś błyszczące, szare pancerze Kosmicznych Marines Gwardii teraz były skorodowane i
zniszczone; ledwo utrzymywały one ich rozdęte, pryszczate ciała. Ich broń i pancerz były
zasilane mocą Chaosu i od tej pory stali się znani jako Marines Zarazy, choć wobec samych
siebie wciąż używali sformułowania “Gwardia Śmierci.” Sam Mortarion porzucił swoją
naturalną cielesność i został przemieniony w największego śmiertelnego czempiona Nurgla:
Księcia Rozkładu, ucieleśnienie śmierci. Skazana na bezśmiertny stan wiecznego rozkładu
Gwardia Śmierci miała od teraz szerzyć swoje śmiercionośne plagi na całej długości i
głębokości galaktyki dla większej chwały Chaosu.
Koniec końców, Horus został pokonany przez Imperatora, ale niepodobnie innym
Legionom, które podzieliły się i uciekły do Oka Terroru, Legion Mortariona wykonał udany
odwrót strategiczny, a fala po fali sił Lojalistów roztrszaskiwała się o ich szeregi. Mortarion
poprowadził swoich Marines w zwartej formacji z powrotem do Oka Terroru. Na Prymarchę

i jego Kosmicznych Marines czekał tam Demoniczny Świat, Planeta Plagi. Świat okazał się
być idealną bazą wypadową z Oka Terroru do świata śmiertelników. Mortarion i jego
Marines ukształtowali i bronili świata tak dobrze, że w nagrodę ich nowy, boski patron,
Nurgle, wywyższył Mortariona do demoniczności i przemienił go w Demonicznego
Prymarchę. Nurgle dał mu to, czego odmówił mu Imperator i czego nie potrafił zapewnić mu
Horus - własną planetę. Ostatecznie Mortarion spełnił swoje życiowe marzenie i otrzymał to,
czego zawsze chciał. Stał się władcą własnego świata. Niepodzielnie rządził nad toksycznym,
martwym i pełnym trucizny światem, pełnym koszmarów i cierpienia. Władca Śmierci
powrócił do domu.
Od czasu swojego wywyższenia, Mortarion zdołał ukształtować Planetę Plagi na
obraz i podobieństwo samego Barbarusa. Jego mieszkańcy kryli się w ropiejących wioskach
na powierzchni planety, służąc swoim najwyższym mistrzom, czempionom Mortariona i
innym demonom wybranym przez Nurgla, którzy przebywali w potężnych, górskich
fortecach. Obarczone okropną zarazą istoty, które powinny być martwe, lecz dalej maszerują,
rządzą całym widocznym w dowolnym miejscu planety krajobrazem, a przypominający
kościotrupa Mortarion rządzi nimi z własnego tronu, osadzonego na najwyższym szczycie
świata. Ironicznym zrządzeniem losu, Mortarion stał się dokładnie taki sam jak Nadzorcy
Barbarusa, których poprzysiągł zniszczyć tak dawno temu. Obecnie zasiada on w swojej
Fortecy Plagi, na szczycie góry otoczonej toksycznymi chmurami, dokładnie tak, jak zwykł
czynić to jego przybrany ojciec, którego szczerze nienawidził w dawno zapomnianych
czasach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

20% rabatu na ręcznie robioną biżuterię z kodem CZYTAWOJTEK

  20% rabatu na ręcznie robioną biżuterię z kodem CZYTAWOJTEK klikasz w link i 20% jest twoje :) Ty cieszysz się super cacuszkami i dodatkow...