piątek, 5 czerwca 2020

Oblężenie Vraks cz15


https://youtu.be/tPkvOCuX7sM


Gdy doszło do pierwszych walk kolumny Wielkiego Mistrza nadszedł czas by do akcji wkroczyła 3. Kompania Mistrza Oriasa. Jej zadaniem było odcięcie portu gwiezdnego od jakichkolwiek dalszych posiłków poprzez zniszczenie trzech grobli łączących go z Cytadelą. Jako pierwsza zaatakowana miała zostać największa i najważniejsza z nich, biegnąca nad Rowem Balan. Czas był kluczowym elementem dla powodzenia całego przedsięwzięcia - uderzenia musiały zostać przeprowadzone błyskawicznie i przy możliwie największym elemencie zaskoczenia nieprzyjaciela, który do ostatniej chwili miał być przekonany że Mroczne Anioły całością sił dążyły do bezpośredniego szturmu na port gwiezdny. Z tego powodu cała 3. Kompania załadowana została na pokład trzech Thunderhawków, które miały mknąc do celu tuż nad ziemią dla uniknięcia wykrycia.
Gdy transportowce osiągnęły swój cel, lot rozdzielił się i jeden z Thunderhawków skierował się wprost na wschodni przyczółek grobli. Znajdował się tam punkt kontrolny obsadzony niewielkim garnizonem. W jakiejkolwiek innej sytuacji nawet tak symboliczne siły zdolne byłyby do stawienia napastnikom na tyle długiego oporu by przynajmniej zasygnalizować dowództwu o ataku. Tym jednak razem uderzenie miało być tak szybkie i mocne, że w zasadzie cudem można określić fakt ujścia kogokolwiek z załogi z życiem. Z trzewi samotnego Thunderhawka, w pełnym pędzie, wysypały się dwie drużyny uderzeniowe Mrocznych Aniołów. W obliczu spadających z nieba kilku ton zakutych w pancerze wspomagane i uzbrojonych w miecze łańcuchowe świrów większość załogi wybrała opcję ucieczki, a ci nieliczni, którzy jednak postanowili stawić opór, zostali w mgnieniu oka przerobieni na mielone. Dwa pozostałe Thunderhawki zaatakowały punkt kontrolny. Salwami rakiet i turbolaserów zamieniły znajdujące się tam schrony w kawałki latającego na wszystkie strony gruzu po czym wylądowały na drodze od strony Cytadeli. Kiedy rampy opadły z kanciastych cielsk transportowców wyłoniły się drużyny taktyczne by oczyścić zgliszcza z jakichkolwiek resztek oporu. W obliczu niepowstrzymanego impetu uderzenia Mrocznych Aniołów i nawały bolterowego ognia żołnierze zdrajców w przeważającej większości wybrali ucieczkę jednak była ona całkowicie daremna - bez jakiegokolwiek sprzętu zmechanizowanego byli skazani na zagładę i szybko zostali wybici przez spadających z nieba braci z drużyn uderzeniowych. W ciągu kilku minut kluczowy element infrastruktury Vraks wpadł w ręce sił imperialnych i Mistrz Orias przystąpił do realizacji drugiej części planu. Wykorzystując zgliszcza punktu kontrolnego Dewastatorzy z jego kompanii zaczęli umacniać zdobyte pozycje zaś reszta braci ruszyła by zaminować filary starożytnej konstrukcji. Zadanie w ogólnych zamysłach było nieszczególnie skomplikowane i teoretycznie powinno zająć mniej więcej tyle samo czasu co zdobycie grobli jednak diabeł jak zawsze tkwił w szczegółach. Jak większość krytycznej infrastruktury na Vraks została ona zbudowana z myślą o wytrzymaniu potencjalnego oblężenia planety i tym samym wszelkich powiązanych z nim atrakcji jak bombardowania czy ostrzał artyleryjski. Z tego powodu użycie standardowych pakietów materiałów wybuchowych przyczepianych do filarów byłoby równie skuteczne jak walenie w nie przez Astartes głowami - tu i ówdzie powstałaby mniejsza lub większa rysa albo odprysk ale cała konstrukcja pozostałaby nienaruszona. Aby poradzić sobie z rozwaleniem grubych na kilka metrów podpór trzeba było wywiercić w nich dziury i dopiero w nich osadzić ładunki wybuchowe do ich skruszenia jednak na to potrzebny był czas i należało liczyć się z możliwością pojawienia się sił zdrajców. Stało się tak niedługo po zdobyciu grobli jednak dzięki błyskawicznemu uderzeniu i wyrżnięciu załogi heretycy nie mieli pojęcia o Mrocznych Aniołach przecinających im drogę. Zmierzająca w kierunku portu gwiezdnego kolumna pancerna stanowiła element dosyłanych w oczekiwaniu uderzenia posiłków i nie spodziewając się problemów była sformowana stricte marszowo. Kiedy pojazdy zbliżyły się do grobli, prowadzący ugrupowanie Leman Russ został trafiony jednym precyzyjnym strzałem z działa laserowego i niemal natychmiast rzygnął ogniem ze wszystkich otworów gdy zapaliło się prometium w jego zbiornikach. Zdrajcy ewidentnie mieli braki natury organizacyjnej, ewentualnie problemy z utrzymaniem dyscypliny w marszu, ponieważ jadące za czołgiem Chimery nie utrzymywały odpowiedniego odstępu i musiały gwałtownie odbić by uniknąć kolizji z płonącym wrakiem. Ledwie ich kształty wyłoniły się zza porażonego czołgu i one zostały zniszczone ogniem ciężkiej broni (nad)ludzi Oriasa. Otrząsnąwszy się z pierwszego szoku zdrajcy otwarli ogień z grubsza w stronę gdzie powinien znajdować się ukryty nieprzyjaciel. Niewielkie doświadczenie bojowe załóg spowodowało jednak że ostrzał był całkowicie chaotyczny, a kolumna natychmiast uległa całkowitej dezorganizacji - pojazdy przeszkadzały sobie wzajemnie, przesłaniały potencjalne cele i mieszały się między sobą. Z drugiej strony znajdowali się doświadczeni w setkach bitew Astartes, którzy bezlitośnie wykorzystywali element zaskoczenia i miażdżyli nieprzyjacielskie wozy działami laserowymi i rakietami krak. W czasie porównywalnym ze zdobyciem grobli Mroczne Anioły zamieniły w dymiące wraki kilkadziesiąt Leman Russów, Chimer, Basilisków i Sentineli. Kiedy drużyny minujące podpory zasygnalizowały gotowość cała 3. Kompania załadowała się na pokłady Thunderhawków i ruszyła w kierunku kolejnych grobli. Kiedy ostatni szturmowiec oderwał się od ziemi Mistrz Orias wcisnął przycisk trzymanego w dłoni detonatora. Podpory starożytnej konstrukcji były rozrywane od wewnątrz i kruszyły się jedna po drugiej, a gdy runęło ich odpowiednio wiele sama grobla spękała pod własnym ciężarem i w chmurze pyłu runęła w głąb Rowu Balan.
Kolejne cele wyznaczone 3. Kompanii miały co prawda mniejsze znaczenie bowiem drogi, które przez nie prowadziły zostały odcięte przez natarcie 1. Korpusu Liniowego jednak same groble nadal znajdowały się w rękach zdrajców więc przybycie jakichkolwiek posiłków do portu gwiezdnego oznaczałoby łatwą możliwość uderzenia na tyły Korpusów Śmierci. Zawsze pozostawała też otwarta opcja kontruderzenia wyprowadzonego przez heretyków i odepchnięcia 1. Korpusu Liniowego tak aby otworzyć przeciętą arterię - opcja taka nabrała prawdopodobieństwa od czasu, kiedy na Vraks przybył Lord Arkos ze swoją bandą. Powyższe czynniki wpłynęły na to, że Azrael postanowił nie ryzykować i profilaktycznie zniszczyć dwie pozostałe groble. Dla całkowitej pewności odcięcia zdrajców od posiłków planował również zniszczenie samego portu gwiezdnego, mając głęboko w czterech, genetycznie zmodyfikowanych literach powiadomienie dowództwa 88. Armii Oblężniczej o swoich planach.
Po wgnieceniu czołgów zdrajców w ziemię kolumna Azraela przemieszczała się na północny wschód obchodząc główne zabudowania portu gwiezdnego. Manewr ten miał dwa podstawowe cele - po pierwsze Wielki Mistrz chciał ściągnąć na siebie uwagę możliwie największych sił zdrajców tak możliwie niezauważenie wyprowadzić 3. Kompanię na tyły nieprzyjaciela. Drugim celem zwłoki w natarciu było paradoksalnie danie heretykom czasu na ściągnięcie możliwie największych sił i ich konsolidację na zajmowanych pozycjach. Na pierwszy rzut oka wydawało się to aktem całkowitej głupoty jednak jeśli spojrzeć na najważniejszy cel Mrocznych Aniołów wszystko zaczynało układać się w sensowną całość. Zbyt szybkie rozbicie oddziałów vraksjańskiej milicji spowodowałoby wycofanie się zdradzieckich Astartes do Cytadeli i jeżeli Azrael nadal chciałby pojmać jakiegoś żywcem musiałby zaangażować swoje siły do ogólnego wysiłku wojennego, na co nie miał najmniejszej ochoty.
Kiedy Orias zasygnalizował Wielkiemu Mistrzowi wykonanie zadania, ten przystąpił do dalszej realizacji swojego planu. Land Speedery z Kruczego Skrzydła były pierwszymi pojazdami Mrocznych Aniołów, które pojawiły się na ulicach portu gwiezdnego. Wariacka prędkość i nadludzki refleks pilotujących je Astartes powodowały że mogły one niemal bezkarnie rozpoznać najlepsze trasy dla czołówek pancernych. Mając obraz sytuacji Azrael wysłał do natarcia Vindicatory osłaniane przez drużyny taktyczne przemieszczające się transporterami opancerzonymi jadącymi tuż za pojazdami szturmowymi. Wszędzie tam, gdzie zlokalizowano gniazda oporu nieprzyjaciela, Vindicatory ostrzałem z dział Demolisher równały z ziemią wszelkie budynki, zaś nim opadł pył do boju ruszali bracia z drużyn taktycznych by bolterami i starym, dobrym mordobiciem oczyścić ruiny ze wszystkich, którzy przeżyli ostrzał albo właśnie pędzili by obsadzić ruiny. W tym samym czasie na pozycje ogniowe dotarły Whirlwindy i zaczęły miotać salwy rakiet pędzących z rykiem na pozycje i rejony koncentracji zdrajców nieustannie wskazywane przez szalejących po porcie gwiezdnym zwiadowców z Kruczego Skrzydła. Nawet tam, gdzie wyrzutniom rakietowym brakowało zasięgu heretycy nie mogli czuć się bezpiecznie, bowiem niebo niemal roiło się od krążących Thunderhawków, które co chwila nurkowały by ostrzelać lub zbombardować cel wskazany przez braci bitewnych na ziemi. Natarcie Mrocznych Aniołów postępowało z nieludzką, niemal mechaniczną, systematycznością i efektywnością przez cały dzień - rozrywani na strzępy, miażdżeni pod opancerzonymi buciorami, mordowani bez pardonu i litości zdrajcy nieustannie się cofali. Jeżeli jacykolwiek dowódcy po ich stronie liczyli na szansę przegrupowania i ochłonięcia po zachodzie słońca, to mieli boleśnie się rozczarować. Ciemności nocy dały Mrocznym Aniołom jedynie kolejną przewagę nad śmiertelnikami, a ich postępy jeszcze przyspieszyły, a tuż przed świtem wyznaczone pozycje zajęła 3. Kompania Mistrza Oriasa.
U zarania kolejnego dnia pozycje zdrajców skurczyły się do bezpośredniego otoczenia lądowisk, które w nadchodzących dniach miały stać się główną sceną wydarzeń. Heretycy gorączkowo, każdym możliwym sposobem starali przekształcić się zabudowania służące dotychczas obsłudze jednostek transportowych w umocnione punkty oporu. Niemal wszystkie pojazdy jakie udało się znaleźć zostały wybebeszone z czegokolwiek co zostało uznane za przydatne w konstrukcji umocnień zaś ich ogołocone truchła stały się bazą dla barykad tam gdzie brakowało budynków. Wszystkie te gorączkowe przygotowania odbywały się przy nieustającym akompaniamencie wycia nadlatujących rakiet miotanych przez Whirlwindy, ryku silników Thunderhawków podchodzących do bombardowania wyznaczonych celów, wszechobecnych eksplozji i szalejących pożarów pożerających wszystko co mogło się palić. Jednak pomimo oczekiwań uderzenie Mrocznych Aniołów nie następowało, a samu Wielkiemu Mistrzowi ciągły ostrzał i bombardowania zdawały się całkowicie wystarczać. Bezpośrednie walki ograniczał on do wysyłania patroli bojowych, których zadaniem było rozpoznanie pozycji nieprzyjaciela, zaś pojedynki artyleryjskie, tak powszechne w strefie linii umocnień Cytadeli, stanowiły rzadkość. Oparte o podwozie Rhino Whirlwindy dysponowały ogromną mobilnością i tuż po wystrzeleniu salwy rakiet zmieniały swoje pozycje co całkowicie uniemożliwiało zdrajcom prowadzenie skutecznego ognia kontrbateryjnego. Równie marnie z ich strony wyglądała kwestia przeciwdziałania nalotom Thunderhawków - dysponując jedynie małokalibrowymi działami przeciwlotniczymi nie byli w stanie w większym stopniu zaszkodzić szturmowcom Astartes, które niemal bezkarnie prowadziły swoje naloty.
Nieustanne okładanie pozycji zdrajców doprowadziło do tego że świt trzeciego dnia oświetlił prawdziwą strefę wojny. Gruz z trafionych rakietami Mrocznych Aniołów budynków mieszał się z wyrywaną eksplozjami ziemią i zasypywał wcześniej wyrwane kratery. Ulice były całkowicie nieprzejezdne, zablokowane fragmentami zawalonych budowli i zniszczonych pojazdów, a nad wszystkim unosił się nieustający łoskot eksplozji spadających bomb i rakiet. Tego dnia Azrael uznał że zdrajcy zdążyli już odpowiednio skonsolidować swoje siły na terenie, którym jeszcze dysponowali, i że nadeszła pora na kolejny krok w izolowaniu ich od potencjalnego kontaktu z Cytadelą. Całość 6. Kompanii została oddana pod dowództwo Kapelana Śledczego Belphegora, zaś ich zadaniem miało być wyprowadzenie zagonu na południowy zachód tak aby połączyć się z flanką 3. Kompanii Mistrza Oriasa i tym samym domknąć pierścień okrążenia. Kompania miała również ponieść ze sobą jeden z najświętszych relików Zakonu - Sztandar Dewastacji, zaś zaszczyt bycia chorążym przypadł bratu weteranowi Anmaelowi. Podbudowani zaszczytami jakie ich spotkały, Astartes 6. Kompanii przystąpili do realizacji wyznaczonego zadania z niespotykanym zapałem. Działa Demolisher towarzących im Vindicatorów roznosiły stojące im na drodze budynki w drobiazgi, a zanim wzbity przez walące się konstrukcje pył opadł do boju ruszali Marines by bolterami i miotaczami płomieni oczyścić gruzy ze skażenia grzechem i zdrajców, którzy mieli czelność pozostać przy życiu. Pomimo bezwzględnej przewagi Astartes w sprzęcie, umiejętnościach i na niemal dowolnym innym polu, obrońcy byli na tyle liczni i stawiali na tyle zażarty opór że osiągnięcie zadanego celu zajęło 6. Kompanii cały dzień i kosztowało życie piętnastu braci. Nawet jeżeli udało się odzyskać genoziarna poległych były to straty niebagatelne biorąc pod uwagę fakt, że Mroczne Anioły jak do tamtego momentu nawet nie widziały cienia któregokolwiek z ludzi Lorda Arkosa.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

20% rabatu na ręcznie robioną biżuterię z kodem CZYTAWOJTEK

  20% rabatu na ręcznie robioną biżuterię z kodem CZYTAWOJTEK klikasz w link i 20% jest twoje :) Ty cieszysz się super cacuszkami i dodatkow...