https://youtu.be/tPkvOCuX7sM
Gdy doszło do pierwszych walk kolumny
Wielkiego Mistrza nadszedł czas by do akcji wkroczyła 3. Kompania Mistrza
Oriasa. Jej zadaniem było odcięcie portu gwiezdnego od jakichkolwiek dalszych
posiłków poprzez zniszczenie trzech grobli łączących go z Cytadelą. Jako pierwsza
zaatakowana miała zostać największa i najważniejsza z nich, biegnąca nad Rowem
Balan. Czas był kluczowym elementem dla powodzenia całego przedsięwzięcia -
uderzenia musiały zostać przeprowadzone błyskawicznie i przy możliwie
największym elemencie zaskoczenia nieprzyjaciela, który do ostatniej chwili
miał być przekonany że Mroczne Anioły całością sił dążyły do bezpośredniego
szturmu na port gwiezdny. Z tego powodu cała 3. Kompania załadowana została na
pokład trzech Thunderhawków, które miały mknąc do celu tuż nad ziemią dla
uniknięcia wykrycia.
Gdy transportowce osiągnęły swój cel,
lot rozdzielił się i jeden z Thunderhawków skierował się wprost na wschodni
przyczółek grobli. Znajdował się tam punkt kontrolny obsadzony niewielkim
garnizonem. W jakiejkolwiek innej sytuacji nawet tak symboliczne siły zdolne
byłyby do stawienia napastnikom na tyle długiego oporu by przynajmniej
zasygnalizować dowództwu o ataku. Tym jednak razem uderzenie miało być tak
szybkie i mocne, że w zasadzie cudem można określić fakt ujścia kogokolwiek z
załogi z życiem. Z trzewi samotnego Thunderhawka, w pełnym pędzie, wysypały się
dwie drużyny uderzeniowe Mrocznych Aniołów. W obliczu spadających z nieba kilku
ton zakutych w pancerze wspomagane i uzbrojonych w miecze łańcuchowe świrów większość
załogi wybrała opcję ucieczki, a ci nieliczni, którzy jednak postanowili stawić
opór, zostali w mgnieniu oka przerobieni na mielone. Dwa pozostałe Thunderhawki
zaatakowały punkt kontrolny. Salwami rakiet i turbolaserów zamieniły znajdujące
się tam schrony w kawałki latającego na wszystkie strony gruzu po czym
wylądowały na drodze od strony Cytadeli. Kiedy rampy opadły z kanciastych
cielsk transportowców wyłoniły się drużyny taktyczne by oczyścić zgliszcza z
jakichkolwiek resztek oporu. W obliczu niepowstrzymanego impetu uderzenia
Mrocznych Aniołów i nawały bolterowego ognia żołnierze zdrajców w przeważającej
większości wybrali ucieczkę jednak była ona całkowicie daremna - bez
jakiegokolwiek sprzętu zmechanizowanego byli skazani na zagładę i szybko zostali
wybici przez spadających z nieba braci z drużyn uderzeniowych. W ciągu kilku
minut kluczowy element infrastruktury Vraks wpadł w ręce sił imperialnych i
Mistrz Orias przystąpił do realizacji drugiej części planu. Wykorzystując
zgliszcza punktu kontrolnego Dewastatorzy z jego kompanii zaczęli umacniać
zdobyte pozycje zaś reszta braci ruszyła by zaminować filary starożytnej
konstrukcji. Zadanie w ogólnych zamysłach było nieszczególnie skomplikowane i
teoretycznie powinno zająć mniej więcej tyle samo czasu co zdobycie grobli
jednak diabeł jak zawsze tkwił w szczegółach. Jak większość krytycznej
infrastruktury na Vraks została ona zbudowana z myślą o wytrzymaniu
potencjalnego oblężenia planety i tym samym wszelkich powiązanych z nim
atrakcji jak bombardowania czy ostrzał artyleryjski. Z tego powodu użycie
standardowych pakietów materiałów wybuchowych przyczepianych do filarów byłoby
równie skuteczne jak walenie w nie przez Astartes głowami - tu i ówdzie
powstałaby mniejsza lub większa rysa albo odprysk ale cała konstrukcja
pozostałaby nienaruszona. Aby poradzić sobie z rozwaleniem grubych na kilka
metrów podpór trzeba było wywiercić w nich dziury i dopiero w nich osadzić
ładunki wybuchowe do ich skruszenia jednak na to potrzebny był czas i należało
liczyć się z możliwością pojawienia się sił zdrajców. Stało się tak niedługo po
zdobyciu grobli jednak dzięki błyskawicznemu uderzeniu i wyrżnięciu załogi
heretycy nie mieli pojęcia o Mrocznych Aniołach przecinających im drogę.
Zmierzająca w kierunku portu gwiezdnego kolumna pancerna stanowiła element
dosyłanych w oczekiwaniu uderzenia posiłków i nie spodziewając się problemów
była sformowana stricte marszowo. Kiedy pojazdy zbliżyły się do grobli,
prowadzący ugrupowanie Leman Russ został trafiony jednym precyzyjnym strzałem z
działa laserowego i niemal natychmiast rzygnął ogniem ze wszystkich otworów gdy
zapaliło się prometium w jego zbiornikach. Zdrajcy ewidentnie mieli braki
natury organizacyjnej, ewentualnie problemy z utrzymaniem dyscypliny w marszu,
ponieważ jadące za czołgiem Chimery nie utrzymywały odpowiedniego odstępu i
musiały gwałtownie odbić by uniknąć kolizji z płonącym wrakiem. Ledwie ich
kształty wyłoniły się zza porażonego czołgu i one zostały zniszczone ogniem
ciężkiej broni (nad)ludzi Oriasa. Otrząsnąwszy się z pierwszego szoku zdrajcy
otwarli ogień z grubsza w stronę gdzie powinien znajdować się ukryty
nieprzyjaciel. Niewielkie doświadczenie bojowe załóg spowodowało jednak że
ostrzał był całkowicie chaotyczny, a kolumna natychmiast uległa całkowitej dezorganizacji
- pojazdy przeszkadzały sobie wzajemnie, przesłaniały potencjalne cele i
mieszały się między sobą. Z drugiej strony znajdowali się doświadczeni w
setkach bitew Astartes, którzy bezlitośnie wykorzystywali element zaskoczenia i
miażdżyli nieprzyjacielskie wozy działami laserowymi i rakietami krak. W czasie
porównywalnym ze zdobyciem grobli Mroczne Anioły zamieniły w dymiące wraki
kilkadziesiąt Leman Russów, Chimer, Basilisków i Sentineli. Kiedy drużyny
minujące podpory zasygnalizowały gotowość cała 3. Kompania załadowała się na
pokłady Thunderhawków i ruszyła w kierunku kolejnych grobli. Kiedy ostatni
szturmowiec oderwał się od ziemi Mistrz Orias wcisnął przycisk trzymanego w
dłoni detonatora. Podpory starożytnej konstrukcji były rozrywane od wewnątrz i
kruszyły się jedna po drugiej, a gdy runęło ich odpowiednio wiele sama grobla
spękała pod własnym ciężarem i w chmurze pyłu runęła w głąb Rowu Balan.
Kolejne cele wyznaczone 3. Kompanii
miały co prawda mniejsze znaczenie bowiem drogi, które przez nie prowadziły
zostały odcięte przez natarcie 1. Korpusu Liniowego jednak same groble nadal
znajdowały się w rękach zdrajców więc przybycie jakichkolwiek posiłków do portu
gwiezdnego oznaczałoby łatwą możliwość uderzenia na tyły Korpusów Śmierci.
Zawsze pozostawała też otwarta opcja kontruderzenia wyprowadzonego przez
heretyków i odepchnięcia 1. Korpusu Liniowego tak aby otworzyć przeciętą
arterię - opcja taka nabrała prawdopodobieństwa od czasu, kiedy na Vraks
przybył Lord Arkos ze swoją bandą. Powyższe czynniki wpłynęły na to, że Azrael
postanowił nie ryzykować i profilaktycznie zniszczyć dwie pozostałe groble. Dla
całkowitej pewności odcięcia zdrajców od posiłków planował również zniszczenie
samego portu gwiezdnego, mając głęboko w czterech, genetycznie zmodyfikowanych
literach powiadomienie dowództwa 88. Armii Oblężniczej o swoich planach.
Po wgnieceniu czołgów zdrajców w
ziemię kolumna Azraela przemieszczała się na północny wschód obchodząc główne
zabudowania portu gwiezdnego. Manewr ten miał dwa podstawowe cele - po pierwsze
Wielki Mistrz chciał ściągnąć na siebie uwagę możliwie największych sił
zdrajców tak możliwie niezauważenie wyprowadzić 3. Kompanię na tyły
nieprzyjaciela. Drugim celem zwłoki w natarciu było paradoksalnie danie
heretykom czasu na ściągnięcie możliwie największych sił i ich konsolidację na
zajmowanych pozycjach. Na pierwszy rzut oka wydawało się to aktem całkowitej
głupoty jednak jeśli spojrzeć na najważniejszy cel Mrocznych Aniołów wszystko
zaczynało układać się w sensowną całość. Zbyt szybkie rozbicie oddziałów
vraksjańskiej milicji spowodowałoby wycofanie się zdradzieckich Astartes do
Cytadeli i jeżeli Azrael nadal chciałby pojmać jakiegoś żywcem musiałby
zaangażować swoje siły do ogólnego wysiłku wojennego, na co nie miał najmniejszej
ochoty.
Kiedy Orias zasygnalizował Wielkiemu
Mistrzowi wykonanie zadania, ten przystąpił do dalszej realizacji swojego
planu. Land Speedery z Kruczego Skrzydła były pierwszymi pojazdami Mrocznych
Aniołów, które pojawiły się na ulicach portu gwiezdnego. Wariacka prędkość i
nadludzki refleks pilotujących je Astartes powodowały że mogły one niemal
bezkarnie rozpoznać najlepsze trasy dla czołówek pancernych. Mając obraz
sytuacji Azrael wysłał do natarcia Vindicatory osłaniane przez drużyny
taktyczne przemieszczające się transporterami opancerzonymi jadącymi tuż za
pojazdami szturmowymi. Wszędzie tam, gdzie zlokalizowano gniazda oporu
nieprzyjaciela, Vindicatory ostrzałem z dział Demolisher równały z ziemią
wszelkie budynki, zaś nim opadł pył do boju ruszali bracia z drużyn taktycznych
by bolterami i starym, dobrym mordobiciem oczyścić ruiny ze wszystkich, którzy
przeżyli ostrzał albo właśnie pędzili by obsadzić ruiny. W tym samym czasie na
pozycje ogniowe dotarły Whirlwindy i zaczęły miotać salwy rakiet pędzących z
rykiem na pozycje i rejony koncentracji zdrajców nieustannie wskazywane przez
szalejących po porcie gwiezdnym zwiadowców z Kruczego Skrzydła. Nawet tam,
gdzie wyrzutniom rakietowym brakowało zasięgu heretycy nie mogli czuć się
bezpiecznie, bowiem niebo niemal roiło się od krążących Thunderhawków, które co
chwila nurkowały by ostrzelać lub zbombardować cel wskazany przez braci
bitewnych na ziemi. Natarcie Mrocznych Aniołów postępowało z nieludzką, niemal
mechaniczną, systematycznością i efektywnością przez cały dzień - rozrywani na
strzępy, miażdżeni pod opancerzonymi buciorami, mordowani bez pardonu i litości
zdrajcy nieustannie się cofali. Jeżeli jacykolwiek dowódcy po ich stronie
liczyli na szansę przegrupowania i ochłonięcia po zachodzie słońca, to mieli
boleśnie się rozczarować. Ciemności nocy dały Mrocznym Aniołom jedynie kolejną
przewagę nad śmiertelnikami, a ich postępy jeszcze przyspieszyły, a tuż przed
świtem wyznaczone pozycje zajęła 3. Kompania Mistrza Oriasa.
U zarania kolejnego dnia pozycje
zdrajców skurczyły się do bezpośredniego otoczenia lądowisk, które w
nadchodzących dniach miały stać się główną sceną wydarzeń. Heretycy
gorączkowo, każdym możliwym sposobem starali przekształcić się zabudowania
służące dotychczas obsłudze jednostek transportowych w umocnione punkty oporu.
Niemal wszystkie pojazdy jakie udało się znaleźć zostały wybebeszone z
czegokolwiek co zostało uznane za przydatne w konstrukcji umocnień zaś ich
ogołocone truchła stały się bazą dla barykad tam gdzie brakowało budynków.
Wszystkie te gorączkowe przygotowania odbywały się przy nieustającym
akompaniamencie wycia nadlatujących rakiet miotanych przez Whirlwindy, ryku
silników Thunderhawków podchodzących do bombardowania wyznaczonych celów,
wszechobecnych eksplozji i szalejących pożarów pożerających wszystko co mogło
się palić. Jednak pomimo oczekiwań uderzenie Mrocznych Aniołów nie następowało,
a samu Wielkiemu Mistrzowi ciągły ostrzał i bombardowania zdawały się
całkowicie wystarczać. Bezpośrednie walki ograniczał on do wysyłania patroli
bojowych, których zadaniem było rozpoznanie pozycji nieprzyjaciela, zaś
pojedynki artyleryjskie, tak powszechne w strefie linii umocnień Cytadeli,
stanowiły rzadkość. Oparte o podwozie Rhino Whirlwindy dysponowały ogromną
mobilnością i tuż po wystrzeleniu salwy rakiet zmieniały swoje pozycje co
całkowicie uniemożliwiało zdrajcom prowadzenie skutecznego ognia
kontrbateryjnego. Równie marnie z ich strony wyglądała kwestia przeciwdziałania
nalotom Thunderhawków - dysponując jedynie małokalibrowymi działami
przeciwlotniczymi nie byli w stanie w większym stopniu zaszkodzić szturmowcom
Astartes, które niemal bezkarnie prowadziły swoje naloty.
Nieustanne okładanie pozycji zdrajców
doprowadziło do tego że świt trzeciego dnia oświetlił prawdziwą strefę wojny.
Gruz z trafionych rakietami Mrocznych Aniołów budynków mieszał się z
wyrywaną eksplozjami ziemią i zasypywał wcześniej wyrwane kratery. Ulice były
całkowicie nieprzejezdne, zablokowane fragmentami zawalonych budowli i
zniszczonych pojazdów, a nad wszystkim unosił się nieustający łoskot eksplozji
spadających bomb i rakiet. Tego dnia Azrael uznał że zdrajcy zdążyli już
odpowiednio skonsolidować swoje siły na terenie, którym jeszcze dysponowali, i
że nadeszła pora na kolejny krok w izolowaniu ich od potencjalnego kontaktu z
Cytadelą. Całość 6. Kompanii została oddana pod dowództwo Kapelana Śledczego
Belphegora, zaś ich zadaniem miało być wyprowadzenie zagonu na południowy
zachód tak aby połączyć się z flanką 3. Kompanii Mistrza Oriasa i tym samym
domknąć pierścień okrążenia. Kompania miała również ponieść ze sobą jeden z
najświętszych relików Zakonu - Sztandar Dewastacji, zaś zaszczyt bycia chorążym
przypadł bratu weteranowi Anmaelowi. Podbudowani zaszczytami jakie ich
spotkały, Astartes 6. Kompanii przystąpili do realizacji wyznaczonego zadania z
niespotykanym zapałem. Działa Demolisher towarzących im Vindicatorów roznosiły
stojące im na drodze budynki w drobiazgi, a zanim wzbity przez walące się
konstrukcje pył opadł do boju ruszali Marines by bolterami i miotaczami
płomieni oczyścić gruzy ze skażenia grzechem i zdrajców, którzy mieli czelność
pozostać przy życiu. Pomimo bezwzględnej przewagi Astartes w sprzęcie,
umiejętnościach i na niemal dowolnym innym polu, obrońcy byli na tyle liczni i
stawiali na tyle zażarty opór że osiągnięcie zadanego celu zajęło 6. Kompanii
cały dzień i kosztowało życie piętnastu braci. Nawet jeżeli udało się odzyskać
genoziarna poległych były to straty niebagatelne biorąc pod uwagę fakt, że
Mroczne Anioły jak do tamtego momentu nawet nie widziały cienia któregokolwiek
z ludzi Lorda Arkosa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz