niedziela, 14 czerwca 2020

Oblężenie Vraks cz16




Kolejne cztery dni walk upłynęły na nieustającym okładaniu pozycji zdrajców bezlitosnym ogniem artylerii rakietowej, czołgów i spadającym z nieba ogniem Thunderhawków. Był to element realizowanego planu Azraela, który poprzez systematyczny nacisk na pozycje nieprzyjaciela miał na celu jego wykrwawienie i ściśnięcie jego sił na możliwie niewielkim obszarze. W powtarzających się atakach Astartes napierali całą potęgą jaką dysponowali. Czołówki pancerne dokonywały pierwszego uderzenia roznosząc w drzazgi zidentyfikowane stałe punkty oporu po czym do boju ruszały drużyny taktyczne niejednokrotnie wspierani przez pradawnych braci zamkniętych w adamantowych sarkofagach drednotów. Mroczne Anioły parły niepowstrzymanie przed siebie wyrzynając zdrajców niczym bydło jednak odnoszone sukcesy miały w sobie sporo goryczy rozczarowania. Dusze kolejnych braci jednoczyły się z Imperatorem, Duchy Maszyny kolejnych pojazdów ginęły w boju, a obecność zdradzieckich Marines jak do tej pory była jedynie założeniem Wielkiego Mistrza. Szczęśliwie dla Mrocznych Aniołów obecność Legionu Alfa wyszła ze sfery teorii w czasie walk toczonych siódmego lub ósmego dnia operacji kiedy 3. Kompania podjęła próbę zajęcia kilku lądowisk, które przez kardynalskich sztabowców uznawane były za ważne, zaś dla Lorda Arkosa stanowiły jeden z kluczowych element realizacji jego planu. Utrata lądowisk oznaczała, że 88. Armia Oblężnicza zyska bezcenny przyczółek dzięki któremu będzie mogła, przynajmniej częściowo, zaopatrywać Korpusy z niemal bezpośredniego zaplecza, a dzięki dodatkowemu zaopatrzeniu będzie mogła otworzyć kolejny odcinek frontu. Co więcej nawet tymczasowa utrata lądowisk oznaczała ich permanentną utratę dla zdrajców - nawet jeżeli lojalistów udałoby się z nich wyprzeć to niemal pewnym było, że przed ich utratą zrobią wszystko by je zniszczyć lub poważnie uszkodzić, co w dla nieposiadających odpowiednich specjalistów obrońców Vraks było tożsame z ich zniszczeniem. By temu przeciwdziałać członkowie bandy Arkosa musieli się w końcu ujawnić i wejść do walki z Mrocznymi Aniołami. Samo starcie nie posiadało raczej większej historii bowiem w obliczu przewagi ludzi Mistrza Oriasa zdradzieccy Marines uznali że lepszym pomysłem będzie jednak się wycofać.
Dziewiąty dzień walk miał być dniem w którym Wielki Mistrz Azrael osobiście miał poprowadzić natarcie Terminatorów ze Skrzydła Śmierci by ostatecznie zdławić opór zdrajców i, co jeszcze ważniejsze, pojmać tak wielu Legionistów Alfa jak było to możliwe. Wszystkie pięć przybyłych na Vraks kompanii parło przed siebie wśród eksplodujących rakiet i pocisków, zaś najstraszliwszy pokaz potęgi Astartes dawał trzon sił Mrocznych Aniołów pod osobistym dowództwem Azraela, który jeszcze dowodził walkami z wnętrza swego Land Raidera Angelis Imperator. Pięć drużyn Terminatorów (Pięć. Drużyn. Termosów) przemieszczało się od budynku do budynku i czyściło je z nieprzyjacielskich żołnierzy bez najmniejszego spowolnienia. W sumie nie ma czemu się dziwić - już bracia w zwykłych pancerzach wspomaganych byli strasznymi i niemal niezniszczalnymi przeciwnikami dla żołnierzy zdrajców więc na dobrą sprawę pojedynczy Terminator mógł prawie bezkarnie stanąć w środku pełnego nieprzyjaciół pomieszczenia, po czym uznać że pora na dwójkę i ulżyć sobie w pancerz okazyjnie rozwalając któregoś heretyka by, z braku nawet etykiety od domestosa do poczytania, kontemplować wzory w które ułożyły się jego rozmazane po ścianie strzępy. Mimo braku większych szans w bezpośrednim starciu śmiertelni żołnierze kardynała stawiali tak samo zacięty jak desperacki opór więc toczone walki były niemożliwie krwawe, a ofiary ponownie zaczęły pojawiać się również po stronie Mrocznych Aniołów i to pomimo tego że Legion Alfa znów nie dawał znaków swojej obecności i zdawał się zapaść pod ziemię (albo w czeluści Osnowy). Wściekła obrona heretyków doprowadziła nawet do sytuacji w której bezpośrednio zagrożone zostało życie Azraela - jego Land Raider otrzymał bezpośrednie trafienie z działa laserowego, które urwało jeden ze sponsonów z ciężkimi bolterami. Eksplodująca amunicja zerwała gąsienice i zdemolowała część wnętrza pojazdu całkowicie wyłączając go z akcji jednak szczęśliwie Wielki Mistrz uniknął obrażeń. Kiedy Azrael opuścił unieruchomiony wóz, z potężnym rykiem rzucił się w największą gęstwę nieprzyjacielskich żołnierzy i niczym uosobienie gniewu Imperatora wyrzynał ich w pień Mieczem Tajemnic - pradawnym obsydianowym ostrzem stanowiącym tak samo broń jak i oznakę piastowanej godności. Zakuty w pradawny, mistrzowsko wykonany pancerz wspomagany, który według zapisków Zakonu ochronił swego posiadacza przez strzałem z działa bitewnego, oraz otoczony polem siłowym emitowanym przez należący niegdyś do samego Liona El’Johnsona Lwi Hełm, Wielki Mistrz zdawał się nie dbać o własne bezpieczeństwo i prawdopodobnie miał w tym sporo racji, biorąc pod uwagę rodzaj przeciwnika, z jakim przyszło mu się mierzyć. Jednocześnie rzucając się w największą ciżbę stworzył spory problem dla pozostałych braci, którzy ruszyli mu do pomocy i ochrony. W krótkim czasie zazwyczaj białe szaty Astartes skąpane były w szkarłacie i Anioły bardziej niż mroczne zdawały się być krwawe. Furia natarcia prowadzona przez Azraela była tak wielka, że zwycięstwo zdawało się niemal pewne jednak nadzieje na szybki sukces rozwiał kontratak zdradzieckich Marines.
Pomyślnie rozwijające się natarcie Mrocznych Aniołów okazało się być elementem planu Lorda Arkosa, a śmiertelnicy stanowili w nim jedynie rolę przynęty mającej ściągnąć nieprzyjaciela w odpowiednie miejsce. Kolejne gniazda oporu zdrajców służyć miały jedynie odciągnięciu natarcia i uwagi lojalistów od miejsc, w których kryli się Legioniści Alfa. Kiedy nadszedł odpowiedni czas wyłonili się oni z zajmowanych kryjówek i zasypali Mroczne Anioły ogniem prowadzonym niemal z każdej strony. Ulewa bolterowego ognia momentalnie zaczęła zbierać śmiertelne żniwo wśród ludzi Azraela, a chyba najbardziej znaczącą śmiercią w tamtej chwili stała się śmierć brata Anmaela. Gdy resztki życia uszły z jego poszatkowanego boltami ciała, wraz z nim upadł uświęcony Sztandar Dewastacji i obie strony postanowiły go zdobyć (sztandar, nie trupa, niezależnie od tego jak bezcenne w innych okolicznościach byłoby dla zdrajców genoziarno). Ludzie Arkosa wiedzieli, że jeśli sztandar wpadłby w ich ręce to morale Mrocznych Aniołów zostałoby podkopane, a co więcej ich honor zostałby ciężko splamiony. Z tych samych powodów Azrael i jego ludzie nie mogli pozwolić by zdrajcy go zdobyli nie wspominając o tym, że tak uświęconemu reliktowi nie można było pozwolić spoczywać w pyle. W całym zamieszaniu tym, który jako pierwszy doskoczył do sztandaru był sam Azrael. Wielki Mistrz wyciął sobie drogę przez zdrajców i wzniósł w górę świętą chorągiew jednak ułamek sekundy później, poprzez dym i bitewny zamęt, dostrzegł zmierzającą w jego stronę ogromną postać zakutą w starożytny pancerz wspomagany, na którym pyszniły się bluźniercze runy i ośmioramienne gwiazdy Chaosu Niepodzielonego. Szarżował na niego sam przywódca zdradzieckich Marines, Lord Arkos, a dzierżone przez niego Mroczne Ostrze złowrogo mieniło się przepływającą przez nie mocą Osnowy. Próbujący stanąć na drodze czempiona Chaosu Astartes ginęli w mgnieniu oka gdy przeklęta klinga bez najmniejszych problemów rozcinała ich ciała i pancerze. Gdy wodzowie zwarli się w walce, zaczął się pojedynek godny legend. Obaj zasypywali się ciosami, z których każdy był śmiertelny tak w swojej precyzji jak i potędze, jednak jako pierwszy ustępować zaczął Azrael. Wkrótce Wielki Mistrz był już ranny na tyle poważnie, że krew zaczęła wyciekać przez część pęknięć i innych nieszczelności, które powstały w jego wspaniałym pancerzu. Arkos z kolei wyczuwał nadciągający triumf i tym żarliwiej intonował modły do swych mrocznych patronów im bardziej odczuwał ich wsparcie. W końcu przyszedł czas, że słabnący Azrael popełnił błąd i wystawił się na cios, jakkolwiek nieznacznie i przez bardzo krótką chwilę. Inny przeciwnik prawdopodobnie przeoczyłby nadarzającą się okazję jednak walczący od mileniów na niezliczonych wojnach Lord Arkos wykorzystał swoją szansę. Potężnym uderzeniem opancerzonego barku wybił Wielkiego Mistrza z równowagi, rozbił jego obronę i szerokim, nisko wyprowadzonym cięciem rozpłatal przeciwnika i posłał go na ziemię. Teraz to heretycy mieli zwycięstwo w zasięgu ręki. Arkos wzniósł swe straszliwe ostrze by wyprowadzić ostateczny cios i niemal w tym samym momencie seria eksplodujących na twarzy pocisków z działka szturmowego zmusiła go do cofnięcia się. W ostatniej chwili na pomoc swojemu zwierzchnikowi przybył Belphegor wraz z drużyną Terminatorów Skrzydła Śmierci. Cała grupa pędziła niczym walec przez zawaloną gruzem i zwłokami ulicę roztrącając tak swoich jak i wrogów (chociaż pewnie starali się zrobić jak najmniejszą krzywdę tym pierwszym i jak największą tym drugim). Po zdających się ciągnąć w nieskończoność kilku - kilkunastu sekundach Belphegor dopadł oszołomionego czempiona Chaosu jako pierwszy by Croziusem wytłumaczyć mu jak wielki błąd popełnił przybywając na Vraks. Gniew, chęć zemsty, głęboka wiara kapelana i, niewątpliwie, potężne sploty syntetycznych mięśni pomalowanego na czarno pancerza Terminatora nadały ciosowi siłę, która zdolna byłaby rozmazać przeciętnego Astartes po ziemi, jednak w przypadku tak potężnego wroga jak Arkos wystarczyło jej zaledwie do tego by go ogłuszyć i zranić. Posławszy przeciwnika na ziemię Belphegor zwrócił się ku Wielkiemu Mistrzowi by sprawdzić czy ten jeszcze żyje - na szczęście dla Mrocznych Aniołów dychał jednak był ledwie przytomny. Upewniwszy się, że Azrael jest relatywnie bezpieczny (właśnie tworzyła się wokół niego plastalowo-ceramitowa ściana Terminatorów), kapelan chciał dokończyć to co zaczął jednak Arkosa nie było już nigdzie w zasięgu wzroku. Wkrótce i inni członkowie Legionu Alfa, widząc nadciągającą porażkę i mając świadomość że sami nie dadzą Mrocznym Aniołom rady, zaczęli porzucać walczących o kolejne sekundy życia śmiertelników i wymykali się swoim prześladowcom.
Walki o port gwiezdny trwały jeszcze dwa dni. Kardynalscy żołnierze mordowani i rozgniatani jak pluskwy stawiali desperacki opór, który jednak nie mógł na wiele się zdać. Wielu z nich próbowało ucieczki jednak wszyscy byli bezlitośnie ścigani i łapani bądź zabijani. W jedenastym dniu operacji Mroczne Anioły ostatecznie zabezpieczyły teren portu gwiezdnego i przystąpiły do jego prewencyjnej demolki. Dwie doby zabaw z ładunkami wybuchowymi doprowadziły go do stanu, w którym nie nadawał się do naprawy, a cokolwiek co było zbyt mocne by dać się w miarę sprawnie zniszczyć zostało porządnie zaminowane. Po wszystkim Astartes powrócili na oczekujące na orbicie okręty i opuścili układ Vraks, a na do widzenia przekazali do dowództwa 88. Armii Oblężniczej jedynie krótką wiadomość - “Na Gniew Imperatora, vraksjański port gwiezdny zniszczony. Misja wykonana”.
Plan stosunkowo łatwego pozyskania jeńców okazał się całkowitym niewypałem bowiem ani jeden zdradziecki Marine nie został wzięty żywcem. Co prawda ładownie były pełne pojmanych członków milicji, z których Kapelani Śledczy mieli wycisnąć na Skale każdy strzęp informacji, jednak stanowili oni jedynie marną nagrodę pocieszenia. Dodatkowej goryczy całej sprawie nadawał fakt, za tak mierną zdobycz przyszło zapłacić zaskakująco wysoką cenę - poległo ponad dwustu braci, a sam Wielki Mistrz otarł się o śmierć i w ciężkim stanie musiał zostać ewakuowany z Vraks przed zakończeniem walk o port gwiezdny.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

20% rabatu na ręcznie robioną biżuterię z kodem CZYTAWOJTEK

  20% rabatu na ręcznie robioną biżuterię z kodem CZYTAWOJTEK klikasz w link i 20% jest twoje :) Ty cieszysz się super cacuszkami i dodatkow...