Kolejne cztery dni walk upłynęły na
nieustającym okładaniu pozycji zdrajców bezlitosnym ogniem artylerii
rakietowej, czołgów i spadającym z nieba ogniem Thunderhawków. Był to element
realizowanego planu Azraela, który poprzez systematyczny nacisk na pozycje
nieprzyjaciela miał na celu jego wykrwawienie i ściśnięcie jego sił na możliwie
niewielkim obszarze. W powtarzających się atakach Astartes napierali całą
potęgą jaką dysponowali. Czołówki pancerne dokonywały pierwszego uderzenia
roznosząc w drzazgi zidentyfikowane stałe punkty oporu po czym do boju ruszały
drużyny taktyczne niejednokrotnie wspierani przez pradawnych braci zamkniętych
w adamantowych sarkofagach drednotów. Mroczne Anioły parły niepowstrzymanie
przed siebie wyrzynając zdrajców niczym bydło jednak odnoszone sukcesy miały w
sobie sporo goryczy rozczarowania. Dusze kolejnych braci jednoczyły się z
Imperatorem, Duchy Maszyny kolejnych pojazdów ginęły w boju, a obecność
zdradzieckich Marines jak do tej pory była jedynie założeniem Wielkiego
Mistrza. Szczęśliwie dla Mrocznych Aniołów obecność Legionu Alfa wyszła ze
sfery teorii w czasie walk toczonych siódmego lub ósmego dnia operacji kiedy 3.
Kompania podjęła próbę zajęcia kilku lądowisk, które przez kardynalskich
sztabowców uznawane były za ważne, zaś dla Lorda Arkosa stanowiły jeden z
kluczowych element realizacji jego planu. Utrata lądowisk oznaczała, że 88.
Armia Oblężnicza zyska bezcenny przyczółek dzięki któremu będzie mogła, przynajmniej
częściowo, zaopatrywać Korpusy z niemal bezpośredniego zaplecza, a dzięki
dodatkowemu zaopatrzeniu będzie mogła otworzyć kolejny odcinek frontu. Co
więcej nawet tymczasowa utrata lądowisk oznaczała ich permanentną utratę dla
zdrajców - nawet jeżeli lojalistów udałoby się z nich wyprzeć to niemal pewnym
było, że przed ich utratą zrobią wszystko by je zniszczyć lub poważnie
uszkodzić, co w dla nieposiadających odpowiednich specjalistów obrońców Vraks
było tożsame z ich zniszczeniem. By temu przeciwdziałać członkowie bandy Arkosa
musieli się w końcu ujawnić i wejść do walki z Mrocznymi Aniołami. Samo starcie
nie posiadało raczej większej historii bowiem w obliczu przewagi ludzi Mistrza
Oriasa zdradzieccy Marines uznali że lepszym pomysłem będzie jednak się
wycofać.
Dziewiąty dzień walk miał być dniem w
którym Wielki Mistrz Azrael osobiście miał poprowadzić natarcie Terminatorów ze
Skrzydła Śmierci by ostatecznie zdławić opór zdrajców i, co jeszcze ważniejsze,
pojmać tak wielu Legionistów Alfa jak było to możliwe. Wszystkie pięć
przybyłych na Vraks kompanii parło przed siebie wśród eksplodujących rakiet i
pocisków, zaś najstraszliwszy pokaz potęgi Astartes dawał trzon sił Mrocznych
Aniołów pod osobistym dowództwem Azraela, który jeszcze dowodził walkami z
wnętrza swego Land Raidera Angelis
Imperator. Pięć drużyn Terminatorów (Pięć. Drużyn. Termosów) przemieszczało
się od budynku do budynku i czyściło je z nieprzyjacielskich żołnierzy bez
najmniejszego spowolnienia. W sumie nie ma czemu się dziwić - już bracia w
zwykłych pancerzach wspomaganych byli strasznymi i niemal niezniszczalnymi
przeciwnikami dla żołnierzy zdrajców więc na dobrą sprawę pojedynczy Terminator
mógł prawie bezkarnie stanąć w środku pełnego nieprzyjaciół pomieszczenia, po
czym uznać że pora na dwójkę i ulżyć sobie w pancerz okazyjnie rozwalając
któregoś heretyka by, z braku nawet etykiety od domestosa do poczytania,
kontemplować wzory w które ułożyły się jego rozmazane po ścianie strzępy. Mimo
braku większych szans w bezpośrednim starciu śmiertelni żołnierze kardynała
stawiali tak samo zacięty jak desperacki opór więc toczone walki były
niemożliwie krwawe, a ofiary ponownie zaczęły pojawiać się również po stronie
Mrocznych Aniołów i to pomimo tego że Legion Alfa znów nie dawał znaków swojej
obecności i zdawał się zapaść pod ziemię (albo w czeluści Osnowy).
Wściekła obrona heretyków doprowadziła nawet do sytuacji w której bezpośrednio
zagrożone zostało życie Azraela - jego Land Raider otrzymał bezpośrednie
trafienie z działa laserowego, które urwało jeden ze sponsonów z ciężkimi
bolterami. Eksplodująca amunicja zerwała gąsienice i zdemolowała część wnętrza
pojazdu całkowicie wyłączając go z akcji jednak szczęśliwie Wielki Mistrz
uniknął obrażeń. Kiedy Azrael opuścił unieruchomiony wóz, z potężnym rykiem
rzucił się w największą gęstwę nieprzyjacielskich żołnierzy i niczym uosobienie
gniewu Imperatora wyrzynał ich w pień Mieczem Tajemnic - pradawnym obsydianowym
ostrzem stanowiącym tak samo broń jak i oznakę piastowanej godności. Zakuty w
pradawny, mistrzowsko wykonany pancerz wspomagany, który według zapisków Zakonu
ochronił swego posiadacza przez strzałem z działa bitewnego, oraz otoczony
polem siłowym emitowanym przez należący niegdyś do samego Liona El’Johnsona Lwi
Hełm, Wielki Mistrz zdawał się nie dbać o własne bezpieczeństwo i
prawdopodobnie miał w tym sporo racji, biorąc pod uwagę rodzaj przeciwnika, z
jakim przyszło mu się mierzyć. Jednocześnie rzucając się w największą ciżbę
stworzył spory problem dla pozostałych braci, którzy ruszyli mu do pomocy i
ochrony. W krótkim czasie zazwyczaj białe szaty Astartes skąpane były w
szkarłacie i Anioły bardziej niż mroczne zdawały się być krwawe. Furia natarcia
prowadzona przez Azraela była tak wielka, że zwycięstwo zdawało się niemal
pewne jednak nadzieje na szybki sukces rozwiał kontratak zdradzieckich Marines.
Pomyślnie rozwijające się natarcie
Mrocznych Aniołów okazało się być elementem planu Lorda Arkosa, a śmiertelnicy
stanowili w nim jedynie rolę przynęty mającej ściągnąć nieprzyjaciela w odpowiednie
miejsce. Kolejne gniazda oporu zdrajców służyć miały jedynie odciągnięciu
natarcia i uwagi lojalistów od miejsc, w których kryli się Legioniści Alfa.
Kiedy nadszedł odpowiedni czas wyłonili się oni z zajmowanych kryjówek i
zasypali Mroczne Anioły ogniem prowadzonym niemal z każdej strony. Ulewa
bolterowego ognia momentalnie zaczęła zbierać śmiertelne żniwo wśród ludzi
Azraela, a chyba najbardziej znaczącą śmiercią w tamtej chwili stała się śmierć
brata Anmaela. Gdy resztki życia uszły z jego poszatkowanego boltami ciała,
wraz z nim upadł uświęcony Sztandar Dewastacji i obie strony postanowiły go
zdobyć (sztandar, nie trupa, niezależnie od tego jak bezcenne w innych
okolicznościach byłoby dla zdrajców genoziarno). Ludzie Arkosa wiedzieli, że
jeśli sztandar wpadłby w ich ręce to morale Mrocznych Aniołów zostałoby
podkopane, a co więcej ich honor zostałby ciężko splamiony. Z tych samych
powodów Azrael i jego ludzie nie mogli pozwolić by zdrajcy go zdobyli nie
wspominając o tym, że tak uświęconemu reliktowi nie można było pozwolić
spoczywać w pyle. W całym zamieszaniu tym, który jako pierwszy doskoczył do
sztandaru był sam Azrael. Wielki Mistrz wyciął sobie drogę przez zdrajców i
wzniósł w górę świętą chorągiew jednak ułamek sekundy później, poprzez dym i bitewny
zamęt, dostrzegł zmierzającą w jego stronę ogromną postać zakutą w starożytny
pancerz wspomagany, na którym pyszniły się bluźniercze runy i ośmioramienne
gwiazdy Chaosu Niepodzielonego. Szarżował na niego sam przywódca zdradzieckich
Marines, Lord Arkos, a dzierżone przez niego Mroczne Ostrze złowrogo mieniło
się przepływającą przez nie mocą Osnowy. Próbujący stanąć na drodze czempiona
Chaosu Astartes ginęli w mgnieniu oka gdy przeklęta klinga bez najmniejszych
problemów rozcinała ich ciała i pancerze. Gdy wodzowie zwarli się w walce,
zaczął się pojedynek godny legend. Obaj zasypywali się ciosami, z których
każdy był śmiertelny tak w swojej precyzji jak i potędze, jednak jako pierwszy
ustępować zaczął Azrael. Wkrótce Wielki Mistrz był już ranny na tyle poważnie,
że krew zaczęła wyciekać przez część pęknięć i innych nieszczelności, które
powstały w jego wspaniałym pancerzu. Arkos z kolei wyczuwał nadciągający triumf
i tym żarliwiej intonował modły do swych mrocznych patronów im bardziej
odczuwał ich wsparcie. W końcu przyszedł czas, że słabnący Azrael popełnił błąd
i wystawił się na cios, jakkolwiek nieznacznie i przez bardzo krótką
chwilę. Inny przeciwnik prawdopodobnie przeoczyłby nadarzającą się okazję
jednak walczący od mileniów na niezliczonych wojnach Lord Arkos wykorzystał
swoją szansę. Potężnym uderzeniem opancerzonego barku wybił Wielkiego Mistrza z
równowagi, rozbił jego obronę i szerokim, nisko wyprowadzonym cięciem rozpłatal
przeciwnika i posłał go na ziemię. Teraz to heretycy mieli zwycięstwo w zasięgu
ręki. Arkos wzniósł swe straszliwe ostrze by wyprowadzić ostateczny cios i
niemal w tym samym momencie seria eksplodujących na twarzy pocisków z działka
szturmowego zmusiła go do cofnięcia się. W ostatniej chwili na pomoc swojemu
zwierzchnikowi przybył Belphegor wraz z drużyną Terminatorów Skrzydła Śmierci.
Cała grupa pędziła niczym walec przez zawaloną gruzem i zwłokami ulicę
roztrącając tak swoich jak i wrogów (chociaż pewnie starali się zrobić jak
najmniejszą krzywdę tym pierwszym i jak największą tym drugim). Po zdających
się ciągnąć w nieskończoność kilku - kilkunastu sekundach Belphegor dopadł
oszołomionego czempiona Chaosu jako pierwszy by Croziusem wytłumaczyć mu jak
wielki błąd popełnił przybywając na Vraks. Gniew, chęć zemsty, głęboka wiara
kapelana i, niewątpliwie, potężne sploty syntetycznych mięśni pomalowanego na
czarno pancerza Terminatora nadały ciosowi siłę, która zdolna byłaby rozmazać
przeciętnego Astartes po ziemi, jednak w przypadku tak potężnego wroga jak
Arkos wystarczyło jej zaledwie do tego by go ogłuszyć i zranić. Posławszy
przeciwnika na ziemię Belphegor zwrócił się ku Wielkiemu Mistrzowi by sprawdzić
czy ten jeszcze żyje - na szczęście dla Mrocznych Aniołów dychał jednak był
ledwie przytomny. Upewniwszy się, że Azrael jest relatywnie bezpieczny (właśnie
tworzyła się wokół niego plastalowo-ceramitowa ściana Terminatorów), kapelan
chciał dokończyć to co zaczął jednak Arkosa nie było już nigdzie w zasięgu
wzroku. Wkrótce i inni członkowie Legionu Alfa, widząc nadciągającą porażkę i
mając świadomość że sami nie dadzą Mrocznym Aniołom rady, zaczęli porzucać
walczących o kolejne sekundy życia śmiertelników i wymykali się swoim
prześladowcom.
Walki o port gwiezdny trwały jeszcze
dwa dni. Kardynalscy żołnierze mordowani i rozgniatani jak pluskwy stawiali
desperacki opór, który jednak nie mógł na wiele się zdać. Wielu z nich
próbowało ucieczki jednak wszyscy byli bezlitośnie ścigani i łapani bądź
zabijani. W jedenastym dniu operacji Mroczne Anioły ostatecznie zabezpieczyły
teren portu gwiezdnego i przystąpiły do jego prewencyjnej demolki. Dwie doby
zabaw z ładunkami wybuchowymi doprowadziły go do stanu, w którym nie nadawał
się do naprawy, a cokolwiek co było zbyt mocne by dać się w miarę sprawnie
zniszczyć zostało porządnie zaminowane. Po wszystkim Astartes powrócili na
oczekujące na orbicie okręty i opuścili układ Vraks, a na do widzenia
przekazali do dowództwa 88. Armii Oblężniczej jedynie krótką wiadomość - “Na
Gniew Imperatora, vraksjański port gwiezdny zniszczony. Misja wykonana”.
Plan stosunkowo łatwego pozyskania
jeńców okazał się całkowitym niewypałem bowiem ani jeden zdradziecki Marine nie
został wzięty żywcem. Co prawda ładownie były pełne pojmanych członków milicji,
z których Kapelani Śledczy mieli wycisnąć na Skale każdy strzęp informacji,
jednak stanowili oni jedynie marną nagrodę pocieszenia. Dodatkowej goryczy
całej sprawie nadawał fakt, za tak mierną zdobycz przyszło zapłacić zaskakująco
wysoką cenę - poległo ponad dwustu braci, a sam Wielki Mistrz otarł się o
śmierć i w ciężkim stanie musiał zostać ewakuowany z Vraks przed zakończeniem
walk o port gwiezdny.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz