poniedziałek, 13 kwietnia 2020

Oblężenie Vraks cz12



https://www.youtube.com/watch?v=h2B6_o49zNc



Kiedy uderzenie heretyków zostało zatrzymane przyszedł czas na reorganizację. 1. Korpus po zebranym laniu wymagał dużej ilości uzupełnień zarówno w ludziach jak i sprzęcie. Przybywające oddziały, pomimo wstępnego wyszkolenia na swoim macierzystym świecie, wymagały zgrania i ostatecznego zorganizowania. Dostarczane zaopatrzenie i sprzęt, nim trafiły do docelowych odbiorców, musiały zostać przetrawione przez biurokratyczno-logistyczną machinę frontowego zaplecza. Jedno i drugie, niezależnie od tego jak sprawne i zorganizowane, wymagało czasu, a tego 1. Korpusowi bardzo brakowało.
W obliczu do niedawna rozwijającego się z powodzeniem kontruderzenia zdrajców natarcia pozostałych trzech Korpusów Liniowych zostały wstrzymane by całość sił i środków przekierować do powstrzymania uderzenia nieprzyjaciela, które bezpośrednio zagrażało istnieniu całej 88. Armii Oblężniczej. Ostateczne złamanie sił wiernych zdrajcy Xaphanowi znajdowało się niemal na wyciągnięcie ręki imperialnych dowódców jednak w ostatniej chwili wyślizgnęło im się ono z rąk i de facto zamieniło w porażkę. Co prawda zdrajcom nie udało się wyjść na zaplecze sił imperialnych jednak dzięki osiągniętemu na północy powodzeniu zyskali oni możliwość ewakuowania większości swoich sił na drugą linię umocnień czyniąc je tym samym o wiele potężniejszymi aniżeli zakładali imperialni planiści. Jakikolwiek bezpośredni atak na tak obsadzone fortyfikacje był niemal proszeniem się o baty podobne do tych, które na początku walk o pierwszą linię zebrał 149. Regiment Oblężniczy. Po raz kolejny Korpusy Śmierci miały wkopać się w ziemię by w długotrwałych walkach na wyniszczenie wykrwawić nieprzyjaciela do stopnia, w którym nie będzie on zdolny do dalszej obrony swoich pozycji.
Nim dotarły do drugiej linii umocnień, nacierające oddziały 88. Armii Oblężniczej zajmowały znajdujące się na zdobywanym terenie magazyny należące niegdyś do Departamento Munitorum. Wielkie, wydrążone we Vraksjańskiej skale komory, kiedyś tętniące ruchem jednostek logistycznych, pełne wszelkiej maści sprzętu i zaopatrzenia były idealnie puste, zaś kroki sprawdzających je żołnierzy odbijały się echem od gołych ścian. Jakiekolwiek znajdujące się w nich zaopatrzenie, broń, amunicja czy wyposażenie zostały ewakuowane za drugą linię obrony na długo przed przybyciem sił wiernych Imperium. Stanowiły one kluczowy element dalszego oporu zdrajców, równoważąc, przynajmniej do czasu, napływ astronomicznych ilości zaopatrzenia przeznaczonego dla 88. Armii Oblężniczej.
Kiedy kriegańska piechota dotarła w bezpośrednie sąsiedztwo drugiej linii umocnień powtórzył się scenariusz sprzed niemal dokładnie trzech standardowych lat - któregoś dnia przemieszczające się do przodu oddziały zostały wstrzymane by wstępnie wryć się w miękką vraksjańską ziemię. Po raz drugi całość zaczęła się od dwuosobowych dziur, które z czasem zaczęły się łączyć na poziomie plutonów, kompanii i całych regimentów. Wkrótce od nowopowstałej linii frontu, niczym macki, wyciągnęły się rowy łącznikowe spinające ją z dotychczasową siecią okopów i zamieniające Pustkowia Van Meerslanda w istny wygrzebany w ziemi labirynt - nierzadko zdarzało się, iż żołnierze, którzy nieopatrznie wyszli ze swojego sektora, całkowicie się gubili i całymi godzinami bezskutecznie próbowali odnaleźć drogę do swoich pozycji.
Wraz z tradycyjnymi dla dotychczasowej wojny okopami powrócił równie dla niej typowy ostrzał artyleryjski, którym obie strony zajadle się pozdrawiały. Bezlitosnym ostrzałem zarówno Imperium jak i zdrajcy próbowali wystawić przeciwnikowi możliwie najwyższy rachunek za zajmowanie pozycji na linii frontu. Śmierć powróciła na Vraks w swojej typowej postaci spadającego pocisku artyleryjskiego - niespodziewana, pozbawiona chwały i splendoru.
            Pierwsze pełnoskalowe uderzenie sił imperialnych na linie obrony zdrajców miało miejsce w 120.816M41. Po trwającym całe godziny a nawet dni ostrzale artyleryjskim nie mniej niż sześć pełnych regimentów przypuściło szturm na pozycje nieprzyjaciela. W kolejnych falach kriegańska piechota nacierała na umocnione pozycje zdrajców słono płacąc żołnierską krwią za każdy przebyty metr. Na większości odcinków imperialne uderzenia były powstrzymywane i odpierane istną ścianą ognia broni automatycznej i artylerii, jednak zdarzały się miejsca, w których obrońcy nie byli zdolni przeciwstawić się determinacji i poświęceniu kriegańskich Gwardzistów. Tam, plutony lub całe kompanie, zdolne były do stworzenia przyczółków co jednak na niewiele się zdawało bowiem ostrzał ze strony zdrajców szybko izolował je od potencjalnych posiłków. Niedługo później heretycy wyprowadzali uderzenie na wyczerpanych i pozbawionych zaopatrzenia Kriegan by wyprzeć lub wybić ich w zajadłej, toczonej każdą dostępną bronią walce wręcz.
            Cała wojna na powrót stała się cyklem odpieranych uderzeń, z których każde następne wymagało zaangażowania większej liczby ludzi i sprzętu. Ofensywa odparta pierwszego dnia była ponawiania w dniu następnym jednak na szerszym odcinku, tak by zneutralizować lub związać walką pozycje, które oskrzydlały wcześniejsze uderzenie i stanowiły klucz do jego powodzenia. W trakcie walk okazywało się że na skrzydłach nacierających oddziałów znajdowały się kolejne pozycje, z których nieprzyjaciel mógł wyprowadzać przeciwuderzenia więc kolejnego dnia odcinek natarcia poszerzał się i cały scenariusz powtarzał się od początku.
            W czasie kiedy na większości frontu toczyły się bezproduktywne walki oblężnicze, na północy 1. Korpus zakończył przyjmowanie uzupełnień (czyli de facto wiele z jego oddziałów po prostu zostało sformowane i wyposażone od zera) i ponownie ruszył do wyznaczonego natarcia. Tym razem jednak rozwijało się ono zdecydowanie wolniej, w oparciu o rozbudowywane na bieżąco linie umocnień. Na odcinku uderzenia zdrajcy nie próbowali stawiać już zdecydowanego oporu i ograniczali się do niewielkich potyczek toczonych wśród rdzewiejących od roku pod vraksjańskim niebem rozbitych dział i wraków zniszczonych czołgów i transporterów opancerzonych. Żadne ze starć nie trwało długo - przemieszczająca się za nacierającą piechotą artyleria pozostawała w gotowości do niemal natychmiastowego otwarcia ognia i zdmuchnięcia jakichkolwiek pozycji nieprzyjaciela. Zdrajcy zbierali cięgi jakich jeszcze nie widzieli w tej wojnie - walczący w otwartym terenie lub, w najlepszym razie, skryci w ruinach lub płytkich okopach musieli stawić czoła całej determinacji i wyszkoleniu korpusów śmierci więc tysiącami ginęli roznoszeni na strzępy bezlitosnym ogniem artylerii i kriegańskimi bagnetami. Imperialne natarcia diametralnie różniły się od niemal wariackiego pędu sprzed roku. Nauczeni zabranym laniem oficerowie przeprowadzali swoje operacje powoli i metodycznie - przed postępującymi do przodu piechociarzami przesuwał się artyleryjski walec, tak potężny że jedynym wyborem pozostającym zdrajcom było wycofać się lub zginąć. Jeżeli cokolwiek przetrwało nawałę było okrążane i metodycznie likwidowane przez oddziały drugiego rzutu podczas gdy linia frontu powoli lecz nieustannie zmierzała ku drugiej linii umocnień. Po sześciu miesiącach 1. Korpus osiągnął pozycje sprzed wielkiego kontrataku zdrajców, ostatecznie odzyskując cały stracony w czasie tamtego straszliwego tygodnia teren. Stojąca na drodze Korpusu Strefa Mieszkalna nr 1 uznana została za nieistotną z punktu widzenia prowadzenia wojny jak również nie miała niemal jakiejkolwiek wagi jako zdobycz (ot zwykłe prefabrykowane bloki mieszkalne dla niewolni… wykwalifikowanej siły roboczej pracującej ku chwale Imperium i która nawet dostawała jeść). W rezultacie w całości została obrócona w perzynę bezlitosnym ostrzałem artyleryjskim i zajęta niemal bez walki pod koniec 816M41. Dzięki temu 1. Korpus zajął swoje pozycje wzdłuż drugiej linii umocnień Cytadeli, ostatecznie zamykając liczący sobie 250km pierścień oblężenia i dołączając do rzezi powtarzanych nieustannie szturmów. Wkrótce cała ziemia niczyja zamieniła się w piekielny krajobraz tak dobrze znany z walk o pierwszą linię obrony. Nieustający ostrzał artyleryjski tworzył nowe, zasypywał lub pogłębiał istniejące kratery. Wszędzie zalegały ludzkie zwłoki lub ich strzępy, które we wszechobecnej wilgoci niemal natychmiast zaczynały gnić rozsiewając duszący fetor śmierci mieszający się z pyłem i zjadliwym kordytowym dymem zasnuwającymi całą strefę walk. Wojna przyjęła postać pozycyjną w najczystszej formie - obie strony siedziały w swoich umocnieniach całkowicie zadowalając się utrzymaniem dotychczasowych pozycji. Oczywiście całkowity bezruch fatalnie wpływałby na morale żołnierzy więc krieganie i zdrajcy serwowali sobie wzajemnie dość intensywny program rozrywkowy. Jego głównym składnikiem był oczywiście ostrzał artylerii jednak niemal identyczną popularnością cieszyły się wszelkiej maści wypady w kierunku wrogich pozycji. Najczęściej rajdy te miały na celu pochwycenie jeńców poprzez szybkie i ciche zdobycie pojedynczego posterunku czy nawet zwykłe danie w łeb wartownikowi. Ogłuszeni wrogowie byli potem wleczeni ku własnym pozycjom by tam, zazwyczaj na torturach, wydobyć z nich wszelkie informacje jakimi dysponowali. Podobnie często organizowane wypady miały na celu wycięcie przeciwnikowi psikusa w postaci obrzucenia odcinka jego okopów dużą ilością granatów i późniejsze spierdzielenie na własne pozycje. Dowództwo 88. Armii ograniczało aktywność bojową już od poziomu plutonu wzwyż by skupić się na maglowaniu umocnień zdrajców przy jednoczesnej minimalizacji własnych strat. Pomniejsze sukcesy były uznawane przez imperialnych oficerów za nieprzynoszące korzyści dla ogólnego wysiłku wojennego i o wiele bardziej pożądane były poprzedzone długotrwałym wycieńczaniem przeciwnika i mogące przynieść decydujące przełamanie wielkie operacje na poziomie co najmniej regimentu. Jedną z takich operacji było przeprowadzone przez 158. Regiment w 649.818M41 uderzenie na jeden z silosów obrony laserowej.
            Konstruowany przez imperialnych inżynierów silos posiadał wyjątkowo solidną konstrukcję i dodatkowo był zaryty głęboko w ziemi by ochronić go przed potencjalnym ostrzałem orbitalnym. Znajdująca się na vraksjańskim froncie artyleria lufowa nie miała nawet co marzyć o zadaniu potężnej budowli jakichkolwiek uszkodzeń więc dowództwo zrezygnowało z przygotowania artyleryjskiego i postawiło na element zaskoczenia. Natarcie miało być prowadzone przez oddziały grenadierów, których zadaniem było przedarcie się przez zasieki i pola minowe oraz zajęcie leżących na powierzchni pozycji zdrajców. Wtedy  oddziały grenadierów miały zostać wsparte przez napływającą regularną piechotę i kontynuować szturm.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

20% rabatu na ręcznie robioną biżuterię z kodem CZYTAWOJTEK

  20% rabatu na ręcznie robioną biżuterię z kodem CZYTAWOJTEK klikasz w link i 20% jest twoje :) Ty cieszysz się super cacuszkami i dodatkow...