Mroczna Epoka Bretonnii (900-977 r. IK)
Gdy Sigmar założył Imperium, wysłał
zaproszenie do dołączenia do jego konfederacji wielu ludzkim lordom Starego
Świata, nie pomijając przy tym Bretońskich hersztów. Pomimo szlachetnego celu
zjednoczenia ludzkości Sigmara, różnice kulturowe między Bretończykami a jego
ludem były zbyt wielkie, by przezwyciężyć je jednym traktatem. Prośbę Sigmara
odrzucono - Bretończycy nie wyobrażali sobie obcego na stanowisku swojego
władcy. Gdy Imperium doświadczało wielkiego cierpienia w czasach pierwszego
tysiąclecia swojego istnienia, Bretończycy wciąż byli podzielonym ludem.
Głupstwem byłoby jednak stwierdzenie, że nie czynili postępów.
Z czasem, na ziemiach Bretonnii
zawitał handel, kamieniarstwo i obróbka metali, głównie dzięki kontaktom
tamtejszych ludzi z Krasnoludami z Gór Szarych, co pozwoliło pod-plemionom
Bretonów na zbliżenie się w stronę swojego dzisiejszego etapu rozwoju.
Zwyczajem Bretonów stało się, by najodważniejszy młody człowiek w danej wiosce
chwytał za broń i trenował walkę, w oczekiwaniu na dzień, w którym ich ziemi
zagrozi wróg. Każdy inny mieszkaniec wiosek Bretonów pracował wyłącznie dla
siebie, nie licząc karmienia i wyposażania wojownika i jego konia. Wojownik był
więc utrzymywany przez mieszkańców wioski - jadł wyłącznie najlepsze mięso i
pił najlepsze wino. To, w połączeniu z nieustannymi treningami sprawiało, iż
wojownicy z czasem zaczęli odstawać od reszty mieszkańców swoich społeczności.
Byli fizycznie silniejsi i więksi, mieli lepszą kondycję i byli bardziej
krzepcy, nie licząc faktu, że lata treningu i dobrego odżywiania się już od
młodego wieku sprawiły, że zazwyczaj byli oni wyżsi od reszty mieszkańców o
całą głowę.
Wybrany wojownik obierał za
mieszkanie wiejską strażnicę, drewnianą strukturę, która w przyszłości w każdym
wypadku ewoluowała do postaci kamiennego zamku. Wojownik mieszkał z żoną -
zazwyczaj najpiękniejszą kobietą w wiosce. W zamian za wszystkie swoje
przywileje, wojownik był związany przysięgą do bronienia wioski w starciu z
każdym przeciwnikiem, nieważne, jak potężnym. Jeśli było to konieczne, musiał
walczyć nawet przeciwko całej hordzie Orków samotnie. Ci wojownicy stali się w
przyszłości znani jako “rycerze”. W miarę upływu czasu rycerz i jego koń
wojenny stawali się wyjątkowymi przykładami swojego rodzaju. Choć rycerze byli
znani także i w innych plemionach Starego Świata, to właśnie wśród Bretończyków
tradycja rycerstwa została udoskonalona.
Każdy pomniejszy herszt i władca
plemienny Bretonnii wkrótce zaczął przyjmować tytuł księcia, określając
przynależne im terytoria. Do 770 r. IK, ziemie całej Bretonnii zostały
podzielone na szesnaście państw, z których każde było rządzone przez innego
księcia.
Zielonoskórzy żyli na ziemiach
Bretonii od wielu lat i jak te podłe kreatury mają w zwyczaju, ich populacja
ostatecznie sięgnęła poziomu krytycznego i rozpoczęła sukcesywne najeżdżanie
ziemi Bretończyków. Do 930 r. IK, wielka horda Orków, prowadzona przez Herszta
Gragabada wyruszyła w swej kampanii zniszczenia z gór Wielkiego Rogu, atakując
terytorium Cuileuxów. Stanąwszy przed groźbą całkowitego zniszczenia, ostatni
pozostali przy życiu rycerze z Cuileux wyruszyli do walki w ostatniej,
desperackiej próbie rozpędzenia wroga, obierając otwarte równiny na plac boju.
Choć Zielonoskórzy padali jak pszenica pod ostrzem sierpa, ostatni z rycerzy
Cuileux polegli pod naporem wroga.
W obliczu tej tragedii, armie z
Quenelles i Brionne ruszyły do boju i zaatakowały osłabioną hordę, jednak kiedy
tylko Orkowie zaczęli się wycofywać, obie Bretońskie armie zaczęły walczyć ze
sobą spaloną ziemię Cuileux. Na szczęście, walczący nie mieli dość odwagi, by
stanąć naprzeciw siebie w otwartym boju, a zamiast tego, konflikt zakończył się
wraz z pojedynkiem między książętami każdego z państw. Lord Brionne przegrał
walkę, a ziemie Quenelles powiększyły się o nową prowincję. Mówi się, że
zniszczenie Cuileux było początkiem wojen, których kulminacją było zjednoczenie
całego królestwa.
Do 932 r. IK, Balduin, nowy, młody
Książe Brionne poprowadził armię do zwycięstwa nad hordami Gragabada i zabił
bestię w jednym pojedynku na śmierć i życie. W bitwie, wielki topór Gragabada
utknął w tarczy Balduina, przez co musiał on przez cały pojedynek walczyć z
ciężkim żelastwem na tarczy. Po walce, topór stał się symbolem Brionne, by po
wsze czasy przypominał o tym chwalebnym zwycięstwie. Porażka nie zatrzymała
jednak Orków na długo, a w 948 r. IK, północne ziemie Bretonnii zostały
pochłonięte przez nowe fale niepowstrzymanych wrogów. Północni najeźdźcy z
chłodnych wybrzeży Norski palili każdą osadę na wybrzeżu Lyonesse i Couronne,
podczas gdy Zwierzoludzie wychynęli z mrocznych lasów Arden w swych
niemożliwych do zliczenia hordach. Plemiona Bretonnów z północy, które teraz
stały przed groźbą zniszczenia ze strony trzech armii inwazyjnych, były
zmuszone do porzucenia wszystkiego, czym niegdyś rządziły, kryjąc się za swoimi
kamiennymi murami i pozwalając wrogom na palenie ich ojcowizny.
Mniej więcej w tym samym czasie,
nieumarłe armie i floty Settry Niezniszczalnego pojawiły się na zachodnim
brzegu Bretonnii. Gdy armie Orków i Goblinów rozproszyły się po królestwach
Bretonnii, nieumarłe hordy zaczęły swój niemożliwy do zatrzymania marsz przez
kraj, dopełniając zniszczenia z cichą dokładnością, na jaką stać tylko
marionetki wielkiego mistrza nieumarłych. Na południu i wschodzie plemiona
goblinów zeszły z Gór Szarych, plądrując i paląc wszystko na swojej drodze w
księstwach Quenelles i Bastonne. Do 974 r. IK, plemiona Orków wyszły na równiny
Bretonnii z gór i lasów w armii o rozmiarach nigdy wcześniej niespotykanych w
tych stronach. Starożytne księstwo Glaborielle zostało odcięte od wszelkiej
pomocy i całkowicie zniszczone. W odpowiedzi, Bretońscy rycerze powstali
przeciwko rzezi prowadzonej przez zielonoskórych i rozpoczęli kampanię
odwetową, starając się spędzić Orków ze swoich ziem. Mimo to, lordowie każdego
z księstw nie mieli dość czasu, by zebrać rycerzy w jeden silny oddział. Ich
otoczone, małe hufce zostały przytłoczone samą liczebnością hordy. Pozostali
książęta, otoczeni ze wszystkich stron przez wrogów ludzkości, stracili
nadzieję na przetrwanie.
Był jednak jeden Bretoński książę,
który nie poddał się rozpaczy i z determinacją dążył do zjednoczenia swego ludu
w jeden naród. Tym starożytnym, legendarnym wojownikiem był Książę Gilles le
Breton, nowo koronowany Książę Bastonne, słynny rycerz, który osobiście ściął
czerwoną wyrmę, Searghusa, głęboko w lasach Chalons. Gilles zebrał pod sobą
siły Księcia Thierulfa d’Lyonesse’a, a następnie swojego największego i
najbardziej lojalnego przyjaciela, Księcia Landuina d’Mousillona, ale nawet w
obliczu zjednoczenia sił tak potężnych wojowników, Bretonnia praktycznie nie
miała szans na przetrwanie.
Ta niedoświadczona w boju i zmęczona
walką bretońska armia rozstawiła obóz nad jednym z jezior. Następnego dnia
wojacy usłyszeli ryk samej śmierci, wzywającej ich do siebie wraz z każdym uderzeniem
Orków w ich wojenne bębny. Przez całą noc wróg zachowywał się niezwykle głośno,
nie pozwalając Bretończykom wypocząć przed bitwą. Tego ranka, gdy cała nadzieja
wydawała się stracona, Gillesa i jego armię rycerzy spotkał prawdziwy cud. Gdy
Gilles uklęknął nad brzegiem jeziora, by napić się z jego czystych wód i
pomodlić się o siłę, z wody wyszła eteryczna i nieziemsko piękna kobieta. Na
ten widok, Gilles i jego armia oniemieli, tak z podziwu, jak i ze strachu.
Gilles był pierwszym z rycerzy, który zareagował, wznosząc umoczony we krwi i
poszarpany sztandar Bastone, po czym zainspirowany rozpaczliwym szaleństwem lub
tchnięty obcą mądrością powiedział: “Pani,
pobłogosław mój sztandar!”
Następnie zanurzył go w wodzie, u
stóp kobiety. Gdy tylko go wyjął i wzniósł w górę, tak, by każdy mógł go
zobaczyć, był suchy i całkowicie naprawiony, jednak na tkaninie widniał teraz
nowy symbol: złotego graala. Inni książęta i rycerze zaczęli naśladować Gillesa
i prosili Panią, by ta pobłogosławiła ich miecz, lancę, lub konia. Ostatecznie,
gdy Pani podniosła dłonie, w których zebranym ukazał się sporych rozmiarów
pozłacany kielich napełniony światłem, wszyscy zatrzymali się w bezruchu. Pani
oddała kielich Gillesowi, który przekazał go swoim kompanom. Wszyscy, którzy upili
wody z kielicha, zostali napełnieni wielką siłą, potrzebną do odniesienia
zwycięstwa. Ci, którzy dostąpili tego zaszczytu, stali się pierwszymi Rycerzami
Graala. Walcząc pod sztandarem Pani z Jeziora, Bretończycy znaleźli w sobie
odwagę, bez której nie mieliby szans w starciu z zielonoskórymi.
Pył bijący od marszu wojsk wroga
otaczał armię Bretończyków ze wszystkich stron, a okrzyki i odgłosy walenia w
bębny były wszechobecne. Rycerze z pośpiechem podnieśli broń i wsiedli na swoje
rumaki, po czym zgromadzili się w linii bitewnej wokół Gillesa i jego
sztandaru. Hordę było już widać na horyzoncie; ich przemarsz przyciemnił niebo.
Cała armia rycerzy bez wahania ruszyła przed siebie, prosto na wroga, w deszczu
strzał. Pierwsze szeregi Orków zostały rozgniecione. Cała horda zatoczyła się
jak dzika bestia przebita włócznią łowcy. Rycerze przebili się przez falę
przeciwnika i ruszyli dalej, przed siebie, uderzając na kolejną, a potem na
jeszcze jedną i jeszcze jedną, aż dotarli na otwartą równinę. Wszędzie wokół ich
wróg rzucał broń i uciekał w panice. Gdy słońce zaczęło zachodzić, rycerze
porzucili pościg i powrócili nad Święte Jezioro.
Tam zebrali się na plaży i
odpoczywali, podczas gdy kruki i inne drapieżne ptaki rozszarpywały truchła
zabitych Orków. Wszyscy książęta i rycerze zebrali się wokół Gillesa i
poprzysięgli mu służyć ku czci Pani z Jeziora. Poprzysięgli też pozostanie
zjednoczoną armią w kampanii wyzwolenia Bretonnii z Orków i wszystkich innych
wrogów Bretończyków. Ten moment traktuje się jako chwilę powstania zakonu
Rycerzy Graala i Królestwa Bretonnii. W latach, które nastąpiły po tym
wydarzeniu, pod sztandarem Pani z Jeziora, Gilles poprowadził Rycerzy Graala do
licznych zwycięstw w całej Bretonnii.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz