środa, 29 maja 2019

Mortarion i Gwardia Śmierci cz2





Ze wszystkich światów, po których rozrzucono Prymarchów, jedynie kilka planet
można porównać do koszmarnego, zapomnianego i przeklętego Barbarusa. Ten Dziki Świat
orbitował wokół zamglonej, żółtej gwiazdy w Segmentum Tempestus, przez co sama
atmosfera planety była gęsta, miazmatyczna i pełna toksycznych chemikaliów. Najbardziej
złośliwe z gazów obecnych na Barbarusie, pobudzane ciepłem pochodzącym z gwiazdy,
unosiły się w górne warstwy atmosfery, gdzie tworzyły gęste, wiecznie obecne chmury.
Chmury były zaś barierą dla promieni słonecznych, przez co sama planeta była miejscem o
krótkich, ciemnych i ponurych dniach.
Niewiele można powiedzieć o tym odległym, dzikim świecie, czy nawet o wczesnych
latach życia Prymarchy Mortariona, jako że nawet po odnalezieniu swojego syna Imperator
ostrożnie edytował i ukrył prawdę kryjącą się za tymi wydarzeniami. Najbliższe prawdzie
informacje odnośnie samego Barbarusa i Prymarchy Gwardii Śmierci można dziś uzyskać w
jednym źródle, w tzw. “
Stygiańskich Zwojach Lacklanda Thorna,” autorstwa osławionego i
pohańbionego Upamiętniacza. Był on historykiem przypisanym do floty Krucjaty, która
przemierzyła mroczną mgławicę otaczającą Barbarusa.
Świat, na który spadł młody Mortarion, stanowi streszczenie grozy, która spadła na
całą ludzkość w czasie Długiej Nocy i Epoki Walk - była to domena dzikich, obcych
władców, którzy rządzili zniewolonymi ludźmi tak okrutnie, jak bogowie z dawnych,
ludzkich mitów. Jedyne nadające się do oddychania przez ludzi powietrze znajdowało się na
najniższych wysokościach na planecie, na płaskich wrzosowiskach i w dolinach skalistych
gór. Ci bliżej nieznani obcy władcy byli niewrażliwi na górne, trujące warstwy atmosfery
planety i budowali wielkie twierdze z szarego kamienia w górach.
Kiedy ludzie po raz pierwszy zasiedlili Barbarusa, okropne warunki środowiskowe
szybko cofnęły dumną, zaawansowaną technologicznie społeczność do stanu
przed-feudalnego. Niezrozumiałe moce Osnowy istot wyższych, ich zdolność do przetrwania
tam, gdzie ludzie nie dawali rady i przede wszystkim cały ich głód polowania i
eksperymentowania na rasie ludzkiej sprawiły, że mieszkańcy Barbarusa przypisywali tym
istotom supernaturalizm i wrodzoną animozję. Prawdziwa natura tych mrocznych nadzorców,
poza ich oczywistym spowinowaceniem z mrocznymi mieszkańcami Empireum, nigdy nie
została poznana.
Władca Śmierci
Kiedy dwudziestu Prymarchów zostało rozrzuconych po całej galaktyce przez wrogie
działania Bogów Chaosu, każdy z nich spadł na inną, zasiedloną przez ludzi planetę. Ze
Stygiańskich Zwojów, na których spisano prawdopodobną historię życia Mortariona aż do
spotkania Imperatora, możemy odczytać:
“Jeden z nich przybył zaś na ponure wrzosowiska, cuchnące śmiercią i usiane
trupami krwawej bitwy na odległości całych lig w każdym kierunku. Był to świat
Barbarus. Planeta wiecznie pogrążona w trującej mgle, której górskie urwiska
opanowane były przez hersztów o iście fantastycznych mocach i przerażającym
apetycie; była to planeta, której ludzcy osadnicy, których przodkowie rozbili się na
planecie całe tysiące lat wcześniej tłoczyli się w dolinach, pod dławiącą mgłą. Ich
życia były pełne grozy, nieustannych prób przetrwania pod zasłoniętym gęstą mgłą
słońcem i uciekania oraz krycia się przy pierwszym domniemaniu zjawienia się ich
cienistych, mrocznych nadzorców...”
Największy z owych nadzorców był jednocześnie zwycięzcą pola bitwy.
Rozkoszował się on w dokonanej masakrze, dopóki zapadłej na polu chwały ciszy nie
przerwał niemowlęcy płacz. Legendy mówią, że herszt maszerował po morzu zwłok przez
dni i noce w swoim skrzypiącym pancerzu bitewnym, idąc za zawodzeniem dziecka. Przez
krótką chwilę rozważał zakończenie jego młodego życia; zdał sobie jednak sprawę, że
zwykły człowiek nie był w stanie oddychać trującymi oparami wyżyn Barbarusa, a co
dopiero płakać tak głośno, jak to dziecię.
Przez długi czas kontemplował nad tym, co uczynić z tą istotą, która jednak okazała
się być człowiekiem, ale jednocześnie musiała być czymś więcej; kiedy podjął już decyzję,
podniósł niemowlę i zabrał go z miejsca dokonanej rzezi. Mimo całej swojej mrocznej mocy,
do tego momentu nie dane mu było mieć w życiu tego, co dawało mu to dziecko: syna i
następcy. Zrodzone z śmierci i na polu śmierci, niemowlę otrzymało od swojego przybranego
ojca imię:
Mortarion: Dziecię Śmierci.
Kiedy Mortarion został zabrany przez nadzorcę, jego mistrz zbadał wytrzymałość
niemowlaka. Kiedy udało mu się dokładnie określić, jak wysoko w toksycznych chmurach
Barbarusa dziecko mogło przetrwać, nadzorca wzniósł kamienną twierdzę i wzmocnił ją
czarnym żelazem. Następnie przeniósł on do niej swoją własną posiadłość, stawiając ją w
najwyższych turniach, gdzie atmosfera była zabójcza nawet dla małego Prymarchy.
Mortarion dorastał na świecie pełnym cytadel z płaczliwych, szarych kamieni i
żelaznych ogrodzeń, gdzie samo powietrze było śmiercią, a słońce niczym więcej, aniżeli
odległą smugą. Był to świat ogarnięty nieustanną wojną z opozycyjnymi władcami i ich
armiami golemów złożonych ze zszytych ze sobą ludzkich ciał, których przeznaczeniem było
stać się istotami zmieniającymi kształty.
Prymarchę ukształtowało jego ponure środowisko, ale mimo wszystko był on
dzieckiem Imperatora - to z tego względu był on nadludzko odporny na trujące powietrze
wokół niego i nadludzko silny nawet w związku z faktycznym brakiem odpowiedniej ilości
światła słonecznego i pożywienia. Mortarion uczył się wszystkiego, od doktryn bitewnych
swego przybranego ojca, przez arkana wiedzy tajemnej, rzemieślnictwo i sztukę podstępu
.
Młody Prymarcha posiadał przenikliwy intelekt i często zadawał swojemu przybranemu ojcu
pytania, na które ten nie zwykł mu odpowiadać.
Coraz częściej stawiane przez Mortariona pytania dotyczyły wrażliwych istot
żyjących w dolinach poniżej, istot, które były obiektem polowań ze strony hersztów, którzy
reanimowali i włączali ich ciała do swoich mrocznych armii. Jego mistrz trzymał Mortariona
tak daleko od ludzkich osiedli, jak tylko było to możliwe, ale sam akt negowania stawianych
przezeń pytań sprawił, że dojrzewający Mortarion doznawał coraz silniejszej obsesji na tym
punkcie. W końcu nadszedł dzień, w którym Mortarion obiecał sobie, że już nikt nigdy nie
będzie go tak traktował, po czym prześlizgnął się przez podziemia twierdzy.
Ostatnią rzeczą, którą słyszał schodząc z gór, był głos nadzorcy, jedynego ojca
którego znał, wrzeszczącego w rozmytej ciemności z wysokich blank swojej twierdzy. Za
swoją zdradę, Mortarion został wydziedziczony i ostrzeżony, że powrót w rodzinne włości
oznaczać będzie dla niego śmierć.
Prawo pochodzeniaSchodząc z gór i wychodząc z mgły, Mortarion odkrył coś niezwykłego; po raz
pierwszy w życiu nabrał w płuca powietrza, które było wolne od trucizny. Czuł zapach
przygotowywanego jedzenia, świeżych ciał i po raz pierwszy słyszał odległe głosy
niestłumione przez mgłę, oraz co najważniejsze, po raz pierwszy w życiu usłyszał śmiech.
Młody Prymarcha zdał sobie sprawę, że znalazł się wśród swoich własnych pobratymców, że
owa “delikatna ofiara” hersztów to jego własny lud. Wraz z tą myślą dopadł go gniew. Nagle
poczuł się zobligowany do zaniesienia tym ludziom sprawiedliwości, którą odbierały im
mroczne moce władające planetą.
Zaakceptowanie Mortariona jako nowego członka ludzkiej społeczności Barbarusa
nie było łatwe. Dla nich Mortarion niewiele różnił się od potworów żyjących w górach. Był
wyższy od najwyższych mieszkających tam ludzi, chudy, blady i miał puste, nawiedzone
oczy, które zdradzały koszmary, które widział w swoim młodym życiu. Większość
osadników była przerażona samym jego widokiem.
Spoglądano na niego z podejrzliwością i strachem. Młody Prymarcha cierpiał z tego
powodu, ale był cierpliwy - użyczał mieszkańcom Barbarusa swojej siły do pracy w polu i
prowadził ich marne zbiory, wiedząc, że prędzej czy później nadarzy się okazja do
zaskarbienia sobie ich zaufania. Kiedy w istocie stało się tak jak podejrzewał, był gotowy.
Zbawca BarbarusaWioska, w której osiadł, została zaatakowała przez jednego z pomniejszych lordów i
jego zniewolone mroczną magią zwłoki. Mieszkańcy wioski walczyli z potworami przy
pomocy narzędzi rolniczych i pochodni, ale nie byli w stanie powstrzymać chwiejących się
istot przed wypełnieniem woli ich pana. Mortarion jako pierwszy wyszedł przed szereg,
dzierżąc ogromny, dwuręczny sierp i wbiegł prosto w idące na niego potwory, zabijając je
wszystkie.

Ich mroczny lord uśmiechnął się na widok Mortariona, kiedy ten zbliżył się do niego,
wycofując się na trujące wyżyny, gdzie, jak przypuszczał, ten odważny człowiek nie był w
stanie go dosięgnąć. Uśmiech zniknął z jego twarzy dopiero wtedy, kiedy Mortarion dogonił
go na zboczu góry i dokonał na nim zemsty w imieniu “delikatnej ofiary,” żyjącej w dolinie.
Po tej nocy, miejsce Mortariona pośród osadników było niekwestionowane.
Z czasem Mortarion zaczął uczyć osadników Barbarusa o sztuce wojny. Słowo o jego
dokonaniach i naukach rozeszło się po innych ludzkich osiedlach i wkrótce zaczęły
przybywać do niego liczne pielgrzymki z bardzo daleka tylko po to, by się od niego uczyć.
Powoli wioski Barbarusa zaczęły zamieniać się w silnie bronione punkty, a sami rolnicy - w
bardziej efektywnych obrońców. Ostatecznie, Mortarion sam wyruszył w podróż po
rozrzuconych po Barbarusie osadach, nauczając, budując i, gdy było to konieczne, broniąc
ich. Mimo to nigdy nie mógł on dopiąć swego; ich wróg nie mógł zostać całkowicie
zniszczony, ponieważ mroczne moce zawsze mogły uciec do nieprzeniknionej ściany, jaki
stanowiła trująca mgła. Jego lud mógł walczyć tylko w obronie. Musiało się to zmienić.
Mortarion zrekrutował najtwardszych, najbardziej odpornych mieszkańców planety,
tworząc z nich małe oddziały, które szkolił własnoręcznie i które nauczał nie tylko o obronie,
ale i o ataku. Kiedy nastał na to odpowiedni czas, nauczył kowali, jak zamiast prostych
narzędzi mogli produkować broń z prawdziwego zdarzenia, rzemieślnikom przekazał, jak
stworzyć prawdziwy pancerz, a gromadząc wokół siebie najzdolniejszych wynalazców z całej
planety, postanowił zająć się problemem trującego powietrza.
RebeliaKiedy jeden z nadzorców zszedł z trującej mgły panującej nad górską turnią,
mieszkańcy jednej z wiosek zdołali nie tylko przeprowadzić bardzo skuteczną obronę, ale
prowadzeni przez Mortariona wstąpili w trującą mgłę, gdzie armia nadzorcy miała nadzieję
na ucieczkę przed ludźmi. Mieszkańcy planety, ubrawszy proste maski filtrujące i aparaty do
oddychania, poszli w ślad za Prymarchą, który miał zamiar zanieść śmierć królestwu śmierci.
Herszt został zabity, a jego armia zmasakrowana. Prymarcha kontynuował
wzmacnianie aparatury do oddychania swojej “Gwardii Śmierci,” jak jego oddziały zaczęły
się nazywać, przenosząc wojnę jeszcze wyżej, na terytoria innych nadzorców. Natrafiając na
jeszcze większe skażenie powietrza, Gwardia zamiast słabnąć, wydawała się przyzwyczajać
do wrogiego sobie środowiska, a nawet nabierać sił. To właśnie wtedy wojowników pod
wodzą Mortariona zaczęto uznawać za legendarnie wytrzymałych na trujące toksyny i
potrafiących przetrwać nawet w najgorszym, najbardziej skażonym środowisku.
Mortarion i jego Gwardia Śmierci zdobywała kolejne górskie szczyty Barbarusa przez
całe solarne miesiące, do czasu, gdy na ich drodze nie stanęła ostatnia, ponura, ale bardzo
znajomo wyglądająca posiadłość. Mimo zwycięstwa znajdującego się na wyciągnięcie ręki,
koncentracja trującej toksyny była w tym miejscu tak wielka, iż nie tylko Gwardia Śmierci,
ale i sam Prymarcha musiał jej ulec. Po swoim powrocie w doliny okazało się jednak, że
świat Mortariona raz jeszcze stanął na głowie.

Przybycie ImperatoraPo powrocie Mortariona i jego braci do jego ukochanej wioski, okazało się, że
musiało dojść tam do czegoś niezwykłego. Wszyscy mieszkańcy osady mówili o przybyciu
obcego, wielkiego dobroczyńcy, który przyniósł im obietnice zbawienia. Prymarcha zasępił
się; na dzień ostatecznej zapłaty Prymarcha czekał całe swoje życie, a teraz, gdy miał to na
wyciągnięcie ręki, nie był szczęśliwy, że nagle zjawił się ktoś, kto mógłby przyćmić jego
najważniejsze dokonanie.
Prymarcha wstąpił do wielkiej halli i ujrzał go przy stole bankietowym. Obcy
stanowił całkowity kontrast wobec otaczających go ludzi. Był krzepki, jego skóra była
ciemniejsza, a jego ciało miało idealne kształty, podczas gdy ludzie z Barbarusa byli
wychudzeni, bladzi i generalnie wyglądali niezdrowo. Pomimo efektu, jaki trucizna wywarła
na jego wygląd przez lata jego życia, pewne powiązanie między Mortarionem a obcym było
oczywiste dla wszystkich zgromadzonych. Było ono tak pewne, jak tylko ojciec może być
pewien swojego syna.
Mimo to, Mortarion nie zdawał sobie z tego sprawy. Powitał on gościa z ledwie
ukrytą wrogością, która szybko zamieniła się w otwartą złość z uwagi na całkowitą
niezłomność obcego. W złości Mortarion powiedział mu, że on i jego Gwardia Śmierci nie
potrzebują żadnej pomocy w ukończeniu ich walki o sprawiedliwość.
Mówi się, że uprzejmy dobroczyńca wdał się z gniewnym Prymarchą w dyskusję,
wytykając mu porażkę jego Gwardii w ich ostatniej próbie zdobycia górskiej cytadeli, po
czym rzucił mu rękawicę. Jeśli Mortarion byłby w stanie pokonać ostatniego nadzorcę
samotnie, obcy wycofa się i zostawi Barbarusa własnym kolejom losu. Jeśli jednak nie
powiedzie mu się, on i jego Gwardia Smierci mieli dołączyć do Imperium Ludzkości,
przyrzekając obcemu absolutną lojalność.
W gwarze niecichnących protestów, Mortarion splunął, odwrócił się na pięcie i
samotnie ruszył w stronę ostatniej posiadłości nadzorców na planecie, twierdzy herszta,
którego niegdyś nazywał ojcem. Mortarion wspinał się wyżej i wyżej, prowadzony
nieuchronnością konfliktu z jego niegdysiejszym mistrzem i motywowany przymusem
udowodnienia swojej wartości przed obcym na dole.
Gdy wreszcie doszło do konfrontacji, okazała się być ona bezlitośnie krótka.
Mortarion, dusząc się w powietrzu toksycznym do tego stopnia, że obwody jego maski
zaczęły gnić, z trudem oparł się o bramy cytadeli nadzorcy, wyzywając go na pojedynek.
Ostatnią rzeczą, jaką ujrzał, kiedy padał na kolana, a świat wokół niego zaczął nabierać
szarości, był Nadzorca Barbarusa idący w jego stronę, by wypełnić daną mu przed laty
obietnicę. Nagle potężny obcy stanął między nimi, przeciwstawiając się mgle śmierci i
zabijając nadzorcę jednym ciosem swojego świecącego Miecza Mocy.
Gwardia ŚmierciMortarion postanowił wypełnić dane słowo. Kiedy tylko doszedł do siebie, zgiął
przed obcym kolano i przysiągł mu wierność. Dopiero wtedy Imperator Ludzkości objawił

się przed nim w pełnej chwale i przyznał, iż jest jego ojcem, oraz powiedział mu, jaki los
pisany mu jest w jego służbie. Pod jego dowodzenie oddał przeznaczony mu XIV Legion, a
jego Astartes nie byli już dłużej sierotami. Mortarion zmienił nazwę Legionu na Gwardię
Śmierci, pragnąc upamiętnić militarną siłę, którą wzniósł na Barbarusie, a dzięki której udało
mu się obalić feudalną władzę nekromantycznych lordów planety. Rozpoczął on
powiększanie szeregów Legionu, rekrutując ludzi prosto z populacji Barbarusa. Ponoć po ich
pierwszym spotkaniu w obecności własnych Astartes, Mortarion, ponury i spektralny,
odziany w prostą szatę i trzymając wielki, czarny sierp, w przeszłości należący do jego
przybranego ojca, niemal szeptem powiedział im:
“Wyście mymi niezłamanymi ostrzami.
Jesteście Gwardią Śmierci. Z waszej ręki dostarczana będzie sprawiedliwość, a tysiąc
światów czeka zguba.”
Terrańskim Jeźdźcom Zmierzchu musiało wydawać się, że ich
nowym mistrzem został starożytny Ponury Żniwiarz. Pierwsze słowa Mortariona do jego
Legionistów zostały wyryte na śluzie Barki Bitewnej
Sierp Żniwiarza. Tym prostym gestem
Jeźdźcy Zachodu przeszli do historii, a wszystkie ich czyny od tego momentu miały nosić
nowe, chwalebne imię, które szerzyło strach w sercach wrogów ludzkości.
Przed zjednoczeniem się Mortariona z XIV Legionem, jego szeregi były pełne
Astartes Terrańskiego pochodzenia; po dołączeniu do niego Prymarchy, wszyscy nowi
Neofici rekrutowani byli prosto z Barbarusa. Bardzo szybko kultura i tradycje Legionu
zaczęły ewoluować - do końca Wielkiej Krucjaty, we wczesnych latach M31, między
Astartes urodzonymi na Terrze, którzy do tego czasu stanowili już mniejszość, a tymi
urodzonymi na Barbarusie narastał konflikt. Napięcie między nimi stało się najbardziej
widoczne w okresie bezpośrednio poprzedzającym pierwszą bitwę Herezji Horusa na
Istvaanie III, gdzie blisko ⅓ sił Legionu została przez Mortariona uznana za bardziej wierną
Imperatorowi i skreślona z góry. Większość z Lojalistycznych Gwardzistów Śmierci
pochodziło właśnie z Terry i pamiętało jeszcze czasy Jeźdźców Zmierzchu; doskonałym
przykładem jest osławiony Kapitan Bitewny VII Wielkiej Kompanii, Nathaniel Garro,
którego lojalność względem Imperatora przeważyła nad oddaniem Prymarsze.
Wielka Krucjata“O czternastym Legionie możesz mówić co chcesz. Są podłymi, brzydkimi draniami, ale są
nieustępliwi. Nie wolałbym mieć po swojej stronie nikogo innego w wojnie o wyczerpanie, i
wolałbym walczyć z kimkolwiek innym, byle nie z nimi.”
~ Ferrus Manus, Prymarcha Żelaznych Dłoni po integracji planety 1-5-4-4
W dekadach które nastały po nadaniu XIV Legionowi nowej nazwy, jego Astartes
niestrudzenie walczyli w służbie Wielkiej Krucjaty. Pod czujnym spojrzeniem swojego
Prymarchy nigdy nie ustępowali - dążyli do wyzwolenia rasy ludzkiej z ferworem, którego
Wielka Krucjata nigdy wcześniej nie zaznała. Ich ruchliwa flota przemierzała zimną próżnię
od kampanii do kampanii, uzupełniając zapasy po drodze, zatrzymując się wyłącznie w
następnej strefie wojny. Gwardia Śmierci nie stawiała garnizonów, ani nie budowała innych
struktur - Astartes Gwardii Śmierci niszczyli i zabijali z zimną kalkulacją i determinacją,
będąc tak śmiertelnym jak nieubłagany postęp zarazy lub fala tsunami.

Po czasie, w którym Mortarion ukształtował kredo i praktyki Gwardii, jego wierzenia
stały się również wierzeniami jego Astartes, a doktryny, opierane właśnie o przekonania
Mortariona, stały się jeszcze bardziej wyrafinowane i ekstremalne. W sercach Astartes
stworzono niezachwianą determinację wobec faktu, iż ludzkość powinna być wolna od
opresji i grozy. Taka wolność mogła być osiągnięta wyłącznie poprzez zniszczenie tych,
którzy chcieli zniewolić i pożreć ludzkość. Była to wojna, którą należało toczyć bez litości
czy zahamowań, bez powściągliwości i ustępstw. Bitwa o przyszłość ludzkości mogła zostać
wygrana tylko poprzez przetrwanie wszelkich trudów, nieważne, jak okropnych i poprzez
podejmowanie się wszystkich najgorszych, najbardziej barbarzyńskich czynów w wyścigu o
zwycięstwo. Ten jeden cel, wyzwolenie rasy ludzkiej, według Mortariona usprawiedliwiał
wszystko.
Mortarion wierzył, że zwycięstwo w bitwie można było uzyskać poprzez wysoką
elastyczność, natomiast Horus, który używał silnych i słabych stron innych Legionów do
stworzenia najbardziej efektywnej formacji, posługiwał się swoim Legionem koordynując
jego ruchy z siłami Mortariona. Mortarion i jego Gwardia Śmierci nawiązywała walkę z
wrogiem i męczyli go, stwarzając idealną okazję do ataku Wilków Luny. Ta taktyka walki
działała genialnie. Skutkiem ubocznym skoordynowanego działania obu Legionów były zaś
dobre relacje między Horusem a Mortarionem. Mortarion był ponurym Prymarchą, a jego
aparat tlenowy i sierp stanowiły nieodłączny komponent jego osoby. Blady, bezwłosy
Prymarcha przez innych postrzegany był jednak jako dziwak. Był zupełnie inny od
wszystkich swoich braci, nie licząc Horusa i Konrada Curze. Niektórzy Prymarchowie, jak
chociażby Roboute Guilliman obawiali się, że Mortarion był bardziej lojalny Horusowi niż
Imperatorowi; w tamtym czasie Imperator uważał jednak, że lojalność Horusowi równała się
lojalności wobec niego. Przyszłe wydarzenia miały jednoznacznie dowieść, jak bardzo mylił
się w tej kwestii.
Dziedzictwo Barbarusa“Ból jest iluzją zmysłów, strzeż się iluzji umysłu, poza nimi czeka bowiem tylko śmierć, jako
cichy sędzia wszystkich żywych.”
~ Prymarcha Mortarion
Dekady nieustannych bitew zmieniły Gwardię Śmierci. Z czasem Terrańskie wpływy
na Legion stawały się coraz mniej widoczne, a cała chwała tradycji Jeźdźców Zmierzchu i
Officio Militaris została wymazana na rzecz posępnego kreda wojennego z Barbarusa. Goły,
szary ceramit ich pancerzy ewoluował, ostatecznie będąc coraz mniej dekorowany, nie licząc
wiecznie obecnych mrocznych, jadeitowych oznaczeń, które jednoznacznie kojarzyły się z
bagiennym błotem, którymi ludzcy żołnierze walczący pod Prymarchą o wyzwolenie
Barbarusa powlekali swoje pancerze - ich symbole były wolne od starej heraldyki
Terrańskich wpływów nad Legionem. Militarne oznaczenia mistrzów wojennych Starej Terry
także odchodziły w niebyt. Ostatecznie nawet Librarius XIV Legionu został rozwiązany w
związku z nienawiścią Mortariona do jakiejkolwiek formy czarnoksięstwa, co
prawdopodobnie ma związek z mocą, którą niegdyś władali nadzorcy z Barbarusa.

Umysł i dłoń Mortariona były obecne w każdym aspekcie jego Legionu. Zmieniło się
w nim praktycznie wszystko - od doktryn taktycznych po ekwipunek. Niektórzy twierdzą, że
Mortarion stał nawet za selekcją kandydatów i zmianami w samym Apothecarionie Legionu.
W czasach, kiedy Mortarion zdobywał kolejne światy w imieniu Imperium, pojawiły się
głosy, iż z panującmi na Barbarusie warunkami środowiskowymi i podłymi stworzeniami,
które, co bardziej niż prawdopodobne, wciąż przemierzały osnute mgłą górskie zbocza i
głębokie bagna, dla ludzkiej populacji, która tam została, byłoby lepiej, gdyby ktoś dokonał
na nich eutanazji lub przeprowadził ogólno-planetarne przesiedlenie do bardziej “czystego”
świata, w którym nie trzeba byłoby się bać o zdrowie psychiczne przyszłych pokoleń.
Mortarion nie zamierzał jednak tego słuchać, jako że Barbarus należał do jego ludzi, jego
zdobycie okupione było krwią i grozą całych pokoleń, a jego najsilniejsze dzieci służyły teraz
w Gwardii Śmierci.
Co zaś tyczy się czystych, ludzkich Gwardzistów Śmierci, którzy niegdyś walczyli u
jego boku z nadzorcami - wielu z nich stało się mistrzami tego świata i zbudowało wielką
arystokrację, podczas gdy najmłodsi i najsilniejsi zostali w pełni, lub przynajmniej w połowie
przekształceni w Astartes, nieświadomi tego, jak wysoka śmiertelność wiązała się z
konwersją w Kosmicznego Marine w późnym wieku. Była to jednak niewielka cena za
możliwość kontynuowania służby pod Mortarionem, ich zbawcą. Od dnia ogłoszenia wielkiej
rekrutacji, cała planeta w krótkim czasie zamieniła się w fabrykę kolejnych rekrutów dla
Gwardii Śmierci. Rekrutacja z innych źródeł stała się marginalna, jeśli tylko straty w polu nie
okazywały się zbyt wielkie. Oporność Mortariona co do rekrutowania krwi innej, niż tej
pochodzącej z Barbarusa niekiedy chwiała się tylko dlatego, iż ważniejsze było dla niego
utrzymanie siły swojego Legionu na stosownym poziomie. Rekrutacja z Barbarusa była
jednak bardziej wartościowa dla przyszłości Legionu, jako że dzika, zatwardziała populacja
tej planety lepiej znosiła proces przemiany w Astartes. Co więcej, w kandydatach z Barbarusa
genoziarno Legionu amplifikowało nieznaną wcześniej odporność na wszelkie zarazy i
toksyny - krótko mówiąc, Astartes rekrutowani prosto z Barbarusa byli najbardziej
odpornymi na wszelkie zarazy, choroby, toksyny i trucizny Kosmicznymi Marines w
galaktyce.
Wraz z nowym pokoleniem Kosmicznych Marines z Barbarusa, ocalały rdzeń
Terrańskiej krwi Legionu stał się mniejszością przez szalejącą wokół gwiazd Wielką
Krucjatę, na której czele stała Gwardia Śmierci, walcząca w najbardziej koszmarnych
strefach wojny. Choć w oczach ich ojca to oni byli tymi drugimi synami, Terrańska część
Gwardii utrzymała swój upór. Większość z nich była zatwardziałymi weteranami i siłą, z
którą reszta Legionu musiała się liczyć.
Rada z NikaeiMortarion był obecny w trakcie Rady z Nikaei, gdzie otwarcie stanął przeciwko
swojemu bratu, Magnusowi Czerwonemu. Samemu będąc świadkiem grozy psioników na
Barbarusie, Mortarion zeznawał przeciwko nim, kończąc swoją wypowiedź ostrzeżeniem
przed posługiwaniem się jakąkolwiek formą czarnoksięstwa przez sługi Imperatora.

Niepodobnie innym mówcom na Nikaei, którzy stali przeciwko posługiwaniu się psioniką i
przeciwko samemu Magnusowi, obrażając jego Legion, a którzy nie wnieśli nic
wartościowego do dyskusji, mowa Mortariona była krótka, nie atakowała nikogo
konkretnego i stawiała sprawę jasno. Wywarł on wielki impakt na opinię Imperatora i
sprawił, że Magnus musiał bronić swojej sprawy z większą pasją, niż oryginalnie planował.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

20% rabatu na ręcznie robioną biżuterię z kodem CZYTAWOJTEK

  20% rabatu na ręcznie robioną biżuterię z kodem CZYTAWOJTEK klikasz w link i 20% jest twoje :) Ty cieszysz się super cacuszkami i dodatkow...