sobota, 18 maja 2019

Krucjata Terrańska i Krucjata Indomitus

Poniżej playlista do obydwu krucjat

https://www.youtube.com/playlist?list=PL-UNOZ6rXiOtqYeraR3zQz5Uq0jPgQgch



KRUCJATA TERRAŃSKA


Atakujący: Siły Chaosu

Obrońcy: Imperium Człowieka, Eldarzy

Dowódcy atakujących:
– Kairos „Tkacz Przeznaczenia”,
– Skarbrand Wygnany,
– Magnus Czerwony

Dowódcy Obrońców:
– Prymarcha Roboute Guilliman,
– Kapitan Cato Sicarius
– Wielki Mistrz Aldrik Voldus z Szarych Rycerzy,
– Święta Celestyna
– Inkwizytor Katarinya Greyfax z Ordo Hereticus,
– Arcymagos Dominus Belisarius Cawl,
– Marszałek Marius Amalrich z Czarnych Templariuszy (zginął podczas walki)
– Cypher z Upadłych Aniołów,
– Prorok Cieni Sylandri Veilwalker z Arlekinów,
 Arcyprorok Ulthwe Eldrad Ulthran oraz inne siły Eldarów

Data: 999.M41

Miejsca:
– Królestwo Ultramaru,
– Maelstrom,
– Pajęczy Trakt,
– System Solarny,

Siły atakujących:
– Zakon Czerwonych Korsarzy,
– Legion Tysiąc Synów,
– Demony,

Siły Obrońców:
– Ultramarines,
– Krucza Gwardia,
– Białe Szramy,
– Kosmiczne Wilki,
– Mroczne Anioły,
– Czarni Templariusze,
– Arlekini,
– Eldarzy,
– Imperialne Pięści ,
– Adeptus Custodes,
– Siostry Ciszy,
– Imperialna Flota, 

Straty atakujących: nieznane.

Straty obrońców: nieznane, stracono wielu członków floty Imperialnej, w tym wszystkie statki kosmiczne. Życie oddało wielu Braci Bitewnych oraz Eldarów.

Status: Imperialne zwycięstwo.

Wynik: Przybycie Prymarchy na Terrę oraz audiencja u Imperatora; nadanie Guillimanowi statusu Lorda Dowódcy Imperium


Krucjata Terrańska

„– Dlaczego wciąż żyję? – warknął. – Czego więcej chcesz ode mnie? Dla Ciebie oddałem im wszystko co miałem. Zobacz co zrobili z naszego snu. Te rozdęte, gnijące zwłoki, które oni nazywają Imperium napędzają nie rozum i nadzieja, ale strach, nienawiść do siebie i innych ras oraz ignorancja. Lepiej by było, żebyśmy wszyscy spłonęli w ogniach ambicji Horusa, niż żyli widząc to wszystko.” 
Roboute Guilliman, Prymarcha Ultramarines na temat współczesnego Imperium.


            Krucjata Terrańska była Imperialną kampanią wojskową, która miała miejsce w 999.M41 a prowadzona była przez nowo odrodzonego Prymarchę Roboute Guillimana, tuż po zwycięstwie w Kampanii Ultramar oraz upadku Cadii podczas Trzynastej Czarnej Krucjaty.
Krótko po zniszczeniu Cadii, Mistrz Wojny chaosu, Abbadon Profanator dowiedział się, że imperialni zostali ocaleni przez Eldarów, którzy pomogli im uciec przez Pajęczy Trakt i dotrzeć do Macragge czyli stolicy Zakonu Ultramarines. Czarnoksiężnik Chaosu Zaraphiston ostrzegł Abbadona, że ta niespodziewana pomoc ze strony Eldarów oraz cała ucieczka może doprowadzić do serii wydarzeń, które uniemożliwią chaosowi ostateczne zwycięstwo w Długiej Wojnie. Aby temu zapobiec, Profanator zlecił inwazję chaosu oraz zniszczenie Zakonu Ultramarines.

            Słowa Zaraphistona okazały się prorocze. Imperialni oraz Eldarzy przekonali Marneusa Calgara, kapitana Ultramarines, by pozwolił im na wskrzeszenie ich Prymarchy – Roboute’a Guillimana, którego ciało przez dziesięć tysięcy lat znajdywało się w Świątyni na Macragge. Pomimo spóźnionych i desperackich prób Abbadona, Arcymagos Dominus Belisarius Cawl z Adeptus Mechanicus, dzięki mocy Yvraine, kapłanki Eldarskiego Boga Śmierci (Ynnari), odniósł sukces łącząc technologię i siłę psioniczną, aby przywrócić Guillimana do życia.

            Wraz z odrodzonym Prymarchą, który dowodził obroną Macragge, zwycięstwo przyszło bardzo szybko. Guillimanowi udało się wyrzucić siły chaosu ze swojej ojczystej planety, a następnie, w ciągu siedmiu standardowych miesięcy, z reszty Ultramaru. Kiedy cały system znalazł się pod kontrolą lojalistów, Guilliman miał czas, by pogodzić się z tym, co stało się z Imperium Człowieka w ciągu dziesięciu tysięcy lat jego nieobecności. Dalekie od złotej zasady dobrobytu, cudu naukowego i wolności obiecanej przez Imperatora, Imperium pod jego nieobecność przerodziło się w despotyczny, tyrański reżim zdefiniowany przez niewiedzę, strach i przesądy. Z początku rozpaczając, Guilliman wreszcie znalazł nadzieję na przyszłość ludzkości i oświadczył, że musi przedostać się z Macragge na Terrę. Miał plan, aby porozmawiać ze swoim ojcem - Imperatorem. Dopiero wtedy zadecyduje, co należy zrobić, aby ocalić Imperium przed sługami Mrocznych Bogów… oraz samym Imperium.  
           
            Zbierając siły z całego Imperium, które tylko były w stanie dotrzeć do Macragge, gdy Osnowa stawała się coraz bardziej burzliwa po XIII Czarnej Krucjacie, Prymarcha zebrał potężną flotę, przy której pomocy chciał dotrzeć na Terrę. Zostawiając Macragge i cały system Ultramar w rękach Marneusa Calgara, flota Guillimana zbliżyła się do Maelstromu, gdzie została przechwycona przez flotę Chaosu dowodzoną przez Magnusa Czerwonego, który stał na czele swojego legionu Tysiąca Synów. Magnus, po raz pierwszy od tysiącleci opuścił swoją planetę w celu zaatakowania Systemu Fenris, gdzie  znajdowali się jego starożytni wrogowie: Legion Kosmicznych Wilków. Tysiąc Synów odprawił potężny rytuał, który wrzucił flotę krucjaty do Maelstromu, bez żadnego widocznego sposobu na ucieczkę.
           
            Krucjata Terrańska przemieszczała się od jednego Demonicznego Świata do drugiego, ponosząc ofiary z nieprzerwanych demonicznych ataków. Przez ten cały czas poczucie winy i frustracja Roboute’a Guillimana zaczęły rosnąć, poddając próbie jego psychikę na widok zwołanej przez niego floty, która nie mogła uciec ze szponów Maelstroma. Jednak podczas tej drogi Guilliman otrzymał psioniczną wiadomość od Eldarskiego Arcyproroka, Eldrada Ulthrana, obecnego sprzymierzeńca Ynnari, który wyznaczył flocie punkty orientacyjne, dzięki którym udało się im uciec z rozpadliny. Niestety ich szczęście nie trwało długo, ponieważ niedługo później wpadli prosto w sidła Czerwonych Korsarzy, czyli floty prowadzonej przez Kairosa „Tkacza Przeznaczenia”. Siły chaosu zaatakowały każdy imperialny statek a Guilliman został ostatecznie pokonany przez Lorda Zmian, który oplótł go w łańcuchy stworzone dosłownie z poczucia winy Prymarchy. Grożąc zabiciem Roboute’a, Wielki Demon zmusił resztę floty imperialnej do poddania się.
           
            Krucjata Terrańska ponownie została zabrana do ukrytej twierdzy w Maelstromie a gdyby nie szybka interwencja i pomoc ze strony eldarskich Arlekinów, prowadzonych przez Sylandri Veilwalker’a oraz Cyphera, tajemniczego Astartes z Legionu Mrocznych Aniołów, wszyscy członkowie krucjaty, włącznie z Prymarchą zostaliby straceni. W zamian za obietnicę sprowadzenia Upadłego Anioła przed Złoty Tron, Cypher uwolnił Prymarchę i jego kompanów. Przywódca Arlekinów, Veilwalker ponownie zaoferował pomoc, wskazując drogę na Terrę prowadzącą przez Pajęczy Trakt, którego brama znajdywała się w jednej z fortec xeno. Imperialni, już z dozą zaufania do Eldarów, weszli głęboko w głąb Fortecy Czarnego Kamienia, gdzie wpierw musieli pokonać napływające demony Tzeentcha, które zagrodziły im drogę. Ostatnią przeszkodą był Krwiopijec Skarbrand Wygnany, który po zabiciu Mariusa Amalricha zaatakował Prymarchę. Guillimanowi udało się pokonać Wielkiego Demona, w dużej mierze z powodu rany, którą Czarne Ostrze Amalricha pozostawiło w ognistej skórze Skarbranda.
           
            Wraz z upadkiem Skarbranda, Krucjata Terrańska weszła do Pajęczego Traktu, przemieszczając się w stronę Terry. Nie wiedzieli niestety, że tuż za nimi kieruje się cały Legion Tysiąca Synów wraz z Magnusem Czerwonym na czele. Gdy Veilwalker wyjaśnił, że na Lunie, księżycu Terry, znajduje się sekretna brama do pajęczego traktu, Guilliman zdał sobie sprawę, że jego demoniczny brat tylko na to czekał. Gdy tylko przejście do Systemu Solarnego zostało otwarte, Tysiąc Synów rzucił się za nimi, rozpętując inwazję Chaosu na praktycznie samym progu Terry, pozwalając Magnusowi górować nad Abbadonem. Dzięki pomocy Arlekinów, a później innych sił imperium, takich jak Siostry Milczenia i Imperialne Pięści, Guilliman oraz jego sprzymierzeńcy zdołali pokonać Tysiąc Synów i wepchnąć Magnusa z powrotem do Pajęczego Traktu, trwale zamykając go tak, by nie mógł już nigdy zagrozić stolicy Imperium.

            Ostatecznie Guilliman został eskortowany przez obrońców Terry do Pałacu Imperialnego, gdzie przez jeden pełny dzień mógł spotkać się ze swoim ojcem – Imperatorem Ludzkości, po raz pierwszy od dziesięciu tysięcy lat. Nikt nie wie, co zostało powiedziane po drugiej stronie bramy, ale kiedy Prymarcha wyłonił się z pałacu, oświadczył że ponownie zakłada płaszcz Lorda Dowódcy Imperium. Teraz, pierwszy wśród wszystkich Wysokich Lordów Terry, tak samo jak po Herezji Horusa, Guilliman obiecał ludziom w galaktyce, że zgromadzi największą flotę i armię, by wziąć udział w walce z Chaosem i ożywić stracone marzenie Imperatora o lepszej przyszłości dla ludzkości.





Historia

„Nawet Bogowie mają swoje granice. Broń śmiertelników może im nie zaszkodzić, to prawda. Ale pycha, arogancja, nadmiar poświęcenia dla ich śmiertelnych sług – to są skazy, przez które nawet najbardziej boskie istoty mogą zostać sprowadzone na dno.”
            – Lorgar Aurelian.

Podróż do piekła: Mroczne Objawienia

            Osnowa pod wieloma względami jest odzwierciedleniem naszej rzeczywistości. Niczym ciemny i bezdenny basen, jej powierzchnia faluje wraz w wpływem doniosłych wydarzeń lub wielkich wybuchów pasji, ambicji i emocji. Wskrzeszenie Roboute’a Guillimana podczas kampanii Ultramar również wysłało fale psychicznej energii unoszącej się na powierzchni Immaterium, które ostatecznie przemieniły się w szalejące tsunami tak potężne, że nie mogło pozostać niezauważone.

            Jeden po drugim, Czempioni Bogów Chaosu dowiadywali się o tym wyniosłym wydarzeniu, jakim niewątpliwie było wskrzeszenie Prymarchy. Leżąc pośród niekończącego się bankietu dusz, Fulgrim zadrżał z niezadowolenia, gdy demonetki szeptały mu wieści do ucha. Demoniczny Prymarcha z Legionu zdradzieckich Dzieci Imperatora podniósł się z aksamitnego tronu i poprzysiągł swemu Bogu, Slaaneshowi, że tym razem zapewni Guillimanowi wieczny upadek.

            W ukrytych, krystalicznych labiryntach największe demony Tzeentcha patrzyły jak drgają nici przeznaczenia i zmieniają się wraz ze skutkami powrotu Guillimana. Odczytując wolę swego mistrza, każdy z nich widzi i doświadcza pokusy zniszczenia Prymarchy Ultramarines w niezliczonej ilości zróżnicowanych metod.

            Głęboko, wśród hałaśliwych mokradeł Ogrodu Nurgle’a, konklawe Wielkich Nieczystych pobłażliwie słuchało bełkotu donosicieli. Prymarcha! Nietknięty i nieskażony przez żadnego z braci Nurgle’a. Ich Mistrz bez wątpienia wysoko oceniłby taką zdobycz. Być może, zachichotali szyderczo, mogli doprowadzić do pojednania Demonicznego Prymarchy Mortariona z jego bratem. Taka okazja nie pojawiła się przez tysiąc standardowych lat.
           
            Gdzieś indziej w galaktyce, wzdłuż frontu wojennego obejmującego całe systemy gwiezdne, Mistrzowie Khorna spalili w tej samej chwili osiemdziesiąt osiem światów Imperialnych. Wśród zbierających się płomieni ludobójstwa, Czempioni Khorna, zarówno Ci śmiertelni, jak i demoniczni, byli świadkami wizji zesłanej im przez ich szalejące z wściekłości bóstwo. Jego apoplektyczny krzyk niósł się jak grzmot w pustce umierających planet. Słudzy innych Mrocznych Bogów mogą próbować zepsuć Guillimana i przeciągnąć go na swoją stronę – jednak słudzy Khorn’a wiedzieli, że ich Pan nie ma cierpliwości do takich rzeczy.

            Inni Mroczni Lordowie dostrzegli z daleka palącą się latarnię, która była efektem odrodzenia Prymarchy. Ostrzeżony przez prorockie wizje Zaraphistona, Abbadon Profanator ukształtował wojenny sojusz z innymi zdradzieckimi Legionami, chcąc uderzyć w Ultramar jeszcze przed przebudzeniem Guillimana. To właśnie przyczyniło się do nagłej, szalonej inwazji Chaosu na cały system Ultramarines, ale – nawet przy pomocy sił innych Legionów – armie Abbadona zawiodły już w początkowym gambicie. Wściekły Abbadon wezwał i spętał Lorda Zmian, Kairosa „Tkacza Przeznaczenia” i posłał go przez galaktykę, aby zebrać nowe, zdecydowanie większe armie, przeciwko Prymarsze. 

            Na odległych, piekielnych światach, Magnus Czerwony i Mortarion otrzymali wiadomość o przebudzeniu swojego brata. Ich reakcje były różne, jak ogień i lód. Mortarion szalał a zimna i zjadliwa burza wirowała wokół niego, dopóki jej echa w realnej przestrzeni nie osiadły na siedmiu nieszczęsnych imperialnych światach. Patrzył na swoje Planety Plagi oraz zgromadzonych tam Strażników Śmierci i poprzysiągł, że wkrótce sprawi, że Guilliman i jego Imperium zgniją.

            Dla porównania Magnus roześmiał się głośno, jak wróżbita, który odwraca swoją ostatnią kartę tarota. Karmazynowy Król widział przed sobą ścieżki chwalebnego losu, gdzie prędzej dostrzegał tylko pustkę i zamieszanie. Magnus zaczął wydawać rozkazy a jego słowa brzęczały, jak roje krystalicznych owadów. Dotychczas Demoniczny Prymarcha kąsał i mścił się na znienawidzonych Kosmicznych Wilkach, teraz jednak dostrzegł szansę na ukaranie drugiego brata.

            Tak więc potęgi Osnowy zaczęły się kumulować, zwijając i wijąc się jak stado węży. Zdrajcy płynęli w ciemnych morzach Empireum ku Ultramarowi. Połacie galaktyki zostały pokryte Burzami Osnowy, które wylewały się przez Bramę Cadiańską. Dziesiątki światów pogrążyły się w ciemności i przerażeniu a czas wokół nich przestał istnieć, gdy energie Immaterium zalały rzeczywistą przestrzeń.

            Wewnątrz Osnowy trwały niekończące się wojny, bowiem słudzy Chaosu dobrze wiedzieli, że odrodzenie Guillimana jest idealnym momentem, aby zaatakować swoich rywali w domenie chaosu. Krwawe Legiony Khorn’a ruszyły na oślep do krętego labiryntu Pana Zmian i mrowia ognistych demonów Tzeentcha, które wylały się na ich widok niczym owady broniące swego ula. W tym samym czasie kawalkada hedonizmu Slaanesha włamała się do Ogrodów Nurgle’a. Domeny Chaosu toczone były wojnami podsycanymi doniosłymi wydarzeniami w realnym świecie.

            Sam Prymarcha nie był jeszcze świadomy demonicznego szaleństwa, które wywołał jego powrót. Ta nieświadomość była dla niego jak miłosierdzie, gdyż Lord Ultramar’u i tak miał już przytłaczającą wagę pytań i szoku, który toczył go po odrodzeniu. Wszystko, co Guilliman znał i wiedział, zniknęło zastąpione szaleńczym przerażeniem teraźniejszości, której tak desperacko próbował zapobiec dziesięć tysięcy standardowych lat wcześniej.     

            Roboute Guilliman usiadł na swoim tronie a wszystkich swoich pomocników i doradców, a nawet osobistą Gwardię Honorową wysłał, aby czekali przed sanktuarium. W końcu mógł pozwolić sobie na odrobinę smutku, traumy i bólu, który jak podejrzewał, miał go nigdy nie opuścić.

            Fizyczne rany były najmniej uciążliwe dla Guillimana. Jeden po drugim, Prymarcha rozmawiał z każdą z Celestynek, ze wszystkimi panami Ultramar’u, a nawet z Eldarami oraz samą Yvraine z Ynnari. Solarne dni upłynęły w głębokiej, szczerej rozmowie, a Guilliman niejednokrotnie musiał ukrywać swoje reakcje na niektóre informacje. Prymarcha podziękował każdemu z gości za ich służbę Imperium oraz galaktyce. Nikomu tego nie pokazał, ale rzeczywistość uderzyła w niego jak wystrzał z armaty. Wyczerpany i dręczony wewnętrznym bólem, Guilliman jęknął i ukrył twarz w swoich dłoniach.
           
            „– Minęły milenia – wymamrotał sam do siebie. Wiedział, że musi powiedzieć to głośno, tak by usłyszeć swój głos nim obecna sytuacja doprowadzi go do szaleństwa. Mimo że pragnął tego najbardziej na świecie, nie mógł już porozmawiać z żadnym ze swych braci.”

            „– Tysiące lat – powiedział. – I zobacz, co się z nimi stało. Z nami. Bałwochwalstwo. Ignorancja. Cierpienie i nędza w imię boga, który nigdy nie chciał tego tytułu.”

            Guilliman pokręcił głową i wstał. Przechadzając się przez sanktuarium Mistrza Zakonnego spojrzał na wiszące na zachodniej ścianie sztandary przedstawiające chwałę Ultramarines. Cała dumna ikonografia Zakonu była przedstawiona dookoła ogromnej, złotej Aquili a tuż pod nią znajdował się obraz siedzącego na swym złotym tronie Imperatora.  

            „– Zawiedliśmy, ojcze – powiedział Guilliman zmęczonym i przepełnionym smutkiem głosem. – Zawiodłeś swoich synów, a my z kolei zawiedliśmy Ciebie. I teraz, pogłębiając naszą arogancję i próżność, zawiedliśmy ich wszystkich: czy Horus nie powiedział, że żądasz boskości? Nie wyobrażam sobie, jak bardzo cieszyłby się widząc teraźniejsze Imperium.”

            Gniew przepłynął przez Lorda Ultramar’u a on sam z wysiłkiem zacisnął pięści. Wyobraził sobie, że niszczy tą komnatę, rozrywa ją na strzępy i rozrzuca wszystko, jak dzikie zwierzę. Nie mógł jednak tego zrobić – nie mógł pozwolić, aby inni przejrzeli jego fasady. Choć zmagał się z rozpaczą, Prymarcha wiedział, że nie może sobie pozwolić, by jego słabość się ukazała. Marneus Calgar, Tigurius, Agemman i inni patrzyli na niego jak na samego Imperatora. Nie chciał tego, nie chciał by i jego zaczęli traktować jak Boga, jednak musiał pokazać swoim genetycznym synom siłę, aby rozpacz nie dotknęła również ich serc.
           
            „– A jednak, czy to naprawdę ma jakieś znaczenie? – westchnął odwracając się plecami do sztandarów i przechadzając się po komnacie, wyjrzał przez witrażowe okno. Tam, w Twierdzy Hery, Guilliman ujrzał rozległy wał, w którym niegdyś znajdywały się jego dawne komnaty. Należały one również do jego ojca. Planował tam, rozmawiał ze swoimi braćmi, śmiał się i wściekał a pewnego razu – prawie umarł. Komnat jednak już nie było. Zostały pochowane pod brzydkimi, topornymi aglomeracjami. Jak jego przeszłość. To stwierdzenie było bardzo trafne, pomyślał.”

            Gniew Guillimana wybuchnął, a on sam obrócił się na pięcie i z wyrzutem oraz oskarżeniami spojrzał na obraz Imperatora.

            „– Dlaczego wciąż żyję? – warknął. – Czego więcej chcesz ode mnie? Dla Ciebie oddałem im wszystko co miałem. Zobacz co zrobili z naszego snu. Te rozdęte, gnijące zwłoki, które oni nazywają Imperium napędzają nie rozum i nadzieja, ale strach, nienawiść do siebie i innych ras oraz ignorancja. Lepiej by było, żebyśmy wszyscy spłonęli w ogniach ambicji Horusa, niż żyli widząc to wszystko.” 
           
            Wśród wszystkich jego braci nikt nie był większym idealistą niż Roboute Guilliman. Nikt nie widział lepszej przyszłości nie tylko dla ludzkości, ale też dla galaktyki, niż właśnie Prymarcha Ultramarines, a ten płomień nadziei będzie żarzył się tak długo, jak sam Guilliman będzie żył. Nawet teraz, gdy widział jak wszystko ginie w ciemnościach i niedoli, zdał sobie sprawę, że gdzieś tam wciąż jest nadzieja.

            „– Jest jeszcze nadzieja – powiedział odwracając się do okna i kładąc na szybie jedną, opancerzoną dłoń. Wpatrywał się w pracujących ludzi starających się naprawić zniszczenia po bitwie oraz w stojących na murach obronnych Astartes. Wszyscy oni urodzili się w tym ciemnym tysiącleciu i nie znali nic poza trudnościami, cierpieniem i rozpaczą niekończącego się konfliktu. Mimo to wciąż walczyli, pomimo niezliczonych wrogów. Guilliman widział lepszy wiek, żył w czasach świetności Imperium u boku swego ojca i braci. Jakie więc miał prawo on, nadludzki syn samego Imperatora, aby wykazać się mniejszą siłą i odwagą niż ludzie urodzeni w ciemności?

            Guilliman widział, co może osiągnąć ludzkość. Co więcej wiedział, jakie owoce pracy Belizariusza Cawl’a znajdywały się pod powierzchną Marsa. Uważał, że lepsza przyszłość dla Imperium jest nadal możliwa, ale tylko wtedy, gdy wszyscy sprzymierzą się przeciwko chaosowi.
           
            „– Cała ta nędza – powiedział. – Całe to cierpienie i ból to wina tych, którzy nas zdradzili. Zbyt długo jesteśmy pionkami Chaosu, który dyktuje losy naszego gatunku. To musi się skończyć.”

            Później będzie czas, aby opłakiwać, rozumować i planować od nowa. Teraz nadszedł czas walki i sprawienia, by wrogowie zapłacili za każdy koszmar, jaki zadali Imperium.

Bitwa o Macragge

            Po czterech solarnych dniach od koronacji, Roboute Guilliman powrócił z odosobnienia. Pod jego nieobecność Marneus Calgar nadal prowadził walkę, ignorując swoje dotychczasowe obrażenia i koordynując oddziałami Ultramarines. Teraz jednak chętnie oddał kontrolę nad zakonami swojemu genowemu ojcu. Guilliman zaś, uznając zasługi Marneus’a, trzymał go blisko siebie jako doradcę, tak samo postąpił z Kronikarzem Tiguriusem. Ku zaskoczeniu wielu, Guilliman do swojej świty włączył także Voldusa, Cawla, Inkwizytor Greyfax oraz Eldarów. Prymarcha uważał bowiem, że siła leży w jedności.

            Z doradcami u boku i potęgą Ultramarines, Guilliman rozpoczął podbój w celu oczyszczenia swego ojczystego świata. Szersze sprawy galaktyczne musiały poczekać: Macragge wciąż było oblężone, a jeżeli planeta Zakonu upadłaby to nawet odrodzony Prymarcha nie poradziłby sobie z falą wrogów.

            Wojna o Macragge trwała trochę dłużej niż jeden miesiąc solarny, a jej tempo cały czas się zwiększało. Roboute Guilliman był siłą natury, niepowstrzymanym awatarem woli Imperatora. Najpierw odbyła się seria błyskawicznych ofensyw, aby oczyścić Dolinę Laponis i częściowo zrujnowane miasto Magna Civitas. Agemman, Celestyna i Greyfax prowadzili precyzyjne uderzenia, by odzyskać baterie orbitalne a wkrótce rubinowe kolumny światła wtargnęły na niebo, wypędzając okręty Chaosu.

            To był dopiero początek. Prowadzeni przez słynnego dowódcę, Antaro Chronusa, ryczące kolumny Ultramarines przetoczyły się przez zdrajców zajmujących Wyżyny Magletów. Wielki Mistrz Voldus i jego Trzecie Bractwo Szarych Rycerzy poprowadzili natarcie na miasto Collosae. To właśnie w tym miejscu, odziani w srebrne zbroje, łowcy demonów walczyli z oddziałami Władców Nocy, którzy okryli swym mrokiem całe miasto. Zdrajcy zostali ostatecznie wypędzeni, a tajemniczy rytuał krwi zatrzymany, mimo to całe miasto musiało zostać zrównane z ziemią w obawie przed skażeniem.

            Sam Guilliman prowadził ataki na Valmari, Górę Tarphus i śnieżną przełęcz Gallinus. Choć heretyccy Astartes walczyli zaciekle i zadawali dotkliwe straty lojalistom, nie mogli równać się ze strategicznym geniuszem Robout’a Guillimana. Nawet Ci, którzy uciekli z Macragge nie znaleźli schronienia w próżni, ponieważ ich statki zostały otoczone i zredukowane do płonących wraków przez Flotę Obrony Ultramar.

            W końcu, po długich solarnych tygodniach okrutnej bitwy i niezliczonej ilości ofiar, świat Macragge został wyzwolony.

Korona Chwały   

            Macragge było wolne, a Guilliman gotowy do wyzwolenia Ultramaru spod oblężenia Niszczycielskich Potęg. Jednak Ci, którymi dowodził, potrzebowali czasu, aby się przegrupować i odpocząć. Niezliczona ilość rannych wymagała leczenia a setki wojennych machin naprawy.

            Prymarcha był na tyle mądry, aby dać wszystkim czas, którego potrzebowali. Tymczasem wszystkie imperialne posiłki gromadziły się wokół Macragge. Delegacje z innych Zakonów ryzykowały podróżą przez Osnowę tylko po to, aby przekonać się na własne oczy, że ich przywódca się odrodził. Novamarines, Synowie Oraru, Zakon Genesis i niezliczona ilość innych, przyłączyli się rosnącego tłumu klęczącego przed Prymarchą i przysięgającemu mu wierność.

            Podczas gdy armie Ultramar’u gromadziły się, został zrodzony kolejny pomysł. Arcy konsul Magna Civitas, zasugerowała, że można odbyć paradę zwycięstwa a jej majestat zarejestrować i wysłać daleko przez Imperium. Konsul powiedziała, że ludzie potrzebują światła nadziei w tej ciemnej godzinie. Prymarcha przystał na tą propozycję, choć niechętnie, mimo to ujrzał w Magnie mądrość i racjonalność. Upłynęło zaledwie kilka solarnych dni od zwycięstwa, gdy wielki triumf przeszedł od Bramy Tytanów do samych stopni Fortecy Hery. Tysiące silników wojennych i miliony wojowników prezentowały swoje kolory i podniosłe okrzyki w błyszczącej, wypełnionej szczęściem paradzie.

            Stojąc na marmurowej platformie, z osobistą świtą przy boku, Prymarcha sumiennie przedstawił przebieg wydarzeń. Sama arcy konsul przekazała Guillimanowi kunsztownie zdobiony, złoty  wieniec laurowy. W chwili, gdy wieniec spoczął na jego głowie, Prymarcha odkrył, że jego umysł pełen jest myśli o przyszłych chwałach. Obecny marny triumf jest niczym w porównaniu do zapierającego dech w piersiach przyszłego, galaktycznego spektaklu. Niezliczeni Astartes, pod wodzą Guillimana, patrzyli na niego z miłością i niebezpiecznym oddaniem. Byli gotowi za niego umrzeć. Planety, systemy i całe segmenta zostaną przemianowane na cześć tego, który ich wyzwoli. Będą wznoszone posągi dla upamiętnienia jego majestatu, a ostatecznie nawet i Złoty Tron Terry będzie jego. Nie chciał tego.  

             To  właśnie ta myśl wyrwała Guillimana z podstępnego przekleństwa wieńca. Wstrząśnięty zerwał pozłacaną koronę z głowy i ryknął wydając rozkaz pojmania arcy konsul. Wielki mistrz Voldus pochwycił kobietę, a gdy jego pobłogosławione rękawice dotknęły jej ciała, wszyscy ze świty usłyszeli syczenie i poczuli swąd palonej skóry.  

            Guilliman i jego poplecznicy wzdrygnęli się na widok zmiennokształtnego mutanta, który został ujawniony. Bulwiaste i zdeformowane stworzenie nosiło na szyi świecący amulet zawieszony na rzemieniu wykonanym z ludzkiej skóry. Kiedy Guilliman patrzył z odrazą na ten przeklęty fetysz, usłyszał w głowie głos, którego nie słyszał od fatalnego spotkania na Thessali, dziesięć tysięcy lat wcześniej. Fulgrim, kpiącym tonem, ponownie powitał swego brata w Imperium. Demoniczny Prymarcha ujawnił, że ukrył fragment swojej duszy w amulecie, który nosił jego sługa i przyznał, że jest rozczarowany odrzuceniem przez Guillimana jego daru – Korony Chwały. Wielu wielkich bohaterów upadało, kiedy w ich ręce trafiały małe, na pierwszy rzut oka nic nieznaczące podarunki od Fulgrima, który miał nadzieję, że również w taki sposób uda się mu zepsuć silną wolę Guillimana. Jednak zapewnił swego brata, że to dopiero pierwsza z niekończących się pokus, z którymi będzie musiał się zmierzyć odrodzony Prymarcha. Śmiejąc się okrutnie wiedział, że Lord Ultramar’u nigdy nie będzie w stanie zaufać żadnemu uczuciu triumfu czy samozadowolenia.

              Zdegustowany Guilliman wbił ostrze miecza w amulet, uciszając tym głos przeklętego brata, którego słowa wciąż odbijały się echem w jego umyśle jeszcze przez kilka solarnych dni.

Strefa Wojny Ultramar’u

            Coraz więcej sił Imperium było ciekawych potwierdzenia powrotu Guillimana. Niektórzy, jak Mroczni Aniołowie i Krucza Gwardia, wysłali małe delegacje, aby ustalić prawdziwość tego cudu. Inni zaś przybywali z nadzieją i chęcią świętowania, byli to przede wszystkim Synowie Russa, Białe Szramy i Czarni Templariusze. Całe floty imperialnej marynarki wojennej, okręty Adeptus Mechanicus i procesje Adeptus Administratum nawiedzały przestrzeń Macragge oferując Guillimanowi lojalność.

            Zaś Adeptus Ministorum, wkraczając do Fortecy Hery nalegało, aby najpierw potwierdzić, a następnie ogłosić rzekomą boskość Roboute’a Guillimana. Przerażony Prymarcha zgodził się na taką beatyfikację dopiero po tym, jak Celestyna i Greyfax dały mu do zrozumienia, jak potężną organizacją jest eklezjarchat w 41 Milenium. 

            Przed odejściem z Fortecy, Guilliman oznajmił, że nastąpił czas gniewu oraz wojny, w którym nauka i wiedza muszą zostać odłożone na bok. Prymarcha zaszokował wszystkich z Zakonu, gdy nakazał zamknięcie Biblioteki Ptolemeusza a każda księga i sekret zawarty w tym starożytnym repozytorium był ściśle strzeżony za grodziami z adamantium i uzbrojonymi serwitorami. W tym samym czasie zbudowany został pokój wojenny, z którego Guilliman mógł śledzić i koordynować wszystkie działania.

            Kiedy armie były w końcu gotowe do wyruszenia, Prymarcha poprowadził ich do bitwy z nieskrywaną ulgą. Po niekończących się politycznych walkach i biurokracji tego nowego, odrażającego Imperium, myśl o polu bitwy wydawała się mu niemalże przyjazna.

            Guilliman zaczął od systemu Macragge, którego kilka światów wciąż było nękanych przez Siły Chaosu. Żelaźni Wojownicy najechali na Świat Kopiec zdobywając jedno z trzech podziemnych miast na planecie i wzmacniając go siecią tuneli. Łącząc się z ocalałymi garnizonami z Kopca Geodrane i Tarnis, Guilliman poprowadził czwartą i szóstą kompanię Ultramarines przez podziemną jaskinię w celu zaatakowania Kopca Magmaria. Walki te były wyjątkowo brutalne a liczni Żelaźni Wojownicy trzymali się wytrwale w ofensywie. Ciała zatykały całe tunele a krew spływała przez cały Kopiec. W końcu Guilliman i jego poplamieni posoką Astartes wyszli ze starcia zwycięsko.

            Świat Katedra Laphis stał się miejscem, gdzie została wysłana Flota Imperialna, aby zająć się okrętami Legionu Alfa, które blokowały planetę. Marneus Calgar, który dowodził ofensywą, zasiadł na kapitańskim tronie pokładu starożytnego okrętu flagowego „Honoru Macragge”. Statki Ultramarines przetoczyły się przez pustkę, gromiąc i zmuszając do odwrotu okręty Legionu Alfa, które od kilku dni bombardowały z orbity powierzchnię planety. Niestety lojalni Astartes również ponieśli spore straty, kiedy okazało się, że jeden z ich okrętów został obsadzony przez Kultystów Chaosu, którzy niespodziewanie otworzyli ogień i wbili się w statki Ultramarines. Calgar oczekiwał jednak takiego posunięcia i pokazał przeciwnikom swoją ukrytą kartę, którą były zamaskowane statki z kapsułami desantowymi. Elitarne jednostki tech-marine spadły na powierzchnię Laphis, dzięki czemu udało im się naprawić zniszczoną obronę planetarną Świata Katedry. Otoczone z trzech stron okręty wojenne Legionu Alfa zostały rozerwane na strzępy i pozostawione jako dryfujące wraki nad Laphis.

            Dzięki takim właśnie bohaterskim działaniom, system Macragge stał się bezpieczny, umożliwiając imperialnym armiom, po krótkiej rekonwalescencji, udać się w kierunku sąsiadujących systemów gwiezdnych, które stanowiły całe Królestwo Ultramaru, niegdyś składającego się z pięciuset światów. Tuż po Herezji Horusa Guilliman udzielił wielu z nich suwerenności, która jednak została zatracona na przestrzeni tysięcy lat. Prymarcha, w tych ponurych czasach ponownie chciał zjednoczyć swoje królestwo i dać obleganym światom wolność. Ponieważ w tym, jak i w innych kwestiach Guilliman wiedział, że prawdziwą siłę można zdobyć tylko poprzez jedność.

            Naprzód przez Burze Osnowy, Krucjata Guillimana została podzielona. Żelazne Pięści walczyli na Talasa Secudus, Mroczni Aniołowie wraz z Tytanami z Legio Fulminari udali się wyzwolić Ischarę a wojownicy z kultu Mechanicus walczyli ramię w ramię z Novamarines i Siostrami Bitwy z Ebonowej Czary przeciwko zmutowanym hordom na Konor Prime. Zjednoczeni przez Roboute’a Guillimana toczyli bitwy a solarne tygodnie zamieniały się w miesiące i lata. Długa Wojna trwała, światy płonęły a morze krwi  plamiło gwiazdy.

Rozpacz

            Podczas siódmego miesiąca kampanii zgłoszono przypadki nowej, tajemniczej choroby. Całe systemy Drohl, Talassar i Parmenio ogarnęła niekontrolowana rozpacz. W trakcie bitwy wojownicy byli zaślepiani niekończącymi się strumieniami lepkich, cuchnących łez, które dosłownie otwierały ich oczy i barwiły białka na karmazynowo. Pokonani przez „rozpacz” umierali roniąc łzy przez długie, bolesne dni. W najgorszych zaś przypadkach przeżywali skazani na wieczną ślepotę, która była wynikiem gnijących gałek ocznych.

            Choroba, wkrótce nazwana „Rozpaczą” lub „Płaczącą Plagą” rozprzestrzeniała się z alarmującą szybkością. Uważano, że jej początkiem była plaga maleńkich roztoczy, które później znaleziono wśród racji żywnościowych, mundurach a nawet paczkach amunicji. Nic nie było w stanie powstrzymać rozmnażających się bakterii a obrona twierdzy Leotolda upadła poprzez zgubny wpływ „Rozpaczy” pozostawiając dookoła zawodzących w bólach żołnierzy.

            Roboute Guilliman bezzwłocznie pospieszył na Talassar, kiedy tylko dowiedział się o ów pladze. Dowodzenie w Systemie Prandium tymczasowo pozostawił głównemu Kronikarzowi Tiguriusowi oraz Inkwizytor Greyfax. Prymarcha wiedział, że tylko śmiertelni żołnierze byli podatni na „Rozpacz” – żaden wojownik Astartes ani w pełni zmechanizowanych Mechanicum nie padł ofiarą tejże choroby.

            Prymarcha nie bał się straszliwej choroby, jednak był głęboko zatroskany losem poległych przez „Rozpacz” ludzi. Przybył na planetę oczekując jedynie smutku i przerażenia, dlatego szok, który go ogarnął okazał się nie do opisania. Rozmieszczając Astartes na planecie, Guilliman polecił dowódcy obozu, aby ten zabrał go do chorych. Było ich kilka tysięcy a z wewnątrz namiotów dobiegała kakofonia płaczu i łkania, która była niepokojąca nawet dla samego Guillimana. Jednak kiedy pancerne drzwi się otworzyły, płacz powoli ustał. Dotknięci „Rozpaczą” żołnierze, jeden po drugim wstawiali ze swych łóżek mrugając ze zdumienia oczami. Nawet Ci, którzy już stracili wzrok ucichli z westchnieniem ulgi mogąc zaznać w końcu prawdziwego snu. Nikt nie potrafił wyjaśnić w jaki sposób, ale obecność Guillimana uzdrowiła wszystkich chorych.
           
            Dokładnie to samo wydarzyło się w trzech innych obozach, a gdziekolwiek szedł Guilliman, „Rozpacz” zostawała wypędzona zaś roztocza umarły tworząc na chodnikach czarne zaspy. Medycy oraz Konsyliarze rozkładali z niewiedzy ręce a Eklezjarchat szybko ogłosił cały fenomen cudem. „To było miłosierdzie Imperatora!” – ryczeli wymachując swoimi Aquilami w kierunku Prymarchy.

            Tak rozpoczął się długi tydzień pielgrzymki Guillimana, który próbował pomóc wszystkim chorym. Prymarcha wiedział, że podczas „uzdrawiania” chorych jego uwaga została odciągnięta od wojny. Jednak ze wszystkich synów Imperatora to właśnie Guilliman miał w sobie najwięcej empatii a jego współczucie nie pozwoliło mu zignorować cierpienia, zwłaszcza jeżeli mógł mu zapobiec.

            Niestety „Rozpacz” rozprzestrzeniła się ponownie i wracała nawet w miejscach, które odwiedził Prymarcha. Z bólem serca Guilliman musiał rozpocząć ponowny podbój, kiedy Siły Chaosu przycisnęły Imperialnych na Veridianie i Tarvanie. W dodatku straszliwe Burze Osnowy, które przetoczyły się przez Ultramar, jeszcze bardziej utopiły Królestwo w Mroku. Wkrótce Nawigatorzy zaczęli szeptać, że imperium Ultramarines niedługo może zostać odcięte od reszty galaktyki, tak samo jak miało to miejsce dziesięć tysięcy lat temu.

            Wielki Mistrz Zakonny, Aldrik Voldus starł się z Guilimanem w gorącej kłótni, podczas której odważył się podważyć dar uzdrawiania Roboute’a. Prymarcha tak naprawdę nigdy nie leczył chorych, tylko padł obiektem żartów Boga Plagi, Nurgle’a. Najprawdopodobniej Pan Zarazy po prostu wycofywał swoje wątpliwe „błogosławieństwa” z ofiar, kiedy zbliżał się Guilliman, a potem z radością przywracał je, gdy Syn Imperatora odlatywał do kolejnego świata. Prymarcha grał tak, jak zagrał mu Bóg Chaosu a jego pragnienie ocalenia ludu przeobraziło się w jeszcze większy ból i cierpienie.

            Wściekły Guilliman przyznał rację Voldusowi oraz zorientował się, że pragnieniem Nurgle’a było uwięzienie go w jego własnym Królestwie i uniemożliwienie szerszego, galaktycznego podboju. Prymarcha uświadomił sobie, że jego pragnienie niesienia pomocy było samo w sobie odbiciem błędów, które popełnił dawno temu. Ta wojna nie należała wyłącznie do Ultramaru – była to wojna dla całego Imperium. Guilliman zobaczył, że nie może marnować więcej czasu skupiając się tylko na swoim gwiezdnym Królestwie. Musiał spieszyć na Terrę.

            Z ciężkim sercem Roboute zaprzestał swych wysiłków w próbie powstrzymania „Rozpaczy”, zamiast tego obciążył swoich Konsyliarzy i Kapelanów, aby odnaleźli lekarstwo na to, co wyraźnie było duchową udręką.

            Prymarcha jednocześnie ogłosił zamiar wyruszenia w wielką podróż. Kiedyś, kiedy Mroczni Bogowie zagrozili Imperium Człowieka, Roboute Guilliman dotarł do Terry zbyt późno, by wypełnić swój obowiązek. Nie chciał powtarzać tego błędu, więc postanowił udać się na Terrę by móc uklęknąć u stóp Złotego Tronu i poprosić ojca o pomoc.

            Świadomy poszerzających się Burzy toczących granice Ultramaru, Guilliman oznajmił, że zamierza udać się na Terrę, gdy tylko uda mu się zgromadzić odpowiednie siły. Prymarcha nie mógł podróżować sam; galaktyka stała się mrocznym i niebezpiecznym miejscem, a  próby Slannesha i Nurgle’a pokazały mu, że jego przebudzenie przyciągnęło wzrok Mrocznych Potęg.

            Prymarcha zebrał oddziały wybranych Braci Bitewnych z pierwszej, drugiej i trzeciej kompanii Ultramarines, którzy mieli towarzyszyć mu w drodze na Terrę, jednocześnie oddał część dowództwa kapitanowi Cato Sicariusowi. Następnie poprosił Wielkiego Mistrza Aldrika Voldusa oraz Szarych Rycerzy, aby przyłączyli się do jego Krucjaty. Święta Celestyna, Inkwizytorka i Arcymagos Dominus Cawl także towarzyszyli Prymarsze. Guilliman z wdzięcznością przyjął wszystkie oferty pomocy a następnie polecił Marneusowi Calgarowi, głównemu Kronikarzowi Tiguriusowi i kapitowanowi Agemmanowi, aby pozostali i poprowadzili bitwę o Ultramar.   

            Tymczasem Ynnari wybrali tę chwilę, by się wycofać. Eldarzy, którzy również pomagali Guillimanowi w obronie Królestwa Ultramaru musieli odejść, by wspomóc swoich pobratymców we własnych wojnach. Chcąc jak najbardziej pomóc Imperium Człowieka, zbyt długo zwlekali z powrotem.

            Celestyńska Krucjata dobiegła końca w momencie rozpoczęcia Krucjaty Terrańskiej. Zaledwie kilka dni po tym, jak Guilliman ujawnił swoje zamiary, imperialna flota wyruszyła w długą drogę ku kolebce ludzkości.  
             
            Komnata audiencyjna w Fortecy Hery opustoszała dając możliwość swobodnej rozmowy pomiędzy Guilimanem, Yvraine i Visarchem. Mimo zbliżającej się Krucjaty, Prymarcha znalazł kilka chwil, by móc porozmawiać sam na sam z przywódcami Ynnari. Po wielu miesiącach współpracy i walki ramię w ramię Guilliman nie czuł skrępowania stojąc samotnie w obecności dwóch tak potężnych xeno.

             „– To będzie długa i niebezpieczna podróż – powiedziała Yvraine. – Z każdym dniem galaktykę ogarnia co raz to większy mrok. Proszę, zachowaj ostrożność, Prymarcho. Raz oszukałeś śmierć, ale nie jesteś niepokonany.”

            „Guilliman z powagą pokiwał głową: – Co mogę powiedzieć, by przekonać Was do przyłączenia się do naszej Krucjaty? W minionych miesiącach doceniłem siłę i umiejętności Wasze oraz Waszych wszystkich wojowników”.

            „– Nic – odpowiedziała Yvraine. – Daliśmy Ci dar odrodzenia oraz pomoc w uratowaniu Twego królestwa. Nie wspominając już o życiu wielu naszych wojowników. Czy to nie wystarczy?”
            „– To dług, którego nigdy nie zapomnę Twej rasie – powiedział Prymarcha składając pokłon – Zanim jednak odejdziesz, powiedz mi, jaki udział w moim odrodzeniu mieliście wy a jaki Cawl?”
           
            „Yvraine uśmiechnęła się skromnie. – Jego technologia wyleczyłaby Twoje fizyczne rany, Roboute. Jednak ty i ja wiemy, że największa szkoda została wyrządza w Twojej duszy. Więc nie, to nie jego umiejętności pomogły w Twoim odrodzeniu. To dzięki łasce Ynneada stoisz jeszcze raz wśród żywych.”

            „– Powinienem Cię przycisnąć, abyś wyjawiła mi jakie dokładnie moce zostały na mnie użyte i jakie są zapewnienia, że nie pozostawiły w mojej duszy skazy – powiedział Guilliman zauważając, że Ynnari zesztywnieli. –  Jednak nie zrobię tego, ponieważ ten sojusz i wzajemne nasze zrozumienie mają większą wartość dla Imperium. Wiem też, że takie odpowiedzi nie przychodzą łatwo.”

            Yvraine pochyliła głowę a Visarch cicho osunął dłoń od rękojeści swego ostrza.

            „– W takim razie po prostu życzę Wam wszystkim zwycięstwa w toczących się bitwach przeciwko naszym wspólnym wrogom – stwierdził Prymarcha.”

            – Niech szczęście się do Ciebie uśmiechnie, Robout’cie – powiedziała Yvraine. – I wiedzcie, że jeszcze nie raz będziemy walczyć ramię w ramię, nim nadejdzie koniec”.    

            Visarch zasalutował Guillimanowi, tak jak widział że robili to Astartes, a następnie odwrócił się i z wdziękiem wyszedł z komnaty.

            „– Bez wątpienia będziemy – mruknął w zamyśleniu Prymarcha obserwując jak enigmatyczni xeno się wycofują. – Mam nadzieję, że zawsze będziemy mieli wspólny cel.”

 Przez pustkę

 „Osnowa jest zarówno naszym największym darem, jak i zagrożeniem: jest przekleństwem i dobrodziejstwem, nadzieją i terrorem, szalejącym piekłem, w którym musimy się pogrążyć, albo zgubić.”
– Nawigator D’Halnari

            Na prośbę nawigatorów Kapitanowie statków pozwalali tylko na krótkie skoki przez Osnowę, które i tak często musiały być przerywane z powodu pojawiających się niebezpieczeństw. Kilka okrętów zaginęło w Empireum a „Duma Hery” poważnie ucierpiała, kiedy zostało uszkodzone jej Pole Gellara, a na pokład wdarły się fale demonów Pana Plagi. Inkwizytor Greyfax zgromadziła wszystkie dostępne siły Adeptus Sororitas i Pretorów, by wspomóc „Dumę Hery” w walce z okropnościami. Oczyszczający płomień i poświęcone strzały mknęły przez pokłady zmuszając demony do wycofania się. Inwazja została zakończona w chwili, kiedy Greyfax zeskoczyła z kapitańskiego mostka prosto do gniazda nurglingów i jednym ciosem rozprawiła się z Demonem Plagi.

            Pomimo wielu takich sytuacji i co raz większej liczbie śmiertelnych ofiar, żaden członek Krucjaty Terrańskiej nie mówił o zawracaniu. Guilliman przemieszczał się na pokładzie „Honoru Macragge” – czyli jego okrętu flagowego, który jako jedyny, w przeciwieństwie do otaczającego świata, był mu znany. Miał nadzieję, że kiedy tylko opuszczą układ Ultramar, wszystkie Burze Osnowy, które go trawiły również przemieszczą się za nimi, więc za każdym razem, kiedy flota wlatywała do Osnowy, kazał Astropatom przeczesywać pustkę w celu usidlenia każdej, nawet najmniejszej informacji dotyczącej stanu Imperium. Jednakże Immaterium wciąż wirowało a astropatyczne komunikaty, które przechwycali, były niepełne i trudne do zinterpretowania.

            Całe systemy gwiezdne były niszczone przez nienaturalne zjawiska, inwazje demonów i plagi. Psionicy mnożyli się, tworząc przerażające manifestacje i wybuchy szaleństwa. Lojalne populacje były mamione i przechodziły na stronę chaosu a całe armie xeno, nasycone energiami Osnowy, walczyły u boków demonów, by przynieść śmierć imperialnym światom. Forty Gwiezdne błagały o pomoc, kiedy ich korytarze zalewały się hordami okropieństw a Imperialne Floty raz za razem wysyłały sygnały SOS.

            Dla żołnierzy na okrętach należących do Krucjaty dni zamieniały się w tygodnie bezczynności i agitacji. Stały stan wysokiej gotowości był wymagany przez całą flotę, ponieważ w każdej chwili mogło dojść do nagłego, niespodziewanego ataku. Jednak mimo ciągłych treningów, patroli pokładów i oczekiwania… wciąż nic się nie działo. Nawet w kręgach Astartes panowało uczucie strachu i bezradności. Oczekiwanie na niebezpieczeństwo stało się normą do tego stopnia, że ludzie zaczynali tracić czujność.

            Kiedy nadeszło kolejne zagrożenie, nawet Adeptus Astartes i kapłani Boga Maszyny zostali zaskoczeniu. Krucjata Terrańska dotarła do samej krawędzi permanentnej szczeliny, zwanej jako Maelstrom. Nawigatorzy floty jęczeli i krzyczeli, opisując coś w rodzaju „nieskończonego, nienaturalnie ogromnego tornada grzmiącego w Osnowie”. Rozrastająca się szczelina pochłonęła wszystkie bezpieczne kanały podróży a światło Astronomicanu stało się słabe i praktycznie niemożliwe do zobaczenia.
           
            Obawiając się o bezpieczeństwo, kapitanowie floty jednogłośnie nakazali natychmiastowe wycofanie się do realnej pustki. W jednej chwili imperialne okręty wojenne próbowały przedrzeć się przez menisk rzeczywistości, jednak było to jak brodzenie w smole. Fregata Lordów Jastrzębi została rozerwana na strzępy przez szereg eksplozji tak szybko, że załoga nawet nie zdążyła zobaczyć swoich oprawców. W tym samym czasie dwa inne krążowniki Ultramarines zderzyły się ze sobą próbując wykonać obronne manewry wyminięcia miejsca katastrowy fregaty.

            Dźwięk rozkazów wypełnił sieci Vox i odbijał się echem przez mostki, kiedy wściekli Kapitanowie próbowali ustalić naturę zagrożenia. Czy flota wypadła z Osnowy prosto na pole asteroid? A może, przez jakiś straszliwy zbieg okoliczności znaleźli się pośród nieprzyjaciela?

            Gdy Augury statków w końcu zaczęły działać a tarcze widokowe były opuszczone, prawda okazała się ponura. Rozproszone statki Krucjaty Terrańskiej rzeczywiście wyskoczyły z Immaterium prosto pod działa wrogiej armady, ale wyglądało na to, że nie był to przypadek.

            W perfekcyjnie zastawionej pułapce dostrzegli dziesiątki zdradzieckich okrętów wojennych noszących barokowe i starożytne znaki na swych kadłubach. Lojaliści uświadomili sobie, że zostali otoczeni przez ogromną flotę Tysiąca Synów, którzy rozmieścili się tak, jakby dokładnie wiedzieli kiedy i gdzie siły Imperium wyłonią się z Osnowy.

            W samym sercu floty wisiał dziwny, niesłychanie ogromny statek i tylko Guilliman wiedział, z czym przyjdzie im się zmierzyć. Prymarcha od razu rozpoznał ogromne, srebrne faksymile Wielkiej Piramidy z Tizcy. Ta konstrukcja była niegdyś zwieńczeniem stolicy Legionu Tysiąca Synów na plenecie Prospero.
           
            Rozległa niczym planetoida, najeżona bronią o zadziwiających kształtach i funkcji oraz szczycąca się wielkim, kryształowym okiem na jednej z flank. Guilliman dobrze znał swoich braci, a tutaj, w tym imponującym forcie, zobaczył wszystkie cechy Prymarchy Magnusa Czerwonego.

            Nie mając możliwości ucieczki i przegrupowania się, Imperialni walczyli najlepiej, jak potrafili. Ogniste torpedy sunęły przez pustkę przebijając heretyckie okręty, myśliwskie eskadry latały dookoła nich jak natarczywe insekty, szeregi lanc pluły rubinowym światłem a pokłady imperialnych okrętów grzmiały, gdy lojaliści desperacko próbowali uwolnić się od wrogów. Silniki płonęły i gasły po starciu się z makro pociskami, podczas gdy runiczne torpedy przetaczały się przez mostki i magazyny wypełniając pokłady ogniem Osnowy.

            Guilliman wydawał swoim kapitanom rozkazy i robił wszystko co w jego mocy, by nikt się nie poddawał. Zachowywał pozorny spokój, ale w głębi duszy szalał obwiniając się za wszystkie dotychczasowe niepowodzenia. Dla porównania Magnus patrzył z rozbawieniem i satysfakcją stojąc w galerii obserwacyjnej na swoim okręcie flagowym zwanym „Zemsta Tizca”.

            Kabała najpotężniejszych Czarowników Chaosu stała wokół Magnusa, intonując złowrogie wersety zaklęcia, wtem Karmazynowy Król zakrzyknął a Osnowa mu odpowiedziała zwijając i łącząc macki swych mocy tak, by otoczyć cała flotę Guillimana. Magnus ocenił, że zadali już wystarczające obrażania swoim wrogom, a on nie miał zamiaru zabijać odrodzonego brata. Tak więc, z ostatnim słowem Magnus zakończył swoje zaklęcie a empiryczne macki zacisnęły się jeszcze mocniej wokół statków Krucjaty Terrańskiej wciągając wszystkie okręty w rozszalałe serce Maelstromu.

W Maelstromie  

            Pandemonium ogarnęło okręty Krucjaty. Wici empirycznej energii oplatały i miażdżyły statki niczym macki jakichś starożytnych bestii. Pogięte grodzie. Zniszczone tarcze. Szalejące pożary i fluktuacje grawitacji rozdarły całe pokłady. Bez szans na ratunek, wszystkie statki zostały wyrwane z rzeczywistości i brutalnie wciągnięte przez Osnowę. Zdesperowani tech-adepci przeprowadzali swe rytuały próbując podnieść Pola Gellara. Niektórym się udało, ale inne jednostki były wręcz zalewane przez masy demonów i niszczone od środka. Zaczęło się szaleństwo i rzeź, a tylko zdecydowana determinacja imperialnych armii uniemożliwiała całkowite unicestwienie Krucjaty Terrańskiej. Wewnątrz Maelstromu rzeczywistość i Immaterium stopiły się w jednym dziwacznym bagnie, gwiazdy zniknęły za ognistymi zasłonami a nienaturalne światy wisiały pośród migotliwego mroku.

            Podczas gdy Belizariusz Cawl koordynował awaryjne załogi naprawcze, Guilliman i jego kapitanowie szacowali koszty zasadzki, w którą wlecieli. Z rozległej floty składającej się ze stu dwunastu okrętów Kosmicznych Marines, Imperialnej Marynarki Wojennej i Adeptus Mechanicus, pozostała już tylko połowa. Niektórzy zostali straceni już na początku zasadzki Tysiąca Synów, rozerwani na strzępy przez potężną siłę ognia, a jeszcze więcej zniknęło w otchłaniach Osnowy. Guilliman miał nadzieję, że chociaż jednemu okrętowi udało się uciec od szalejących fal Immaterium i wynurzyć się do rzeczywistości. Wszystkie jednostki myśliwców zaginęły, bądź zostały uszkodzone skazując swoje załogi na długą i samotną śmierć w pustce kosmosu. Setki Astartes, załogantów i serwitorów było rannych, pogrążonych w szaleństwie, bądź martwych.

            Krucjata Terrańska została zredukowana do zaledwie gasnącego cienia swojej dawnej siły militarnej. Ani jeden okręt nie przetrwał zasadzki bez szwanku, a wiele z nich zostało poważnie uszkodzonych. Jednak nie to było priorytetowym zmartwieniem Guillimana.

            Podczas zgromadzenia kapitanów, Guilliman wyraził przekonanie, że Tysiąc Synów musieli wiedzieć, dzięki pomocy piekielnych środków, kiedy i gdzie Krucjata wyłoni się z Osnowy. Flota Guillimana została otoczona, ale wrogowie, mimo że posiadali taką możliwość, nie zadali im zabójczego ciosu. Prymarcha aż za dobrze znał swojego brata i wiedział, że Magnus nigdy nie robił nic bez z góry ustalonego planu. Wiec dlaczego pozwolił mu przetrwać? Było to pytanie i zagwozdka, która powracała i torturowała wszystkich przywódców Krucjaty Terrańskiej.

            Będąc w samym sercu Maelstromu, bez wglądu w Astronomican, ocaleli wojownicy Krucjaty chwytali się wszystkich środków, które mogłyby pomóc im w ustaleniu swojego położenia oraz w odnalezieniu drogi do rzeczywistości. Wykorzystując słabe transmisje pochodzące z pobliskiego księżyca, członkowie krucjaty mieli nadzieję, że uda mi się złapać jakiegoś zdrajcę bądź heretyka na najbliższej planetoidzie, który pod przymusem wskaże im drogę.

            Kapsuły desantowe przesuwały się po jasnym, bladym niebie na ciemny, szklisty świat. Lojaliści znaleźli zeszklone kontynenty i nieurodzajne gleby dręczone przez wrzeszczące wiatry. Kiedy nienaturalne światło rozjarzyło się głęboko w szklanym sercu świata, wszyscy obecni poczuli mrożący krew w żyłach lęk.

            Siły Krucjaty umocniły się wśród pasma błyszczących gór. Sam Guilliman poprowadził atak, który pokonał obronę składającą się z uzbrojonych Zdradzieckich Kosmicznych Marines. Na ich sztandarach znajdywały się symbole, które określały ich mianem „Czerwonych Korsarzy”. Bitwa była krótka i zakończyła się w chwili, kiedy Prymarcha i Voldus zamordowali przywódców renegatów. Jednak wraz z pojmaniem ostatniego, nastąpiła diaboliczna manifestacja. Powietrze trzeszczało i szumiało a metalowe ściany komnaty pokryły się szronem, gdy groźna demoniczna obecność przemówiła przez usta więźnia. W dwóch kpiących głosach istota oznajmiła Guillimanowi, że właśnie w tym momencie jego ukochany Ultramar spłonął. Następnie demon jednym ruchem złamał kark opętańcowi. Guilliman przeklął, kiedy ich jedyna możliwość ucieczki padła martwa na szklaną ziemię.

            Po walce na szklistym księżycu, flota Krucjaty znowu błąkała się bez celu. Bez możliwości bezpiecznego wskazania kursu, który doprowadziłby ich na Terrę, Guilliman wybrał kierunek w oparciu o jedynie intuicję. W tym momencie możliwość dotarcia do krawędzi Maelstroma wydawała się jedynym, dobrym planem.

            Nikt nie był w stanie stwierdzić, jak długo trwała ich podróż, ponieważ czas w tym miejscu płynął własnych torem i  na własnych zasadach, naginając każdy zdrowy rozsądek. Prymarchę dręczyły słowa demona i cały czas szukał okazji, by móc dowiedzieć się, co wydarzyło się poza Maelstromem. Takaż okazja pojawiła się, gdy statki poszukiwawcze zgłosiły obecność heretyckich okrętów patrolujących jedną z planet znajdującej się pośród wielkich, krystalicznych czaszek. Nakazując natychmiastowy atak, Prymarcha nakazał, aby gromadzenie danych wywiadowczych było traktowane priorytetowo. Mapy, wykresy, astropatyczne wiadomości czy cokolwiek innego co było w tym przeklętym miejscu miało zostać przejęte.

            Flota Krucjaty Terrańskiej przetoczyła się po orbicie demonicznej planety. Znajdujące się tam statki kosmiczne Zdrajców należały do Legionu Dzieci Imperatora. W tym samym czasie planeta rozwinęła swoje nienaturalne macki przytwierdzone do jej rdzenia. Te potworne abominacje wyrwały kilka statków Mechanicus z pustki i wepchnęły je do paszczy ogromnego wieloryba wielkości kontynentu, który znajdywał się na północnym biegunie planety.

            Ostre bombardowanie ostatecznie zniszczyło żelazne macki, podczas gdy ogień lanc roztrzaskiwał krystaliczne czaszki, które okazały się dźwiękową bronią Dzieci Imperatora oraz okaleczył kilka wojennych okrętów Zdrajców zmuszając resztę do wycofania się. Jednak poczucie triumfu Guillimana znów było krótkotrwałe. Wszystkie mapy, które zostały przechwycone, okazały się puste i nieprzydatne a w głowie Prymarchy wciąż wyły szydercze głosy demona spotkanego w twierdzy Czerwonych Korsarzy.

Na mrocznej ścieżce

            Pośród zmiennych strumieniu czasu i energetycznych burz, Terrańska Krucjata walczyła dalej.  Wewnątrz Maelstromu czaili się niezliczeni wrogowie. Niejednorodnie statki imperialnych były zmuszane do odparcia oportunistycznych najazdów zdradzieckich Legionów. W pewnym momencie zaś statki Krucjaty zostały oblężone przez ogromną chmarę szarańczy, a potworne owady zbierały żniwo na pomniejszych myśliwcach. Dopiero interwencja Świętej Celestyny pozwoliła im uciec.

            W innym, niezbadanym sektorze jeden ze statków zwiadowczych dostrzegł upiorne abominacje wirujące wokół kadłubów imperialnych okrętów. Krzyki duchów niosły się przez korytarze a Astartes uświadomili sobie, ku wielkiemu przerażeniu, że te eteryczne pijawki czerpią energię z ich świętych reliktów, również znajdujących się na statku. Dzięki szybkiej interwencji Szarych Rycerzy, pod dowództwem Aldrika Voldusa, wojownikom udało się wyprzeć eteryczne pijawki Osnowy i wygnać je z powrotem do pustki. Takie poszczególne wypadki zdarzały się co raz częściej a czas, który upływał, co raz trudniej było określać. Flota Krucjaty zaczynała tracić cenne zapasy a załoganci byli już zmęczeni ciągłą, nieustającą walką. Nawet sam Roboute Guilliman nie był w formie ze względu na dręczące go przerażające wizje, o których nie wspominał nikomu.

            Widział skąpane w płomieniach Królestwo Ultramaru oraz ostatnie bastiony ludzkości upadające pod potęgą Niszczycielskich Potęg. Był dręczony obrazami Marsa roztrzaskiwanego na setki kawałków, które spadały niczym płonące meteory na niegdyś dumną ruinę Terry. Zobaczył Złoty Tron, jako rozpadający się, zniszczony ogniem wrak, w którym płonęły poczerniałe zwłoki Imperatora.

            Demoniczne głosy szeptały do umysłu Guillimana zarówno w dzień, jak i w nocy dręcząc go wizjami przyszłości. Były to przebłyski wyjątkowo mrocznego losu, który według demonów spełni się w momencie, kiedy krucjata wydostanie się z Maelstromu i dotrze na Świętą Terrę. „Uspokój się. Zaakceptuj swoje, skażone Osnową, wieczne więzienie, poddaj się szaleństwu i rozpaczy, a my oszczędzimy Imperium i nie dopuścimy do tego straszliwego końca.”    

            Guilliman zmagał się z tym wszystkim sam i nie okazywał przy innych słabości, wiedział że tylko jego dumna i przywódcza postawa trzyma wszystkich przy nadziei. Prymarcha kontynuował dążenie do celu, zdeterminowany nie chciał wierzyć w kłamstwa jakiejkolwiek istoty zamieszkującej to piekielne miejsce. Jednak determinacja Prymarchy powoli erodowała, jak klif wymywany przez nieskończone fale oceanu.

            Droga zawiodła ich na Bathamor. Kilka godzin przed przybyciem na orbitę, imię tego przeklętego świata zagościło w umyśle każdego psionika wchodzącego w skład floty. Psionicy wykrzykiwali imię planety, kiedy złośliwe podszepty wypełniły ich umysły. Skany Augurów ujawniły, że piekielny świat pełen jest kryształowych dżungli pożeranych przez strumienie ognia. Sieć Vox również odkryła odczyty oznajmiające obecność renegatów – Guilliman więc niezwłocznie nakazał kapitanom przygotować się do walki. Musieli jednak najpierw ponownie spróbować posiąść mapy, aby w końcu uciec z tego przeklętego miejsca.

            Imperialne armie, przeprowadzając desant, uderzyły w kryształową dżunglę. Niestety, kiedy wszystkie dotychczasowe odczyty Augurów zniknęły, lojaliści zrozumieli, że wpadli w pułapkę. W następnej chwili demony Tzeentcha zaatakowały ze wszystkich stron.

            Ogień zaporowy oraz spaczone płomienie Czarowników zalały całe zastępy Ultramarines oraz innych członków Krucjaty. Kryształowe drzewa wybuchały jak wielkie bomby niszcząc wszystkich, którzy walczyli wokół nich. W trakcie tego szaleństwa Roboute Guilliman stanął twarzą w twarz z Architektem Losu. Krakający, dwugłowy koszmar odziany w lśniące szaty i dzierżący potężny kostur zleciał na powierzchnię pośród migoczącej burzy kryształowych odłamków. Był to Kairos „Tkacz Przeznaczenia”. Podczas konfrontacji z Guilimanem, jedna z ohydnych ptasich głów Większego Demona szydziła z nieustannych wysiłków Prymarchy, zaś druga szeptała, że Guilliman, zwany najbardziej niezwykłym Synem Imperatora nie bbędzie w stanie ocalić Imperium i padnie przed swoim wyższym bratem. Prymarcha ryknął z wściekłością i wypędził Kairosa za pomocą swojego płonącego miecza, a następnie poprowadził ranne oddziały w odwecie. 
           
            Niedługo później flota dotarła do świata Czarnego Marmuru i Krwawych Mórz, gdzie uderzyli na kilka twierdz Czerwonych Korsarzy. Podczas gdy Arcymagos Cawl koordynował całe oblężenie, Greyfax i Cato Sicarius przewodzili najazdowi, który pomógł przebić się przez główną bramę położonego na klifie pałacu i przypieczętował zgubę heretyków.

            Guilliman wiedział, że to zwycięstwo zapewniło w najlepszym wypadku tylko krótką chwilę wytchnienia. Krzyki karmazynowego oceanu nadwyrężały zdrowie lojalistów, a wśród popielatych niebios wielkie, ciemne kształty szeptały obietnice zemsty. Kiedy adepci Mechanicus zajęli się planowaniem rozbioru twierdzy, Prymarcha udał się na samotną wędrówkę po zakręconych korytarzach i komnatach. Kiedy wszedł do jednej z nich przed jego oczami, wśród wirujących wzorów światła i cienia pojawiła się smukła sylwetka. Guilliman dostrzegł obcy hełm i falującą tkaninę, nim postać się odezwała. Podobnie jak obraz, głos manifestacji był przeznaczony tylko dla Roboute’a.

            Guilliman był nieufny wobec wizji, które nękały go przez całą podróż. Jednak w tym przejawie nie wyczuł żadnego śladu Chaosu; energie wyzwalane przez tą lśniącą wizję były bardziej zbliżone do energii Eldarów, którzy pomogli mu powrócić do świata żywych. W końcu, po kilkakrotnym powtórzeniu przesłania, postać zniknęła pozostawiając Prymarsze nowy cel oraz odłamek nadziei.

Przez Burzę  

„Jesteś reliktem minionego wieku i dowodem porażek Twego ojca. Powinieneś zostać w przeszłości, do której należysz, bowiem nie ma miejsca dla Ciebie w przyszłości.”
- Lord Zmian Kairos „Tkacz Przeznaczenia” podczas walki z Guilimanem.


            Po opuszczeniu bezimiennego świata Czarnego Marmuru i Krwi, resztki floty Krucjaty Terrańskiej wyruszyły z nowym celem i determinacją. Krucjata liczyła teraz tylko jedną trzecią statków, które odleciały z Ultramaru. Nadal jednak byli prowadzeni przez okręt flagowy Guillimana – Honor Macragge i w każdej chwili byli gotowi do kolejnej walki. W końcu wyruszyli w drogę wiedzeni nadzieją, którą dała im nieznana postać.

            Okrętowe Augury wykryły triadę planet wirujących wokół siebie w nieskończonym tańcu. Wszystko, co dotychczas napotkali po drodze, było odzwierciedleniem tego, co powiedziała Guillimanowi mistyczna postać. Z każdym takim potwierdzeniem nadzieja na bezpieczną ucieczkę narastała w Prymarsze. Kierując się wskazówkami tajemniczego Eldara, flota ponownie zmieniła kierunek odchylając się od wirującej masy planet. Według jego wytycznych Krucjata Terrańska była już bliska ucieczki z Maelstromu, ale najpierw musieli jednak zmierzyć się z miejscem, które postać określiła jako „kotlina duchów”.

            Początkowo region ten objawił się jako posrebrzane plamy, które rozciągały się przed flotą we wszystkich kierunkach. Stopniowo te migoczące punkty rosły, aż w końcu w odległości nie większej niż kilka tysięcy ziemskich mil, zmieniły się w zapierający dech w piersiach widok. Tysiące rozbitych statków kosmicznych dryfowało w pustce, a ich kadłuby łączyły się ze sobą szerokimi wstęgami mosiężnych łańcuchów. Oświetlone przez jadeitowe gwiazdy, opuszczone pustkowia prezentowały wiszące w milczeniu wraki – niektóre z nich były znajome jak na przykład starożytne imperialne okręty, wraki upiorytowych statków eldarskich, statki Krootów, Hrudów, czy strzępki floty Tau. Inne zaś były niemożliwe do zidentyfikowania: czarne igły ze szklanego materiału, spustoszałe struktury przypominające miasta kopce, elipsoidalne statki niewiele większe od kropli. To, jak wszyscy się tutaj znaleźli pozostaje zagadką.

            Pierwszą myślą Guillimana i jego Kapitanów była chęć opłynięcia cmentarzyska. Jednak według słów nieznanej postaci jedyną drogą ucieczki z Maelstromu było przepłynięcie tego miejsca. Prymarcha wydał rozkaz, a statki Krucjaty ruszyły prosto przed siebie. Przemieszczali się boleśnie wolno, gdyż miejscami wraki były do siebie przykute długimi na kilka mil łańcuchami. Wszyscy wzdrygali się przy każdym jęku dobiegających z wnętrz martwych okrętów.

            Pomimo zachowania wszelkich ostrożności, większe statki nie mogły całkowicie uniknąć kolizji z wrakami. Lodowate ogniwa łańcuchów pozostawiały rozległe nacięcia i wgniecenia w opancerzeniu okrętów Krucjaty. Starożytne wraki niekiedy rozpadały się lub przemieszczały na wskutek uderzeń, a każda świeża kolizja strzępiła nerwy załogantów i wprawiała ich w milczące osłupienie.

            W końcu, po męczących godzinach, Arcymagos ogłosił, że dostrzega na sensorach czystą przestrzeń przed sobą. Zbliżali się do skraju cmentarzyska i, jak się wydawało, krawędzi Maelstromu. Za ostatnimi zakotwiczonymi w pustce wrakami, Nawigatorzy którzy przez ten czasu byli na skraju śpiączki, w końcu dostrzegli odległe migotanie na horyzoncie. Obudzili się mrucząc, że znów mogą zobaczyć niewielki snop światła Astronomicanu. Tak jakby lśnił przez lukę w częściowo uchylonych drzwiach. Guilliman wydawał ostrożne rozkazy i pomimo narastającej radości mieli kontynuować stały lot. W końcu uciekną z tego piekielnego regionu, do którego rzucił ich jego brat Magnus. W końcu mogli kontynuować swoją drogę na świętą Terrę.

            Jednakże kiedy „Honor Macragge” odepchnął  spustoszały kadłub niszczyciela Inoklastów, nastąpił atak. Okrzyki alarmu rozległy się na mostku okrętu flagowego a silniki lecących prosto na nich okrętów Chaosu oświetliły krawędź cmentarzyska. To była zasadzka.

            Czerwoni korsarze zastawili pułapkę kierując się przepowiedniami Kariosa „Tkacza Przeznaczenia” i ustawili swoje statki dokładnie tam, gdzie Demon przewidział przejście floty lojalistów. Guilliman zaklął na to, co z pewnością wyglądało dla niego, jak kolejna manipulacja Tzeentcha. Jego flota znalazła się w katastrofalnej sytuacji. Kilka imperialnych okrętów, próbując wydostać się z cmentarzyska, zostało unieruchomionych a jeszcze inne, jak w przypadku „Cichego Ostrza” Kruczej Gwardii, doszczętnie zniszczone. Reszta walczyła wypluwając ogień ze wszystkich pokładowych dział bądź dokonując abordaży na okręty atakujących.

            Siła ognia Chaosu spadała na flotę Krucjaty a Prymarcha zauważył, że wrogowie – zabezpieczeni pod względem liczbowym i pozycyjnym – dążyli jedynie do okaleczania jego statków, a nie całkowitego zniszczenia. Baterie broni, Augury i silniki były unicestwiane jeden po drugim, pozostawiając imperialne statki dryfujące i bezbronne. Guilliman zaklął głośno, gdy zobaczył falę abordażowych torped wypuszczanych ze statków atakujący. Czerwoni Korsarze byli przede wszystkim piratami a teraz próbowali ukraść jak najwięcej okrętów wojennych Terrańskiej Krucjaty, wraz z pełnym wyposażeniem.

            Baterie obronne Honoru Macragge pruły bezlitośnie do każdego statku, który tylko się do niego zbliżył, a Guilliman z wprawnym okiem przyglądał się wszystkim sensorom, ustalając gdzie dokładnie siły wroga będą chciały uderzyć ponownie. Prymarcha zmrużył oczy, kiedy w końcu czujniki Honoru Macragge uległy zniszczeniu a wszystkie ekrany na mostku pogrążyły się w szumie. Odwracając się od bezużytecznych urządzeń, Guilliman wydał spokojny ciąg rozkazów, które krążyły po całej flocie. Prymarcha pochwalił niezwykłą odwagę i siłę wszystkich, którzy mogli go usłyszeć. Powiedział, by wszystkie statki rozmieściły swoje siły tak, aby bronić mostków, magazynów i generatorów oraz silników Osnowy, a następnie – przełykając swoją własną niechęć do imperialnej religijności – pobłogosławił wszystkich tych, których zadaniem było zaangażowanie wroga. Ci, którzy odpierali granicę, mieli spróbować się uwolnić i spotkać poza obszarem Maelstromu.




Honor Macragge

         Atak chaosu był szybki i dziki. Musiał taki być, ponieważ Ultramarines na pokładach mieli przewagę liczebną, niestety ich pozycja obronna daleka była od komfortowej. Synowie Guillimana przykucnęli za konsolami zaprojektowanymi tak, aby móc zdalnie podważyć barykady w razie ich naruszenia. Pierwsi słudzy Chaosu, którzy wtargnęli na mostek nie mieli żadnej osłony. Różowe abominacje Tzeentcha zostały zmiecione pod naporem zdyscyplinowanego, fachowo wycelowanego ognia, który rozerwał je na strzępy. Demony słały się jak dywan, a za nimi szwadrony Czerwonych Korsarzy szukały jakiejkolwiek osłony.
           
            Dźwięki Bolterów niosły się echem wraz ze stroboskopowym rozbłyskiem, który kręcił się po mostku, jak szalejąca wewnątrz okrętu burza. Demony eksplodowały w obłokach ektoplazmy a zdradzieccy Astartes padali martwi, mimo to ich opancerzone ciała wciąż drgały i szarpały się, gdy uderzał w nie grad pocisków. Amunicja boltowa, wybuchy plazmy, promienie i pociski spadały jak deszcze, rozrywając pokładowe płyty i niszcząc dziesiątki najeźdźców. Grupa „Krak” granatów spadła na barykadę, a ich detonacje zabiły jednego Weterana i zmusiły dwóch innych do pośpiesznego odwrotu. Chwilę przed upadkiem, jeden z Czerwonych Korsarzy wyładował swój pistolet plazmowy na kolejną barykadę zabijając kilku Ultramarines, zanim sam został zabity przez własną, przegrzaną broń, która eksplodowała w jego rękach.

            Potem pojawił się Kairos. Pierwszym ostrzeżeniem o powstaniu Większego Demona było stężenie powietrza, gdy Empireum się zamanifestowało. Kronikarz Pollonius krzyknął w nagłej agonii i zacisnął dłonie na swojej czaszce wytrzeszczając oczy, gdy energie jego własnego umysłu zostały skierowane przeciwko niemu. Guilliman błyskawicznie rzucił się na bok osłaniając kapitana Sicariusa, nim ciało Polloniusa zdetonowało się w fali błękitnego ognia. Kilku Ultramarines nie miało tyle szczęścia, a ich pancerze rozpuściły się zamieniając ciała w popiół pod naporem płomieni Immaterium.

            Świeża fala abominacji przepłynęła przez grodzie i skoczyła do ataku wraz z nowymi posiłkami Czerwonych Korsarzy. Dowodził nimi sam Kairos, którego poszarpane skrzydła rozłożyły się szeroko, a kostur rytmicznie stukał o podłoże zagrzewając wszystkich do walki. Widząc Pana Zmian Guilliman ryknął okrzykiem bojowym i zaatakował. Cato Sicarius i jego wojownicy podążyli za Prymarchą, podczas gdy Greyfax i Święta Celestyna rzuciły się na przeciwnika z flanki.

            Prymarcha atakował zarówno demony, jak i Zdrajców, a jego płonący miecz zataczał koła. Demony eksplodowały w rozpryskach nienaturalnej posoki, podczas gdy Zdrajcy, którzy byli na tyle głupi, by stanąć na jego drodze, zostali zmiażdżeni jak lalki. Idąc śladem masakry dokonanej przez Prymarchę, Sicarius i jego Bracia Bitewni ostrzeliwali tych wrogów, którzy próbowali okrążyć Guillimana. W tym samym czasie oślepiające światło Świętej Celestyny rozświetlało pole bitwy, a Inkwizytor Greyfax miażdżyła umysły zdrajców swoimi psionicznymi umiejętnościami.

            Pan Zmian nie mógł równać się z Guilimanem w bitwie, ale uzbrojony w swoją bezbłędną preorientację, długo przygotowywał się na tę chwilę. Teraz, gdy lord Ultramaru znalazł się wystarczająco blisko, Kairos uruchomił swój przebiegły plan wyzwalając błękitny ogień z jego tajemniczego kostura.  Dziewięciu Heraldów Tzeentcha ukryło się za lśniącymi czarami iluzji, a na znak Kairosa, zaczęli inkantację. Pociski boltowe wystrzeliły w stronę Heroldów w chwili, gdy Ci tylko pojawili się w zasięgu ludzkiego wzroku, ale demoniczne abominacje w jednej chwili skoczyły na tor lotu pocisków. Osłaniając się ciałami swoich podwładnych, Heroldowie kontynuowali swój śpiew dziewięciu głosów toczących się i splatających nad kakofonią bitwy. Podnosząc ptasi łeb, Kairos dołączył do rechoczących głosów.

            Odkąd Guilliman po raz pierwszy wszedł do Maelstromu i zaczął słyszeć podszepty Kairosa w swoim umyśle, Wielki Demon zasadził boje w jego podświadomości. Nie było to łatwe, ponieważ umysł Guillimana był nieskazitelną twierdzą porządku i racjonalności, a jego mentalna obrona była bardzo potężna. Jednak powoli i ostrożnie czyn został dokonany. Kairos drażnił poczucie winy Guillimana, jego gniew i rozczarowanie tym, co pozostało z Imperium oraz jego obawy o przyszłość. Demon zamierzał kontynuować swoje dzieło powoli, jednak interwencja pomocnego Eldara zmusiła Kairosa do szybszego działania. Dotychczasowe przygotowania musiały wystarczyć.

            Kołysząc się, bełkocząc, kręcąc i skacząc, demony inkantowały zaklęcie splecione w umyśle Guillimana. Prymarcha upadł rycząc z bólu, gdy z jego oczu i otwartych ust wylały się strumienie żarzącej się energii. Wirujące zielone warkocze poczucia winy kołysały się wokół niego. Greyfax ugrzęzła w bagnie walki i mogła jedynie bezradnie patrzeć na cierpienie Guillimana, a pomoc Celestyny została udaremniona, gdy kilka demonów spętało jej skrzydła. Sicarius i jego Bracia Bitewni krzyczeli bezsilnie próbując przedrzeć się przez wroga i mając nadzieję, że uda im się zatrzymać inkantację. Drugi kapitan kompanii rozkazał, by cały ogień skoncentrować na demonach dręczących Prymarchę, ale to również nie pomogło. Strzały skierowane na Kairosa znikały w kłębach dymu, podczas gdy Heraldowie byli cały czas osłonięci za wijącymi się demonicznymi ciałami.

            Chociaż Ultramarines walczyli zaciekle, nie mogli dotrzeć do demonicznych czarowników, aby powstrzymać ich rytuał. Rycząc z gniewu, Guilliman znów zerwał się na równe nogi i puścił salwę pocisków, która uderzyła Kairosa tworząc dymiące dziury w jego wychudłym torsie. Demon został poważnie ranny, jednak jego śpiew nie ustał. Zamiast tego inkantacja zwiększyła intensywność, kiedy głos demona stał się okrutny i zimny. Wszystkie negatywne emocje Guillimana, wszystkie wątki szaleństwa, gniewu i lęku, które Kairos zapuścił w jego umyśle rozkwitły i owinęły się niczym winorośle wokół Prymarchy tworząc ciężkie, kryształowe łańcuchy.

            Opierając się z całych sił, Guilliman ponownie upadł na kolana. Tym razem trzymany przez mocniejsze zaklęcie Kairosa, nie był w stanie już się podnieść. Wyrocznia, przesyłając swój głos każdemu wojownikowi na mostku, nakazała Ultramarines, Żywej Świętej, Inkwizytor i innym złożenie broni pod groźbą, że jeżeli tego nie zrobią, Prymarcha zostanie zmiażdżony na ich oczach. Jeden po drugim pistolety zamilkły. Bitwa dobiegła końca, a Kairos Tkacz Przeznaczenia zatriumfował.

Wskrzeszenie Imperium
„Będą moimi synami i będą nadzieją na zjednoczenie ludzkości a ich siła będzie zwyciężać nie tylko wtedy, gdy zwycięstwo będzie w zasięgu ręki, ale nawet wtedy, gdy będzie wydawało się nieosiągalne. W tych ciemnych czasach moi szlachetni synowie będą świecić najjaśniej ze wszystkich”.
- słowa przypisywane Imperatorowi Ludzkości.

Walczący Bogowie

            Po zdobyciu Guillimana bitwa na gwiezdnym cmentarzysku została przegrana. Ci imperialni wojownicy, którzy nie poddali się nawet pod groźbą śmierci Prymarchy, zostali zabici lub siłą zmuszeni do kapitulacji.

            Lojaliści i ich okręty wojenne zostały przetransportowane do najbliższej twierdzy Czerwonych Korsarzy. Ku ich zdumieniu okazało się, że jest to jedna ze starożytnych fortec. Jak tak potężna struktura trafiła na falę Maelstromu, żaden z imperialnych wojowników nie wiedział. Ostatecznie jednak nie miało to większego znaczenia. Pozbawieni broni i honoru zostali wciągnięci w głąb twierdzy Zdrajców. Astartes zostali związani adamantowymi łańcuchami, podczas gdy Prymarcha nadal cierpiał katusze w okropnych okowach poczucia winy, gniewu, smutku i szaleństwa, które Kairos wykuł z jego psychiki.

            Prowadzona przez Lorda Verngara Apostatę, potężna grupa Czerwonych Korsarzy została obsadzona jako obrońcy twierdzy. Znaczna jej część wciąż drzemała, ponieważ zdrajcom brakowało wiedzy, aby móc obudzić starożytny kosmiczny konstrukt lub chociażby uzyskać dostęp do odsłoniętych regionów w pobliżu jej serca. Mimo to ich fortyfikacje były dobrze zabudowane, a liczna flota rosła na sile z każdym podbojem. Kairos uznał, że miejsce to jest dobrym więzieniem dla Guillimana. Chociaż Pan Zmian dążył do usunięcie Prymarchy z galaktycznej sceny, równocześnie nie życzył sobie jego śmierci. Skuty półbóg był zbyt bogatym źródłem mocy, by móc od tak go odrzucić. Kairos zamierzał ukryć swoją zdobycz w Maelstromie dopóki przyszłość się nie ziści. Demon widział już kilka momentów, w których uwolnienie Prymarchy może przynieść najbardziej intrygujące rezultaty niż zabicie go.

            Być może był to wpływ samej twierdzy; być może anomalna obecność Guillimana zniekształciła skrawki losu w taki sposób, że Kairos nie był w stanie przewidzieć najbliższych wydarzeń. Bez względu na okoliczności, gdy demon przygotowywał się do opuszczenia twierdzy, nie przewidział że horda Khorna wejdzie mu w drogę.

            Z głębin Maelstromu wyłoniła się ogromna armada. Dziesiątki okrętów pognały w kierunku twierdzy, a ich kadłuby pokryte były cieknącą krwią oraz gnijącymi czaszkami. Przebijając się przez pustkę, przybył Skarbrand Wygnany.

            Czerwoni Korsarze, najpierw zaskoczeni, a potem oburzeni tym nagłym atakiem, zebrali szybko siły i ruszyli do walki. W twierdzy błyski bladoniebieskiej luminescencji tańczyły wzdłuż zaciemnionych korytarzy, a starożytna budowla ostrzegała mieszkańców przed nadchodzącym niebezpieczeństwem. Czerwoni Korsarze wypełniali całe korytarze nieprzerwanym ogniem z bolterów zabijając jednego khornistę za drugim.

            Przez chaos bitwy kroczył Kairos, krzycząc z przerażeniem na ten nieprzewidziany obrót sytuacji. Przyzywając masy demonów Tzeentcha, rzucił ich w bitwę, próbując odeprzeć najeźdźców. Krwawe mgły zbierały się w akompaniamencie trwającej rzezi, która sama w sobie przywołała czerwone kohorty demonów khorna, które równie chętnie kontynuowały masakrę.

            Tymczasem, w głębi fortecy, Guilliman ponownie wysłuchał odległego, spokojnego głosu i zebrał siły, gdyby tylko powstała szansa ucieczki.


Osobliwy sojusz
           
            Wściekła bitwa rozprzestrzeniła się jak pożar trawiący zewnętrzne korytarze i imperialne struktury twierdzy. Tymczasem w ukrytym jądrze fortecy zamigotały potężne energie. Niewidoczna dla walczących armii grupa postaci wymknęła się z portalu Pajęczego Traktu, który stał w sercu fortecy oraz od zarania jego istnienia – miliony ziemskich lat wcześniej. Poruszali się szybko i cicho, jak gęsta procesja cieni w towarzystwie większej, odzianej w szaty, postaci.

Guilliman i jego Ultramarines byli zamknięci w celach przypominających ogromne, cylindryczne komory. Wnęki te nie były jednak zamknięte metalowymi kratami ani zamkniętymi drzwiami, ale migotliwymi czarnoksięskimi płomieniami. Pełna ekipa Czerwonych Korsarzy stała na straży z pistoletami wycelowanymi w główne wejście.

Niezauważenie, kolejne drzwi otworzyły się w zakrzywionej ścianie komory, bezpośrednio za strażnikami. W absolutnej ciszy Eldarscy Arlekini zbliżali się do Komicznych Marines z każdym krokiem pełnym wdzięku oraz ostrzami gotowymi przelać krew.   

Eldar, niemalże z łaską, w ciągu zaledwie jednej sekundy zadał morderczy cios Czerwonemu Korsarzowi. Ostrza wystrzeliwały trafiając w klatki piersiowe zdradzieckich Astartes a monofilamentowe igły przesuwały się przez szczeliny w pancerzach, skraplając organy wewnętrzne w ciągu milisekund. Grad szurikenów i termojądrowych energii cisnął zwłoki Zdrajców na podłogę w mgiełce opadającej krwi.

Ostatni ze Zdrajców – ze strąconym hełmem i wyrastającymi rogami – ryknął z bólu, gdy arlekin przesunął ostrzem przez jego staw kolanowy, a następnie obrócił się wokół niego wyrywając mu z rąk bolter. Atak zakończył eleganckim saltem odsłaniając Korsarzowi widok na odzianą w szaty postać stojącą w pełnym pancerzu Astartes. Zdrajca nigdy nie słyszał o Cypherze, gdyż Upadły Anioł był zagadką, której istnienie było skrywane w arkanach Zakonu. Zrozumiał jednak groźbę dwóch ciężkich pistoletów unoszących się teraz przed jego twarzą.
           
            Cypher wskazał jednym ze swoich pistoletów w stronę cel. Ruch był minimalny, ale znaczenie jasne. Warcząc cicho i gardłowo, Korsarz sięgnął powoli do sakiewki za paskiem i wyciągnął runiczny amulet – klucz do rozproszenia psionicznego zaklęcia, które odgradzało cele. Upadły anioł przytaknął z wdzięcznością, po czym uniósł stopę i zmiażdżył głowę Zdrajcy. Odkładając broń, Cypher zauważył, że wpatruje się w niego Arlekinka – Sylandri Veilwalker. Ta, która skontaktowała się z Guilimanem, gdy razem z Krucjatą wędrowali po Maelstromie oraz ta, która zaciągnęła do pomocy Cyphera oraz poleciła Belizariuszowi pozostawić swoją kuźnię na Marsie. Sylandri skłoniła się na koniec przedstawienia, po czym wskazała swoim kosturem w stronę cel. Cypher skinął głową.

            Poprzez tańczące płomienie Guilliman patrzył na zbliżającą się postać. Prymarcha nie rozpoznał Astartes, ale wiedział, który Legion reprezentuje.

            „Jesteś Roboute Guilliman” – powiedział tajemniczy Kosmiczny Marines, gdy zatrzymał się przed celą Prymarchy.

            „A ty jesteś jednym z synów Liona” – odpowiedział Guilliman. „Przybyłeś w osobliwym towarzystwie, Mroczny Aniele. Kim jesteś i co tutaj robisz?”

            „Mogę Cię uwolnić” – odparła zakapturzona postać nie odpowiadając na pytania Prymarchy.

            Zdając sobie sprawę, że nie otrzyma żadnych wyjaśnień, Guilliman zmarszczył brwi. „Możesz” – burknął. „Czego wiec chcesz w zamian?”

            „Zabierzesz mnie na Terrę” – odpowiedział Mroczny Anioł. – „Przed Złoty Tron”.

            Nędzne płomienie trzeszczały, a odległe odgłosy bitwy dudniły, gdy cisza Guillimana przeciągała się. Nawet w magicznych łańcuchach obecność Prymarchy była olbrzymia, a jego jednostajny blask grzmiał jak burza. Jednak Mroczny Anioł stał niezachwianie, jak posąg wyrzeźbiony z granitu.

            „Wygląda na to, że moim wyborem jest zgnicie tutaj lub spełnienie Twojego żądania”. Powiedział powoli Prymarcha. „Pierwszy z nich nie pomógłby mi wypełnić obowiązku, więc przypuszczam, że prawidłowym wyborem jest zaufanie Tobie. Ale zrozum to, Mroczny Aniele, jeśli spróbujesz mnie oszukać lub manipulować, nic w tej galaktyce Cię nie uratuje.”

            W kąciku ust nieznajomego pojawił się lekki, gorzki uśmiech. „Tak jak mówisz” – mruknął a następnie zamachnął się kamieniem runicznym, który trzymał w dłoni. Płomienie w celi Guillimana ucichły, tak samo jak wszystkie ogniska w pozostałych celach.


             
 Wojny demonów

            Gdy płomienie zamigotały, Sylandri Veilwalker tanecznym krokiem wystąpiła naprzód. Oczy Guillimana rozszerzyły się, kiedy ją rozpoznał. Zaczął zastanawiać się czy Eldarzy naprawdę chcieli pomóc mu uciec z Maelstromu, czy tak naprawdę zaplanowali całą tą zasadzkę, aby móc spotkać się w tym miejscu. Jednakże to pytanie musiało zaczekać, bowiem Prymarcha zorientował się, że Sylandri zaczęła używać swoich umiejętności.

            Wokół tańczącego arlekina zamigotały błyszczące wstęgi utkanej energii. Tam, gdzie spadło ich światło, łańcuchy pętające Astartes rozsypywały się niczym kupki kurzu. Nawet przebiegłe czary Kairosa „Tkacza Przeznaczenia” zostały zniszczone. Guilliman uśmiechnął się, gdy jego kryształowe pęta rozbiły się na miliony kawałków. 

            Uwolnieni Astartes z legionu Ultramarines nadal mieli na sobie zbroje, jednak zostali pozbawieni przez Korsarzy broni. Zanim padły jakiekolwiek pytania, Sylandri powiedziała, że cała broń, pojazdy oraz ich sprzymierzeńcy zostali zamknięci w skarbcach. Nie było to blisko, ale zaproponowała, że ich tam zaprowadzi. Prymarcha nie do końca ufał swoim tajemniczym wybawicielom, ale jego błyskotliwy umysł przeanalizował formę ich zaangażowania i ostatecznie zgodził się, by poprowadzili ich do reszty. W końcu nigdy nie porzuciłby miecza swojego ojca.

            Veilwalker i jej arlekini wyprowadzili lojalistów za drzwi, przez które weszli niepostrzeżenie do więzienia. Kilkaset uzbrojonych i głodnych walki Ultramarines szło tuż za Guilimanem, Cato Sicariusem i Cypherem. Mimo że nie posiadali swojej broni, nadal stanowili zagrożenie, a pośpiech w tym momencie był ważniejszy niż ukrywanie się.

            Wyciągnęli z komór stazowych Świętą Celestynę oraz Belizariusza Cawl’a, a dzięki wsparciu jego Skitarii, lojalistom szybko udało się pokonać Czerwonych Korsarzy stojących przed ostatnią komorą skrywającą Aldrika Voldusa, jego braci z zakonu Szarych Rycerzy oraz Drednoty.

            Kapitan Sicarius zasugerował by iść za szlakiem zwycięstw i odzyskać okręty, jednak Veilwalker pokręciła głową. Tysiące heretyckich Astartes i demonów walczyło w obronie fortecy, więc każda próba odzyskania imperialnych statków była skazana na porażkę. Lojaliści próbowali przekonać Eldarów do odzyskania reszty floty do czasu, aż Sylandri nie wyjaśniła im, że ludzkie załogi, które były na okrętach, zostały uśmiercone, a gwardziści i Siostry Bitwy złożone w ofierze. Na szczęście Veilwalker znała inną drogę ucieczki – była to trasa, którą Cypher i Arlekini użyli by dotrzeć do Guillimana.

            Opuściwszy zbrojownię, imperialna armia oraz jej przewodnicy dotarli do niższych tuneli. Uwolnienie Prymarchy oraz Astartes jednak nie pozostało niezauważone. Przemierzając starożytną strukturę, lojaliści napotkali oddziały Czerwonych Korsarzy oraz Demonów, które zostały nasłane w celu odcięcia ich. Guilliman i jego sprzymierzeńcy walczyli zaciekle, jednak spowalniało to ich postęp. Zostali otoczeni, a sytuacja wyglądała tak, jakby nie było z niej wyjścia. Ich szanse na przetrwanie były już nikłe, kiedy w pewnym momencie otoczyły ich płomienie. Ekrany auspexów zamigotały dziko, a upiorne głosy zaczęły pojawiać się zewsząd zwiastując przybycie Legionu Potępionych. Przybyli znikąd. Odziani w czerń i otoczeni eterycznym ogniem.

            Dzięki niespodziewanemu wsparciu, Guillimanowi i reszcie udało się dotrzeć do serca fortecy. Sama komnata była rozległa na kilkaset terrańskich mil, wszystko było skryte w mroku, a na ścianach pojawiały się wzory tworzone przez migoczące światła, które oświetlały tytaniczną kolumnę wznoszącą się w centrum komnaty. Z tej kolumny, niczym zniekształcone gałęzie, promieniowały setki mostów, schodów i platform oraz lśniących bioluminescencyjnym światłem suwnic.

            Wtem, kiedy wydawało się, że wolność jest blisko, otwarło się tysiące niewidzialnych drzwi, które zaczęły wypluwać hordy demonów Tzeentcha i Khorna. Przy akompaniamencie walki siłom Imperialnym udało dotrzeć się do serca kolumny. Sylandri wskazała jedną z platform, a po chwili Guilliman dostrzegł słabe błyski ezoterycznych energii. Niestety droga prowadząca w tamto miejsce była wręcz usłana demonami. Guilliman zarządził więc ostateczne natarcie i poprowadził członków Krucjaty przez labirynt połączonych ze sobą platform i mostów. Czerwoni korsarze wypluwali salwy ognia tuż nad głowami lojalistów, a Armaty Khorna wystrzeliwały krzyczące czaszki. Lojaliści odpowiadali ogniem próbując przedrzeć się przez spiralne schody prowadzące na górne platformy.

            Daleko, w głąb komnaty Guilliman dostrzegł Kairosa Tkacza Przeznaczenia wzywającego swoich zwolenników do bitwy. Pan Zmian najwyraźniej jednak nie miał ochoty stawić czoła odrodzonemu gniewowi Guillimana, ponieważ pozostawał daleko od rozgrywającej się bitwy.

            W przeciwieństwie do Skarbranda, który przebijając się przez jeden z demonicznych portali zapłonął z gniewu niczym ognisty stos. Jego pierwotne ryki odbijały się echem w przepastnej przestrzeni i infekowały umysły wszystkich, którzy je słyszeli.  Pod wpływem Skarbranda Bracia Bitewni Guillimana stali się bardziej lekkomyślni i agresywni. Zainfekowani przez psioniczną wściekłość demona Marius Amalrich i ostatni z Czarnych Templariuszy zawrócili z wyznaczonej trasy i rzucili się w miażdżącą masę demonów Khorna. Przez chwilę Prymarcha zastanawiał się, czy nie zmusić innych do pomocy Amalrichowi, ale widząc zbliżającego się Skarbranda, wiedział że nie mają czasu. Z ciężkim sercem Guilliman wykrzykiwał rozkazy przez sieć Vox, wspierając Ultramarines i wszystkich sprzymierzeńców swoją własną siłą woli. Omszały Amalrich rzucił się do bitwy z potężnym Skarbrandem, a jego Czarny Miecz raz za razem ścierał się z toporami Krwiopijca.

            Resztka Krucjaty Terrańskiej, prowadzonej przez arlekinów i widma Legionu Potępionych, dotarła pod samo wejście do Pajęczego Traktu. Belizariusz Cawl i jego Skitarii wyrzynali szeregi demonów, Astartes wysadzali w powietrze mosty, których używał nieprzyjaciel próbując ich oskrzydlić, a Inkwizytor Greyfax i Święta Celestyna walczyły ramię w ramię z Heraldami Tzeentcha. Arlekini zaś byli dosłownie wszędzie, tańcząc i tnąc przeciwników z zapierającymi dech w piersiach umiejętnościami.

            Właśnie wtedy Skarbrand wydał ogłuszający ryk wściekłości i wykonał skok. Przeklęty Krwiopijec przepłynął przez walczących, ciągnąc za sobą smugę krwi sączącej się z rany w piersi. Oczy Guillimana rozszerzyły się, gdy zobaczył czarne ostrze Amalricha wbite prosto w pierś demona. Był to jedyny pozostały znak po Mariusie. Krwawa pokuta za jego błędy popełnione na utraconej Cadii.

             Skarbrand wylądował z ogromnym trzaskiem, a z jego kopyt posypały się iskry, kiedy uderzył w mostek przed Legionem Przeklętych. Jego topory „Rzeź” i „Pogrom” cięły widmowych Astartes, a kilka sekund później ich połamane ciała runęły dogasającym żarem w ciemność pod platformą.

            Guilliman wydał rozkaz wszystkim, aby bez zawahania brnęli w stronę znajdującego się co raz bliżej portalu. Prymarcha zajął pozycję na czele jednego z mostów stając pewnie z wyciągniętym przed siebie ostrzem. Dzięki tej osłonie nieliczne pojazdy i piechota mogli przejść podążając za Arlekinami prosto do portalu. Jedynie Cato Sicarius i Celestyna pozostali przed wejściem w oczekiwaniu na Prymarchę.

            W umyśle Guillimana piekielne ogniki wnosiły się z każdej strony ukazując twarze jego braci, którzy ulegli chaosowi. Z każdym krokiem Skarbranda gniew Guillimana rósł. Podłoże pod płonącymi kopytami Skarbranda zdawało się topnieć, a dookoła wzniosły się płomienie więżąc Prymarchę i Krwiopijcę na arenie zawodzącego ognia.

            Nie mogąc się powstrzymać Prymarcha ryknął okrzykiem wojennym i skoczył, aby spotkać się ze swoim przeciwnikiem. Miecz Imperatora spotkał „Rzeź”, a „Pogrom” zamachnął się nad głową Guillimana. Roboute wbił swój bark w pachę przeciwnika, a następnie napiął mięśnie i uderzył Skarbranda „Dłonią Dominium”. Cios byłby w stanie przebić kadłub czołgu, ale Krwiopijec jedynie zakołysał się lekko zanim ponownie ruszył do przodu. Prymarcha poczuł, że jego nienawiść i wściekłość wznoszą się na nowe wyżyny, całkowicie odcinając jego zmysł strategiczny. Dość szybko zdał sobie sprawę, że chce rzucić się na Skarbranda i strącić jego głowę z ramion.
            Tytaniczny wysiłek woli spowodował, że Guilliman odrzucił nadnaturalnie wykreowaną wściekłość, która owładnęła jego racjonalnym umysłem. Sapiąc z wysiłku Prymarcha uwięził swoją wściekłość w pierścieniu zimnej, mentalnej stali. Ostatnim krzykiem udręki psychicznej Guilliman zmusił całą swoją wściekłość oraz nienawiść i zamknął je za nieprzeniknionymi, umysłowymi fortyfikacjami. Gdy to zrobił, ogniki które wcześniej widział, zgasły, a most w stronę bezpiecznego portalu nie był już przesłonięty przez piekielny ogień. Dostrzegł również Sicariusa i Świętą Celestynę, którzy zachęcali go, by do nich dołączył, nim będzie za późno. Nie chcąc pozwolić swemu wrogowi uciec, Skarbrand rzucił się z podniesionymi toporami, Guilliman zaś, dokonując chłodnej kalkulacji zagrożenia, podniósł Dłoń Dominium i odrzucił demona w tył.

            Skarbrand wrzasnął z gniewu, gdy eksplodujące pociski wbiły się w jego czaszkę i dmuchnęły mięsistymi kawałkami po platformie. Krok po kroku demon został odepchnięty, ale nadal nie upadł. Zaciskając zęby na widok zbliżającego się wroga, Guilliman wystrzelił ostatnie pociski ze swojego magazynku celując prosto w Czarny Miecz Amalricha. Pojedynczy pocisk uderzył w broń i rozwalił hebanowe ostrze w burzy śmiercionośnych odłamków. Skarbrand zsunął się z platformy z końcowym, wściekłym rykiem. Guilliman natychmiast odwrócił się i przebiegł przez most, rzucając się w portal zaraz po Sicariusie i Celestynie. Za jego plecami, dzięki eldarskim runom, przejście zostało zapieczętowane w ostatniej chwili nie dopuszczając biegnącej hordy demonów.

           
Labirynt Łowców

„Historia glaktyki to gobelin utkany z przerażenia i krwi, ale wśród niezliczonych nici ciemności lśnią cienkie pasma światła. Chwile bezinteresownego heroizmu i odwagi, które rozjaśnią wszystko, co jest w cieniu, które ich otacza. Takie desperackie czyny są przyszłością. Przez takie desperackie czyny trwają nadzieje.”
Eldrad Ulthran, najwyższy Prorok Ulthwe.

            Kosmiczni Marines, Szarzy Rycerze i wojownicy Adeptus Mechanicus stali wśród migoczących mgieł Pajęczego Traktu. Wokół nich błyskały światła, a w powietrzu unosiły się dźwięki przypominające tytaniczne bicie serca lub dźwięk fal spływających po skalistym brzegu. Z imperialnych wojowników, którzy uciekli z celi, około dwóch trzecich pozostało przy życiu. Voldus i jego Szarzy rycerze zabrali tylko garść ofiar, tak samo jak Arlekini. Cypher również przeżył rozpaczliwą bitwę o twierdzę i stanął teraz na czele grupy Astartes odzianych w ciemne pancerze wspomagane, którzy wyraźnie oczekiwali jego powrotu. Gdy ranni wojownicy Guillimana przegrupowali się, Sylandri Veilwalker stanęła przed Prymarchą. Posłała tylko długie i obciążające spojrzenie Arcymagosowi Belizariuszowi, a następnie zwróciła się do Guillimana bez słowa wyjaśnienia.

             Arlekinka powiedziała, że nie mogą już dłużej zwlekać. Jej zwiadowczynie skontaktowały się z nią i ostrzegły o uzbrojonych intruzach w pancerzach przyozdobionych błękitem i złotem. Wojownicy Ci mieli na sobie również odór czarów Chaosu i wyraźne znaki Tzeentcha. Guilliman od razu wiedział, że chodzi o Magnusa i jego sprzymierzeńców. Jego manipulacyjny brat - który musiał przewidzieć jak potoczą się sprawy – wysłał swoich przeklętych synów, by przechwycili lojalistów.

            Wydarzenia zaczęły pojawiać się w umyśle Guillimana. Magnus rzucił Krucjatę do Maelstromu nie po to, aby ją zniszczyć, ale by osłabić. Poprowadził władcę Ultramaru na ścieżkę losu, którą Magnus zapewne widział i wiedział, że doprowadziłaby ona do schwytania imperialnych i do uwięzienia w tym specyficznym więzieniu oraz ewentualnej ucieczki w tę część Pajęczego Traktu. Guilliman nie wiedział tylko, że Karmazynowy Król wysłał prędzej swojego czempiona, Ahrimana, by ten pomógł mu wykraść zwoje z mapami ścieżek tego labiryntu.

            Guilliman szukał szybkiej i rzetelnej porady u swoich najbardziej zaufanych poruczników. Musieli ustalić, co planował Magnus zanim wejdą prosto w jego pułapkę. To właśnie Aldrus Voldrus – czerpiąc z wiedzy ze starożytnej biblioteki Tytanów – zrozumiał działania Magnusa. Wewnątrz pałacu Imperatora znajduje się wejście do Pajęczego Traktu. Może Magnus dowiedział się o tej bramie i chciał za nimi podążać?

            Strategiczna błyskotliwość Guillimana znowu wyszła na prowadzenie śledząc wzorce i dostrzegając prawdę. Magnus już wiedział, gdzie jest brama. Istniały podszepty, że Karmazynowy Król przeszedł tędy tuż przed wybuchem Herezji Horusa, a tym samym sprowadził katastrofę, która spadła na niego i jego XV Legion. Magnus więc nie potrzebował ich, by poprowadzili go do bramy. Zamiast tego starał się za nimi podążać, wyraźnie mając nadzieję, że brama zostanie dezaktywowana, aby umożliwić przybycie Guillimana. Demoniczny Prymarcha chciał uderzyć na Terrę i dostać się do pałacu Imperatora. Miał więc nadzieję zaatakować, gdy brama zostanie otwarta.

            Terrańska Krucjata, jak na ironię, nie mogła wyjść bezpośrednio na Terze. Guilliman uświadomił sobie w rozpaczy, że oznaczałoby to przyzwolenie Magnusowi na uderzenie w kolebkę ludzkości. Jednak Sylandri nigdy nie zamierzała poprowadzić ich tą drogą. Zamiast tego ujawniła tajemnicę, którą Eldarzy od dawna strzegli.

            Leżąc uśpiony przez tysiąclecia, ukryty za zasłoną strażników, których nawet najwięksi Imperialni Psionicy nie mogli wykryć, Pajęczy Trakt rozciągał się na granicy realnej przestrzeni i Osnowy, by połączyć się z Luną – jedynym naturalnym księżycem Terry. To właśnie do tej ukrytej bramy musiała udać się Krucjata.

            Przemieszczali się szybko w pełni ufając prowadzącym ich Arlekinom. Przez ten cały czas Guilliman i jego zwolennicy utrzymywali bezwzględne tempo, a ich czołgi poruszały się w awangardzie, podczas gdy piechota osłaniała tyły. Labirynt, wraz z ich drogą, zmieniał się od mglistych pasaży do ciemnych i odbijających się echem tuneli, bądź jasno oświetlonych przestrzeni zbudowanych z wielościennego kryształu. Lojaliści z pewnością zgubiliby się w ciągu kilku solarnych minut, gdyby podróżowali sami lub zostaliby zaatakowani przez drapieżne istoty nawiedzające Wymiary Labiryntu. Jednak wraz z Arlekinami, jako przewodnikami i eskortą, siły imperialne mogły przejść bez żadnych ekscesów.

            Wszystko to zmieniło się, gdy gorączkowe raporty zaczęły docierać do Sylandri. Kobieta nalegała by wszyscy przyspieszyli i udało im się nabrać takiego tempa, że zostawili za sobą najwolniejsze serwitory. Gdy Guilliman i jego wojownicy zagłębili się w niewyraźną jaskinię z kryształowymi ścianami, nagłe salwy ognia wbiły się w nich ze wszystkich stron.

            Piętnastu wojowników padło podczas pierwszej salwy. Rhinos eksplodował wśród podmuchów magii psionicznej, podczas gdy Skitarii przerodzili się w wyjące zmutowane ciała, gdy ogarnęły ich ognie zmian. Guilliman wydał rozkaz, a lojaliści szybko znaleźli osłony i odpowiedzieli ogniem. Zewsząd, płynąc przez mgły, nadeszły oddziały Tysiąca Synów.

            Cypher zgrabnie unikał każdego strzału wystrzelonego w jego stronę, a jego płonące pistolety zbierały srogie żniwo. Również Aldrik Voldus dokonał spustoszenia prowadząc kontratak przeciwko Synom Magnusa. Jego młot uderzał błyskawicznie tłukąc zdradzieckich Astartes i zamieniając ich w chmury połyskującego pyłu.
           
            Czarownicy Tysiąca Synów, poruszając się na swoich latających dyskach, rzucali zaklęcia w szeregi lojalistów. Guilliman uświadomił sobie, że pozostanie tutaj i uczestniczenie w tej bitwie to nic innego jak tylko kolejna strata cennych chwil. Wzbudziło to wściekłość w Prymarsze, ponieważ wydawało mu się, że od czasu opuszczenia Ultramaru niewiele zrobił. Jednak pierwotny cel był ważniejszy i wiedział, że nie pomoże Imperium umierając tutaj.

            Guilliman podniósł wysoko ostrze i poprowadził wszystkich, chcąc wyrwać krucjatę i sojuszników z zasadzki Tysiąca Synów. Nie wszyscy Bracia Bitewni jednak mogli bezpiecznie wyrwać się z walki, a cenne życia zostały utracone – wraz z zawartym w nich geno-ziarnem. Jednak kiedy skrzydlata żyjąca święta przecięła ścieżkę na ich czele, lojaliści odłączyli się od napastników i zdołali uciec głębiej w Pajęczy Trakt.

            Czuli się osaczeni na każdym kroku. Mimo udanej ucieczki regularnie natrafiali na atakujących ich zdradzieckich Astartes. Tysięczni Synowie założyli wiele zasadzek, które blokowały uczestników krucjaty wraz z Guilimanem, Voldusem, Celestyną, Greyfax i Cypherem na czele. Ostatecznie udało się lojalistom dotrzeć do zamkniętego portalu, a następnie, pod przewodnictwem Arlekinów, wyszli z Pajęczego Traktu na powierzchnię Luny.



Pośród Oceanu Burz

                Guilliman wyłonił się przez migoczące światła portalu znosząc niepokojące podwojenie rzeczywistości. Przeszedł z miękkiego oświetlenia w surowy mrok i palący blask, od powietrza i łagodnego ciepła, po zamarzniętą pozbawioną powietrza śmiertelność próżni. Grawitacja zaczęła się ulatniać i jednym krokiem Guilliman wyrwał się z bramy Pajęczego Traktu w kłębiący się księżycowy pył.

            Krucjata Terrańska wyłoniła się w jednym z głębszych kraterów, którego znaczna część była zanurzona w atramentowej czerni. Surowe światło padało z góry, gdzie promienie słońca rozlały się tuż nad krawędzią krateru. Świadomi wrogów idących tuż za nimi, lojaliści wspinali się szybko po bokach leju. Czołgi wzburzały tumany księżycowego pyłu, a Skitarii dumnie maszerowali w górę. Żołnierze Belizariusza nie przetrwają długo na powierzchni Luny, ale wystarczająco, by służyć potrzebom Omnisjasza.

            Ponad nimi Celestyna wzbiła się w górę w ciemne niebo, a Sylandri i jej arlekini zatrzymali się przy bramie Pajęczego Traktu. Veilwalker zebrała całą moc i rozpoczęła cichy szept, a runy na bokach budowli zapłonęły żarem. Zanim jednak Sylandri zakończyła rytuał, brama zapulsowała ciemnymi energiami. Błękitny płomień zafalował, a jego ryk zabrzmiał jak głuchy pomruk. Veilwalker w ostatniej chwili odskoczyła, ale wielu jej sprzymierzeńców nie miało tyle szczęścia. Gibkie ciała arlekinów zostały ogarnięte płomieniami, które przepalały holo-garnitury chroniące ich ciała w pustce kosmosu.

            Zza krawędzi krateru Guilliman obejrzał się i zobaczył zepsutą bramę Pajęczego Traktu, która lśniła teraz ciemnym, nienaturalnym ogniem. Strumienie energii skakały i zwijały się tańcząc po ścianach krateru i spalając ciała Eldarów na popiół. Z powstałej mgły wyłonili się pierwsi z Tysiąca Synów. Ich kroki były stłumione, gdy przechodzili przez dno krateru. Dostrzegając członków Krucjaty, otworzyli ogień.

            Pancerze pękały, a dusze płonęły. Masywne ciała w barwach Novamarines i Mortifactors spadały w zwolnionym tempie w dół zbocza, otoczone przez chmury kredowego pyłu. W tym samym czasie Deadknigt przewrócił się do tyłu, a jego pilot zginął. Pozostali lojaliści poruszali się nad krawędzią krateru próbując zejść z linii ognia Tysiąca Synów.

            Guilliman i jego ocaleli sprzymierzeńcy stali na powierzchni samej Luny, niedaleko serca Mare Tempestus. Z każdej strony wyrastały zardzewiałe kadłuby starych i połamanych imperialnych konstruktów. W górze, w ciemności pustki i kosmosu do nieba napływały wielkie orbitalne doki i platformy obronne. Majestat doków Luny jednak przygasał na tle samej Terry zwisającej pod nimi. To był cel, do którego dążył Guilliman. Kres jego podróży.
            Mimo to śmiertelny wróg wciąż ich ścigał. Guilliman jednak wiedział, że zjawiska osnowy, które właśnie wybuchały w głębinach krateru, musiały z pewnością wywołać alarm i awarię każdego Augura znajdującego się na Lunie oraz samej Terrze. Nie minie więc dużo czasu nim przytłaczające siły imperialne przybędą sprawdzić te odczyty, ale nie było wiadomo jakie nieodwołalne spustoszenie może spowodować Magnus przed ich nadejściem. Prymarcha znowu zobaczył wizje, które zesłał na niego Kairos. Przypomniał sobie jak widział spadający na Terrę księżyc. Wzdrygnął się. Wiedział, że on i jego naśladowcy muszą tu zatrzymać wroga lub przynajmniej powstrzymać ich, aż przybędzie pomoc.

            Tysięczni Synowie wylewali się z bramy Pajęczego Traktu, coraz liczniej pędząc przed siebie w zastraszającym tempie. Uznając, że sam krater oferuje największą szansę na powstrzymanie wroga, Guilliman rozpostarł swoich wojowników wokół leju i kazał im otworzyć ogień w kierunku synów Magnusa.

            Kosmiczni Marines, Skitarii, Drednoty, Land Raidery, Vindykatory, serwitory bojowe i każdy kto był do tego zdolny, otworzyli ogień. Wykorzystując krawędź krateru jako osłonę wysyłali salwę za salwą w kierunku heretyckich Astartes. Błyszczący pył wypływał z dziurawionych, ozdobnych zbroi i pirował wokół nich w niskiej grawitacji. Sierżanci wydawali rozkazy przez Vox koordynując salwy wybuchów. Cypher i jego tajemniczy towarzysze rzucili się na Tysiąc Synów, a Greyfax wypluwała ze swojej kuszy srebrne kołki, które przebijały pancerze zdrajców. Aldrik Voldus zaś rozrywał wrogów na strzępy umiejętnościami swojego potężnego umysłu.

            Pancerne trupy padały na stosy dna krateru otaczając bramę Pajęczego Traktu. Z pęknięć i skalistych skał wokół krawędzi, ostatni z żyjących Arlekinów dokładali własny ogień, a ich monofilamentowe dyski przecinały pancerze wspomagane heretyków. Przez jakiś czas wydawało się wszystkim, że Tysięczni Synowie zostaną rozgromieni. Choć ich nagły atak spowodował straty wśród lojalistów, zdrajcy tracili więcej wojowników niż zabijali.

            Jednak wtedy przez bramę przeleciał świeży puls ciemnej mocy, którego energie utworzyły płonący wir. Fala nadprzyrodzonego lęku przeniosła się nad lojalistami, gdy wielka postać wyłoniła się na powierzchni Luny. Rozciągając szeroko skrzydła, Magnus Czerwony spojrzał na swojego brata i posłał mu kpiący uśmieszek.


Bogowie Wojny 

                Wyprostowując się w pełni, Magnus Czerwony podniósł klingę i wypowiedział słowa mocy, które zagrzmiały wbrew wszelkiemu naturalnemu prawu. Fioletowe płomienie skoczyły tworząc lśniące tarcze i chroniąc Tysiąc Synów przed ostrzałem. Zdradzieccy Astartes mogli bezpieczne przejść w górę, podczas gdy pociski lojalistów eksplodowały na psionicznych tarczach Magnusa. Lojaliści musieli się wycofać i zmienić pozycje.

            Widząc nagłą zmianę sytuacji i wiedząc, że muszą wytrzymać bez względu na koszty, Guilliman nakazał pozostałym wojownikom zajęcie pozycji wśród wraków oraz kamiennych kraterów, aby uzyskać osłonę i pozwolić wycofać się czołgom.

            Magnus przekroczył krater i zaledwie jednym słowem zmiażdżył zbroję trójki Dreadknightów, a następnie gestem telekinetycznym wyrwał Land Raidera Ultramarines z ziemi i uderzył nim w szeregi Skitarii. Guilliman, dostrzegając potęgę swojego brata wiedział, że ten byłby w stanie zniszczyć wszystkich jego wojowników zaledwie w kilku chwilach. Dając więc upust wybuchowemu, wojennemu okrzykowi, Prymarcha Ultramarines przebił się przez wrogów i rzucił w bohaterski skok z krawędzi krateru.

            Kiedy Guilliman wzbił się w górę, jego ostrze pozostawiło za sobą ślad płomienia. Magnus zobaczył, że jego brat nadchodzi i rozpoczął inkantację, ale zanim zdążył ją dokończyć, uderzył w niego Władca Ultramaru. Magnusowi udało się sparować miecz swojego brata, ale uderzenie było na tyle potężne, że Magnus został odrzucony w tył. Bracia przewrócili się uderzając w jeden z wraków imperialnej fregaty. Płyty metalu i pancerne płyty rozbiły się wokół grzebiąc Prymarchów w lawinie części. Tymczasem przy kraterze szalała bitwa, a ostatnie resztki Terrańskiej Krucjaty walczyły zaciekle o przetrwanie.

            Guilliman wywalczył sobie drogę do wolności odrzucając na bok kawałek zardzewiałego metalu. Jego zbroja została uszkodzona i gdyby nie technologia Belizariusza, Guilliman prawdopodobnie już by nie żył wystawiony na działanie próżni.

            „Magnus!” – krzyknął przez swój komunikator w hełmie. Prymarcha wiedział, że jego obdarzony wątpliwymi mocami brat mógł słyszeć jego słowa nawet w pustce kosmosu. „Wiedziałbym lepiej od Ciebie, gdybyś był martwy. Pokaż się!”

            Głęboki śmiech krążył wokół Guillimana, który obserwował jak eteryczna postać Magnusa podniosła się z wraku i wolno dryfując opadła przed nim.

            „Bardzo dobrze, Robout!” – zaśmiał  się Magnus. „Oto jestem w swoim ciele i – w jakikolwiek sposób – ty również jesteś”. Magnus przechylił głowę na bok i uśmiechnął się złośliwie. „Nie pamiętam, żebyś był taki… maleńki”.

            „Dziesięć tysiącleci uczyniło Cię mniej aroganckim? – zapytał Guilliman ostrożnie okrążając swojego potężnego wroga. Wewnątrz jego hełmu wyraz niesmaku wykrzywił patrycjuszowskie rysy, gdy patrzył na Karmazynowego Króla. „Z pewnością te lata nie zrobiły Ci żadnej innej dobroci”.

            Magnus westchnął: „Jak mogłeś mieć tak wielkie plany, a jednak ta wizja zawsze mnie omijała. Tak – powiedział Demoniczny Prymarcha, a energie empiryczne zaczęły mieszać się i gromadzić wokół jego postaci – wygląda prawdziwa potęga.”

            „Nie widzę tutaj żadnej potęgi – powiedział Guilliman kręcąc z przerażeniem głową. – Widzę zepsucie i zniewolenie potworów, którzy są czczeni niczym Bogowie”.

            „W tej sytuacji, Roboute – roześmiał się Magnus rzucając okiem na walczących w pobliżu lojalistów – mogę się zgodzić z Twoim zdaniem”.

            Magnus zaśmiał się szyderczo, kiedy zauważył, że jego brat zerka na nieboskłon. „Mam nadzieję, że zostanę tutaj z synami, doki nie dotrą resztki tego zbuntowanego Imperium, aby Cię ocalić. Dziś mogę nie dotrzeć do Sali tronowej naszego ojca, ale obiecuję, że ty również tam nie dotrzesz… Będziesz martwy na długo przed przybyciem pomocy. Już samo to będzie warte wszystkich tych kłopotów i strat.”

            Z tymi słowami, Magnus zaatakował. Olbrzym poruszał się znacznie szybciej niż Guilliman mógł w to uwierzyć. Władca Ultramaru w ostatniej chwili skoczył w tył wciągając powietrze, gdy broń Magnusa wylądowała na dziobie pobliskiej fregaty. Zanim zdążył odetchnąć, Magnus rzucił w niego kulami niebieskiego, psionicznego płomienia. Guilliman odskoczył z ich drogi i ześlizgnął się z metalowego konstruktu, na którym stali. Ostatecznie jednak wbił się w dzikiej szarży prosto w Magnusa. Amunicja w Dłoni Dominium została już całkowicie zużyta, ale wciąż była fenomenalnie potężną bronią. Uderzenie uniosło Magnusa z nóg i posłało w górę prosto w atramentową czerń. Ognista krew dryfowała w strugach z rozbitej szczęki Magnusa, powodując kiełkowanie kalejdoskopowych grzybów w miejscach, w których spłynęła na powierzchni Luny. Moc zmian została osadzona nawet w krwi Demonicznego Prymarchy.

            Wirująca energia psioniczna owinęła się wokół Magnusa zatrzymując go w locie. Zawył z gniewu i z nienawiścią spojrzał jednym okiem na Guillimana, który w tym momencie ponownie zdał sobie sprawę o bezpowrotnej utracie rodzeństwa.

            „Arogancja! – krzyknął Guilliman. – To zawsze była Twoja zguba, bracie. Myślałeś, że to będzie łatwa walka, że dary Twoich tak zwanych Bogów uczynią mnie bezsilnym? Być może Ci, którym służysz, nie są tymi, za których ich uważałeś?”

            Wściekłość Magnusa zniknęła w mgnieniu oka, a on sam zaśmiał się z pogardą w odpowiedzi na pomówienia Guillimana.

            „Chciałbyś w to wierzyć, prawda? Że posłuszny Roboute Guilliman zawsze był usprawiedliwiany swoją lojalnością? Teraz, kiedy konsekwencje naszych wyborów stały się jasne, czy możesz patrzeć na mnie tak, jak zawsze patrzyłeś?”

            Z gwałtownością Magnus dźgnął glewią w dół. Wielobarwne płomienie eksplodowały z jego ostrza pochłaniając Guillimana i podłoże, na którym stał. Księżycowy pył eksplodował w górę w trzeszczących chmurach. Ogień tańczył na złomowisku, a Roboute krzyknął, gdy agonia ogarnęła jego ciało. Trzęsąc się z napływu mocy, Magnus zstąpił wciąż wylewając ogień Osnowy na swojego brata. Guilliman znów wrzasnął opadając na jedno kolano, gdy jego zbroja zapłonęła energią. Iskry wyskoczyły z przeładowanych systemów jego pancerza, a zapach palonego, gotującego się ciała wypełnił jego nozdrza.

            W akcie desperacji, Guilliman odskoczył do tyłu. Z powodu mniejszej grawitacji leciał łukiem, a na końcu rozbił się wśród sterty Enginarium z wciąż płonącą zbroją. Magnus wylądował obok chichocząc okrutnie. Usadowiony wśród plątaniny wraku, Guilliman próbował wstać z miejsca.

            „Nie, bracie – powiedział Magnus. – Zostajesz tam, gdzie jesteś”.

            Demoniczny Prymarcha gestykulował, a widmowe pazury oderwały kilkaset ton maszyn z pobliskiego wraku. Guilliman zdążył się opanować, zanim niezgrabna masa uderzyła jak kometa, grzebiąc go całkowicie pod lawiną miażdżącego metalu.

            Prymarcha Ultramarines został pogrzebany. W jego uszach dzwoniły alarmy, a czerwone znaki ostrzegawcze migały na ekranie hełmu. Ból roztrzaskanych narządów i kości był tak wielki, że Guilliman chciał się po prostu poddać. Potem znów pomyślał o swych cierpiących synach, walczących tak ciężko o ideały Imperium, którego nigdy nawet nie mieli. Nie mógł ich zdradzić i zostawić. Jego mięśnie napięły się, a siła powracała. Guilliman przedzierał się przez górę szczątków. Ryknął odrzucając jednostkę kondensatora wielkości Land Raidera i wyszedł na zewnątrz. Zakrwawiony, ranny, ale dumny. Magnus uniósł brew i spojrzał na niego chcąc rzucić kolejne zaklęcie.

            A potem pustka rozpaliła się ogniem.

 Gniew Imperatora
           
            Wielki Mistrz Aldrik Voldus podniósł z wdzięcznością wzrok, gdy zobaczył jak odsiecz wylądowała na polu bitwy. Siły Krucjaty Terrańskiej podzieliły się na małe oddziały, jedni chowali się za wrakami statków, a jeszcze inni przykucnęli za wystającymi skałami Luny. Tysiąc Synów otoczyło ich bezlitosnymi salwami i ogniami Osnowy, którymi bezustannie zalewali lojalistów.  
            Teraz jednak nadeszła pomoc. Pozłacane myśliwce warczały nad księżycowym horyzontem, a kiedy przelatywali, falujące linie ognia eksplodowały pośród zdrajców. Uderzenia broni laserowej spalały przeciwników, a bomby spadały między nich, rozrywając zbroje i ciała.
            W tym samym czasie rozległy się potężne skrzypienia adamantium i plastali. Maszyny marynarki Floty Obrony Terrańskiej wtargnęły na niską orbitę, a ich ogromne sylwetki zalewały pole bitwy cieniem. Wspomagane przez dane triangulacyjne przekazane przez Arcymagosa Belizariusza Cawla, statki Mechanicum precyzyjnie atakowały przeciwnika.
            Księżycowy pył wirował, gdy energie teleportarium zaczęły się aktywować. Jasne światło rozbłysnęło, a chwilę potem wyłoniły się z niego złote sylwetki Adeptus Custodes. Przeklinając, czarnoksiężnicy rozkazali swoim nieumarłym wojownikom zwrócić się do nowych wrogów, ale było już za późno. Poruszając się z zapierającą dech w piersiach prędkością i umiejętnościami, Custodes wbili się w szeregi zdrajców.
            W miarę upływu czasu, kiedy pojawiła się pomoc, wojownicy Macragge ponownie dołączyli do bitwy. Aldrik Voldus wyszedł z wraku prowadząc swoich pozostałych Szarych Rycerzy i Dreadknights ku heretykom. U jego boku, wciąż żywa Katarinya Greyfax, dzielnie walczyła odsyłając demony Tzeentcha z powrotem do Osnowy. Korzystając z momentu, Święta Celestyna przetoczyła się przez szeregi wroga rozcinając ich swym „Ognistym Ostrzem”. Kapitan Cato Sicarius podążał za nią zbierając za sobą pozostałych przy życiu Ultramarines, których skierował w stronę walczących Adeptus Custodes.
            W górze zabrzmiał stłumiony huk silników, który zwiastował przybycie kolejnych sił Imperium. Żółte kapsuły desantowe uderzały w powierzchnię Luny, a kilka sekund później z ich wnętrza wyłoniły się oddziały Imperialnych Pięści. Nad głowami walczących przelatywały żółte Stormraveny i Stormtalony, których broń przebijała Tysięcznych Synów. Kilka ze statków jednak zostało strąconych kulami psionicznych czarów, a ich płomienie rozświetliły pole bitwy do czasu, aż nie dołączyli do szczątków zaściełających powierzchnię Luny.
            Pustkę przecięły również trzy szkarłatno-czerwone Walkirie, na bokach których widniał znak Adeptus Astra Telepathica. Przebijając się przez eksplozje i chaos ponad polem bitwy, ich działa zostały wycelowane w odległe miejsce, gdzie Guilliman nadal walczył ze swym bratem. Fioletowy ogień uderzył w górę odrywając skrzydło jednego myśliwca i powodując jego eksplozję. Pozostała dwójka zaś zbliżyła się do kanionu, a kiedy osiedli na podłożu, boczne drzwi otworzyły się.
            Podczas gdy odważni piloci ostrzeliwali Magnusa Czerwonego, dwie grupy Sióstr Ciszy zbliżyły się do walczących. Wściekły Magnus przetoczył swoją szponiastą dłoń przez powietrze, telekinetyczną mocą ciągnąc za sobą jeden z okrętów. Obie Walkirie runęły w dół, ale Siostry Ciszy odskoczyły zwinnie na bok. Magnus spojrzał na nie wściekle i posłał smugi zielono-żółtego, psionicznego płomienia w ich kierunku. Czarnoksięska magia jednak wybuchła, zanim dotarła do nich, cofnięta przez empiryczną martwą strefę, która roztaczała się wokół nietykalnych wojowniczek.
            Dostrzegając w końcu przewagę strategiczną, Guilliman zeskoczył z podwyższenia i wylądował tuż obok Sióstr Ciszy, wiedząc że osłonią go przez mocami jego brata. Razem, Prymarcha i Siostry, rzucili się na Magnusa z wyciągniętymi ostrzami.
            Demoniczny Prymarcha wypluł kolejną salwę psionicznej destrukcji i zawarczał z frustracji, kiedy ponownie nie dosięgnęła celu. Magnus uniósł wzrok ze złością i rzucił się naprzód, by spotkać wrogów w zwarciu. Dwóch Prymarchów ponownie starło się ze sobą w walce na śmierć i życie.
            Sylandri Veilwalker wyskoczyła w powietrze i jednym kopnięciem oderwała głowę zdradzieckiego Astartes z Legionu Tysiąca Synów. Odepchnęła swoją pierwszą ofiarę, a następnie, wykonując skomplikowany piruet, wyrzuciła psioniczny blask w stronę kolejnego imperialnego zdrajcy. Czciciel Tzeentcha zawył w panice szarpiąc za hełm i rozrywając go, przez co jego ciało zamarzło w ciągu kilku solarnych sekund, a oczy pękły wylewając fontannę krwi. Arlekinka zanuciła pod nosem i posłała przeciwnikom drwiący uśmiech, kiedy lądując podcięła nogi dwóm kolejnym. Znalazłszy się z powrotem na ziemi, wykonała skomplikowany ukłon, który posłała swoim towarzyszom. 

            Veilwalker patrzyła jak jej krewniacy wskakują niezauważenie na pozycję wroga po przeciwnej stronie krateru. W tak niskich warunkach grawitacyjnych arlekini mogli wejść na wyżyny swojej zręczności i wdzięku. Veilwalker ponownie się zaśmiała widząc niezdarne i ociężałe ruchy walczących Astartes. Wykonując wysokie piruety nad polem bitwy, Sylandri szukała tego, który nosił Pancerz Przeznaczenia.

            Dostrzegła go wśród wraków prymitywnego statku kosmicznego, kiedy walczył ze swoim monstrualnym bratem, otoczony oddziałem wojowniczek w złotych zbrojach. Nawet z tego miejsca, sama obecność Nietykalnych sprawiła, że Sylandri wzdrygnęła się z obrzydzenia.  Guilliman i Magnus walczyli ze sobą z tytaniczną wręcz siłą. Nietykalne robiły co mogły, aby wspomóc Pana Ultramaru w walce, jednak kilka z nich już leżało martwych pod stopami walczących. Tak czy inaczej ich zadaniem nie była walka tylko stłumienie psionicznych mocy Magnusa.

            Veilwalker wylądowała z wdziękiem, kompletnie ignorując burzę psionicznych płomieni, które eksplodowały po jej lewej stronie. Demony, oszołomione przez jej Pole Domina, ciskały zaklęcia tam, gdzie wydawało im się, że ją widzą. Sylandri, rozglądając się po polu, włączyła komunikacyjną mozaikę znajdującą się wewnątrz hełmu w celu skontaktowania się z jej Błaznem Śmierci.

            „Nadeszła chwila – powiedziała. – Nasze przedstawienie zostało odegrane, a wrogość braci rozpaliła się na nowo.”

            „A więc czas na kurtynę?” – szepnął z uśmieszkiem. – Oburzenie. Skandal. Wendeta.”

            „Tak musi być – przyznała Sylandri. – Przygotuję bramę. Wróć do reszty. Pozwólmy teraz sprawom potoczyć się własnym rytmem.”

            Nie czekając na odpowiedź, Arlekinka przerwała komunikację. Podbiegła do krateru, z którego się wynurzyli i wskoczyła do niego. Unikając pojedynczych ciosów, otoczona księżycowym pyłem niczym śniegiem, ślizgiem zsunęła się w stronę portalu. Purpurowe światła tryskające z zepsutej bramy Pajęczego Traktu rozświetliły ciemność. Magnus przeklął portal, Veilwalker jednak uśmiechnęła się chłodno za swoją maską, bowiem wiedziała już, że Demoniczny Prymarcha jeszcze zapłaci za swą pychę. Wiedziała, że po drugiej stronie bitwy Błazen Śmierci skontaktuje się z Guilimanem i wyjaśni mu ich plan. Powie mu, że Magnus może zostać zniszczony tylko przez wrzucenie jego ciała w zepsutą bramę Pajęczego Traktu. Wiedziała, że Guilliman im uwierzy.
            W międzyczasie Sylandri musiała przygotować bramę, która obecnie była strzeżona przez dwóch Czarnoksiężników Chaosu. Veilwalker wyciągnęła szurikenowy pistolet. Delikatne naciśnięcie spustu, powabny ruch nadgarstka i już mogła patrzeć jak dwóch Czarnoksiężników zatacza się, gdy pociski trafiły idealnie w przerwy w pancerzach tak, by przeciąć ich tętnice szyjne. Przeciwnicy rozpadli się w pył, a Veilwalker pospiesznie zaczęła inkantację. Energie wokół bramy Pajęczego Traktu pulsowały i drżały, a runy po jej bokach błysnęły, gdy ziemia się zatrząsnęła.
            W tym momencie walczący półbogowie pojawili się na skraju krateru. Guilliman i Magnus, obaj mocno ranni, wciąż byli otoczeni przez garstkę Nietykalnych kobiet. Pan Ultramaru odepchnął Magnusa zamaszystym ciosem Miecza Imperatora, po czym ciął w klatkę piersiową posyłając tym samym Karmazynowego Króla na stromy stok. Guilliman skoczył za nim, nie chcąc dać mu nawet szansy na odzyskanie rezonu. Prymarcha wykorzystywał rezerwy swoich sił, aby przepchnąć swojego brata w stronę bramy. Veilwalker rozpłynęła się w cieniu, gdy walczący bracia zbliżyli się do niej. Nie przerwała jednak swoich inkantacji.
            Magnus przywołał śmiercionośną sferę energii Osnowy i cisnął nią na swojego brata. Prymarcha Tysiąca Synów, odwrócony tyłem do bramy, wyczarował falę telekinetycznej furii i użył jej do rzucenia masą zwłok Astartes – Lojalistów i Zdrajców – w pozostałe Nietykalne. Kobiety zniknęły z oczu Arlekinki, a ich energie zgasły, kiedy zostały pochowane pod makabryczną stertą umarłych. Sylandri, przerywając inkantację, opuściła głowę w geście szacunku za ich poświęcenie.
            Veilwalker ruszyła naprzód, obawiając się zmiany Aktu Finałowego. Wtem, z rykiem nienawiści i wściekłości, Guilliman uderzył. Władca Ultramaru rzucił się na swojego brata, a płonące ostrze zatopiło się głęboko w piersi Karmazynowego Króla. Złote płomienie buchnęły, a Magnus zawył z bólu. Uwolnił swoje moce w niekontrolowanym psionicznym wybuchu, którego fala uderzeniowa uniosła się ponad krater zwalając Sylandri z nóg.
            Wybuch mocy przewrócił Guillimana na plecy i posłał Magnusa z powrotem przez pulsującą bramę. Sylandri miała jedną szansę, krótką chwilę, w której los mógł zostać odmieniony. Jednak, z ostatnim słowem inkantacji, roztrzaskała kamień runiczny, który rozżarzył się w jej dłoni. Brama do Pajęczego Traktu została raz na zawsze zamknięta. Magnus ryknął po raz ostatni z wściekłości, kiedy zorientował się, że został odcięty od Luny, swoich wojowników oraz brata i wygnany w głębiny Wymiaru Labiryntu.

Z prochu w proch
„Bitwa nie jest zakończona, gdy Twój wróg zostanie pokonany. Musi zostać całkowicie zmiażdżony, a każdy jego ślad i działania wymazane. Jego duch i jego lud musi być złamany i nie do naprawienia. Tylko wtedy, gdy Twój wróg został wykorzeniony w całości i spalony ze wszystkich stron historii, wojna jest zakończona”
Roboute Guilliman, Kodeks Astartes

            Guilliman zatoczył się, kulejąc i krzywiąc z bólu pod tlącą się, poczerniałą zbroją. Brama do Pajęczego Traktu została zamknięta nie pozostawiając żadnego śladu po jego bracie. Czy Magnus został zniszczony? Guilliman miał taką nadzieję, ale nie potrafił sobie tego wyobrazić. Nagły plan zwycięstwa Arlekinów był zbyt prosty, a zniknięcie Magnusa zbyt gwałtowne. Prymarcha obejrzał się na Sylandri, ale odkrył, że ona też gdzieś się rozpłynęła. Szybkie pytanie na Voxie ujawniło, że reszta jej trupy również zniknęła, choć nikt nie potrafił wytłumaczyć jak do tego doszło. Słuchając raportów swoich poruczników, Guilliman zdał sobie sprawę, że bitwa była bliska końca. Nawet podczas walki z bratem, Prymarcha starał się myśleć strategicznie i planował kolejne posunięcia, więc w tej chwili, w ciągu zaledwie kilku sekund, zdołał przegrupować swoich wszystkich pozostałych przy życiu wojowników.
            Po nagłym przybyciu Adeptus Custodes i Imperialnych Pięści, Krucjacie Terrańskiej udało się wypędzić Tysięcznych Synów, a demony, które wezwał Magnus również zniknęły –wygnane wraz z ich panem. Zdrajcy wyczuli ból swojego Ojca i pospieszyli w stronę krateru, nie wiedząc, że brama została zapieczętowana. Starali się uciec, ale wtedy Guilliman stanął na ich drodze.
            Zmęczony Prymarcha wyprostował ramiona i podszedł do krawędzi krateru. Wbudowany w jego hełm auspex pokazał mu, gdzie dokładnie znajduje się reszta Zdrajców. Chociaż Tysięczni Synowie byli okaleczeni, wciąż mieli siły by przebijać się przez ostatnie, słabnące już szeregi Skitarii Belizariusza Cawl’a. Prymarcha starł się ze Zdrajcami pozostawiając za sobą jedynie góry martwych ciał.
            Ostatni Tysięczni Synowie znaleźli się kilkaset terrańskich jardów od krawędzi krateru, jednak szybko zostali ostrzelani przez siły imperium. Stłumiony grzmot wystrzałów przeszedł przez Mare Tempestus, a niszczycielska salwa pochłonęła Tysiąc Synów. W tym samym czasie Aldrik Voldus, Cypher, Greyfax, Belizariusz i Święta Celestyna zaatakowali strzelając we wrogów od flanki. Miecze energetyczne prześlizgiwały się przez zbroje niczym noże przez jedwab, a poprzez chaos dumnie kroczył Prymarcha Ultramarines, który samą swoją obecnością dawał wszystkim dookoła natchnienie do dalszej walki.
            W końcu bitwa została zakończona. Ostatni ze zdrajców, pozbawieni przywódcy i bez możliwości ucieczki, zostali szybko rozerwani na części. Wirująca burza księżycowego pyłu ustabilizowała się, gdy walka ustała. Lojalni wojownicy uklęknęli wokół Prymarchy, a on pochylił się nad wbitym w ziemię mieczem czując przerażający ból ciała i duszy.

Świat Tronowy
            Po bitwie na Lunie sprawy szybko uległy zmianom. Nowe statki zlatywały na powierzchnię księżyca by zutylizować zwłoki Zdrajców, a agenci Inkwizycji i zespoły Mechanicus Magi Xenotechnologii przeszukiwali pole bitwy. Pierwsi dwoili się i troili, aby utrzymać wszystko w tajemnicy i izolacji, zaś Ci drudzy spoglądali jak sępy na dezaktywowaną Eldarską bramę. Guilliman zignorował ich wszystkich. Pozwolił Konsyliarzowi Imperialnych Pięści na opatrzenie kilku ran, a następnie nalegał by pozwolono jemu oraz jego towarzyszom kontynuować krucjatę. Nikt nie był na tyle głupi, by przeciwstawić się żywemu Synowi Imperatora – tak naprawdę wielu, z wyjątkiem Custodes, nie potrafiło wydusić nawet słowa w obecności Prymarchy – i dlatego jego żądania wkrótce zostały spełnione.
            Z pustki wyłonił się ogromny lądownik o niezwykłym wyglądzie. Błyszczące złoto w surowym świetle słońca przypominało dwugłowy, imperialny symbol Aquilli. Ze skrzydeł wyskoczyły strumienie ognia, które spowolniły jego zejście i wylądował na ciężkich szponach tuż za polem bitwy. Wojownicy Adeptus Custodes opuścili rampę statku i dołączyli do swoich towarzyszy, którzy brali udział w bitwie na Lunie. Guilliman i jego ocaleli wojownicy przeszli między nimi z wysoko uniesionymi głowami kierując się do lądownika, którego zadaniem było dostarczenie ich na Terrę.
            Dopiero, gdy rampa zamknęła się za nimi, a tlen został wtłoczony do pomieszczenia, Custodes zdjęli hełmy i ukłonili się przed Guilimanem. Kiedy statek zadrżał i uniósł się znad powierzchni Luny, kapitan Ty Adronitus wyjaśnił, że Guilliman i jego wojownicy zostaną przetransportowani bezzwłocznie na Ziemię. Wylądują w porcie Eternity Wall, a stamtąd będą podróżować jako część tryumfalnej parady prosto do Pałacu Imperialnego. Najwyżsi Lordowie Terry oczekiwali, że Prymarcha będzie chciał stanąć przed Złotym Tronem.
            Guilliman przystał na te ustalenia. On i jego wojownicy byli już zmęczeni ciągłymi trudnościami, jakie musieli znosić od chwili wylotu z Macragge. Tak więc, gdy lądownik przemknął z powierzchni Luny i skierował się w stronę Terry, Guilliman i jego towarzysze zaczęli przyglądać się sobie nawzajem, próbując zliczyć wszystkie straty, jakie Krucjata poniosła przez całą drogę. Nie potrafili jednak oderwać wzroku od zapierających dech w piersiach widoków, których byli świadkami.
            Gdy statek odleciał od Luny, orbitalne doki i stocznie Księżycowe rozpostarły się przed nimi w całej swej przemysłowej świetności. Setki okrętów kosmicznych, tysiące kuźni i platformy rozciągały się przez pustkę nad kredową powierzchną Księżyca. Sama pustka roiła się od statków kosmicznych i wszelkiego rodzaju obrony. Rozległe platformy bojowe wisiały groźnie, a na każdej z nich widniały ogromne Katedry wielkości miasta. Monstrualny okręt Adeptus Ministorum dryfował w ciemności kosmosu; w jego zimnych, ciemnych salach miliony wiernych zawodziło modlitwy i samobiczowało się w imię Imperatora. Skanujące urządzenia krążyły po niebiosach w ogromnej liczbie, rojąc się jak owady wokół ula. Wszystko jednak było przyćmione przez gargantuiczny, ruchomy fort gwiezdny, który wisiał w połowie drogi między Terrą, a Luną. Mobilna baza Imperialnych Pięści powróciła już z Systemu Cadia, aby ponownie czuwać nad Stolicą, jak orzeł na gniazdem.
            Daleko w oddali, na skraju systemu widniał gniewny, czerwony blask Marsa i towarzyszących mu orbitujących platform, tzw. Żelaznych Pierścieni. Będąc bliżej Terry Guillimana zaniepokoił widok dryfujących wraków okrętów wojennych, zarówno imperialnych, jak i tych zdrajców. Wyglądało na to, że bezlitosna wojna zdążyła już dotrzeć do kolebki ludzkości.
            Gdy kogitatory poinformowały o rozpoczęciu ostatecznego zejścia, na ekranach pojawiły się obrazy samej Terry. Był to olbrzymi gigant, którego zasoby naturalne zostały zużyte wiele tysięcy lat temu. Oceany dawno się wygotowały, a lądy pokryte były niekończącymi się miastami i piętrzącymi w górę kopcami. Niepoliczalne światła paliły się na całej powierzchni planety, podczas gdy makrostruktury i statuy filtrowały zatęchłe powietrze Świata Tronowego. W ciemności wznosiły się iglice kosmo-portów, wśród których roiło się od mas cherubów, satelit, radiolatarni oraz milionów statków transportowych Administratum. Z każdej strony wznosiły się konstrukcje z szarego, złotego i mosiężnego metalu, inkrustowane gotycką architekturą i wysadzane zimnymi, elektrycznymi światłami. Serwoczaszki i cherubiny, transportowce i barki wojenne, statki patrolowe Adeptus Arbites i dzwony Ministorum, wszystko to zawirowało wokół lądownika przesłaniając blaknący mrok kosmosu.
            Wreszcie, transport Guillimana wleciał do doku na specjalną, osadzoną na uboczu platformę portu Eternity Wall. Wylądowali na podium ze zniszczonego marmuru otoczonego ze wszystkich stron zahartowanymi i mocno uformowanymi posągami, z których zwisały płonące kadzidła. Wiele osób zebrało się z każdej  strony, chcąc być świadkiem przybycia Prymarchy. Serwo-chóry wyśpiewały hymny do Imperatora, podczas gdy autopisy notowały każdą sekundę i każdy gest Guillimana. Dygnitarze Administratum i Adeptus Terra, stając w jednym tłumie, zmieszali się z bombastycznymi kapłanami Ministorum i ziemską szlachtą odzianą w krzykliwe stroje. Wszyscy zamarli w pokłonie, gdy Roboute wynurzył się z transportowca.
            Prymarcha robił co w jego mocy, by się szczerze uśmiechnąć i przyjąć głośne modlitwy z godnością i szacunkiem. Jednak jego umysł był jak jeden wielki wir – ostatnio Guilliman widział Terrę przed tysiącami lat, a tam gdzie kiedyś była pracowita, zaawansowana technologicznie chwała, teraz wszystko zostało pogrzebane w groteskowych warstwach gotyckiej architektury, przemysłowego bezładu i makabrycznej religijności.
            Uczucie smutku Prymarchy wzrosło, gdy on i jego sojusznicy zostali przeprowadzeni przez masy ludzi i przeszli przez przepastną przestrzeń ponurych biur Administratum, gdzie kolejki składających petycje ciągnęły się na dalekie dystanse. Mężczyźni i kobiety, młodzi i starzy, wykrzykiwali swoje oddanie i płakali z radości na widok Prymarchy, ale nawet jego obecność nie mogła wyciągnąć ich ze swoich miejsc w kolejkach, do których ich przodkowie dołączyli kilkaset lat wcześniej, mając nadzieję, że ich potomstwo pewnego dnia dotrze do celu.
            Guilliman i jego wojownicy, wciąż w towarzystwie Adeptus Custodes, wynurzyli się z tej niemożliwie ogromnej budowli, aby znaleźć się na placu pełnym tłumów. Wszędzie znajdowały się witrażowe okna, z których każde przedstawiało innego Prymarchę. Guilliman dostrzegł Sanguiniusa z rozpostartymi skrzydłami. Był również dzielny Wulkan, dzierżący ogromny młot. W końcu, uśmiechając się na widok braci, Guilliman spojrzał na zniekształcony obraz samego siebie. Otulony światłem, trzymał w jednej ręce kodeks Astartes, a w drugiej odciętą głowę rogatego demona. Był przedstawiony jako gigant wśród wielbiących go tłumów. Kiedy tak patrzył to słowa Fulgrima skierowane do niego podczas parady na Macragge odbijały się echem w jego umyśle. Cała ludzkość czci go jak żywego Boga, a on nie może nic na to poradzić.
            Guilliman i jego towarzysze przemierzali niekończące się ulice, drogi tranzytowe i bulwary oraz uczestniczyli w procesjach. Minęli hordy wędrownych petentów i kapłanów, bezimienne masy dronów i serwitorów Administratum oraz poszarpane szałasy, w których biedni i okaleczeni pełzali, jak robactwo w ranie. Miliardy obserwowały postępy procesji przechadzającej się przez mroczne serce królestwa Imperatora. Wysokie wieże Pałacu stawały się co raz większe, a kilka godzin później ogromna budowla zamigotała na horyzoncie. Przez dwa dni Guilliman i jego sojusznicy podróżowali przez niekończące się tłumy i miejsca otoczone ponurą grozą. Minęli arkady posągów Imperialnych Świętych, z których każdy z nich był wielkości Tytana klasy Imperator. Podróżowali pod tytanicznymi działami orbitalnych silosów obronnych, które przyćmiewały każdą broń, jaką Guilliman kiedykolwiek widział.
            W końcu dotarli do Pałacu, przechodząc przez oszałamiająco wysoką bramę, na której wyryto sceny aniołów walczących z demonami. Tam, zsiadając z transporterów, Guilliman z przyjemnością udał się pieszo w okolice Wewnętrznego Pałacu. Mijając kolejne bramy i czując się bardziej wyczerpanym przez powrót do domu, niż kiedykolwiek przed bitwą, Guilliman pojawił się przed ostatnią bramą, za którą znajdowała się Sala Tronowa samego Imperatora Ludzkości.

Przed Złotym Tronem
         Złote światło przesączało się przez ogromne witraże przedstawiające największe wyczyny Imperatora. Niezliczone świece płonęły w tej przepastnej przestrzeni wypełniając powietrze tłustym dymem, a z ust skulonych cherubinów dobiegały hymny. Kadzidła wypalały się, a echo dzwonów synchronizowało się z głosami Kapłanów Ministorum, którzy wygłaszali gniewne kazania. Tłumy tech-kapłanów mruczały w tech-lingwie i kołysały się w kątach przy kogitatorach oraz urządzeniach, zaś pokutujący szlachcice zwisali w złotych klatkach błagając patrolujących Custodes o litość.
            Roboute Guilliman przeszedł przez procesję, której masy pielgrzymów i petentów wyciągali drżące dłonie, by dotknąć jego zbroi, kiedy przechodził. Wraz z nim szedł Kapitan Cato Sicarius, wielki Mistrz Aldrik Voldus, kapitan Adronitus, tajemniczy Cypher i jego Bracia Bitewni wraz z Belizariuszem Cawlem, Inkwizytor Greyfax i Świętą Celestyną. Ta ostatnia postać nie była tak bardzo uwielbiana przez tłumy, jak sam Guilliman, więc odstąpiła na bok, by móc zaoferować wszystkim swoje błogosławieństwo. Za nimi maszerowali ostatni Bracia Bitewni z Krucjaty Terrańskiej.
            Guilliman zatrzymał się u podnóża schodów i spojrzał w stalowe oczy Custodes. Ich przywódca wystąpił naprzód. Trzykrotnie uderzając ozdobną włócznią o górny stopień i przedstawiając się jako Kalim Varanor, zapytał w Wysokim Gotyku, kto przybył przed salę tronową Imperatora Ludzkości.
            Formalnym tonem, Kapitan Adronitus przedstawił przywódców Krucjaty Terrańskiej, jednego po drugim. Został przedstawiony cel Guillimana: audiencja u swojego ojca, Imperatora. Powietrze pogrążyło się w napięciu, a miliony widzów wstrzymało oddech, gdy dowódca Custodes zatrzymał wzrok na Prymarsze. Czy Kalim Varanor podejrzewa zasadzkę? Czy zechce zakwestionować autentyczność Guillimana?
            Dowódca spojrzał na Robouta, a następnie ogłosił swój werdykt. Prymarcha będzie mógł przejść sam do Sali Tronowej – wszyscy inni będą musieli zaczekać na zewnątrz.
            Na te słowa Cypher zesztywniał, a jego palce zaczęły błądzić w okolicach pistoletów. Guilliman spodziewał się tej chwili. Zakapturzony Mroczny Anioł i jego sprzymierzeńcy wywiązali się ze swojej części umowy i dali Guillimanowi wolność w twierdzy. Mimo to Prymarcha nie był na tyle głupi, by bezgraniczne ufać tak złowieszczej postaci. Mógł nie rozpoznać Cyphera, ale znał ostrze na plecach Mrocznego Anioła. Nie mógł pozwolić na to w obecności ojca. Odsuwając się na bok, Guilliman nakazał strażnikom Custodes zatrzymanie Cyphera i jego wojowników. Ich obecność była zagadką, którą trzeba było rozwiązać.
            Cypher po raz pierwszy okazał emocje. Zawarczał z gniewu wyrywając pistolety z kabury, po czym zawahał się przez jedną kluczową chwilę wyraźnie rozdarty pomiędzy chęcią ucieczki, a pozostaniem. W tej sekundzie Custodes wyciągnęli swoje włócznie, a Cypher i jego zwolennicy znaleźli się po środku trzeszczących ostrzy. Powoli, z ponury wyrazem twarzy, Cypher schował broń, a następnie wraz ze swoimi wojownikami uklęknął przed wszystkimi.
            Ze związanymi nadgarstkami, Mroczni Aniołowie zostali zaprowadzeni do najpilniej strzeżonego więzienia. Jednak w ciągu zaledwie kilku krótkich godzin solarnych, Cypher uciekł nie pozostawiając po sobie żadnego śladu.
            Na szczycie schodów, Adeptus Custodes rozstąpili się, by przepuścić Prymarchę. Guilliman stanął samotnie przed ozdobnymi drzwiami, przytłoczony ich ogromem. Pojedynczy gong poniósł się echem po komnacie, a pielgrzymom wyrwało się zbiorowe westchnienie, gdy drzwi zaczęły się otwierać. Powoli i cicho, wysokie drzwi otworzyły się do środka ukazując jedynie ciemność i wypuszczając mgłę z tlących się kadzideł. Opary wiły się wokół kończyn Guillimana niczym węże i rozlewały się po złotych schodach. Prymarcha wziął powolny, głęboki oddech i wszedł do Sali Tronowej swojego ojca. Drzwi zamknęły się cicho za Guilimanem, a on sam zniknął wszystkim z pola widzenia.
            Minęły solarne godziny, podczas których wojownicy Krucjaty Terrańskiej stali w milczeniu przed drzwiami sali Tronowej. Zachwycone mruczenie wśród tłumów zamieniło się w żarliwą modlitwę, a petenci ruszyli naprzód, by poznać kapitana Cato Sicariusa oraz Wielkiego Mistrza Voldusa. Święta Celestyna i Inkwizytor Greyfax wybrały tą chwilę by odejść: pierwsza by szerzyć swoje błogosławieństwa, a druga by po raz pierwszy od wielu standardowych wieków zgłosić się do przełożonych z Ordo Hereticus.
            Pałac Imperialny nie miał naturalnych cykli dnia i nocy, a niebo Terry ginęło wśród miazmaty sztucznego światła i wirujących chmur zanieczyszczeń. Lumisfery w Pałacu przyciemniały tworząc sztuczne wrażenie nocy. Petenci kulili się przy niewielkich źródłach światła, wciąż intonując modlitwy za Prymarchę. Wielu z nich kładło się na stosach wyświechtanych szmat, podczas gdy Ultramarines nadal czuwali u podstawy schodów, oczekując powrotu ojca.
            Dopiero, gdy lumisfery ponownie się rozświetliły zapowiadając nowy dzień, drzwi w końcu się otworzyły. Gęsta mgła wylała się z zewnątrz, a z zimnego blasku wyłonił się Roboute Guilliman.
            Wyraz twarzy Prymarchy był nieodgadniony, kiedy schodził po schodach, aby dołączyć do swoich wojowników. Tłumy krzyczały z przerażenia i lęku, błagając Guillimana o oświecenie. Zamiast tego Guilliman zebrał wokół siebie swoich Astartes i polecił dowódcy Varanorowi, zbliżenie się. Prymarcha zażądał natychmiastowego zgromadzenia Wysokich Lordów Terry, stwierdzając, że zamierza powrócić do swojego stanowiska w tej czcigodnej radzie. Roboute Guilliman ponownie zostanie Lordem Dowódcą Imperium.
            O swoim spotkaniu w Sali Tronowej powiedział tylko tyle, że dostał odpowiedzi, których oczekiwał. Było wiele do zrobienia, ponieważ zagrożenie ze strony Chaosu nieustannie wzrastało, ale Guilliman wiedział, co należy zrobić.
            Podczas następnych dni Prymarcha cały czas był w centrum wydarzeń. Zwrócił się do Wysokich Lordów w Senatorium Imperialis, domagając się osobistego mandatu Imperatora, gdy siłą usunął kilku z nich i zastąpił ich wybranymi przez siebie osobami. Guilliman ostrzegł Lordów przed „mknącym mrokiem”, strasznym zjawiskiem Osnowy, które nawet teraz pożerało galaktykę. Wojna z Mrocznymi Bogami wkraczała w nową fazę, bardziej desperacką i zgubną niż kiedykolwiek w historii ludzkości. Wielka Rozpadlina została otwarta.
            Rosnąca fala astropatycznego cierpienia, która docierała już do Terry, potwierdzała słowa Prymarchy. Cadia była dopiero początkiem. Od spustoszonego Sektora Fenris i zaatakowanego przez orków Armageddonu, do systemów Attila i Balor – wszyscy poczuli pazury chaosu i nowe szczeliny Osnowy dzielące pustkę. Całe sektory Imperium pogrążyły się w ciemności, podczas gdy inne donosiły o napadach hord zielonoskórych, agresywnych flot Tau lub nieśmiertelnych Nekronów. Heretyckie kulty Chaosu i zbuntowani Psionicy jednoczyli się w miliardach, a każdy świat imperialny wydawał się teraz palić w ogniu niekończącej się galaktycznej wojny.
            Roboute Guilliman przysiągł jednak, że nie skuli się za murami Terry i nie będzie czekał, aż kaci ludzkości przyniosą śmierć pod jego drzwi. Wyjdzie zaś między gwiazdy i spotka się z wrogiem w imieniu Imperatora, tak jak robił to zawsze. Imperium zjednoczy się na nowo w obliczu wzajemnej anihilacji i podejmie walkę z mutantem, zdrajcą, xeno i heretykiem. Tak rozkazał Roboute Guilliman, a tym samym, nawet gdy burze Osnowy szalały, a Astronomican usiłował przebić się przez ich czarne chmury, ogromne armie i armady zostały podniesione w liczbie nie widzianej od czasów Wielkiej Krucjaty, która utworzyła Imperium dziesięć tysięcy lat wcześniej.


 KRUCJATA INDOMITUS
Atakujący: Imperium Człowieka
Obrońca: Chaos i różne siły xenos
Przywódca atakujących: Roboute Guilliman
Przywódca obrońców: Abbadon Profanator i inni
Data: około 999.M41 – około 111. M42 (zniekształcenia czasowe powodują, że wszystkie daty są niedokładne)
Skala: Galaktyka
Scena: Droga Mleczna
Siły atakujących: Zakon Primaris, Astra Militarum, Flota Imperialna, Adeptus Custodes, Siostry Ciszy, Imperialne Pięści i inne zakony Adeptus Astartes
Siły obrońców: różne siły chaosu oraz xenos
Straty atakujących: Nieznane, liczone w milionach
Straty obrońców: Nieznane, liczone w dziesiątkach milionów
Status: Zwycięstwo Imperium

Krucjata Indomitus
           
            Krucjata Indomitus była trwającą kilka stuleci, imperialną krucjatą prowadzoną przez Lorda Dowódcę Imperium – Robouta Guilliman’a, w okresie znanym jako Noctis Aeterna (łac. „wieczna noc”) na początku 42. Tysiąclecia. Jej celem była obrona i odzyskanie tych rejonów Imperium Człowieka, które były zagrożone przez rosnące Siły Chaosu i groźby xenos, takich jak Orkowie, Tau, Drukharii i Tyranidzi. Krucjata trwała na początku drugiego wieku 42. Tysiąclecia i zakończyła się bitwą pod Raukos. Guilliman, podczas wiekopomnego przemówienia, ogłosił zakończenie krucjaty, jednocześnie rozpraszając jej członków po całym Imperium, w celu umocnienia innych światów, które od tamtego momentu zostały zasilone przez nowe zakony Adeptus Astartes.  
 
            Po krucjacie, Imperium zdołało się ustabilizować przed nadchodzącym, nieuchronnym upadkiem w obliczu niezliczonych zagrożeń. Zakończenie krucjaty wciąż nie było ostatecznym zwycięstwem nad siłami, które nadal dążyły do eksterminacji rasy ludzkiej. Po formalnym zakończeniu krucjaty, Guilliman wrócił do Królestwa Ultramaru. Spotkał tam swojego brata, Prymarchę Mortariona, Demonicznego Księcia Nurgla, który pragnął dołączyć Ultramar do kolekcji światów podlegających Panu Zarazy, które zostały zajęte podczas tzw. „Wojen Plagi”. 

Historia
           
            Gdy wybiła najczarniejsza godzina, a los Imperium wydawał się być na łasce wrogów, pojawiło się pojedyncze światło – samotna latarnia po środku pogrążonej w ciemności galaktyce. Było to wybawienie, które Roboute Guilliman nazwał Krucjatą Indomitus – zgromadzenie ogromnej koalicji sił imperialnych, które podjęły walkę z wrogiem i przyniosły odłamek nadziei setkom oblężonych planet.

Druga bitwa o Terrę 

            Po upadku Notcis Aeterna i powstaniu Wielkiej Szczeliny, obywatele wielu imperialnych światów patrzyli z przerażeniem na to co jeszcze może zstąpić z gwiazd. Jednak nie wszyscy byli zastraszeni, niektórzy starali się opuścić odizolowane planety i ponownie połączyć się z resztą Imperium. W następstwie najgorszych Burz Osnowy, które na zawsze zapisały się na kartach historii, przeprowadzono kilka ekspedycji, w tym Krucjatę Aquilla, jako próbę odzyskania Sektora Donlarów. Niewiele z tych przedsięwzięć jednak odniosło sukces, a niektóre, jak niefortunna Krucjata Charona, okazały się katastrofalne.
           
            Podczas gdy Mrok otulił całe segmenty galaktyki, Roboute Guilliman doskonalił strategię na Świętej Terze. Po zakończeniu Krucjaty Terrańskiej Prymarcha stanął przed Złotym Tronem, co pozwoliło mu w końcu odnaleźć w sobie poczucie celu. Niedługo po tym, jak Najwyżsi Lordowe Terry ogłosili go Lordem Dowódcą Imperium, Guilliman zebrał siły i zwołał potężną armadę. Kiedy siły Krucjaty Indomitus zebrały się, włączając w to nowych Primaris Marines, operacja Guillimana została przerwana przez demoniczne sługi Boga Khorna, które wynurzyły się z nagłej Burzy Osnowy. Podczas, gdy wielu wpadało w panikę, Prymarcha sam poprowadził kontratak w tzw. Drugiej Bitwie o Terrę. Nikt nie mógł stanąć naprzeciw Płonącego Miecza Imperatora, a razem z Adeptus Custodes, Siostrami Ciszy i wieloma kompaniami Ultramarines zagrożenie płynące od Khornistów zostało rozgromione a demony odesłano z powrotem  do Empireum.

Zgromadzenie 

            Na Terze, część Adeptus Custodes i Sióstr Ciszy zobowiązali się dołączyć do nowej Krucjaty pod przywództwem Guillimana. Nie byli jednak sami – na Marsie, Arcymagos Dominus Belisariusz Cawl otworzył swoje zapieczętowane krypty, ukazując owoce jego najdłuższej pracy – zakon „Założenie Ultima”. Cawl dołączył do krucjaty razem ze swoim frachtowcem „Zar-Quaesitorem”, czyli okrętem klasy ark-mech, który na swoim pokładzie posiadał ogromną liczbę wciąż zahibernowanych żołnierzy Primaris Marines. Arcymagos na swój pokład wziął również kilka armii Skitarii i Legio Cybernetica oraz Rycerzy z Domu Taranis. Z powodu licznych Burz Osnowy, zasięg astropatycznych chórów Terry został znacznie zmniejszony, jednak mimo to wielu lojalnych obrońców Imperium otrzymało wezwanie i dołączyło do Krucjaty. Były to przede wszystkim szeregi sił Astra Militarum i wiele Zakonów Astartes. Nikt jednak nie zgłosił się szybciej, niż zdumiewające Imperialne Pięści. Aby przetransportować wszystkich chętnych żołnierzy Imperium, przybyła połowa dostępnej imperialnej Floty Marynarki Wojennej. Później, w drodze do wielu miejsc, do Krucjaty dołączyły dodatkowe siły, które połączyły się, chyląc głowę przed żywą legendą, którą był Prymarcha Ultramarines.     
           
Niesienie światła Imperatora

            Astronomicon wciąż był niestabilny, więc członkowie Krucjaty Indominus ryzykowali tylko krótkimi lotami przez Osnowe, czyszcząc system za systemem. Tam, gdzie można jeszcze było ocalić świat, Guilliman wysyłał całą potęgę swoich armii. Hordy demonów zostały wyparte z Gathalamor, Systemu Drogos i świata Tallarna. Cała ludność Ofelli VII została uwolniona od zniewolenia przez Tyrana Niebieskiego Płomienia, niestety Większy Demon uciekł przed sprawiedliwością. Splugawiona Bestia, która pochłonęła Caster, starła się w bitwie z samym Prymarchą i mimo że potwór górował nad Guilimanem, to właśnie Syn Imperatora wyszedł z bitwy bez szwanku. Samo słowo, które niosła Krucjata, wystarczyło, by stłumić bunt na Necromundzie.
           
            Zanim siły Imperium dotarły do Catachanu, wszyscy wyznawcy Mrocznych Bogów zostali pokonani przez lokalne pułki Astra Militarum. Krucjata zatrzymała się tam, aby wzmocnić siły i odpocząć przed kolejną wyprawą. Pomimo ciężkich strat, które były owocem poprzednich bitew, gdy Krucjata wylatywała z Catachanu, sama w sobie liczyła więcej osób, niż na początku, kiedy opuszczała Terrę.

            Gdy Krucjata Indomitus realizowała swoje cele poza Terrą, najgorsze skutki działania Noctis Aeterna były już dostrzegalne w wielu sektorach. Mimo że Burze Osnowy wciąż wypływały z Wielkiej Szczeliny, Światło Imperatora powoli wypalało bezkształtny mrok, który „zatopił” południową część galaktyki. Wielu obywateli, którzy przeżyli okrutny ucisk demonicznych oprawców, dostrzegło korelację między tymi dwoma zdarzeniami. Ci, którzy dostrzegli Prymarchę, szeptali, że widzieli samego Imperatora a legendy ze złotego wieku po raz kolejny zaczęły krążyć pomiędzy zwykłymi cywilami. Chóry astropatów niosły wesołą nowinę, napełniając nadzieją ludzi na planetach, których losy dotychczas były przesądzone.

            Jednak nie wszystko kończyło się triumfem i chwałą. Krucjata dotarła do wielu światów, których nie można już było ocalić. Tam, gdzie nie było nadziei, Guilliman szukał zemsty. Nie dało się ocalić Świata Kopca Bhundara przed toczącym go spaczeniem, ale po wypaleniu oczyszczającym ogniem, skażenie z Osnowy nie rozprzestrzeniało się dalej. Demoniczne rytuały, odprawiane na szczycie ruin Świątynnego Świata Gloriphii, nie zostały tylko powstrzymane, ale wręcz unicestwione, tworząc koryta rzeczne wypełnione demoniczną krwią. Jednak nie wszyscy mogą zostać pomszczeni. Walka w pewnym momencie spadła na Secundus Terra, gdzie Krucjata została zwabiona przez podstępny Legion Alfa. Chociaż było to bolesne, Guilliman podjął trudną decyzję, by wycofać się i ominąć cały system Primagenesis – nie chciał wpędzać krucjaty w długą i męczącą wojnę, która była poza priorytetowym celem. Dalsza eksploracja Krucjaty potwierdziła, że wciąż istnieją systemy gwiezdne, w których niepoliczalna ilość obywateli Imperium pozostała w niewoli Mrocznych Bogów. Była to gorzka i smutna rzeczywistość dla Robout’a Guillimana, wiedział bowiem że jeżeli nawet zostawi część swojego zakonu Ultramarines, nie będzie miał możliwości uratowania wszystkich tych ludzi. 

Nasiona nadziei 

            Gdy Krucjata Indomitus przeniknęła w głąb galaktyki, Arcymagos Cawl nie zaniechał swojej pracy. Zamknięte w labiryntowych ładowniach Zar-Quaesitora, tysiące Pierwszych Primaris Marines – niektórzy z zupełnie nowych Zakonów, a inni wyznaczeni jako wzmocnienie istniejących – zostali przebudzeni ze stazy i przygotowani do dołączenia do walki. Na porytym bliznami walki Świecie Rynn, przybycie Krucjaty pomogło przełamać demoniczne legiony Księcia Rhaxora. Po zakończeniu walk, wojownicy Szkarłatnych Pięści byli zszokowani widokiem Prymarchy, tak samo Primaris Marines, których skład genetyczny był bliski ich Prymarchy, Rogalowi Dornowi. Za swój surowiec Cawl wybrał wojowników z Terry, zabierając ich kilku, zaraz po tym, jak Imperator stworzył oryginalne Imperialne Pięści. Rzeczywiście, niektórzy Primaris byli trzymani w stazie od czasów Wielkiej Krucjaty a kilku z nich pamiętało jeszcze widok samego Rogala Dorna.

            Wielu mistrzów zakonnych powitało swoich braci Primaris, chętnie przyjmując ich do swych szeregów. Inni zaś patrzyli na nich jak na stworzenia, z podejrzliwością lub jawną wrogością, twierdząc że praca Imperatora nigdy nie powinna zostać powielona przez zwykłych śmiertelników.

            Na szczęście, elitarni strażnicy Imperatora – Adeptus Custodes – wystąpili naprzód, aby wstawić się za Cawlem. Stwierdzili, że pomysł powstania Primaris Marines, był wolą Imperatora. Jako „Heraldowie Złotego Tronu” towarzyszyli krucjacie Guillimana a ich obecność pomogła, nawet najbardziej tradycjonalnym Zakonom, zaakceptować wojowników Primaris w swoich szeregach. W końcu nikt nie powinien odrzucać daru prosto z ręki samego Imperatora Ludzkości.

            Członkowie Krucjaty wielokrotnie widzieli sceny, kiedy Primarinsi, członkowie Zakonu Założycieli Ultima, zostawali dołączani do innych zakonów. Było to niczym spotkanie braci, rozdzielonych w chwili narodzin. W czasach Wielkiej Ciemności, siła nowych, „transludzkich” wojowników została przyjęta z ulgą. Takie niezwykłe spotkania powtarzały się na wielu światach Astartes, w tym: Chogoris, Ultramarze i Baal’u, gdzie Krucjata przybyła wspomóc Synów Sanguiniusa, którzy dzielnie stawiali czoła Tyranidzkiej Flocie Lewiatan. Było to w czasie, który został nazwany „Dewastacją Baala”.

            Pomimo licznych sukcesów i przebrnięcia przez nękający galaktykę Mrok, Krucjata Indomitus powoli zaczęła się kruszyć. Kiedy ogromne ładownie Zar-Quaesitora zostały w końcu opróżnione, Arcymagos Cawl wycofał się. Miał on o wiele więcej sekretnych krypt, które wymagały aktywacji w celu ukończenia tworzenia Założenia Ultima. Po wdrożeniu, nowe Zakony Primaris, na cześć wygranej, pozostali na Światach Astartes a niekiedy nawet zasiedlały nowe planety, które miały stać się ich centralnymi ośrodkami. W ten sposób, Krucjata nie tylko uwolniła liczne światy spod tyranii Mrocznych Potęg, ale także wzmocniła ich obronę przed kolejnymi atakami, które z pewnością, prędzej czy później, nadejdą. Ostatecznie, Roboute Guilliman nie mógł już dłużej zwlekać z odpowiedzią na niepokojące sygnały, płynące prosto z jego własnego domu – Królestwa Ultramar, który był ponownie oblegany. Wszystkie ich triumfy były zaledwie przebijającym się przez mrok, snopem światła. Liczne kampanie nie mogły dotrzeć do wszystkich zagrożonych planet – jednak był to dopiero początek. Powiada się, że to właśnie Krucjata Indomitus dała ludzkości nadzieję na przetrwanie i siły do dalszej walki.

            Krucjata Indomitus osiągnęła swój ostateczny cel o świcie drugiej dekady 42 Millenium. W następstwie zwycięstwa nad Raukos, Guilliman postanowił zakończyć krucjatę w takim sam sposób, jak zrobił to Imperator na Ullanorze. Podczas ceremonii obecnych było 20 000 Primaris Marines, 40 000 zwykłych Astartes, 3 zakony Sióstr Bitwy, Legiony Skitarii, Tytani, Imperialni Rycerze, Adeptus Custodes, Siostry milczenia i dwa miliony kobiet oraz mężczyzn wchodzących w szeregi Astra Militarum wraz z całą flotą. Prymarcha ogłosił swoją decyzję o rozproszeniu krucjaty po całym Imperium, a następnie zwrócił się z prośbą o pomoc Królestwu Ultramar, które było oblegane przez siły Zdradzieckiego Legionu Mortariona – Straż Śmierci, sługi Nurgla.


Znane Kampanie 

·         Bitwa o Lwią Bramę – Roboute Guilliman pokonał ogromny, demoniczny atak sił Khorna na Pałac Imperatora. Po bitwie pod Bramą Lwa, niekiedy zwaną nieoficjalnie „Drugą Bitwą o Terrę”, Najwyżsi Lordowi Terry zorientowali się, że żadne miejsce w Imperium nie jest bezpieczne przed napaścią ze strony Arcy-wroga.
·         Dewastacja Baal’a – dzięki pojawieniu się Krucjaty Indomitusa, Krwawe Anioły odniosły sukces przy odpieraniu ataku Floty Lewiatan, na ich ojczystym świecie Baal. Pozostała część tyranidzkiej floty jest w dużej mierze pochłaniana przez Burze Osnowy i wielki atak demonów Khorna, prowadzony przez starożytnego przeciwnika Legionu Krwawych Aniołów – Krwiopijca Ka’bandha.
·         Bitwa pod Raukos – bitwa pod Raukos była dwuetapowym atakiem na świat 108/Beta-Kalapalus-9.2 i szczelinę, znaną jako „wąwóz Raukos”. Siły lojalistów szybko pokonały sprzymierzone Legiony Zdrajców – w tym Głosicieli Słowa i Czarny Legion. To zwycięstwo oznaczało koniec Krucjaty Indomitus i początek udziału Robouta Guillimana w Wojnach Plagi.          


Bitwa pod Lwią Bramą

Data: późne M41/wczesne M42
Lokalizacja: Terra
Rezultat: Zwycięstwo Imperium
Siły Imperium pod przywództwem Robouta Guilimana oraz Kapitana Trajanna Valorisa:
– Primaris Marines
– Adeptus Custodes
– Siostry Ciszy
– Szarzy Rycerze
Gwardia Imperialna
Straty: Duże, przynajmniej 2.000 Custodes
Siły Chaosu pod przywództwem krwiopijców Khorna:
– 88 demonicznych kohort
Straty: Nieznane

            Bitwa o Lwie Wrota, znana również jako Bitwa o Lwią Bramę lub nieformalnie jako Druga Bitwa o Terrę, była drugim poważniejszym atakiem na Terrę od czasu utworzenia Imperium. Odbywająca się ponad dziesięć tysięcy lat po pierwszym oblężeniu, nagła, ale krótka inwazja Chaosu miała miejsce podczas XIII Czarnej Krucjaty.
            Po zniszczeniu Cadii i zmartwychwstaniu Roboute’a Gulimana, narodziła się Wielka Rozpadlina. Ta nowa, katastrofalna łza w rzeczywistości podzieliła większość Imperium i sprawiła, że podróż przez Osnowę oraz komunikacja Astropatyczna były niemal niemożliwe. Z Wielkiej Szczeliny wylały się Siły Chaosu, które pochłonęły wiele światów. Terra, miejsce narodzin ludzkości i stolica Imperium, również poczuła gniew Bogów Chaosu. W świetle przesłoniętego przez „Ciemność” Astronomicanu, Burze Osnowy mogły teraz tworzyć się bezpośrednio nad samą Terrą.
            Szaleństwo wkrótce wybuchło na powierzchni Terry. Zatrzymanie międzygwiezdnego transportu sprawiło, że wiele dzielnic w zatłoczonych miastach pokryło się głodem, a wiele innych zostało pokonanych przez mroczne energie, które płynęły przez planetę zamiast światła Astronomicanu. Siły Arbitratorów i Gwardii Imperialnej nie były w stanie poradzić sobie z tą niestabilnością. Nawet oddziały uderzeniowe Custodes i Imperialnych Pięści nie były w stanie odeprzeć fali napierającej na mury Pałacu. Widząc co nadchodzi, imperialny dowódca, kapitan Trajann Valoris wezwał Siostry Ciszy i poprosił o pomoc Tytana.
            Khorne, nieświadomy planów swoich braci-bogów i spragniony udowodnienia swojej wyższości, uderzył w Terrę. Kultyści Chaosu i ich sługi, które opanowały tereny miast Terry, przeprowadzały masowe mordy i składały ofiary z gwardzistów, ofiarowując serca Bogu Krwi. Burze Osnowy otworzyły się nad niebem Terry, z którego wylało się osiemdziesiąt osiem demonicznych kohort. Demoniczna horda natychmiast przeniosła się do Pałacu Imperialnego i zaatakowała Bramę Lwa. Mimo dziesięciu tysięcy lat bezczynności, obrońcy Pałacu wciąż potrafili stawić opór, jednak nie byli w stanie w nieskończoność powstrzymywać demonicznego przypływu. Lwia Brama prawdopodobnie upadłaby, gdyby nie nowo odrodzony Roboute Guiliman , teraz Lord Dowódca Imperium. Świeżo po walce z Magnusem Czerwonym w bitwie pod Luną, Guiliman poprowadził kontratak wraz z Primaris Marines, zwykłymi Astartes, Adeptus Custodes oraz Siostrami Ciszy z Luny. Udało się im pokonać siły Chaosu zanim dotarły do Bramy Wieczności. Khorne był tak wściekły, że ośmiu Krwiopijców, którzy prowadzili atak, zostało całkowicie zatraconych.   
            Choć kapitan Trajann Valoris poprowadził blisko cztery tysiące Custodes do bitwy, to ponad ich połowa została zabita przez demony. Bitwa o Lwią Bramę była imperialnym zwycięstwem, ale mimo to wstrząsnęła Lordami Terry, którzy w końcu zdali sobie sprawę, że stolicy nie można już uważać za nie do zdobycia.
                 


Dewastacja Baala

Atakujący: Tyranidzka Flota Lewiatan
Obrońcy: Krwawe Anioły/Krwawy Legion Khorne
Dowódca atakujący: Swarmlord
Dowódcy Obrońców:
– Dante, dowódca Krwawych Aniołów
– Kapitan Raxiatiel (zabity w bitwie)
– Kapitan Zedrenael (zabity w bitwie)
– Kapitan Sendroth (zabity w bitwie)
– Mistrz Zakonny Gabriel Seth          
– Kronikarz Scaraban
– Mistrz Zakonny Ercon z Krwawych Ostrzy
– Mistrz Zakonny Erden Cleeve ze Złotych Synów (zabity w bitwie)
– Mistrz Zakonny Follordark z Wysokich Aniołów (zabity w bitwie)
– Mistrz Zakonny Kaan z Karminowych Ostrzy (zabity w bitwie)
– Sierżant Hajjin z Karminowych Ostrzy
– Castellan Zargo (zabity w bitwie)
– Mistrz Kuźni Quaeston z Pijących Krew
– Prymarcha Roboute Guilliman
– Krwiopijec Ka’Bandha
Data: około 999.M41 (trwające anomalie uniemożliwiły podanie precyzyjnej daty)
Skala: Obrona planety
Miejsce: Baal
Siły atakujących:
– Flota Lewiatan
– setki tysięcy statków ula
– miliony tyranidzkich bio-form
Siły obrońców (około 29 000 Kosmicznych Marines):
– Krwawe Anioły
– “Flesh Tearers”
– Pijący Krew
– Karminowe Ostrze
– Angels Encarmine
– Anioły Excelsis
– Krwawe Miecze
– Straż Charcica
– „Sable Brotherhood”
– Anioły Światła
– „Flesh Eaters”
– Rycerze Krwi
– Złoci Synowie
– “Angels Penitent”
– “Sanguine Host”
– Chwalebne Anioły
– Płonąca Krew
– Bracia z Jaradu
– Krwawe Skrzydła
– Czerwone Skrzydła
– Anioły Cynoberu
– Legion Potępionych
– Exsanuinators
– siły Primaris Marines z Krucjaty Indomitus
– Krwawy Legion Khorna
– 21 Barek Bitewnych
Straty atakujących: całkowite wyeliminowanie wszystkich tyranidzkich bio-form.
Straty obrońców: co najmniej pięciu Mistrzów Zakonnych i trzy Zakony.
Status: pyrrusowe zwycięstwo Imperium



            Dewastacja Baala, zwana także Bitwą o Baal to, jak dotychczas, największe starcie z Flotą Lewiatan na ojczystym świecie Krwawych Aniołów. Bitwa toczona około 999.M41 była częścią Trzeciej Wojny Tyranidzkiej oraz jedną z kluczowych bitew Krucjaty Indomitus. Z powodu czasowych zniekształceń, spowodowanych powstaniem Wielkiej Szczeliny, dokładna data bitwy cały czas jest kwestionowana; z punktu widzenia czasu Terry, walka mogła trwać wiele ziemskich lat, jednak dla jej uczestników trwała zaledwie kilka solarnych tygodni.
            Mimo ciężkich strat, Krwawe Anioły i ich sojusznicy ostatecznie zwyciężyli, nie tylko ze względu na szybką interwencję ze strony Krucjaty Indomitus, ale również dlatego, że w momencie powstania Wielkiej Szczeliny, starożytny wróg Krwawych Aniołów – Krwiopijec Ka’Bandha – poprowadził  ogromny legion demonów Khorna przeciwko Wielkiemu Pożeraczowi na Baal Prime. Podczas gdy Krwawe Anioły, ich sprzymierzeńcy oraz Primaris Marines z Krucjaty Indomitus oczyścili Baala z inwazji Tyranidów, demony zniszczyły znajdujące się na orbicie największe skupisko pozostałych form życia xenos. Demony pozostawiły jedynie górę tyranidzkich czaszek w kształcie ośmioramiennego symbolu Ka’Bandha.
            Przyczyny ten interwencji, przeprowadzonej przez jednego z największych sług Khorn’a pozostają nieznane, a przede wszystkim wielce niepokojące dla Krwawych Aniołów.
               

Historia

                W ostatnich dniach 41M, największa zarejestrowana w dziejach flota Tyranidów, zstąpiła na Baala, ojczystą planetę Astartes z zakonu Krwawych Aniołów oraz na jej bliźniacze księżyce – Baal Prime i Baal Secundus. Bitwa, która musiała zostać stoczona, okazała się najkrwawszą i najdroższą bitwą w całej szlachetnej historii synów Sanguiniusa.

Tarcza Baala

                Informacje o zniszczeniu Osłony Cryptan dotarły do Baala w roku 998.M41. Dowódca Dante bezzwłocznie wprowadził w życie plany obrony macierzystego świata Krwawych Aniołów, pomimo braku wielu oddziałów szturmowych, które były już pochłonięte walką z mniejszymi flotami Lewiatana w „Czerwonej Bliźnie”.
            Tymczasem obrona Baala i jego księżyców została wzmocniona; niepokonane fortece wznosiły się ponad piaski a braki wojowników zostały uzupełnione przez inne Zakony. Jednak wciąż nie wydawało się to wystarczające, ponieważ zbliżająca się flota była praktycznie niepoliczalna a wróg w niewytłumaczalny i zatrważająco szybki sposób uczył się słabości swojej ofiary.
            Wiedząc, że konsumpcja Systemu Cryptus otworzy bramy do niepowstrzymanej tyranidzkiej inwazji na Baala, dowódca Dante podjął działanie. Na czele potężnej siły uderzeniowej, zwanej później Kampanią Cryptus, która składała się z 1. i 2. Kompanii Krwawych Aniołów, Brata Corbulo, Kapitana Kareana i głównego Kronikarza Mephistona, Dante udał się do Systemu Cryptos. To potężne wsparcie, które dzięki szybkiej interwencji dotarło na czas, wyzwoliło tamtejszych imperialnych obrońców i pozwoliło uniknąć całkowitej katastrofy. Jednak nadchodząca wojna, która nastąpiła niebawem była niewiarygodnie brutalna, zarówno dla imperium, jak i dla xeno.
            Krwawe Anioły zostały ostatecznie zmuszone do uwolnienia Magnowitrum, czyli starożytnej broni rasy Nekrontyrów. Z jej pomocą unicestwili cały System Cryptus wraz z pędzącą na niego flotą Splinterów. Dante wiedział, że Tyranidzi  zostali zwolnieni, ale nie zatrzymani. Nakazał więc swoim żołnierzom powrót na Baala – chciał by jego Legion walczył o przetrwanie na swoim macierzystym świecie.
               

Desperackie środki

            W pierwszych dniach 999.M41 System Baal został wzmocniony jak nigdy dotąd. Odpowiadając na wezwanie Dante’go, na Baal przybyło kilka uzupełniających Zakonów a floty Krążowników i Barki Bojowe zaczęły gromadzić się wokół Baala i jego księżyców. Mimo to, gdy puste ekrany Auspex zapłonęły czerwonym światłem, zwiastującym pojawienie się run kontaktowych, a szeroka na dziesięć tysięcy kilometrów fala chityny i obcych ciał wbiła się w system Baala, wydawało się mało prawdopodobne, aby ta obrona wystarczyła. 
            Gdy Tyranidzi poczęli się zbliżać, dowódca Dante i jego najbliżsi porucznicy autoryzowali procedury, które w innych czasach byłyby nie do pomyślenia. Cenne rezerwy geno-ziarna Krwawych Aniołów zostały usunięte z krypt a następnie przetransportowane na ściśle chroniony okręt.
            W tym samym czasie, tysiąclecia tradycji zostały odrzucone na bok, gdy Legion Krwawych Aniołów zaczął gromadzenie wszystkich zdolnych ludzi do obrony, nawet tych, którzy pochodzili z koczowniczych plemion Baal Prime i Baal Secundus. Młodzi ludzie zostali uzbrojeni, a następnie przewiezieni do Arx Angelicum. Tam utworzyli garnizony obronne, których siła miała na celu powiększenie potęgi Synów Sanguiniusa. Co najmniej czterdzieści tysięcy młodych ludzi zebrało się w ten sposób ze świadomością, że jeżeli przeżyją, z pewnością udowodnią, że są godni wstąpienia w szeregi Zakonu Astartes. Jednakże o ludziach z plemion, którzy przeżyli, mówi się niewiele. Mieli być tylko masą, która będzie w stanie powstrzymać mniejsze natarcie Tyranidów. Żaden z Astartes nie oczekiwał, że ludzie Ci przetrwają nadchodzący horror. Wiedząc, że los jego Zakonu, a być może także samego Imperium, spocznie na obronie Baala, Dante wysłał wezwanie do wszystkich Zakonów Uzupełniających: powiedział o zbliżającej się zagładzie macierzystego świata ich ojca, Sanguiniusa. Na tą wieść wszyscy przybyli nieść pomoc Krwawym Aniołom; począwszy od okrutnych „Flesh Tearers” do szlachetnych Pijących Krew. Pojawili się nawet dzicy wojownicy Karminowych Ostrzy. Każdy Brat Bitewny był niezbędny w zbliżającej się wojnie, ponieważ nadchodząca flota Tyranidów była większa od tych, które zostały kiedykolwiek zarejestrowane w bazach danych Imperium.
            Nie chcąc dać Tyranidom całkowitej supremacji bez walki, dowódca Dante nakazał swoim okrętom uderzenie na wroga i spowolnienie ich postępu. Setki tysięcy bio-statków, w gromadach tak grubych, że flota inwazyjna wydawała się jednym wielkim organizmem o wielu kończynach, skierowała się ku Baalowi.  Obronna flota Krwawych Aniołów spotkała się z nimi na czele. Ponad sto czerwonych okrętów synów Sanguiniusa uderzyło w mięsiste, Tyranidzkie statki a lance i pokładowe bronie przedzieliły ciemność swoją furią. Zerwane bioodpady, posoka i wnętrzności zamarzały w bezlitosnej dla każdej rasy, próżni. Niebo nad Baalem wybuchło gwałtowną burzą ogniową, gdy statki Astartes uderzyły w sam środek nadciągających Tyranidów. Waleczność imperialnych jednak okazała się zbyt słaba.
            Bojowe Barki i krążowniki Kosmicznych Marine były pojedynczo izolowane i niszczone przez organiczne pociski i otaczane rojami mniejszych bio-statków. Wchodząc w orbitę Baala i jego księżyców, statki Lewiatana zaczęły wypuszczać do atmosfery chmary zarodników i organicznych transportów. Kiedy walka toczyła się jeszcze w próżni, obrońcy Baala wyczekiwali pierwszych fal Tyranidów, zajmując pozycje pośród fortyfikacji wybudowanych jeszcze za czasów Herezji Horusa, które zostały odkopane i odbudowane. Baal i jego bliźniacze księżyce zostały przekształcone w zabójcze pola, usiane artyleryjskimi redutami oraz krzyżującymi się strefami ognia.
            Dziesiątki bio-statków Tyranidów zostało zmasakrowanych a setki tysięcy wojowniczych organizmów zabito, zanim jeszcze zdążyły zobaczyć napromieniowane piaski Baala. A jednak, Krwawe Anioły zostały odepchnięte a każde mniejsze zwycięstwo niosło swój własny rachunek w martwych Braciach Bitewnych. Wkrótce, gdy wojna w kosmosie kończyła się porażką obrońców, Tyranidzi wyłonili się z ciemności zza piaszczystych wydm a Krwawe Anioły stanęły twarzą w twarz z pełną furią inwazji Tyranidów. Na Baal, Baal Prime i Baal Secundus, zarodniki Mycetic przesłoniły całe niebo. Cień osiadł jak całun wokół Systemu Baal, dławiąc wszelką dalszą nadzieję na przetrwanie. Synowie Sanguiniusa stali samotnie w obliczu nadchodzącego huraganu śmierci.

Przeciwko Roju   

            Kilka pierwszych tyranidzkich rojów, które miały dokonać lądowania na planecie, zostało zatrzymanych przez artyleryjskie bombardowania oraz ostrzał z bolterów. Jednak z każdą mijając chwilą, co raz więcej zarodników napływało z orbity a ich wybrzuszone formy pękały, by wypuszczać w wir walki nowych wojowników. Przy dziesiątej fali ziemia była ledwo widoczna pod stukotem chitynowych ciał. Wśród tego dywanu z bio-form wyrosły kolosalne kreatury, wokół których zaczęły zbierać się pomniejsze roje. Tuż za napierającą masą można było dostrzec potężną istotę, która obserwowała strategię Krwawych Aniołów i kierowała swoich krewnych z przebiegłością zrodzoną podczas trwających eony działań wojennych. Swarmlord, zwiastun Umysłu Ula, został zrodzony na nowo, aby zapewnić upadek Krwawych Aniołów.
            Tyranidzi wylewali się z nieba w coraz większej liczbie. Ich zarodniki uderzały jak piekielne strąki nasion dostarczając regularnie nowych wojowników. Lasery orbitalne i statki regularnie strzelały w hordy xenos, w niektórych regionach siejąc tak rozległą masakrę, że purpurowa posoka padała jak deszcz prosto na obrońców. Mimo to fale Tyranidów zdawały się nie mieć końca. Zarodniki spadały bez przerwy, podczas gdy Gargulce i Harpie płynęły między nimi, plując kwasem, który żywym ogniem pochłaniał Astartes.
            Na Baalu i jego księżycu zwłoki xenos piętrzyły się i tworzyły ohydne zaspy, mimo to wrogowie nadal nacierali metr po metrze naprzód. Kolonia Upadłego Anioła, w której Krwawe Anioły zgromadziły wszystkich ludzi, stała się krwawym ołtarzem a jej obrońcy masakrowani byli lawiną chitynowych ciał i ostrych szponów. Gabriel Seth i jego berserkowie prowadzili kontratak, ale ich zwycięstwa nie przychodziły bez kosztów.
            W tym samym czasie, w innych miejsca Baal Secundus, Karminowe Ostrza utrzymywały pozycję, bronili się z dziką zawziętością i nadzieją, że ktoś w końcu usłyszy astropatyczne wezwanie i prośbę o pomoc dla synów Sanguiniusa. Na Baal Prime sytuacja niestety była o wiele gorsza, ponieważ Tyranidzi włączyli do walki swoje najpotężniejsze rezerwy.
            W ciągu kilku solarnych tygodni, potomkowie Sanguiniusa odparli dziewiętnaście fal tyranidzkich ataków walcząc z odwagą i umiejętnościami, które uhonorowały pamięć o ich Ojcu. Pijący Krew walczyli ramię w ramię z Aniołami Encarmine, tworząc krąg ostrzy i bolterów. Zaś szturmowcy z Krwawych Aniołów wskoczyli do serca roju, polując na największe i najdziksze stwory.
            Na pustyni, zmasowane formacje czołgów i artylerii Adeptus Astartes starły się z szarżującymi Carnifexami w miażdżącym, wirującym wirze metalu i mięsa. Solarne tygodnie trwały a ciała Tyranidów piętrzyły się z zapierającą dech prędkością, jednakże Synowie Sanguiniusa w końcu zaczęli upadać, ponieważ ich linie obrony były łamane i przytłaczane jedna po drugiej. Odwaga, jak i obrona Baala, nie mogła już trwać długo. Z każdym kolejnym atakiem xenos upadało co raz więcej Braci Bitewnych. Pięciu Mistrzów Zakonnych oddało życie, by powstrzymać napływające fale, ale z biegiem czasu ofiara ta zdawała się być niepotrzebna. Baal był gotowy na upadek.    

Otwarcie Wielkiej Rozpadliny

                Właśnie w tej ciemnej dla Baala godzinie, w galaktyce doszło do erupcji empirycznej energii oraz Burz Osnowy, podczas których powstała Wielka Rozpadlina. Niebo nad Baalem zapłonęło eterycznym ogniem a wewnątrz pobudzonych głębin Immaterium, starożytne, wrogie istoty skierowały swoje spojrzenia na materialne królestwo.
            Walka na księżycu Baal była wyjątkowo okrutna. W pewnym momencie rzeczywistość przedarła się a zapach siarki i płonącej krwi wypełnił powietrze. Z ryczącym chórem uwielbienia dla Krwawego Boga Khorne’a, demoniczne legiony wypłynęły z rozszerzającej się szczeliny. Na ich czele stanęła istota stworzona z najczarniejszych koszmarów. Było to nietoperzo-podobne, skrzydlate monstrum, które w jednej z pazurowatych pięści dzierżyło topór z runą zaś w drugiej kolczasty bicz. Powstał Ka’Bandha, Krwiopijec Khorne’a. Żaden przeciwnik nie był bardziej znienawidzony przez synów Sanguiniusa, ponieważ tysiące terrańskich lat wcześniej, podczas kampanii Signus, Ka’Bandha wzbudził w nich Czerwone Pragnienie – genetyczną klątwę, która spustoszyła cały Legion.
            Legiony demonów Krwiopijca runęły na Tyranidów a krew xenos rozlewała się po piaszczystych ziemiach tworząc rzeczne korytarze. Ka’Bandha, machając swoją przerażającą bronią, kroczył przez szaleństwo bitwy, zbierając niszczycielskie żniwo.
            Obrońcy, dowodzeni przez Mistrza Zakonnego, Gabriela Setha, wycofali się. Dzięki poświęceniu Rycerzy Krwi, mogli wejść na pokład swoich statków i uciec, ponieważ Baal Prime został opanowany przez potworności, wciąż napływające z Osnowy. Gdy wojownicy Setha odlatywali, widzieli jak Rycerze Krwi rzucają się w bezmyślną walkę, całkowicie spowici szaleństwem Czarnej Furii.
            Na orbicie Baala, tysiące bio-statków Floty Lewiatan zostało wessanych do Osnowy. Wkrótce pozostały tylko wciągnięte przez przyciąganie grawitacyjne Baala, płonące resztki wypatroszonych statków.
            Poniżej powstałego piekła, dowódca Dante poprowadził swoich kilku pozostałych wojowników do Arx Angelicum – twierdzy-klasztoru Krwawych Aniołów. Sam czas padł ofiarą szalejącego empirycznego szaleństwa – wydawało się, że wojna trwała przez ziemskie lata. Być może upłynęły tylko solarne godziny lub dni. Być może były to lata solarne w porównaniu do reszty galaktyki. Wśród energii Osnowy, synowie Sanguiniusa i bestie Lewiatana walczyły w kierunku wzajemnej anihilacji.
            Największa fala Tyranidów uderzyła w obronę Arx Angelicum, łamiąc ją ostatecznie. Trzech Mistrzów Zakonnych poległo samotnie w bitwie pod Kopułą Aniołów. Obrońcy walczyli dalej, posunęli się nawet do otworzenia bramy Wieży Amareo. Jeśli Krwawe Anioły miały umrzeć, zamierzali zrobić to w bitwie i na własnych warunkach.
            Naprzód kroczył Swarmlord. Wyczerpany i pełen żalu Dante przebijał się przez masę ciał swoim Toporem Mortalis. Starł się z monstrum i obaj, pod płonącym niebem walczyli do czasu aż Dante, krwawiąc z tuzina śmiertelnych ran, odciął głowę Swarmlordowi.
            Gdy Dante upadł, a jego pogrążeni w rozpaczy wojownicy próbowali dotrzeć do jego leżącego ciała, niebo wreszcie się oczyściło. Burza minęła, a tam, gdzie jeszcze do niedawna znajdowały się statki Tyranidów, nie pozostało ani jedno naczynie xenos. Na ich miejscu zaś znalazły się majestatyczne imperialne okręty Krucjaty Indomitus.
            Zbawienie Baala nie nastąpiło jednak szybko i bez kolejnych kosztów. Wiele imperialnych żyć zostało straconych w obronie planety i jej księżyców. W międzyczasie wiele ponurych sekretów, skrytych w linii genetycznej Krwawych Aniołów, zostało odsłoniętych przed oczami Prymarchy Ultramarines.
            Baal i Baal Secundus zostały oczyszczone przed końcem solarnego miesiąca. W walce udział wzięli Primaris Marines, odziani w barwy Krwawych Aniołów. Na Baal Prime zaś nie potrzeba było żadnego wysiłku, bowiem księżyc został całkowicie oczyszczony z życia przez niespodziewaną „pomoc” wysłannika Khorna.
            Poszczególne skupiska organizmów uciekały w stronę radioaktywnych piasków Baala. Wiele słonecznych miesięcy zajęłoby im polowanie i wyeliminowanie wszystkich, ale Baal został w końcu uratowany. Ciężko ranny, ale wciąż żywy dowódca Dante uklęknął i pochylił głowę przed Prymarchą Guilimanem. W Dante i ocalałych Krwawych Aniołach, Guiliman rozpoznał szlachetnego ducha i migotliwy płomień z czasów wspaniałej przeszłości Imperium. Dar, jaki im przekazał był potężny: formacje Primaris Marines, wywodzące się z linii krwi i geno-ziarna samego Sanguiniusa.
            Po setkach tysięcy bio-statków nie było żadnego śladu. Gabriel Seth i jego ostatni żyjący wojownicy uniknęli kataklizmu uwolnionego przez otwarcie Wielkiej Rozpadliny a demony zniknęły z powrotem w Osnowie, pozostawiając za sobą złowieszcze góry z tyranidzkich czaszek. Były to niesłychanie wysokie zigguraty, które utworzyły zniesławiony, ośmioramienny symbol Ka’Bandhy.

Następstwa

Po klęsce Lewiatana, Krwawe Anioły zaczęły odbudowę. Zapasy ich geno-ziarna zostały przywrócone i zamknięte w Arx Angelicum. Kilka tysięcy ludzi zostało włączonych do Zakonu, a Ci którzy z powodzeniem znieśli transformację, byli wcielenie do nietypowych Kompanii Zwiadowczych pod przywództwem Dantego. Wielki, bluźnierczy herb Ka’Bandha został ostrzelany z orbity i ostatecznie zniszczony.   
             


Bitwa pod Raukos

Data: ~111.M42
Miejsce: wąwóz Raukos
Rezultat: Zwycięstwo Imperium  
Siły Imperium pod przywództwem Robouta Guillimana:
Ultramarines
Zakon Aurora
Srebrne Czaszki
– Nieskończeni Synowie
Gwardia Imperialna
Flota Imperialna
Siostry Bitwy
Skitarii
Legio Metalica
Siostry Ciszy
– Adeptus Custodes
Straty: nieznane
Siły Chaosu pod nieznanym przywództwem:
– Głosiciele Słowa
– Czarny Legion
– Żelaźni Wojownicy
– Panowie Bólu
– kultyści
– ponad 4 Wielkie Krążowniki
Straty: pełne unicestwienie

            Bitwa pod Raukos była ostatnią bitwą krucjaty Indomitus.
            Była to jedna z wielu bitew, przeprowadzonych przez Robouta Guilimana podczas Krucjaty Indomitus. Planem Prymarchy było wyeliminowanie sił chaosu wokół strategicznie istotnego wąwozu Raukos. Aby zapobiec przywołaniu empirycznych posiłków przez Flotę Chaosu, wysłano statki z Siostrami Ciszy, które zablokowały im dostęp do Osnowy. Następnym aktem Guilimana było wysłanie Kosmicznych Marines za linie wroga, aby dostarczyć wsparcie na 108/Beta-Kalapus-9-2.
            Gdy wszystkie niezbędne siły zostały rozmieszczone na planecie, flota Guilimana poczęła natarcie na flotę chaosu. Imperialni byli nie tylko lepiej prowadzeni ale mieli też przewagę liczebną. Guiliman, po szybkim uporaniu się ze zdrajcami, wszedł na orbitującą Świątynię Niosących Słowo. Dzięki całej sile Floty Imperialnej, stacja szybko została zniszczona.
            W międzyczasie na 10/Beta-Kalapus-9-2 był prowadzony atak orbitalny przez Primaris z Nieskończonych Synów. W pierwszej fali wrogów towarzyszyli im zwyczajni Astartes ze Srebrnych Czaszek. Astartes wylądowali na „kompleksie fortecy”, która była obstawiona przez Żelaznych Wojowników. Pierwszymi siłami, które uderzyły na powierzchnię, były zrzucone z orbity oddziały Primaris Marines. Dotarli na dach fortecy Żelaznych Wojowników, aby zneutralizować baterie przeciwlotnicze i pozwolić kolejnym falom zrzutów pójść w ich ślady. Dostarczono ciężkie pojazdy, takie jak Repulsory, a także Tytany z Legio Metalica. To szybko przytłoczyło siły zdrajców a twierdza upadła pięć godzin po zlikwidowaniu obrony powietrznej.
            W następstwie zwycięstwa nad Raukos, Guiliman postanowił rozproszyć Krucjatę Indomitus po całym Imperium.

              

          
           


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

20% rabatu na ręcznie robioną biżuterię z kodem CZYTAWOJTEK

  20% rabatu na ręcznie robioną biżuterię z kodem CZYTAWOJTEK klikasz w link i 20% jest twoje :) Ty cieszysz się super cacuszkami i dodatkow...