wtorek, 14 maja 2019

Lucjusz Wieczny (Lucius the Eternal)



Lucjusz Wieczny“Bracia! Witam was na uczcie! Który z was serwowany będzie pierwszy?”~ Lucjusz Wieczny

Historia przemocyW czasie swojej młodości na ponurym świecie Chemos, Lucjusz okazał się być
diamentem znalezionym na pustyni. Posiadał on niebywały rezerwuar talentów i mógł
skoncentrować się na czymkolwiek, co tylko przykułoby jego uwagę nieco bardziej i
osiągnąć w tej dziedzinie mistrzostwo. Co więcej, Lucjusz obdarzony był młodzieńczym,
fizycznym wdziękiem, którego nie mógł zniwelować nawet surowy wiatr jego rodzinnej
planety. Młodzieniec szybko zjednał sobie wpływowych patronów z wyższych sfer. Jego
zasponsorowane studia oscylowały wokół sztuki wojennej, jako że to właśnie zabijanie i
wszystko, co z nim związane, interesowało go najbardziej. W toku jego nauki niewiele było
jednak lekcji strategii i analizy taktycznej. Zamiast tego, Lucjusz skupił się na odnoszeniu
zwycięstwa osobistego. To, co pociągało go najbardziej, to wygrany pojedynek, zwycięstwo
w igrzyskach i poczucie szumiącej w uszach krwi w trakcie walki na miecze. Jego zdaniem,
tylko w ten sposób prawdziwy wojownik może być czczony za swoje umiejętności; tylko w
taki sposób chwała i sława mogła należeć do niego, a słodkie wino zwycięstwa mogło
napełniać jego puchar bez końca.
Głód osobistej chwały Lucjusza był tak wielki, że krążyło wokół niego całe jego
życie, naginając się niczym gorący metal wokół pościgu za doskonałością. Do czasu
osiągnięcia przez niego dojrzałości, młody szermierz zdołał opanować klasyczne style walki
na lekcjach odebranych od mistrzów broni Chemos. W czasie swoich studiów, jego rapier
zabrał życia tuzinów żebraków i zbójów, którzy, jak twierdził sam Lucjusz, atakowali go
pierwsi. Na ciałach młodszych uczniów zostawiał setki blizn, a okazjonalnie zdarzało się mu
również pozbawić kogoś oka lub kilku palców w “nieplanowanym wypadku.” Jego
praworządność i moralność była tematem ciała pedagogicznego więcej niż kilka razy, jednak
nikt nie mógł zaprzeczyć jego wyjątkowym umiejętnościom walki. Wraz z mijającymi
latami, Lucjusz zdał się przedefiniować termin “cudowny”: przeciwko uczniom w swoim
wieku walczył z wielką pogardą, bawiąc się z nimi w kotka i myszkę, nim wycinał im jedną,
szybką bliznę, która sygnalizować miała ich porażkę. Kiedy jednak przyszło mu walczyć ze
swoimi nauczycielami, walczył jak człowiek opętany: każda komórka jego ciała zdawała się
być skupiona na odniesieniu zwycięstwa.
W trakcie corocznych igrzysk, organizowanych przez Starszyznę z Chemos,
niezrównane umiejętności szermiercze Lucjusza zostały zauważone przez kryjącego się
cieniach areny tajemniczego przybysza. W czasie ostatniej walki Złotego Miecza pojawił się
pewien problem z listą uczestników turnieju, a młody Lucjusz stanął do walki z osławionym,

dwa razy starszym od niego czempionem. Choć Lucjusz dowiódł bycia lepszym
wojownikiem w kilku pierwszych minutach pojedynku, to kiedy jego oponent uderzył go
kolanem w brzuch, a młodzieniec padł na parkiet areny, walka niemal zakończyła się poprzez
nokaut. Lucjusz, choć zdyszany, zdołał wydostać się poza zasięg długich ramion swojego
przeciwnika i złapać oddech. Przebłysk pełnej koncentracji na twarzy młodego szermierza
był proroctwem niezwykle krwawego widowiska. Lucjusz rozerwał swojego przeciwnika
kończyna po kończynie, kawałek po kawałku. Fani czempiona nie wytrzymali tego okrutnego
widowiska i w przepełniającej ich wściekłości wdarli się na arenę. To właśnie wtedy miało
zacząć się prawdziwie krwawy spektakl.
Lucjusza mogła wtedy spotkać prawdziwie okrutna śmierć, gdyby nie interwencja
ukrytego w cieniu obcego. Młodzieniec zniknął wraz z obcym tuż przed rozpoczęciem się
publicznego linczu. Nikt z mieszkańców Chemos już nigdy później nie widział Lucjusza.
Obcy, który okazał się być Sierżantem III Legionu Kosmicznych Marines, był pod tak
wielkim wrażeniem talentu i determinacji Lucjusza, że postanowił zaoferować mu szansę na
dołączenie do Legionu Astartes. Tak rozpoczęła się militarna kariera młodego wojownika,
który ostatecznie stał się uosobieniem wszelkiego zła w Legionie Dzieci Imperatora.
Krucjata JednostkiUrosły w siłę ponad ludzkie pojmowanie dzięki błogosławieństwom transformacji w
Kosmicznego Marine, Lucjusz stał się jeszcze lepszym wojownikiem. Nigdy nie znudził się
popisywaniem się swoją wyższością nad rówieśnikami podczas treningów, nakładanych
przez Sierżanta każdego dnia. Na wieczór przed Ucztą Błogosławieństwa Imperatora,
Lucjusz przeprowadził pełną sekwencję bezbłędnych zwycięstw nad każdą z maszyn
treningowych na ćwiczebnej arenie; był to czyn, którego nie dokonał nikt wcześniej, ani nikt
nie zdołał powtórzyć w przyszłości.
Choć jego pewność siebie i niesamowite umiejętności mogły budzić wrogość w
śmiertelnych ludziach, to jego Bracia z Legionu wychwalali go pod niebiosa. Ponad każdą
inną wartość, w ich Legionie czczono bowiem doskonałość. Jeszcze w trakcie swojego
treningu, Lucjusz przykuł sobą uwagę Lorda Komandora Eidolona. W trakcie Wielkiej
Krucjaty, młody szermierz skierował swoje umiejętności ku osiągnięciu celów Dzieci
Imperatora na całych tuzinach światów sprowadzonych pod Imperialną władzę. W zasługi za
swoje osiągnięcia, otrzymał on dowodzenie nad 13. Kompanią Legionu. Na początku,
Eidolon uważał, że Lucjusz jako dowódca Kompanii to odpowiednia osoba w odpowiednim
miejscu. Choć młody wojownik był samodzielny i zarozumiały, nigdy nie zaniedbywał
swoich obowiązków na polu bitwy, a stan jego duszy to już zupełnie inna sprawa.
Wielka KrucjataPo swoim awansie na Kapitana 13. Kompanii, Lucjusz zaczął być znany ze swej
pychy i arogancji. Miał rzucać się w wir każdego konfliktu z obnażonym mieczem i zawsze
wychodzić z nich zwycięsko. Na Hallelujah Prime, Lucjusz zmasakrował głowy sześciu

uzbrojonych golemów, chroniących heretyka Malachoira. Dokonał tego przy pomocy
rękojeści swego miecza, kiedy zdał sobie sprawę, że ostrze jego broni nie wyrządza im
krzywdy. W czasie mrocznych bitew pod Górą Olchite pokłócił się z Lordami Komandorami
i rzucił w pogoń za uciekającymi obcymi, znanymi jako Obdarte Diabły. Lucjusz dopadł
wszystkie ratujące się ucieczką zwierzęta i dokonał palowania na każdego z nich. Co więcej,
to jego otrze przypieczętowało zagładę Rewolucji Fausch. Mijały miesiące, a Lucjusz wciąż
nie zaznał smaku porażki. Jego częste pokazy militarnej supremacji jeszcze bardziej
podnosiły jego piętrzące się pokłady dumy. Choć uratował on życia swoich braci niezliczoną
ilość razy, nigdy nie przegapił okazji, by udowodnić im swoją wyższość. Całkowicie jasnym
stało się, że nie stał się on częścią Wielkiej Krucjaty, by zjednoczyć ludzkość, ale by dowieść
swojej doskonałości na tle reszty galaktyki.
W tym czasie Lucjusz był delikatnie wyśmiewany przez swoich Braci za bycie “zbyt
pięknym.” Choć w przeżytych pojedynkach zadał swoim wrogom tysiące blizn, to sam nigdy
nie otrzymał ani jednej. Jego dobrą passę przerwał dopiero Garviel Loken, który w
wygranym przez siebie pojedynku złamał Lucjuszowi nos, co ostatecznie doprowadziło
Lucjusza do rytualnej skaryfikacji swojej twarzy i klatki piersiowej. Żaden wojownik nie był
w stanie zadać mu odpowiedniej do powstania choć jednej blizny rany, więc, jak rozumował,
sam musiał je sobie wyciąć. Niekiedy podczas cięcia, jego ostrze wchodziło pod skórę na
szerokość palca lub ocierało się o czaszkę. Jego bracia postrzegali te rany jako akt
dziwactwa, ale i godnego oddania swojej profesji. Prawda była jednak o wiele mroczniejsza.
W toku prowadzonych przez jego Legion wojen, Lucjusz zaczął porównywać poziom bólu z
wielkością odniesionego sukcesu. Z czasem sieć blizn rozbudowywała się na jego ciele,
odzwierciedlając niebezpieczny masochizm, który obrał kontrolę nad jego duszą. Jeśli w
tamtym czasie Lucjuszowi odmówiono szansy na pokaz swoich niezwykłych umiejętności, to
prawdopodobnie nie byłby on w stanie utrzymać drzemiącego w nim szału mordu, złości i
pychy i stałby się nieobliczalny. Rada jego przyjaciela, Kapitana Dzieci Imperatora, Saula
Tarvitza, pomogła Lucjuszowi dostrzec jego błędy. To dzięki Tarvitzowi Lucjusz podjął
starania na rzecz utrzymania swojego negatywnego “ja” na wodzy, jednak w krótkim czasie
okazało się, że i to nie wystarczy.
Możliwe powody, dla których Lucjusz dokonał skaryfikacji, są różne. Niektórzy
twierdzą, że był to jego osobisty sposób ekspresji “oddania czci i przywiązania” do
Mrocznych Bogów, a inni uważają, że w ten sposób Lucjusz chciał skończyć z dręczącym go
wyśmiewaniem. W rzeczywistości, Lucjusz spotkał na swojej drodze ogarniętą mocami
Slaanesha Upamiętniaczkę i malarkę, Serenę d’Angelus z 28 Floty Ekspedycyjnej. Po
pokazaniu Lucjuszowi swoich okropnie poranionych przedramion, wyjaśniła ona, że każda z
jej blizn była memoriałem dla jednego z jej dzieł sztuki i dla jednej z jej ofiar. Lucjusz,
którego twarz nie była już nieskalana z uwagi na pojedynek przegrany z Lokenem, najlepiej
rozumiał, że jego wygląd już nigdy nie będzie tak “doskonały” jak przedtem i nic nie stało
mu na drodze do własnoręcznego wykonania sobie blizn. Od tamtej pory Lucjusz wycinał
sobie bliznę na ciele za każdym razem, kiedy spotykał godnego siebie przeciwnika.
Herezja Horusa
Kiedy machinacje Horusa zostały ujawnione, dla Dzieci Imperatora rozpoczął się
proces upadku chwały ich Legionu. Pierwszy był Fulgrim. Na początku Feniks chciał
uratować Horusa przed sobą samym, jednak zwiodły go słowa jego ukochanego brata, które
tak naprawdę stanowiły broń Mistrza Wojny. Następnie upadli duchowi i militarni
przywódcy Legionu - każdy z nich był wabiony obietnicą doskonałości i doprowadzany do
popełniania ekscesów, które Horus pozostawiał na ich drodze. Z początku wolno postępujące
zepsucie przesiąknęło przez wszystkie szczeble dowództwa. Dla prostych Legionistów, ich
Prymarcha był istnym wzorem do naśladowania, toteż nie sprzeciwiali się jego woli i
wypełniali rozkazy swoich dowódców co do joty. Ukryty plan Horusa zaczął przynosić
owoce, kiedy w III Legionie zaczęły szerzyć się duchowe perwersje. Do czasu, kiedy Mistrz
Wojny rozkazał Zdradzieckim Legionom zwrócenie się przeciwko swoim braciom na
Istvaanie III, niemal każdy Astartes Dzieci Imperatora został zwiedziony przez wpływy
Mrocznego Księcia.
Okrucieństwo na Istvaanie IIIW trakcie wydarzeń na Istvaanie III, Chaos w sercu Lucjusza zakorzenił się jeszcze
bardziej. Choć został on zmuszony do walki po stronie Lojalistów w czasie bitwy trwającej
trzy miesiące, która całkowicie zniszczyła planetę, a jego przyjaźń z Saulem Tarvitzem
sprawiła, że Lojalistyczni Astartes wierzyli w jego prawość, duma i zazdrość w sercu tego
wielkiego szermierza zwyciężyła nad jego lojalnością. Lucjusz nie mógł znieść roli, jaką
Tarvitz, jako przywódca Lojalistycznych Astartes odegrał w ich niemałych sukcesach.
Skontaktował się on z Lordem Komandorem Eidolonem i obiecał dostarczenie mu Saula, co
bezsprzecznie złamałoby morale Lojalistów, w zamian żądając zaś ponownego przyjęcia w
szeregi Legionu. Eidolon zaakceptował jego propozycję. W ramach umowy między
Lucjuszem i Eidolonem, Lucjusz zabił grupę 30 Astartes, którzy bronili linii Lojalistów,
dzięki czemu droga do ostatniego starcia tego konfliktu stanęła otworem. Nie udałoby mu się
to jednak, gdyby nie pomoc Kapitana Solomona Demetera z II Kompanii Dzieci Imperatora,
który, choć walczył po stronie Lojalistów, zbyt późno zorientował się, że jego Brat zdradził.
Po zrozumieniu, że zabici przez niego Astartes stali z nim po tej samej stronie barykady,
Solomon Demeter postradał zmysły. Zaczął płakac i przeklinać Lucjusza, który bez
mrugnięcia okiem dobił swojego dawnego przyjaciela. Następnie zdołał dotrzeć do samego
Tarvitza, jednak najlepszy szermierz, jakiego widział III Legion przegrał z przywódcą
Lojalistycznych Astartes i uciekł za linie Zdradzieckich Legionów, jako że przynajmniej
część z zawartej między nim a Eidolonem umowy została wypełniona.
Masakra w Strefie ZrzutuW czasie Masakry w Strefie Zrzutu na Istvaanie V, w trakcie której na krawędzi
zagłady stanęły trzy Legiony Kosmicznych Marines, Lucjusz dobrowolnie wziął udział w

rzezi, jaka spotkała jego byłych Braci z innych Legionów. Na czele frontu Dzieci Imperatora,
Lord Komandor Eidolon i szermierz Lucjusz poprowadzili kontyngent wojowników w samo
serce bitwy, zabijając w niesamowitym pokazie siły i rozbłyskach psionicznej mocy. Lucjusz
niemal tańczył, a jego Terrańskie ostrze wycinało mu wrzeszczącą, krwawą ścieżkę, podczas
gdy sam wojownik śmiał się z radości, słysząc muzykę, której istnienia świadomy był tylko
on jeden.
Opętany PrymarchaPo wydarzeniach na Istvaanie V, Astartes III Legionu nie mieli pojęcia, że ich
ukochany przywódca stał się więźniem własnego umysłu. Tylko Lucjusz zdawał się widzieć,
że z Fulgrimem jest coś nie tak, ale nawet on milczał jak zaklęty. Demon zaklęty w umyśle
Fulgrima spostrzegł, że w Lucjusz jest dotknięty mocą burzącej się Osnowy i nakazł
Fulgrimowi oddanie mu srebrnego, demonicznego ostrza, w którego wnętrzu jego ostatni
władcy, xenos znani jako Laerowie, zawarli fragment esencji żywego Demona. Fulgrim i tak
dzierżył już o wiele potężniejszą broń - Ostrze Kinebrachów, podarowane mu przez samego
Mistrza Wojny. Choć Miecz Laeran pozbawiony był swojego Demonicznego gościa, to
wciąż drzemała w nim moc. Była to moc, która miała wypełnić duszę Lucjusza w przyszłych
latach pełnych krwi i śmierci.
Zamiast posłuchać rozkazów swojego brata i udać się na Marsa, by wspomóc toczącą
się tam rebelię, Fulgrim postanowił zaatakować Świat Kopalny Adeptus Mechanicus,
Prismaticę V. Choć Eidolon był niezdolny do poradzenia sobie z osobowością pokroju
swojego Prymarchy, to on i inni militarni dowódcy w Legionie zaczęli kwestionować jego
decyzje. Okazało się to być ostatnią złą decyzją Lorda Komandora. Kolejne słowa
wypływające z ust Eidolona prowokowały Prymarchę do dalszej agresji. Paranoja Fulgrima
kazała mu wierzyć, że Eidolon planował go zdradzić. W pewnym momencie, z prędkością
szybszą, niż jest w stanie uchwycić ludzkie oko, Ostrze Kinebrachów przeszyło ciało jego
niegdysiejszego, ulubionego syna na wylot. Krew z oderwanej od reszty ciała głowy
Eidolona mieszała się z winem, podanym na przyjęciu starszych członków wewnętrznego
kręgu III Legionu.
Nieporuszony śmiercią Lorda Komandora, Lucjusz spostrzegł kolejny przykład
wzrastającego w siłę arbitaryzmu swojego Prymarchy. Zainspirowany zmianami w jego
zachowaniu, rozpoczął własne, ciche śledztwo tuż po serii dziwnych, mrocznych snów,
których tematem przewodnim był obraz samego Fulgrima, obecnie odizolowany i
zabezpieczony przez siły Gwardii Feniksa. Jego podejrzenia względem własnego Prymarchy
wzrastały wraz z każdą dawną tradycją Legionu, która była pomijana i każdym
nowo-wprowadzonym świętem. Wszystko to było jednak niczym w porównaniu z faktem, z
którego Lucjusz zdał sobie sprawę dopiero po czasie: jego własny Prymarcha zdawał się
walczyć mieczem gorzej od niego samego, a więc osoba, którą widywał każdego dnia, nie
mogła być prawdziwym Fulgrimem. Jego podejrzenia potwierdziły się, kiedy osobiście stał
się świadkiem psionicznego ataku Prymarchy na potężnego Tytana Mechanicum w czasie III
Szturmu na Prismaticę V.

Dziwne sny dalej mąciły sen Lucjusza. Powoli zaczął dochodzić do wniosku, że te
koszmary mogą mieć odbicie w rzeczywistości i zaczął podążać wyznaczoną mu w snach
drogą. Łamiąc rozkaz Prymarchy, Lucjusz udał się do La Fenice, ogromnego teatru
zlokalizowanego na pokładzie
Dumy Imperatora, flagowca Dzieci Imperatora. To tam, w
starciu z zepsuciem Slaanesha, III Legion prawdziwie upadł pod naporem pieśni nazwanej
Maraviglia. Badając zrujnowany teatr, Lucjusz odkrył, że ogromny portret z jego snów był
zawieszony nad zniszczonym przedsceniem. Nawet w nikłym świetle piękno tego dzieła
sztuki olśniewało. Jego wspaniała, złota rama utrzymywała płótno wewnątrz, a prawdziwa
doskonałość pięknych kolorów zapierała dech w piersiach. Fulgrim, w swoim
fioletowo-złotym pancerzu stał przed bramą Heliopolis, położoną w samym sercu jego
okrętu, podczas gdy jego płonące skrzydła, nadające mu charakter wielkiego feniksa,
rozpościerały się za nim. Światło ognia legendarnego ptaka odbijało się w jego pancerzu, a
każda jego wypolerowana płyta zdawała się migotać ciepłem ognia. Jego włosy były kaskadą
złota. Prymarcha Dzieci Imperatora został uwieczniony w każdym, najdoskonalszym detalu
jego fizyczności. Nie istniała bardziej doskonała postać wojownika i nigdy nie będzie istnieć.
Potraktowanie tego dzieła sztuki przelotnym spojrzeniem byłoby potwierdzeniem dla faktu,
że w galaktyce ogarniętej wojną wciąż zdarzają się szalone cuda.
Wpatrując się w oczy Prymarchy, Lucjusz mógł dostrzec w nich prawdziwy strach.
Było to przerażenie uchwycone tak idealnie, że Astartes zaczął wątpić, czy cały obraz
wyszedł spod pędzla śmiertelnego malarza. Choć wydawało się to niemożliwe, Lucjusz
uznał, że prawdziwy Fulgrim został uwięziony w ramach tego obrazu, a istota, którą jego
Legioniści oglądają każdego dnia to uzurpator. By uwolnić swojego ukochanego Prymarchę,
Lucjusz w tajemnicy dołączył do Bractwa Feniksa - wyjątkowej loży wojowników wewnątrz
swojego Legionu, której członkowie, w związku z lubowaniem się III Legionu we własnej
hierarchii dowodzenia, byli oficerami. Przed Lucjuszem stało niełatwe zadanie - musiał
działać w sekrecie przed własnymi Braćmi, jako że część ze starszych oficerów została już
spaczona dziwnymi, odmiennymi wpływami, oraz urosła we wpływy. Wielu z tych starszych
oficerów żywiło do Lucjusza otwartą odrazę. Mimo przeciwności losu, Lucjusz zdołał
dotrzeć do części swoich braci i przekonać ich, że Prymarcha nie jest sobą. Następnie, dzięki
swoim zdolnościom oratorskim szermierz przebił się przez ich przerośnięte ego i mur ich
próżności i namówił ich na pojmanie Fulgrima. Pomimo nielicznych strat, Bractwu Feniksa
udało się schwytać własnego Prymarchę.
Prymarchę zabrali do Apothecarionu Konsyliarza Fabiusa Bile’a, gdzie następnie
spętali go na jednym ze stołów badawczych. Astartes starali się przegnać demoniczną istotę z
ciała Fulgrima, ale ten zdawał się nie reagować na ich starania. Zamiast tego, zaczął mówić
im o swoim poglądzie na rzeczywistość, o wydarzeniach, które aktualnie mają miejsce w
galaktyce teraz, kiedy Chaos rośnie w siłę i o swojej wizji na przyszłość dla Dzieci
Imperatora. W trakcie tej rozmowy Lucjusz zdał sobie sprawę, że musiał zostać przez kogoś
oszukany, po czym zgiął kolano i oddał pokłon Prymarsze, który z łatwością zerwał z siebie
wiążące go liny. Reszta Bractwa Feniksa również uklękła. Fulgrim, zadowolony, że jego
synowie odebrali tego dnia ważną lekcję, nie chciał się na nich mścić. W istocie, nie był on

bowiem opętany przez żadnego demona, jak pozwolił wierzyć części swoich synów, lecz
Fulgrimem we własnej osobie.
Prymarcha zdecydował się powiedzieć Lucjuszowi o motywach jego ostatnich
dziwactw. Powiedział mu, że przez pewien czas istotnie był on opętany przez istotę
demoniczną. W tym czasie jego pozbawiona ciała osobowość była uwięziona w obrazie
wiszącym w La Fenice. Nie mogąc zaakceptować swojego losu, Prymarcha spędzał cały swój
czas na rozwijaniu swoich psionicznych umiejętności i pogłębianiu wiedzy odnośnie
demonów. W pewnym momencie stał się dość potężny, by zmusić demona do wyjścia z jego
ciała i do zastąpienia jego własnej duszy po drugiej stronie obrazu. Najprawdopodobniej to
właśnie ten demon dręczył Lucjusza w jego snach w próbie uwolnienia się ze swojego
więzienia. Pogorszenie się jego umiejętności szermierczych Fulgrim przypisał celowej
manipulacji, mającej na celu wywołanie w Lucjuszu potrzeby wyzwania go na pojedynek.
Prymarcha po kolei wyjaśniał swojemu czempionowi przyczynę swojego zmiennego
nastroju, brak zainteresowania względem własnych dowódców i dziwaczne rytuały III
Legionu, jako naturalną kolej rzeczy na drodze do osiągnięcia upragnionej doskonałości,
wskazywanej im przez Slaanesha.
Anioł ExterminatusLucjusz wziął udział w łączonej ekspedycji sił Dzieci Imperatora i Żelaznych
Wojowników do Oka Terroru. Celem ich misji było odnalezienie zaginionej broni xenos,
znanej jako Anioł Exterminatus. Ich flota przybyła nad orbitę zaginionego Eldarskiego
świata, Iydris, ukochanego świata bogini Lileath. Planeta była zlokalizowana w centrum Oka
Terroru i dziwnym trafem została uwięziona w potężnym polu grawitacyjnym czarnej dziury,
położonej w geograficznym środku Oka Terroru.
Cel Perturabo i Fulgrima, Grób Zguby Ishy, był już na wyciągnięcie ręki obu
Prymarchów. Okazało się jednak, że Fulgrim okłamał swojego brata i że to właśnie miejsce
zostało wybrane na porzucenie przez niego wszelkich okowów człowieczeństwa. To właśnie
tam Fulgrim dostąpił przemiany w Demonicznego Księcia Slaanesha. W czasie epickiej
bitwy wewnątrz Grobowca Zguby Ishy, Lucjusz stoczył zwycięską walkę z wieloma
konstruktami eldarskiej technologii obronnej oraz z Astartes Żelaznych Wojowników. W
punkcie kulminacyjnym bitwy doszło nawet do walki między Lucjuszem a małą grupą
Lojalistów z Legionu Żelaznych Dłoni. Okazało się, że okręt Żelaznych Dłoni,
Sisypheum,przetrwał starcie na Istvaanie V i zaczął prowadzić prawdziwą wojnę partyzancką z siłami
Zdrajców.
Lucjusz raz jeszcze stanął przed Nykonem Sharrowkyn, ocalałym Bratem Bitewnym
z Kruczej Gwardii. Ostatnim razem gdy doszło do spotkania tych dwojga, Sharrowkyn i jego
ludzie ratowali się desperacką ucieczką po nieudanej próbie zabójstwa Fulgrima. Stając do
walki z dwoma, bliźniaczymi czarnymi ostrzami, Kruczy Gwardzista zaczął swoją szarżę.
Lucjusz był przekonany o swojej doskonałości w walce mieczem i walczył z prawdziwą
arogancją, ale Sharrowkyn pokazał mu, jak bardzo się mylił. Szybkim pchnięciem Nykon
ugodził Lucjusza w bok, a ten odskoczył, zataczając się w niespodziewanym i wyjątkowo

silnym bólu. Kiedy szermierz podniósł wzrok znad własnych, zakrwawionych dłoni, Kruczy
Gwardzista zniknął. Lucjusz natychmiast obrócił się i w porę zadał mu cios, jednak raz
jeszcze zamiast ugodzić przeciwnika, jego ostrze przecięło powietrze. Nagle jego plecy
przeszył ból. Nykon był zwyczajnie zbyt piekielnie szybki. Tym razem ból zadany
Lucjuszowi nie miał w sobie nic z przyjemności. Widział swojego przeciwnika, jednak
poruszał się on z prędkością nie przypominającą żadnej żywej znanej mu istoty. Poruszał się
szybciej od Astartes, niczym istota żyjąca poza czasem. Czarne ostrze raz jeszcze mignęło
mu przed oczami, a następnie poczuł piekący ból na swoim policzku i ciepło spływającej po
jego twarzy krwi. Otrzymał od Sharrowkyna ranę bliźniaczą do tej, którą wojownik zadał mu
przy ich ostatnim spotkaniu. Lucjusz pierwszy raz w życiu poczuł bezradność w walce, kiedy
syn Coraxa krążył wokół niego z nieziemską prędkością, dźgając go mieczem w różne
miejsca na całym ciele. I wtedy poczuł, jak miecz wyślizguje mu się z rąk.
Lucjusz upadł na kolana. Sharrowkyn stał tuż za nim, dotykając ostrzem jego szyi.
Lucjusz chciał coś jeszcze powiedzieć, by jakoś upamiętnić swoją śmierć, ale nie zdążył -
ostrze Sharrowkyna zagłębiło się w jego ciele, przechodząc przez serce i płuca, zadając mu
obrażenia, których nie mógł przetrwać nawet organizm Astartes. Wszystkie myśli warte
ułożenia w słowa w ostatniej sekundzie życia umarły wraz z Lucjuszem. Okazało się jednak,
że nie był to koniec jego historii: Konsyliarz Fabius zdołał w jakiś magiczny sposób tchnąć
życie w poturbowane zwłoki Lucjusza.
Krwawa metamorfozaPo wydarzeniach w Oku Terroru, Lucjusz kontynuował wyróżnianie się na tle
swojego popadającego w otchłań Chaosu Legionu. Jaskrawo pomalowane floty Fulgrima
pustoszyły świat za światem, dokonując aktów ekstremalnej przemocy na ich mieszkańcach,
którzy stali się zwierzyną łowną Dzieci Imperatora. W czasach między poszczególnymi
inwazjami, Legioniści organizowali istnie igrzyska pełne przemocy i walk gladiatorów.
Jedynie najbardziej inwencyjne mordowanie swojego przeciwnika dostarczało Astartes
Fulgrima nieco rozrywki.
Lucjusz wykazywał się w tych zawodach istną doskonałością. Jego obsesja na
punkcie szermierki wstąpiła na wyższy poziom, a Marine stał się jeszcze szybszy i jeszcze
silniejszy niż przedtem. Radość, którą czerpał z zadawania i przyjmowania bólu była tak
wielka, że odbijała się echem w samej Osnowie. Niektórzy twierdzili nawet, że Lucjusz
został sprowadzony znad krawędzi otchłani więcej niż raz, lub też że jego obsesja była
silniejsza niż sama śmierć, a sława szermierza rosła w świecie materialnym oraz
niematerialnym. Od pewnego momentu to nie tylko Dzieci Imperatora upajały się każdą z
krwawych orgii urządzanych przez szermierza, ale i służebnice Slaanesha, wygrzewające się
w jego odbiciu w Empireum. Po każdych wygranych igrzyskach Lucjusz pławił się w
uwielbieniu ze strony własnych Braci, wykonując skłony w stronę oklaskującej go widowni.
Jego sława stała się jednak główną przyczyną zazdrości jego wrogów, ukrytych pośród
rzeszy skandującej jego imię.

W finałowej walce zawodów nazwanych Szkarłatnym Ostrzem na arenę wstąpił Lord
Komandor Cyrius. Marine miał zamiar dać lekcję pyszniącemu się czempionowi i
zacementować własną pozycję w oczach Fulgrima. Opancerzony w najlepszą zbroję, której
dekoracyjną tematyką przewodnią były obsceniczne sceny rodem z koszmarów i dzierżąc
wysoką na niemal cztery metry włócznię mocy, Cyrius wyglądał na godnego przeciwnika dla
najlepszego w walce mieczem Astartes III Legionu.
Lord Komandor był dokładnie tak samo szybki jak jego oponent. Lucjusz walczył
bardzo zawzięcie by pokonać dystans między nim a Komandorem, jednak potężna włócznia
mu to uniemożliwiała. Ich broń co chwila zderzała się ze sobą w powietrzu tak szybko, że
widzowie tej walki dostrzegali jedynie rozmycia i iskry. Choć ostrze Lucjusza było ostre jak
brzytwa, nie mógł on nawet dotknąć pancerza Cyriusa. Sam szermierz nosił jedynie prostą
tunikę. Dobrze wymierzone kopnięcie Komandora posłało Lucjusza w tył, a kiedy ten
odzyskał równowagę, zakaszlał krwią. Chwila dezorientacji sprawiła, że następnym, co
zarejestrował Lucjusz, to potężny ból w ręce. Cyrius odciął mu jeden palców dłoni, w której
trzymał miecz. W mniej niż sekundę później Lucjusz zarejestrował zbliżającą się do jego
głowy z olbrzymią prędkością włócznię, a później nastała dla niego błoga ciemność.
Każdą kolejną ranę Lucjusz przyjmował ze szczerym chichotem radości. Cyrius
obnażył zęby, dźgając i bijąc swojego przeciwnika, podczas gdy ten się śmiał. Lucjusz miał
poważny problem z utrzymaniem równowagi i swoimi ruchami przypominał zawieszoną na
niewidzialnych sznurkach kukiełkę. Swój ostatni cios Lucjusz wymierzył w gardło Lorda
Komandora. Ostrze jego miecza raz jeszcze uderzyło w ostrze włóczni i w silnym wybuchu
energii pękło w pół. Tłum zaczął zawodzić, kiedy Cyrius złapał swojego maniakalnie
śmiejącego się oponenta za gardło. Następnie rzucił nim o ziemię i bił, dopóki na
karmazynowych piaskach areny nie dało się już dłużej odróżnić ciała Lucjusza od ciał jego
byłych przeciwników. Dzieci Imperatora straciły swojego ukochanego pojedynkowicza, ale
zyskały wspomnienie godne przetrwania w ich opowieściach przez kolejne lata.
Przez następne kilka tygodni Lord Komandor Cyrius przeszedł jednak tajemniczą
transformację. Jego włosy zaczęły wypadać garściami, jego oczy straciły dawny kolor, a
kopulujące ze sobą postacie na jego pancerzu zaczęły przypominać hordę śmiejących się
demonów. Ku przerażeniu Cyriusa, na jego skórze zaczęły się uwidaczniać czarne linie,
pulsując i z nocy na noc coraz mocniej naciskając na skórę. Pewnego dnia miejsce linii
zastąpiły blizny. Jego okrzyki budziły wielkie zainteresowanie Dzieci Imperatora, jednak nikt
nie przyszedł mu na pomoc. Według Legionistów, to sam Slaanesh wziął los Lorda
Komandora w swoje ręce. Zaczęto mówić, że głos Cyriusa zaczął się zmieniać, a dziwne,
wysokie dźwięki, które zaczął z siebie niekontrolowanie wydawać, przypominały maniakalny
śmiech. W pewnym momencie kolejnych igrzysk na arenę wszedł Lucjusz. Jego pancerz był
natomiast przyozdobiony znaną wśród tłumu podobizną. Na jego zbroi został uwieczniony
ostatni, rozpaczliwy okrzyk bólu i strachu Lorda Komandora Cyriusa. Na twarzy Fulgrima,
zasiadającego na arenie na własnym tronie, pojawił się cień uśmiechu. Jego mistrz, Slaanesh,
najwyraźniej nie miał zamiaru stracić protegowanego, dostarczającego mu tak wiele
rozrywki.

Od tamtego dnia Lucjusz otrzymał od swojego nowego boskiego patrona szczególne
błogosławieństwo. Ktokolwiek odbierze jego czempionowi życie i odnajdzie w tym czynie
osobistą satysfakcję, przejdzie fizyczną, bolesną metamorfozę. Kiedy transformacja będzie
się miała ku końcowi, Lucjusz kryjący się wewnątrz rozedrze skorupę swojego ostatniego
rywala od środka i wydostanie się na świat, niczym piękny motyl z wydostający się z
kokonu. Jedynym, co zostanie po jego zabójcy, będzie wizerunek twarzy w wyrazie wrzasku
spowodowanego ogromnym lękiem i bólem na jednej z płyt jego pancerza. Dzięki temu
błogosławieństwu Lucjusz Wieczny prześladuje galaktykę już od ponad dziesięciu tysięcy
lat. Jest bezlitosnym, sadystycznym zabójcą, który raduje się z własnej śmierci w równym
stopniu, co kiedy zadaje ją swoim wrogom. Tylko osoba nie żywiąca wobec niego niczego
poza litością jest w stanie skutecznie pozbawić go życia. To, czy taka istota w ogóle istnieje
w galaktyce ogarniętej wieczną wojną wie tylko sam Slaanesh, ale tajemnice bogów znane są
z tego, że pozostają nieodgadnione.
Błogosławieństwo Mrocznego KsięciaPo tych wydarzeniach Lucjusz awansował do rangi Lorda Komandora Dzieci
Imperatora. Objęcie tego nowego stanowiska nie przyszło mu jednak łatwo, jako że -
technicznie - Lucjusz zginął w finałowej walce o ten zaszczytny tytuł z Cyriusem. Swoją
śmierć opisał on jako uczucie tak wielkiej “transcendencyjnej przyjemności,” że sam
Slaanesh poczuł się zobowiązany do interwencji i przywrócenia duszy Lucjusza z powrotem
do ciała zwycięskiego Cyriusa; dusza byłego Lorda Komandora została więc uwięziona w
pancerzu szermierza z woli samego Księcia Przyjemności.
Wieczny pojedynkowiczW ciągu wielu terrańskich tysiącleci Lucjusz Wieczny prowadził oddanych mu
Kosmicznych Marines Chaosu przez galaktykę, poszukując najbardziej uzdolnionych
wojowników, których lokalizowali dla niego oddani mu kultyści. Jego niezmiennym celem
jest stawanie z nimi do pojedynków, niezależnie od tego, jak się skończą - zwycięstwem, czy
śmiercią. W zaledwie kilka terrańskich stuleci zdołał pokonać Mrocznego Eldara, Archona
Vraesque na przeklętym Shaa-dom, Czempiona Imperatora z Zakonu Czarnych Templariuszy
na Veilfate i Orkowego Herszta Dwa-pazury na Octarius Sigma. Ostatecznie, na
bezimiennym księżycu w pobliżu świata Damnos, Lucjusz został zabity przez zmieniającego
kształt Nekrona, znanego pod imieniem Fazowy Miecz. Jednak nawet zbudowane z metalu
ciało Nekrona nie było w stanie powstrzymać klątwy Czempiona Slaanesha przed przejęciem
kontroli nad jego ciałem; nieumarli Nekroni odczuwają bowiem zimną dumę za każde
odniesione zwycięstwo. Jego duma stała się natomiast ziarnem jego zniszczenia. Lucjusz
odrodził się wewnątrz swojego zabójcy po kilku solarnych dniach, a nekrodermiczne ciało
jego xeno-zabójcy eksplodowało w kaskadzie spalonego metalu, ukazując opętanego żądzą
krwi szermierza, jeszcze bardziej aroganckiego i maniakalnego, niż kiedykolwiek przedtem.

RynsztunekStymulanty z Commorragh - Lucjusz wzmacnia swoją nadludzką szybkość i siłę
egzotycznymi stymulantami bojowymi, które wygrał w walce na arenach Mrocznych
Eldarów. System aplikujący mu te stymulanty przed każdym pojedynkiem został na stałe
wszczepiony w jego ciało przez renegackiego chirurga, Fabiusa Bile’a, byłego ucznia
mrocznych sztuk i pielgrzyma, który odkrył drogę do ukrytego Commoragh.
Bicz Cierpienia - w prawej ręce Lucjusz dzierży osobistą, Demoniczną Broń, stanowiącą dar
od samego Slaanesha. Jest to bicz o wielu długich wiciach, uderzających, jak gdyby były
obdarzone własnym rozumem. Okrutnie powykręcane haki biegną wzdłuż każdej wici, a
każda ich spirala jest ciepła w dotyku. W broni zawarta jest esencja Demonetki, a sam bicz
stanowi nieodłączną część ciała Lucjusza. Nie ustalono, czy bicz stanowi część jego ręki czy
kręgosłupa, stanowiąc swego rodzaju mechadendryt. Bicz Cierpienia, podobnie jak inny
Demoniczny Rynsztunek, jest samoświadomy. Podczas walki uderza niezależnie od woli
swojego właściciela, oplatając się wokół każdej żywej istoty dość głupiej, by zbliżyć się do
jego właściciela. Kiedy już wici oplączą swoją ofiarę, zaczną się zaciskać, dusząc, a w
dalszej konsekwencji ćwiartując nieszczęśnika. Najbardziej niepokojącą mocą tej broni jest
jednak to, że nie tylko karmi się ona bólem i strachem swoich ofiar, ale także urzeczywistnia
ich uczucia fizycznie dla wszystkich śmiertelnych świadków mordu. Słudzy Slaanesha
postrzegają Bicz Cierpienia w akcji jako niesamowitą rozrywkę i czują na jej widok wielką
przyjemność, ale inne istoty często uciekają po staniu się świadkiem okrutnej agonii bliskich
im osób. Nawet poza walką umiejętność Bicza do materializowania emocji jest wielce
cenionym narzędziem w czasie poniżających i perwersyjnych rytuałów wychwalających
Slaanesha, w których biorą udział jego sługi.
Znak Slaanesha - oprócz uchwyconych ostatnich chwil z życia swoich ofiar w postaci ich
przerażonego wyrazu twarzy, Lucjusz nosi także na swoim Pancerzu Kwilących Dusz Znak
Slaanesha. Jego symbol jest przesiąknięty mocą Księcia Przyjemności i przepełnia Lucjusza
jego błogosławieństwem. Od czasu swojego upadku w ramiona Chaosu, Lucjusz przeszedł
wiele mutacji. Najbardziej rozpoznawalnym z darów Mrocznego Boga jest para
rozszczepionych, kozich kopyt.




DISCLAIMER: jeśli podoba ci się to co robię, to możesz wesprzeć mój projekt, w którym cała zebrana kasa jest przeznaczana na tłumaczenia NAJNOWSZYCH artykułów ze świata Warhammer 40k. wesprzyj na www.patronite.pl/wojtekczytawh40k

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

20% rabatu na ręcznie robioną biżuterię z kodem CZYTAWOJTEK

  20% rabatu na ręcznie robioną biżuterię z kodem CZYTAWOJTEK klikasz w link i 20% jest twoje :) Ty cieszysz się super cacuszkami i dodatkow...