https://youtu.be/hTB1jSDGDAw
W czasie Herezji Horusa Masakra Strefy Zrzutu, jak później nazywano to wydarzenie, nastąpiła na planecie Istvaan V kiedy Imperator wysłał pokaźne siły, siedmiu, jak wierzył, lojalnych Legionów Astartes, do systemu Istvaan w celu stłamszenia rebelii wywołanej przez Imperialnego Mistrza Wojny. Wraz z Horusem i jego Legionem, na stronę chaosu przeszły trzy kolejne Legiony wraz ze swoimi Prymarchami, konkretnie Gwardia Śmierci Mortariona, Pożeracze Światów Angrona i Dzieci Imperatora Fulgrima. Lojalistyczne Żelazne Dłonie, Salamandry i Krucza Gwardia zostały wysłane w awangardzie natarcia. Pierwsza fala zrzutów pod ogólnym dowództwem Prymarchy Ferrusa Manusa składała się z jego X Legionu Żelaznych Dłoni, Salamander Vulkana i Kruczej Gwardii pod wodzą Corvusa Coraxa. Salamandry uderzyły na lewą flankę sił zdrajców, podczas gdy Ferrus Manus wraz z Pierwszym Kapitanem Żelaznych Dłoni Gabrielem Santorem i 10 pełnymi kompaniami Terminatorów Morloków uderzył prosto na środek formacji zdradzieckich Astartes. W międzyczasie Legion Corvusa Coraxa zaatakował lewą flankę i związał przeciwnika walką na tamtej pozycji. Równowaga sił była na tym etapie dość wyrównana, 30 tysięcy Zdradzieckich Marines przeciwko 40 tysiącom Lojalistów. Horus był świadomy tego jaką lokalizację Astartes wierni Imperatorowi wybrali do zrzutu swoich jednostek i jego siły od razu ruszyły na Legiony Lojalistów, kiedy tylko te wylądowały na powierzchni planety.
Pole bitwy na Istvaanie V było rzeźnią o iście epickich rozmiarach. Zdradzieccy Space Marines jakby wykręcani z nienawiści walczyli przeciwko swoim niedawnym braciom bitewnym w tym nieporównanie zaciekłym konflikcie. Potężne Tytany, niczym materializacja jestestwa samego Boga-Maszyny, kroczyły po powierzchni planety, a ich ślady usłane były ciałami żołnierzy bezsilnych w starciu z ich furią. Krew bohaterów i zdrajców płynęła rzekami, a zakapturzeni Hereteccy adepci Mrocznego Mechanicum uwalniali perwersyjne annały starożytnej technologii skradzionej Auretiańskiej Technokracji, by szerzyć krwawy chaos pośród szeregów Lojalistów. Z każdą sekundą setki ludzkich istnień gasły na całej powierzchni Doliny Urgall. Przeznaczenie naznaczało walczących niczym krwawa obietnica nieuniknionej śmierci, całun ciemności zawieszony nad każdym wojownikiem. Siły zdrajców stawiały opór, ale ich szeregi uginały się pod naporem furii Lojalistów, a najmniejsza nawet niekorzystna zmiana na polu bitwy mogła je w każdym momencie złamać. Armie na powierzchni Istvaana V ścierały się ze sobą przez niemal trzy godziny i mimo to żadna ze stron nie zyskała znacznej przewagi nad drugą. Lojaliści wciąż czekali aż druga fala „sprzymierzeńców” dotrze na powierzchnię planety, wspomoże ich w bitwie i przechyli szalę zwycięstwa na ich stronę. Wszyscy zdrajcy doskonale znali role jakie mieli odegrać w tym przedstawieniu i byli świadomi tego ile krwi muszą przelać żeby, jak wierzyli, ocalić ich rodzaj przed zniszczeniem i by ustanowić Horusa nowym Władcą Ludzkości.
Żelazne Dłonie, Krucza Gwardia i Salamandry zdołały przeprowadzić całkowity zrzut ich sił i zabezpieczyć strefę zrzutu znaną jako Dolina Urgall, chociaż wymagało to wielkich poświęceń. Ogarnięty wściekłością uparty Ferrus Manus zlekceważył porady jego braci, Coraxa i Vulkana i rzucił się w pogoni za wycofującymi się rebeliantami chcąc wyzwać Fulgrima do walki. Podążyły za nim również jego hufce złożone głównie z weteranów terminatorów i dreadnought’ów X Legionu. To co początkowo było zmasowanym atakiem na pozycje zdrajców, wkrótce przerodziło się w jedną z największych bitew od początku Wielkiej Krucjaty. Łączne siły ponad 60 tysięcy Astartes zderzyły się w morderczym pojedynku na mrocznych równinach Istvaana V, a sama bitwa miała wkrótce zapisać się krwawymi literami w annałach Imperialnej historii jako jedna z największych konfrontacji jakie miały kiedykolwiek miejsce.
Ziemia Doliny Urgall została przeorana pod gąsienicami czołgów i ciężkimi butami Astartes. Pośród chaosu tej bitwy Lojalnych Prymarchów można było szukać tam, gdzie wir walki był największy: Kruczy Lord unoszony na swoich czarnych skrzydłach przypiętych do plującego ogniem plecaka odrzutowego niósł śmierć niczym posłaniec samej śmierci pośród oddziałów lewej flanki. Lord Ferrus z Żelaznych Dłoni szalał w samym sercu bitwy, jego srebrzyste, pokryte żywym metalem ręce miażdżyły każdego zdrajcę, jaki miał nieszczęście znaleźć się w ich zasięgu i przyciągały tych, którzy uciekali przed furią Prymarchy. I w końcu Vulkan z Salamander na prawej flance, odziany w pancerz z nakładających się pancernych płyt, siał gromy ze swojego młota wojennego gdy ten uderzał w pancerze zdrajców, trzaskając je jak porcelanę.
Zdradzieccy Prymarchowie siali zniszczenie podobnie do ich lojalnych Imperatorowi Braci. Angron z Pożeraczy Światów wściekle rąbał swoimi ostrzami łańcuchowymi na lewo i prawo, ledwo zdając sobie sprawę z tego kogo posyłał martwego na ziemię swoimi potężnymi ciosami. Fulgrim z, ironicznie teraz brzmiących, Dzieci Imperatora śmiał się unikając niezdarnych ciosów wojowników Żelaznych Dłoni i nie zatrzymał swoich pełnych gracji ruchów nawet na moment. Obok nich, niczym obrzydliwe echo starożytnych Terrańskich legend, Mortarion z Gwardii Śmierci zbierał żniwo ludzkich istnień z każdym ciosem swojej kosy.
I oczywiście Horus, niegdyś najjaśniejsza gwiazda spośród synów Imperatora, Imperialny Mistrz Wojny. Podczas gdy Legiony na jego rozkazach walczyły z Lojalistami, on zajął pozycję w fortecy daleko na krawędzi wąwozu. Osłonięty i niewidoczny dla swoich braci walczących w imię Imperatora.
I oczywiście Horus, niegdyś najjaśniejsza gwiazda spośród synów Imperatora, Imperialny Mistrz Wojny. Podczas gdy Legiony na jego rozkazach walczyły z Lojalistami, on zajął pozycję w fortecy daleko na krawędzi wąwozu. Osłonięty i niewidoczny dla swoich braci walczących w imię Imperatora.
W końcu, ponad wirem kruszonego ceramitu, wybuchów czołgowych dział i szczękających bolterów pojawiły się transportery bojowe, kapsuły desantowe i lądowniki drugiej fali zrzutu przedzierały się na powierzchnię. Słabe światło słoneczne zostało chwilowo zaćmione przez cienie dziesiątek tysięcy jednostek pędzących przez atmosferę, a wzniesione przez walczących Lojalistów okrzyki poruszyły powietrze. Wymęczone i skrwawione Legiony lojalne Horusowi rzuciły się do odwrotu bez wahania.
Druga fala „Lojalistycznych” Legionów Space Marines zstępowała na powierzchnię strefy zrzutu na północnej krawędzi Doliny Urgall. Setki Thunderhawk’ów i Stombird’ów połyskiwały lądując na powierzchni Istvaana V transportując jednostki w sile czterech Legionów Astartes. Jednak Legiony Space Marines, które miały przybyć z pomocą walczącym na powierzchni Lojalistom były w sekrecie zaprzysiężone siłom chaosu i sprawie Horusa Luperkala. Władcy Nocy Konrada Kurze, Żelaźni Wojownicy Perturabo, Niosący Słowo Lorgara Aureliana i Legion Alfa Alphariusa reprezentowały siły liczniejsze niż te, które początkowo wylądowały na Istvaanie V w pierwszej fazie natarcia. Zdradzieckie Legiony w sekrecie zebrały się, w strefie lądowania, wypoczęte, świeże i gotowe do bitwy.
Żelaźni Wojownicy zajęli najwyższe pozycje, przejmując strefę lądowania Lojalistów w manewrze, który wyglądał jak umocnienie lądowiska przygotowanymi wcześniej bunkrami z plaskali. Zwaliste transportery zrzucały z niskich wysokości na ich pozycje metalowe konstrukcje, które zapadały się ziemi, a wprawni Legioniści IV Legionu umacniali i łączyli je tworząc szybko powstające stanowiska ogniowe. Wieżyczki ogniowe setkami wyrastały znad ich nowo powstałych bunkrów podczas gdy mrowia bezmyślnych serwitorów wytaczały się z transportowców Żelaznych Wojowników podłączając się do ich sieci systemów obronnych. Niosący Słowo umocnili pozycję braterskiego Legionu na flance od strony Doliny Urgall, natomiast Władcy Nocy ustawili się po przeciwnej stronie umocnień Żelaznych Wojowników. W dół linii, za montującymi umocnienia masami Żelaznych Wojowników i ich czołgami, pozycję obronną zajął Pierwszy Kapitan Legionu Władców Nocy wraz z pierwszą kompanią Atramentarów w pancerzach terminatorów. Władcy Nocy i Niosący Słowo mieli być kowadłem, a siły Żelaznych Wojowników – opadającym młotem, które miały zdradziecko zaskoczyć powracających, wyczerpanych Lojalistów. Wierni Imperium Astartes wracający do strefy lądowania z pustymi magazynkami bolterów i strzaskanymi ostrzami wierzyli, że nadejście „posiłków” pozwoli im odetchnąć.
Ciągnąć rannych i martwych Astartes ich Legionów, Corax i Vulkan kierowali się z powrotem do strefy lądowania gdzie niedawno pojawili się ich bracia, by przegrupować się i dołączyć do drugiego natarcia na siły Horusa. Chociaż wykrzykiwali na kanałach voxu prosząc o wsparcie medyczne i uzupełnienie amunicji, linie Astartes na północnej grani doliny pozostawały dziwnie milczące, w miarę jak wykończeni wojownicy Kruczej Gwardii i Salamander maszerowały ledwie setki metrów od ich pozycji. To wtedy Horus ujawnił prawdziwą naturę swojego planu i jednocześnie śmiertelnej pułapki jaką była ta kampania. Z wnętrza czarnej fortecy, w której Horus uwił swoje leże, pojedyncza flara wystrzeliła w niebo, eksplodując w łunie piekielnie czerwonego światła, które rozświetliło pole bitwy. Ogień zdrady zaryczał z tysięcy bolterów i dział, kiedy żołnierze drugiej fali zrzutu pokazali komu tak naprawdę są lojalni.
Ferrus Manus spoglądał w przerażeniu w stronę strefy zrzutu, a Fulgrim roześmiał się na widok wyrazu twarzy brata po tym, jak zdrajcy w otworzyli tam ogień do Salamander i Kruczej Gwardii, których Astartes umierali setkami w pierwszych momentach zdradzieckiego ataku, a z każdą kolejną sekundą, salwa za salwą, ostrzał bolterowy i rakiety dziesiątkowały ich szeregi. W chwili gdy w głębi doliny Lojaliści umierali pod nieubłaganym ostrzałem ze strefy lądowania, wycofujące się siły Mistrza Wojny nagle odwróciły kierunek marszu i skierowały się na wrogich wojowników w ich zasięgu. Setki Pożeraczy Światów, Synów Horusa i Gwardzistów Śmierci dopadło się do kompanii weteranów Żelaznych Dłoni. Chociaż Astartes X Legionu mężnie stawili im czoła, to byli beznadziejnie przytłoczeni liczebnie i wkrótce zostali rozniesieni na strzępy. Nieświadomie, Żelazne Dłonie skazały się na zagładę przez pozostanie na polu bitwy i pogoń za wycofującymi się siłami zdrajców.
Przednie szeregi Kruczej Gwardii padały jak zboże skoszone sypiącymi się z góry salwami wybuchających bolterowych pocisków. Astartes odziani w czarne pancerze upadali na ziemię i czołgali się w desperackich próbach unikania ognia, tylko po to, by nieustające salwy dobijały tych, którzy nie zginęli na początku ostrzału, trafieni w głowę czy klatkę piersiową. W kilka sekund po rozpoczęciu ostrzału z bolterów, promienie boleśnie jesnych laserów rozbłysnęły zza linii Niosących Słowo, kiedy działa laserowe zamontowane na Land Raiderach, Predatorach i wieżyczkach bastionów obronnych otworzyły ogień żłobiąc bruzdy w szeregach Kruczej Gwardii i ziemi, na której stali jej wojownicy. Żelaźni Wojownicy i Niosący Słowo nieprzerwanie kontynuowali ostrzał i w międzyczasie wycofywali się ze swoich dotychczasowych pozycji. Legion Niosących Słowo, przemieścił się na zachód od strefy lądowania, gotowy do zejścia w dół i zaatakowania Kruczej Gwardii od flanki.
Starcie Kruka i Urizena
Krucza Gwardia miała skonfrontować się ze zdradzieckim Legionem Niosących Słowo prowadzonym w awangardzie przez ich Prymrchę Lorgara, Pierwszego Kapitana Kor Phaerona i Pierwszego Kapelana Erebusa. Oba Legiony starły się w zaciętym boju. Wszelki gniew i wściekłość jaką może sobie wyobrazić zwykły śmiertelnik blednie w porównaniu z tym gniewem Prymarchy Kruczej Gwardii w obliczu zdrady jego braci, gdyż stał się on jego fizyczną manifestacją. Lord Corax zaszarżował w kierunku nacierających Niosących Słowo niczym rozmyta smuga czerni. Jego skrzydła z łatwością wyrzynały zdradzieckich Astartes, którzy próbowali stawić czoła jego wściekłości. Wkrótce spastyczne krzyki umierających Niosących Słowo zagłuszały kanały Voxu ich Legionu w desperackich prośbach o pomoc. Argel Tal, Karmazynowy Lord i dowódca oddziału opętanych przez demony Astares znanych jako Gal Vorbak, błogosławionych synów Lorgara, poprowadził swoich opętańczych Space Marines Chaosu by ich los dopełnił się z ręki półboskiego Prymarchy. W międzyczasie Urizen, podobnie jak jego brat, rozsiewał terror w szeregach przeciwników i zabijał ich z łatwością. Tak jak Niosący Słowo walczyli o każdą sekundę życia w starciu z Coraxem, tak i Astartes Kruczej Gwardii kładli się pokotem pod ciosami Lorgara. Nagle Urizen zatrzymał atak. Zauważył, że Corax brnął przez szeregi Gal Vorbak, rozrywając jego opętanych wojowników na strzępy. W tym czasie, wykorzystując chwilę wytchnienia daną im przez morderczy wybieg ich Prymarchy, Krucza Gwardia wycofywała się od jego pozycji niczym czarna fala pozostawiająca dywan ze zmarłych Astartes u jego stóp.
Mimo okrzyków protestu jakie podnieśli obaj Kor Phaeron i Erebus, Lorgar odrzucił ich porady i zaszarżował po zoranej ziemi i martwych ciałach Astartes jego brata by stoczyć pojedynek, w którym nie miał szans na zwycięstwo. Zobaczył swojego brata, mężczyznę którego ledwo znał i, z którym zamienił słowo raz czy dwa w ciągu dwóch stuleci swojego życia, mordującego jego synów w napadzie furii. Lorgar porzucił wszelkie myśli i plany o nawróceniu brata, nie było szans na uspokojenie jego gorejącego gniewu, który udzielił się również i jemu. W miarę jak przedzierał się w stronę Kruczego Lorda beznamiętne zabijanie ustępowało miejsca wściekłemu uderzaniu na oślep, w Lorgarze wezbrała nieludzka wściekłość, czuł narastającą w nim dziką moc, która szukała ujścia. Czuł, że wypełniająca go energia nie tylko wzmocniła jego fizyczną postać, ale sięgała do wszystkich jego synów na polu walki. I tak stanął w sercu krwawej łaźni, uskrzydlony i otoczony aureolą bezkształtnych smug psionicznego ognia, wykrzykując imię swojego brata, a skowyt który wydobywał się z gardła Lorgara przetaczał się po Dolinie Urgall jak fala grzmotu. Corax odpowiedział na to zawołanie swoim własnym – wyzwanie zdrajcy, okrzyk zdradzonego – i tak kruk znalazł heretyka, w zderzeniu Croziusa ze Szponem.
Prymarchowie walczyli we wściekłej furii – Corax walczył, żeby zabić, podczas gdy Lorgar walczył by pozostać przy życiu. W czasie pojedynku Corax wykrzykiwał obelgi i oskarżenia w stronę swojego niedawnego sprzymierzeńca. Chciał wiedzieć dlaczego Lorgar dopuścił się tak okrutnej zdrady. Lorgar podzielił się z bratem wizją w jakiej ujrzał przyszłość ich ojca – wysuszonych zwłok przykutych do Złotego Tronu i krzyczących w pustkę przez całą wieczność. Rozjuszony przez kłamstwa Urizena, Corax zamachnął się wściekle parą swoich Szponów Energetycznych przez twarz oponenta, tnąc ją bardzo głęboko. Choć Lorgarowi udało się ostatecznie uciec swojego przeznaczenia na polach Doliny Urgall, miał już zawsze nosić na twarzy blizny po tym uderzeniu. Obaj Prymarchowie zawzięcie wymieniali ciosy, jednak to Kruczy Lord miał przewagę nie tylko szybkośc ale również finezji i doświadczenia, bowiem był wyśmienitym wojownikiem z dziesięcioleciami doświadczenia w boju. Lorgar zawsze bardziej niż wojownikiem był uczonym i jego brak doświadczenia drogo go kosztował, bowiem w kilka sekund później Corax przebił jego trzewia, a czubki szponów energetycznych Kruczego Lorda przeszły na wylot ślizgając się po kręgach Aureliana. Taki cios znaczył jednak niewiele dla Prymarchy, jedynie kiedy Corax szarpnął szponami do góry, Lorgar zachwiał się na nogach. Szpony wbite w ciało Niosącego Słowo cięły coraz dotkliwiej. Buława Illuminarium wypadła z zaciśniętej pięści przebitego Prymarchy. Jego ręce zacisnęły się na szyi Coraxa nawet, gdy ten dosłownie rozpoławiał swojego brata. Nawet gdy Lorgar mocno zacisnął dłonie na jego gardle, Kruczy Lord pozostał niewzruszony uściskiem słabszego brata. Wściekły Aurelian uderzył czołem w twarz Coraxa, rozbijając mu nos, jednak wciąż nie był w stanie się uwolnić. Kruczy Lord nie dawał mu odporu, nawet gdy drugie, trzecie i czwarte ciosy padały na jego twarz. Wbite szpony szarpały się, zadzierając wzmocnione kości Lorgara. Corax wyrwał w końcu szpony z torsu brata czyniąc tym samym więcej szkody niż zadało pierwsze uderzenie. Krew syczała i podskakiwała kroplami gdy odparowywała na powierzchni pól siłowych energetycznych ostrzy. Lorgar upadł na kolana przyciskając ręce do poszarpanego brzucha. Corax podszedł do niego unosząc jeden ze szponów by dobić brata, a w miarę jak się zbliżał, Lorgar zaczął wykrzykiwać do niego, wiedząc, że nic tym nie wskóra, w swojej obronie. Krzyczał, że spośród wszystkich dwudziestu synów Imperatora, to on był jedynym, który nigdy nie chciał być wojownikiem, a teraz miał umrzeć po środku pola bitwy.
Opadający szpon Coraxa napotkał jednak nie szyję Lorgara, a inne ostrze. Kruczy Lord spojrzał w twarz, o czarnych oczach i bladej cerze, jak jego własna. Jego szpony zderzyły się ze złudnie podobnym orężem, a oba ostrza zgrzytały przyciśnięte do siebie. Jeden Szpon poszukujący okazji by uderzyć i zabić, drugi wznoszący się w obronie. Podczas gdy twarz Coraxa nosiła znamiona zmęczenia, jego oponent uśmiechał się. Był to napięty i pozbawiony radości uśmiech, niemal trupi, tak jakby twarz tamtego poddała się stężeniu pośmiertnemu. Tym, który powstrzyma egzekucję Lorgara był Konrad Curze. Corax chciał wyrwać swój szpon, jednak Władca Nocy przycisnął go swoją drugą rękawicą, przez co Corax nie był w stanie odlecieć i uniknąć swojego przeznaczenia. Curze spojrzał na pokonanego Lorgara i nakazał mu wstać z kolan, obrzydzony jego tchórzostwem. Corax nie pozostawał bezczynny gdy miałą miejsce ta wymiana zdań. Odpalił swój plecak odrzutowy, spalając rezerwy paliwa by uciec uściskowi Curze. Szpon Kruczego Lorda uwolnił się i Corax odleciał niesiony strumieniem ognia, odprowadzony wznoszącym się śmiechem Władcy Nocy. Wówczas Curze pochnął Lorgara z powrotem do jego Niosących Słowo, a dookoła nich szary Legion walczył z wojownikami w czerni.
Lorgar podziękował bratu za uratowanie mu życia, ale w odpowiedzi Curze ostrzegł go tylko, że następnym razem pozwoli mu umrzeć. Gdy miał wytoczyć kolejną ripostę, zatrzymał się wpół słowa gdy jego wzrok opadł na przemienionych wojownikach Gal Vorbak. Ich pancerze skrzyły się szkarłatem i były ozdobione prążkowanymi kośćmi. Wielkie szpony, oręż wykonany jakby z metalu i mięsa, wystające z ich demonicznych rąk. Każdy hełm był przyozdobiony parą rogów, a otworów przyłbicy spoglądały demoniczne oczy o trupim spojrzeniu. Curze odwrócił się w obrzydzeniu od Lorgara i skomentował, że ten nie jest już tylko zepsuty, a do cna wypaczony przez mroczne siły.
Chociaż śmiertelnie ranny, Lorgar miał żyć. Zdrajcy mieli zwyciężyć, a Imperator i Imperium otrzymać dotkliwy cios. Herezja Horusa rozpoczęła się na dobre, a Mistrz Wojny miał po swojej stronie dziewięć Legionów Space Marines i właśnie niemal całkowicie zniszczył trzy Legiony Lojalistów. Droga do Terry stała teraz przed nim otworem, a decydująca Bitwa o Terrę i Oblężenie Imperialnego Pałacu miały nastąpić siedem lat później. Siedem lat rozlewu krwi i terroru jakie rozsiewały Zdradzieckie Legiony w ich marszu do kolebki ludzkości.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz