niedziela, 25 sierpnia 2019

Lorgar i Niosący Słowo cz1

https://youtu.be/kSmWH1-VQzY


Niosący Słowo
“Wymówcie słowa Lorgara, a już na zawsze będziecie żyli w chwale Chaosu. Nie wymówcie ich, a jeszcze dziś wszyscy zginiecie.”
~ Ultimatum Niosących Słowo, zaniesione mieszkańcom stolicy planetarnej Moegh IV przed masakrą

Okrzyk wojenny: Niosący Słowo maszerują do bitwy śpiewając zwrotki z Księgi Lorgara zapętlone w kółko.
Powstanie: M30
Sukcesja od: Imperialni Heraldowie, Ikonoklaści (nazwa nieformalna)
Znane bandy bitewne: Zwiastun, Bractwo Ikonoklastów, Prorocy Zarażonej Drogi, Synowie Potępienia, Uświęceni, Płacząca Zasłona
Sygnatura Legionu: XVII
Prymarcha: Lorgar
Lordowie Chaosu: Erebus, Kor Phaeron, Mroczni Apostołowie wchodzący w skład Czarnej Rady
Ojczysty świat: Colchis
Obecna kwatera główna: Sicarus (Demoniczny Świat w Oku Terroru), Ghalmek (Świat Mrocznej Kuźni w Maelstromie)
Przynależność: Chaos Niepodzielny
Barwy: Karmazyn (Zdradziecka Czerwień)

Historia Legionu

         Jeśli kiedykolwiek istniała jakakolwiek miara zdrady, to Niosący Słowo z całą pewnością mieścili się w jej ekstremalnych, najwyższych partiach. Choć niegdyś byli najbardziej oddanymi i rygorystycznymi wojownikami w Imperium, to nie tylko nie wystarczyło to, by uchronić ich przed upadkiem, ale na dodatek Niosący Słowo pociągnęli swoje inne, bratnie Legiony, razem ze sobą w otchłań. Choć zdrada innych uderzyła w Imperium niczym silna burza, lub rozkwitnięcie ostatniego kwiatu zdrady z dawno zapomnianego ziarna, zdrada Niosących Słowo była trucizną destylowaną od wielu lat. Od momentu powstania ich Legionu, oddanie wojowników Niosących Słowo sprawie Imperium i Wielkiej Krucjaty było niekwestionowane. Byli oni wojownikami niosącymi ideały Imperium i wizję przyszłości rasy ludzkiej. To nie ich lojalność była tematem powszechnych debat, a sposób, w jaki ową lojalność wyrażali. Dziś ich dawną lojalność postrzega się jednak wyłącznie jako maskę, a ich fanatyzm jako wadę, która pomogła zniszczyć wszystko to, nad czym dawniej tak niestrudzenie pracowali.
            Jeszcze przed pierwszymi podbojami Imperatora w gwiazdach, jasnym stało się, że nie planuje on jedynie prostej wojny o podbój, a że nadchodzący konflikt będzie wojną o ideały. Wojny Unifikacyjne, a następnie Wielka Krucjata, miały sprowadzić rozdzielone i podzielone potomstwo ludzkości i zjednoczyć je pod jednym, oświeconym władcą. Choć Imperator dzielnie radził sobie z niszczeniem swoich wrogów i ich wielkich twierdz, zawsze był przygotowany do zaakceptowania składanego mu hołdu i obietnicy posłuszeństwa tych, których pokonał. Imperator miał przewodzić prawdziwemu Imperium Ludzkości, które miało się radować nawet wtedy, gdy znienawidzony wróg, który dawniej działał na jego szkodę, klękał i przyznawał się do porażki. Jak stwierdził jeden z dowódców armii Wojen Unifikacyjnych: “Gdybyśmy mieli zabijać każdego, kto staje nam na drodze, wkrótce stalibyśmy się władcami w królestwie popiołu.” Byli jednak i tacy wrogowie, z którymi pojednanie się nie było możliwe - nawet żądza zjednoczenia się ma swoje granice.
            Racjonalność i oświecenie wiedzą mogło doprowadzić Imperium bardzo daleko. Mrok barbarzyństwa musiał zostać odepchnięty, złamany i spalony w świetle prawdziwej drogi przyszłości. Adoracja bogów i mnożenie ideałów oraz wierzeń, które mogły doprowadzić do przesądów i ignorancji były chwastami, które należało wyciąć mieczem Imperialnej Prawdy. W ten sposób, armie młodego Imperium toczyły wojnę o umysły na zdobytych terenach na równi z wojną o ciała i krew. To właśnie w takich okolicznościach, w czasach wojny o przetrwanie ideałów Imperium powstał XVII Legion.
            Od swoich najwcześniejszych dni, XVII Legion różnił się od innych Legionów obowiązkami i wyglądem. Choć wszystkie Legiony Astartes walczyły z wielkim oddaniem, to już na pierwszy rzut oka wokół wojowników XVII Legionu roztaczała się aura fanatyzmu. Ich pierwszymi rekrutami byli synowie eksterminowanych przeciwników Imperatora. Byli oni trenowani i wychowywani tak, by byli w stanie dostrzec zbrodnie w czynach ich przodków i cenę, jaką trzeba im zapłacić za przebaczenie. Gdy inni szli do walki z poczuciem prawości w sercu, Marines XVII Legionu walczyli z zimną furią, znaną tylko potępieńcom i odkupionym. Jedynie kilku z nich łączyły więzi z braćmi z innych Legionów. Dla nich w bitwie nie było radości, tak jak w podboju nie dostrzegali chwały. Wszystko, co miało dla nich znaczenie, to dopełnienie swoich powinności. Podczas gdy inni Marines byli w stanie uznać siłę swoich wrogów a nawet poczuć wobec nich respekt, XVII Legion nie dostrzegał żadnej cnoty w starciu z przeciwnikami. Dopiero gdy przeciwnik był już złamany i kłaniał się przed nimi, byli oni w stanie uznać, że zasługiwał on na coś więcej, aniżeli tylko zniszczenie.
            Podczas gdy inne Legiony Kosmicznych Marines zdobyły swoje nazwy w swojej późniejszej historii, XVII Legion został mianowany Legionem Imperialnych Heraldów już w dniu swojego powstania. Tylko ten jeden Legion spośród dwudziestu został wyróżniony właśnie w taki sposób, nie miało to jednak żadnego znaczenia honorowego. Miało to być jedynie odniesienie do roli sprawowanej przez Legion. Tam, gdzie wrogowie Imperatora modlili się do starych bogów i wciąż byli ogarnięci przesądami Starej Nocy, to właśnie XVII Legion miał przekazywać im ultimatum Imperatora: wyrzeknij się, lub przepadnij. Do licznych fortec demagogów i do odosobnionych enklaw dzikich kultów Starej Terry przybywał samotny wojownik XVII Legionu. Był opancerzony na czarno i ukrywał twarz za hełmem stylizowanym na ludzką czaszkę. U pasa miał przewieszoną uskrzydloną maczugę. Herald miał za zadanie przekazać dobre słowo o prawdzie, oferowanej przez Imperatora Ludzkości oraz o daremności oporu zgromadzonych przed nim ludzi. Ci niosący słowo i śmierć wojownicy byli wybierani spośród tych, którzy wykazywali ogromne oddanie Imperialnej Prawdzie. Gdy dany wojownik zasłużył sobie na pozycję Heralda, nie mógł zwyczajnie porzucić swojej funkcji. Niektórzy poddawali się na sam widok Heralda XVII Legionu, odrzucali swoje dawne wierzenia i rozpoczynali nowe życie. Inni odmawiali. Wielu Heraldów ginęło z rąk opornych wrogów, zabijając setki z nich nim samemu padali na ziemię. Jeśli jednak właśnie tak się działo, za czarnym wojownikiem szły setki opancerzonych na szaro, gotowych zanieść zmianę wrogom Imperatora przy pomocy ognia. Wojna prowadzona przez Imperialnych Heraldów była bezpośrednia i funkcjonalna. Podczas gdy inne Legiony walczyły według własnych przyzwyczajeń i natury, narzuconej ich Astartes przez ich genoziarno, XVII Legion walczył tylko po to, by odnieść zwycięstwo. Dla nich wojna istniała na długo, nim wystrzelono pierwszą kulę i trwała długo po tym, jak ostatnia kropla krwi ich wrogów wsiąkła w ziemię. Byli wojownikami toczącymi wojny w królestwie wierzeń, wojny, w których prawda była jedyną realną bronią.
            Gdy Imperialni Heraldowie dokonali podboju, zaczynały się poszukiwania ksiąg, woluminów i treści mówiących o mocy czarnoksięstwa, fałszywych bogach i irracjonalnościach. Wojownicy plądrowali biblioteki, dzieląc ich składy na treści przekazujące prawdę i te przekazujące kłamstwa. Bałwany i pułapki ducha były wyrzucane ze świątyń i innych miejsc kultu. Ci, którzy zachowywali w duszy truciznę związaną z fałszywymi wierzeniami, mieli zostać wyrwani z okowów ignorancji poprzez dokonanie wyboru: uznanie Imperialnej Prawdy, lub bycie wrzuconym na ten sam stos oczyszczenia, co wszystkie księgi, pomniki i symbole fałszywej wiary. Ostatecznie, wielkie budynki, które w swoich murach dawały schronienie kłamstwom przeszłości, były burzone i zrównywane z ziemią. Dopiero wtedy większość nadludzkich wojowników opuszczała takie miejsca, zostawiając za sobą ocalałą populację i stawiając ją na nowej, oświeconej drodze życia. Był to wzór postępowania wojowników XVII Legionu, który powtarzali oni wszędzie tam, gdzie pojawili się na Starożytnej Terrze w czasie Wojen Unifikacyjnych, przez co dorobili się swojego drugiego tytułu - choć wielu ludzi w całym Imperium nazywało ich Imperialnymi Heraldami, to dla ich braci z innych Legionów byli oni Ikonoklastami.

Historia Lorgara
“Wiara jest duszą każdej armii; niezależnie od tego, czy wywodzi się ona z prymitywnej religii, czy z oświeconej prawdy. Wiara zmienia nawet najsłabszego żołnierza w giganta, a tchórza w człowieka zdolnego przetrwać wszystko. Wiara uszlachetnia wszystkie światy, na których przepełniony wiarą żołnierz postawi stopę; niezależnie od tego, czy światy te są proste, czy podłe i importuje na nie złotą iskrę transcendentnego, świętego celu.”
~ Lorgar Aurelian, Prymarcha Niosących Słowo

            Colchis było światem starych bogów. Mówi się, że religia od zawsze była tam obecna w podmuchach wiatru, cieple promieni słonecznych i smaku wszechobecnego pyłu. Dla populacji planety, czczenie wyższych mocy było częścią ich samych, dokładnie tak samo, jak ich fizyczne serca i płacz ich dzieci. Choć w czasach Lorgara, Colchis była planetą związaną prawem feudalnym, to w dalekiej przeszłości był to świat o wysoce zaawansowanej technologii. Były to jednak dni zapomniane w okresie Starej Nocy. Dla jednych życie na planecie było bardzo proste, dla innych trudne, ale wszyscy ludzie na Colchis wyznawali te same prawdy, które wyznawali ich ojcowie, a które przekazały im ich matki. Ta zaraza pożerała całe generacje Colchijczyków i nikt nie śmiał wówczas myśleć, że kiedykolwiek się to zmieni. Na całej planecie zmieniało się wszystko: były tam obecne wojny, od których ziemia przesiąkała gęstą krwią, umierali królowie, zwykli ludzie i imperia, na których miejscu powstawały nowe, z nowymi władcami i ludami pod ich panowaniem. Zmieniało się wszystko, ale starzy bogowie wciąż byli wszechobecni.
            Planeta Colchis była jedną z pierwszych światów zasiedlonych przez rasę ludzką po wynalezieniu przez ludzkość silników Osnowy. Świat jest zlokalizowany na galaktyczny północny-zachód od Terry, w regionie przestrzeni kosmicznej nazwanej później Segmentum Pacificus. Colchis znajdowało się w najdalej wysuniętym na zachód regionie Segmentum, na granicy z Segmentum Obscurus. Kontynentalna masa Colchis od zawsze była usiana rozpadającymi się budowlami dawno zapomnianej cywilizacji. Żadne badania archeologicznie nie potrafiły określić celu ich stworzenia.
            Colchis jest trzy razy większa od Terry, choć od zawsze jej populacja składała się na niewielki ułamek populacji Terry. Okrążenie bezlitosnej gwiazdy Układu zajmowało planecie niemal pięć standardowych lat. Dzień i noc także były na planecie wydłużone - pełen obrót planety wokół własnej osi trwał terrański tydzień, a jeden terrański tydzień trwał terrański miesiąc. Z orbity planety, jej powierzchnia jawiła się jako pejzaż nieprzebytych łańcuchów górskich i kasztanowych, równinnych pustyń, przez które przebiegały nieliczne rzeki. To właśnie na tych niegościnnych, wysuszonych ziemiach, pierwsi przodkowie ludzkich mieszkańców planety - pierwsi mężczyźni i kobiety na planecie, która nie była planetą ich narodzin - podłożyli fundamenty pod kolebkę cywilizacji.
            Eksploratorzy Mechanicum w czasach Wielkiej Krucjaty, w późnych latach M30, określili datę powstania pierwszej, ludzkiej osady na Colchis na szesnaste millenium, choć precyzyjne określenie przybycia pierwszych statków kolonizacyjnych nie jest możliwe. Imperialni uczeni i historycy wierzą, że świat Colchis był wysoce zaawansowany technologicznie w czasach Mrocznej Epoki Technologii, ale w czasach Epoki Zamętu stał się teatrem konfliktów i technologicznej regresji aż do poziomu przed-przemysłowego, feudalnego społeczeństwa.

Społeczeństwo Colchis

Niektóre zapiski na temat historii Colchis mają swoje źródła w księgach ocalonych z prochów Epoki Zamętu. Różne fragmenty tych ksiąg zostały odtworzone w Speculum Historiale, wyczerpującym traktacie historycznym na temat Wielkiej Krucjaty pióra historyka Carpinusa. W swoim opisie Colchis, Carpinus opowiada o kapłanach, sługach organizacji nazywanej Przymierzem, którzy odbudowali rozbite społeczeństwo Colchis i obiecali, że pewnego dnia na planetę zstąpi wielki przywódca, który ochroni ich przed wszechobecnym mrokiem. Poprzez surową, religijną obserwację, ścisłe dogmaty Przymierza stały się gigantyczną, monolityczną strukturą wierzeń, która przenikała każdy aspekt codziennego życia na Colchis. Colchis stała się planetą pokoju i prawa, a lud Vharadesh, stolicy planetarnej Colchis, nazywanej także Miastem Szarych Kwiatów, ponad wszystko szanowała swoich świętych przywódców.
Na przestrzeni pokoleń, cywilizacja rozproszyła się na wszystkie kontynenty planety. Większość tamtejszych państw-miast lokalizowało się na wybrzeżach. Każde z nich utrzymywało powietrzne i morskie szlaki handlowe - przebywanie drogi z miasta do miasta lądem było na Colchis uważane za szaleństwo. Niepodobnie innym światom Imperium, Colchis nie chroniły potężne platformy broni orbitalnej. W przyszłości na orbicie planety miały wyrosnąć jedynie stacje przemysłowe, odpowiedzialne za karmienie i uzupełnianie zapasów potężnych, pasożytniczych flot ekspedycyjnych w czasie całej Wielkiej Krucjaty.
W tamtych czasach, Colchis wciąż nosiło na sobie blizny dawno zapomnianej wielkości - były to oznaki dawnej epoki dziwów, której kres dał żywy ogień. Powierzchnia planety była czarna od kości i martwych miast, upadłych w zapomnianych erach. Nowe miasta zakładano na nowych terenach, a ich genezę wyznaczyła o wiele prostsza i bardziej cicha kultura. Starożytne ruiny sugerowały istnienie w przeszłości Colchis imperium napędzanego maszynami, choć brakuje na ten temat jakichkolwiek dowodów. Zaginione dziedzictwo tego królestwa dryfowało wokół orbity planety w postaci wraków, których rozkład miał jeszcze potrwać całe tysiąclecia.
W tamtym czasie jedynie kilka Imperialnych flot udawało się w pobliże Colchis i to wcale nie z powodu braku rozbudowanej infrastruktury w tym regionie kosmosu. Plotki powołujące się na niewiarygodne szlaki żeglugowe w okolicach Colchis okrążały Imperium w zawrotnym tempie, a tajemnicze zaginięcie 2188. Floty Ekspedycyjnej właśnie w tym regionie kosmosu napędzało odważnych spekulantów i podróżników Imperium. Colchis wydawało się być światem skupionym na samym sobie - jego populacja nie zaprzątała sobie głowy nawet oczyszczeniem własnego nieba z wraków okrętów datowanych na Mroczną Epokę Technologii i odrzucała każdą propozycję Imperium co do zbudowania nowych stacji orbitalnych wokół planety. Jedyne przyzwolenie planety na działalność w jej okolicach sług Imperium dotyczyło badania wraków starożytnych okrętów nad orbitą przez Marsjańskie sługi Mechanicum. Ten region przestrzeni kosmicznej nie był nawiedzony. Żaden Imperialny dowódca nigdy nie odniósłby się do śmiechu wartych przesądów na jego temat, jako że w obliczu Imperialnej Prawdy takie słowa były jedynie elementem uprzedzeń i niestosowną pozostałością po starych czasach. Mimo to, Colchis cieszyło się raczej słabym ruchem obywateli Imperium na swojej powierzchni i wciąż opierało się zaopatrywaniu Wielkiej Krucjaty.
Na Colchis, podobnie jak na wielu suchych planetach Imperium, miejscowa populacja radzi sobie jak może w walce z zabójczym klimatem. Dla ludzkiej populacji to wybrzeża stały się głównym miejscem zakładania miast, wielkich placówek filtracyjnych i miejsc nawadniających uprawy. Stolica planetarna Vharadesh, Święte Miasto, było rdzeniem wszelkich starań odnowienia przemysłu na planecie. Nawadniane pola uprawne rozciągały się już od miejskich murów, co było wyznacznikiem triumfu ludzkiej pomysłowości nad naturą. Colchis było pustynnym, suchym światem, ale ideał ludzkiej formy ukazywał się na nim we wszystkich, cudownych wynalazkach mieszkańców planety.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

20% rabatu na ręcznie robioną biżuterię z kodem CZYTAWOJTEK

  20% rabatu na ręcznie robioną biżuterię z kodem CZYTAWOJTEK klikasz w link i 20% jest twoje :) Ty cieszysz się super cacuszkami i dodatkow...