Niosący
Słowo
“Wymówcie słowa Lorgara, a już na
zawsze będziecie żyli w chwale Chaosu. Nie wymówcie ich, a jeszcze dziś wszyscy
zginiecie.”
~
Ultimatum Niosących Słowo, zaniesione mieszkańcom stolicy planetarnej Moegh IV
przed masakrą
Okrzyk
wojenny: Niosący Słowo maszerują do bitwy śpiewając zwrotki z Księgi Lorgara
zapętlone w kółko.
Powstanie:
M30
Sukcesja
od: Imperialni Heraldowie, Ikonoklaści (nazwa nieformalna)
Znane
bandy bitewne: Zwiastun, Bractwo Ikonoklastów, Prorocy Zarażonej Drogi, Synowie
Potępienia, Uświęceni, Płacząca Zasłona
Sygnatura
Legionu: XVII
Prymarcha:
Lorgar
Lordowie
Chaosu: Erebus, Kor Phaeron, Mroczni Apostołowie wchodzący w skład Czarnej Rady
Ojczysty
świat: Colchis
Obecna
kwatera główna: Sicarus (Demoniczny Świat w Oku Terroru), Ghalmek (Świat
Mrocznej Kuźni w Maelstromie)
Przynależność:
Chaos Niepodzielny
Barwy:
Karmazyn (Zdradziecka Czerwień)
Historia
Legionu
Jeśli kiedykolwiek istniała
jakakolwiek miara zdrady, to Niosący Słowo z całą pewnością mieścili się w jej
ekstremalnych, najwyższych partiach. Choć niegdyś byli najbardziej oddanymi i
rygorystycznymi wojownikami w Imperium, to nie tylko nie wystarczyło to, by
uchronić ich przed upadkiem, ale na dodatek Niosący Słowo pociągnęli swoje
inne, bratnie Legiony, razem ze sobą w otchłań. Choć zdrada innych uderzyła w
Imperium niczym silna burza, lub rozkwitnięcie ostatniego kwiatu zdrady z dawno
zapomnianego ziarna, zdrada Niosących Słowo była trucizną destylowaną od wielu
lat. Od momentu powstania ich Legionu, oddanie wojowników Niosących Słowo
sprawie Imperium i Wielkiej Krucjaty było niekwestionowane. Byli oni
wojownikami niosącymi ideały Imperium i wizję przyszłości rasy ludzkiej. To nie
ich lojalność była tematem powszechnych debat, a sposób, w jaki ową lojalność
wyrażali. Dziś ich dawną lojalność postrzega się jednak wyłącznie jako maskę, a
ich fanatyzm jako wadę, która pomogła zniszczyć wszystko to, nad czym dawniej
tak niestrudzenie pracowali.
Jeszcze
przed pierwszymi podbojami Imperatora w gwiazdach, jasnym stało się, że nie
planuje on jedynie prostej wojny o podbój, a że nadchodzący konflikt będzie
wojną o ideały. Wojny Unifikacyjne, a następnie Wielka Krucjata, miały
sprowadzić rozdzielone i podzielone potomstwo ludzkości i zjednoczyć je pod
jednym, oświeconym władcą. Choć Imperator dzielnie radził sobie z niszczeniem
swoich wrogów i ich wielkich twierdz, zawsze był przygotowany do zaakceptowania
składanego mu hołdu i obietnicy posłuszeństwa tych, których pokonał. Imperator
miał przewodzić prawdziwemu Imperium Ludzkości, które miało się radować nawet
wtedy, gdy znienawidzony wróg, który dawniej działał na jego szkodę, klękał i
przyznawał się do porażki. Jak stwierdził jeden z dowódców armii Wojen
Unifikacyjnych: “Gdybyśmy mieli zabijać każdego, kto staje nam na drodze,
wkrótce stalibyśmy się władcami w królestwie popiołu.” Byli jednak i tacy
wrogowie, z którymi pojednanie się nie było możliwe - nawet żądza zjednoczenia
się ma swoje granice.
Racjonalność
i oświecenie wiedzą mogło doprowadzić Imperium bardzo daleko. Mrok
barbarzyństwa musiał zostać odepchnięty, złamany i spalony w świetle prawdziwej
drogi przyszłości. Adoracja bogów i mnożenie ideałów oraz wierzeń, które mogły
doprowadzić do przesądów i ignorancji były chwastami, które należało wyciąć
mieczem Imperialnej Prawdy. W ten sposób, armie młodego Imperium toczyły wojnę
o umysły na zdobytych terenach na równi z wojną o ciała i krew. To właśnie w
takich okolicznościach, w czasach wojny o przetrwanie ideałów Imperium powstał
XVII Legion.
Od
swoich najwcześniejszych dni, XVII Legion różnił się od innych Legionów
obowiązkami i wyglądem. Choć wszystkie Legiony Astartes walczyły z wielkim
oddaniem, to już na pierwszy rzut oka wokół wojowników XVII Legionu roztaczała
się aura fanatyzmu. Ich pierwszymi rekrutami byli synowie eksterminowanych
przeciwników Imperatora. Byli oni trenowani i wychowywani tak, by byli w stanie
dostrzec zbrodnie w czynach ich przodków i cenę, jaką trzeba im zapłacić za
przebaczenie. Gdy inni szli do walki z poczuciem prawości w sercu, Marines XVII
Legionu walczyli z zimną furią, znaną tylko potępieńcom i odkupionym. Jedynie
kilku z nich łączyły więzi z braćmi z innych Legionów. Dla nich w bitwie nie
było radości, tak jak w podboju nie dostrzegali chwały. Wszystko, co miało dla
nich znaczenie, to dopełnienie swoich powinności. Podczas gdy inni Marines byli
w stanie uznać siłę swoich wrogów a nawet poczuć wobec nich respekt, XVII
Legion nie dostrzegał żadnej cnoty w starciu z przeciwnikami. Dopiero gdy
przeciwnik był już złamany i kłaniał się przed nimi, byli oni w stanie uznać,
że zasługiwał on na coś więcej, aniżeli tylko zniszczenie.
Podczas
gdy inne Legiony Kosmicznych Marines zdobyły swoje nazwy w swojej późniejszej
historii, XVII Legion został mianowany Legionem Imperialnych Heraldów już w
dniu swojego powstania. Tylko ten jeden Legion spośród dwudziestu został
wyróżniony właśnie w taki sposób, nie miało to jednak żadnego znaczenia
honorowego. Miało to być jedynie odniesienie do roli sprawowanej przez Legion.
Tam, gdzie wrogowie Imperatora modlili się do starych bogów i wciąż byli
ogarnięci przesądami Starej Nocy, to właśnie XVII Legion miał przekazywać im
ultimatum Imperatora: wyrzeknij się, lub przepadnij. Do licznych fortec
demagogów i do odosobnionych enklaw dzikich kultów Starej Terry przybywał
samotny wojownik XVII Legionu. Był opancerzony na czarno i ukrywał twarz za
hełmem stylizowanym na ludzką czaszkę. U pasa miał przewieszoną uskrzydloną
maczugę. Herald miał za zadanie przekazać dobre słowo o prawdzie, oferowanej
przez Imperatora Ludzkości oraz o daremności oporu zgromadzonych przed nim
ludzi. Ci niosący słowo i śmierć wojownicy byli wybierani spośród tych, którzy
wykazywali ogromne oddanie Imperialnej Prawdzie. Gdy dany wojownik zasłużył
sobie na pozycję Heralda, nie mógł zwyczajnie porzucić swojej funkcji.
Niektórzy poddawali się na sam widok Heralda XVII Legionu, odrzucali swoje
dawne wierzenia i rozpoczynali nowe życie. Inni odmawiali. Wielu Heraldów
ginęło z rąk opornych wrogów, zabijając setki z nich nim samemu padali na
ziemię. Jeśli jednak właśnie tak się działo, za czarnym wojownikiem szły setki
opancerzonych na szaro, gotowych zanieść zmianę wrogom Imperatora przy pomocy
ognia. Wojna prowadzona przez Imperialnych Heraldów była bezpośrednia i
funkcjonalna. Podczas gdy inne Legiony walczyły według własnych przyzwyczajeń i
natury, narzuconej ich Astartes przez ich genoziarno, XVII Legion walczył tylko
po to, by odnieść zwycięstwo. Dla nich wojna istniała na długo, nim wystrzelono
pierwszą kulę i trwała długo po tym, jak ostatnia kropla krwi ich wrogów wsiąkła
w ziemię. Byli wojownikami toczącymi wojny w królestwie wierzeń, wojny, w
których prawda była jedyną realną bronią.
Gdy
Imperialni Heraldowie dokonali podboju, zaczynały się poszukiwania ksiąg,
woluminów i treści mówiących o mocy czarnoksięstwa, fałszywych bogach i
irracjonalnościach. Wojownicy plądrowali biblioteki, dzieląc ich składy na
treści przekazujące prawdę i te przekazujące kłamstwa. Bałwany i pułapki ducha
były wyrzucane ze świątyń i innych miejsc kultu. Ci, którzy zachowywali w duszy
truciznę związaną z fałszywymi wierzeniami, mieli zostać wyrwani z okowów
ignorancji poprzez dokonanie wyboru: uznanie Imperialnej Prawdy, lub bycie
wrzuconym na ten sam stos oczyszczenia, co wszystkie księgi, pomniki i symbole
fałszywej wiary. Ostatecznie, wielkie budynki, które w swoich murach dawały
schronienie kłamstwom przeszłości, były burzone i zrównywane z ziemią. Dopiero
wtedy większość nadludzkich wojowników opuszczała takie miejsca, zostawiając za
sobą ocalałą populację i stawiając ją na nowej, oświeconej drodze życia. Był to
wzór postępowania wojowników XVII Legionu, który powtarzali oni wszędzie tam,
gdzie pojawili się na Starożytnej Terrze w czasie Wojen Unifikacyjnych, przez
co dorobili się swojego drugiego tytułu - choć wielu ludzi w całym Imperium
nazywało ich Imperialnymi Heraldami, to dla ich braci z innych Legionów byli
oni Ikonoklastami.
Historia Lorgara
“Wiara jest
duszą każdej armii; niezależnie od tego, czy wywodzi się ona z prymitywnej
religii, czy z oświeconej prawdy. Wiara zmienia nawet najsłabszego żołnierza w
giganta, a tchórza w człowieka zdolnego przetrwać wszystko. Wiara uszlachetnia
wszystkie światy, na których przepełniony wiarą żołnierz postawi stopę;
niezależnie od tego, czy światy te są proste, czy podłe i importuje na nie złotą
iskrę transcendentnego, świętego celu.”
~ Lorgar Aurelian, Prymarcha
Niosących Słowo
Colchis
było światem starych bogów. Mówi się, że religia od zawsze była tam obecna w
podmuchach wiatru, cieple promieni słonecznych i smaku wszechobecnego pyłu. Dla
populacji planety, czczenie wyższych mocy było częścią ich samych, dokładnie
tak samo, jak ich fizyczne serca i płacz ich dzieci. Choć w czasach Lorgara,
Colchis była planetą związaną prawem feudalnym, to w dalekiej przeszłości był
to świat o wysoce zaawansowanej technologii. Były to jednak dni zapomniane w
okresie Starej Nocy. Dla jednych życie na planecie było bardzo proste, dla
innych trudne, ale wszyscy ludzie na Colchis wyznawali te same prawdy, które
wyznawali ich ojcowie, a które przekazały im ich matki. Ta zaraza pożerała całe
generacje Colchijczyków i nikt nie śmiał wówczas myśleć, że kiedykolwiek się to
zmieni. Na całej planecie zmieniało się wszystko: były tam obecne wojny, od
których ziemia przesiąkała gęstą krwią, umierali królowie, zwykli ludzie i
imperia, na których miejscu powstawały nowe, z nowymi władcami i ludami pod ich
panowaniem. Zmieniało się wszystko, ale starzy bogowie wciąż byli wszechobecni.
Planeta
Colchis była jedną z pierwszych światów zasiedlonych przez rasę ludzką po
wynalezieniu przez ludzkość silników Osnowy. Świat jest zlokalizowany na
galaktyczny północny-zachód od Terry, w regionie przestrzeni kosmicznej
nazwanej później Segmentum Pacificus. Colchis znajdowało się w najdalej
wysuniętym na zachód regionie Segmentum, na granicy z Segmentum Obscurus.
Kontynentalna masa Colchis od zawsze była usiana rozpadającymi się budowlami
dawno zapomnianej cywilizacji. Żadne badania archeologicznie nie potrafiły
określić celu ich stworzenia.
Colchis
jest trzy razy większa od Terry, choć od zawsze jej populacja składała się na
niewielki ułamek populacji Terry. Okrążenie bezlitosnej gwiazdy Układu
zajmowało planecie niemal pięć standardowych lat. Dzień i noc także były na
planecie wydłużone - pełen obrót planety wokół własnej osi trwał terrański
tydzień, a jeden terrański tydzień trwał terrański miesiąc. Z orbity planety,
jej powierzchnia jawiła się jako pejzaż nieprzebytych łańcuchów górskich i
kasztanowych, równinnych pustyń, przez które przebiegały nieliczne rzeki. To
właśnie na tych niegościnnych, wysuszonych ziemiach, pierwsi przodkowie
ludzkich mieszkańców planety - pierwsi mężczyźni i kobiety na planecie, która
nie była planetą ich narodzin - podłożyli fundamenty pod kolebkę cywilizacji.
Eksploratorzy
Mechanicum w czasach Wielkiej Krucjaty, w późnych latach M30, określili datę
powstania pierwszej, ludzkiej osady na Colchis na szesnaste millenium, choć
precyzyjne określenie przybycia pierwszych statków kolonizacyjnych nie jest
możliwe. Imperialni uczeni i historycy wierzą, że świat Colchis był wysoce
zaawansowany technologicznie w czasach Mrocznej Epoki Technologii, ale w czasach
Epoki Zamętu stał się teatrem konfliktów i technologicznej regresji aż do
poziomu przed-przemysłowego, feudalnego społeczeństwa.
Społeczeństwo Colchis
Niektóre zapiski na temat historii
Colchis mają swoje źródła w księgach ocalonych z prochów Epoki Zamętu. Różne
fragmenty tych ksiąg zostały odtworzone w Speculum Historiale, wyczerpującym
traktacie historycznym na temat Wielkiej Krucjaty pióra historyka Carpinusa. W
swoim opisie Colchis, Carpinus opowiada o kapłanach, sługach organizacji
nazywanej Przymierzem, którzy odbudowali rozbite społeczeństwo Colchis i
obiecali, że pewnego dnia na planetę zstąpi wielki przywódca, który ochroni ich
przed wszechobecnym mrokiem. Poprzez surową, religijną obserwację, ścisłe
dogmaty Przymierza stały się gigantyczną, monolityczną strukturą wierzeń, która
przenikała każdy aspekt codziennego życia na Colchis. Colchis stała się planetą
pokoju i prawa, a lud Vharadesh, stolicy planetarnej Colchis, nazywanej także
Miastem Szarych Kwiatów, ponad wszystko szanowała swoich świętych przywódców.
Na przestrzeni pokoleń, cywilizacja
rozproszyła się na wszystkie kontynenty planety. Większość tamtejszych
państw-miast lokalizowało się na wybrzeżach. Każde z nich utrzymywało
powietrzne i morskie szlaki handlowe - przebywanie drogi z miasta do miasta
lądem było na Colchis uważane za szaleństwo. Niepodobnie innym światom
Imperium, Colchis nie chroniły potężne platformy broni orbitalnej. W
przyszłości na orbicie planety miały wyrosnąć jedynie stacje przemysłowe,
odpowiedzialne za karmienie i uzupełnianie zapasów potężnych, pasożytniczych
flot ekspedycyjnych w czasie całej Wielkiej Krucjaty.
W tamtych czasach, Colchis wciąż
nosiło na sobie blizny dawno zapomnianej wielkości - były to oznaki dawnej
epoki dziwów, której kres dał żywy ogień. Powierzchnia planety była czarna od
kości i martwych miast, upadłych w zapomnianych erach. Nowe miasta zakładano na
nowych terenach, a ich genezę wyznaczyła o wiele prostsza i bardziej cicha
kultura. Starożytne ruiny sugerowały istnienie w przeszłości Colchis imperium
napędzanego maszynami, choć brakuje na ten temat jakichkolwiek dowodów.
Zaginione dziedzictwo tego królestwa dryfowało wokół orbity planety w postaci
wraków, których rozkład miał jeszcze potrwać całe tysiąclecia.
W tamtym czasie jedynie kilka Imperialnych
flot udawało się w pobliże Colchis i to wcale nie z powodu braku rozbudowanej
infrastruktury w tym regionie kosmosu. Plotki powołujące się na niewiarygodne
szlaki żeglugowe w okolicach Colchis okrążały Imperium w zawrotnym tempie, a
tajemnicze zaginięcie 2188. Floty Ekspedycyjnej właśnie w tym regionie kosmosu
napędzało odważnych spekulantów i podróżników Imperium. Colchis wydawało się
być światem skupionym na samym sobie - jego populacja nie zaprzątała sobie
głowy nawet oczyszczeniem własnego nieba z wraków okrętów datowanych na Mroczną
Epokę Technologii i odrzucała każdą propozycję Imperium co do zbudowania nowych
stacji orbitalnych wokół planety. Jedyne przyzwolenie planety na działalność w
jej okolicach sług Imperium dotyczyło badania wraków starożytnych okrętów nad
orbitą przez Marsjańskie sługi Mechanicum. Ten region przestrzeni kosmicznej
nie był nawiedzony. Żaden Imperialny dowódca nigdy nie odniósłby się do śmiechu
wartych przesądów na jego temat, jako że w obliczu Imperialnej Prawdy takie słowa
były jedynie elementem uprzedzeń i niestosowną pozostałością po starych
czasach. Mimo to, Colchis cieszyło się raczej słabym ruchem obywateli Imperium
na swojej powierzchni i wciąż opierało się zaopatrywaniu Wielkiej Krucjaty.
Na Colchis, podobnie jak na wielu
suchych planetach Imperium, miejscowa populacja radzi sobie jak może w walce z
zabójczym klimatem. Dla ludzkiej populacji to wybrzeża stały się głównym
miejscem zakładania miast, wielkich placówek filtracyjnych i miejsc
nawadniających uprawy. Stolica planetarna Vharadesh, Święte Miasto, było
rdzeniem wszelkich starań odnowienia przemysłu na planecie. Nawadniane pola
uprawne rozciągały się już od miejskich murów, co było wyznacznikiem triumfu
ludzkiej pomysłowości nad naturą. Colchis było pustynnym, suchym światem, ale
ideał ludzkiej formy ukazywał się na nim we wszystkich, cudownych wynalazkach
mieszkańców planety.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz