niedziela, 21 lipca 2019

Orkowi Kuomandozi (Ork Kommandos)






- Widzisz, ta ludziofa baza ma mury i inne rzeczy. I jak ja polezem tak pocichu i wogle i wysadzem to
mojom bombom to w murze bendzie dziura którom bendziecie mogli chopaki przeleźć. Wienc jak
usyszycie eksplozjem to ruszajta do ataka bo w murze bendzie dziura. Pytania?
- Yyyyy… a co to jezd eskplo… epsklo… to co momy usuyszyć?
- EKSPLOZJEM JEUOPIE!!! Jak bendzie gośne BUUUM! to ruszajta do ataka!!!

orkowy kuomandoz tłumaczący szczegóły cfanego plana bandzie chopaków
Życie orka składa się niemal wyłącznie z walki a wszystkie inne czynności mniej lub bardziej
są jej podporządkowane - ot choćby żarcie tylko i wyłącznie po to by rosnąć, mieć siłę by rozgniatać
wrogów i nie dać się obalić odrzutowi swojej szczelby. W zasadzie w przypadku większości
zielonoskórych w grę wchodzi jeszcze okazjonalne mordobicie czy inna rywalizacja żeby
podpompować się szczęściem i adrenaliną tak aby jeszcze trochę urosnąć. Co bardziej walnięci w
głowę orkowie czyli szturmiarze dokładają do tego jeszcze dużo ćwiczeń, okazjonalne zajęcia z
taktyki i duże ilości polerowania butów. Tym niemniej nadal wszystko to sprowadza się do jednego -
prowadzenia ciągłej i nieustającej wojny. Szczęśliwie dla pozostałych ras obecnych w Drodze
Mlecznej większość swoich wojen orkowie toczą między sobą radośnie roznosząc się na strzępy. Dla
zielonoskórych najlepsza walka to walka w zwarciu, tak aby widzieć jak przeciwnik pod wpływem
kolejnych ciosów zamienia się w miazgę. Wszystko co szczela przez większość nie jest uznawane za
broń samą w sobie i w założeniu służyć ma tylko i wyłącznie temu by błyskami, hukiem i niemal
całkowicie losowo latającymi pociskami zmusić przeciwników do siedzenia za osłoną albo wciśnięcia
się w ziemię do momentu w którym będzie można ich spałować albo pochlastać rembakiem.
Wszystko byłoby pięknie i radośnie gdyby nie fakt że odszczepieńców w orkowych plemionach nie
brakuje. Szturmiarze uznawani są już za zdrowo szurniętych i niegodnych miana prawdziwego orka
jednak w dziesięciostopniowej skali odszczepienia osiągają coś koło 7-8 punktów - w końcu jednak
ruszają do walki z hukiem, błyskiem i głośnym darciem mordy. Są jednak też tacy którzy na tej samej
skali osiągają wynik mniej więcej 20 punktów czyli kuomandozy.
Są to zielonoskórzy którzy chyba już na etapie grzybni doświadczyli czułego dotyku Morka i
od samego początku przepełnieni są typową dla niego cfanością, co u orków oznacza ni mniej ni
więcej a stosowanie brudnych sztuczek a dopiero potem walkę z przeciwnikiem. Ukochane przez ich
pobratymców frontalne ataki okraszone strzelaniną i głośnym wrzaskiem uznają za jakieś nie na
miejscu i wolą siać panikę na tyłach wroga. Największą radość odnajdują w długim skradaniu się w
stronę nie spodziewającego się niczego nieprzyjaciela podczas gdy obok przemykają kumple, a kiedy
nadejdzie pora wszyscy wyskakują z ukrycia gryząc, chlastając i strzelając na wszystkie strony nie
dając wrogom nawet najmniejszej szansy na reakcję. Na polu walki, chociaż lepszym terminem byłby
tu “teren działań wojennych” to właśnie kuomandozy są tymi którzy po cichu pozbwają się wrogich
czujek, wysadzają stanowiska artylerii czy sabotują linie zaopatrzeniowe tak aby dać bardziej
tradycyjnie usposobionym chopakom większe szanse na dotarcie do lini nieprzyjaciela.
Biorąc pod uwagę standardy innych rozumnych ras kuomandozy są delikatnie rzecz biorąc
prymitywne i toporne (jakby cokolwiek orkowego w pojmowaniu innych rozumnych ras nie było
prymitywne i toporne). Nie przeszkadza to jednak w osiąganiu przez kuomandozów ich celu - zasiania
na tyłach wroga chaosu i zamętu o dużej skali. W końcu mało który przeciwnik w ogóle przypuszcza
że zielonoskórzy są w stanie wcielić w życie plan taktyczny inny niż radosna, frontalna szarża na pałę
połączona ze ślepą strzelaniną i możliwie najgłośniejszym darciem ryja. Tym większe jest zdziwienie i
zaskoczenie wrogów kiedy orkowie pojawiają się dosłownie znikąd i robią absolutny rozpierdziel
podczas gdy wszyscy spodziewali się że orkowy atak będzie można zobaczyć (albo wyczuć) na całe
kilometry. To samo zaskoczenie jest dla kuomandozów powodem do największej radości i satysfakcji.
Kuomandozy swoim życiu wyjątkowo cenią inteligencję (nawet jeżeli jest ona mocno zielona i
śmierdzi grzybem) i inicjatywę. Zamiast wariackich szarż wolą przekradanie się po cichu tam gdzie
wróg się ich nie spodziewa. Co więcej każdy z kuomandozowej ekipy specjalizuje się w innym

zakresie i w oparciu o to dostaje swoją ksywkę jak choćby Łogniak czy Gardłorzyn. Aby zwiększyć
swoje szanse na sukces kuomandozy stosują tak wyrafinowane triki jak choćby kamuflaż.
Wykorzystując szpej zalegający pod ręką, błoto, krew i wszelkiej maści odchody nakładają na mordy i
odsłonięte części ciała wzory mające ukryć ich przed niepowołanymi spojrzeniami (mają o tyle łatwiej
że od samego początku są zieloni a nie to co te durnowate różofe ludzie), ostrza swoich rembaków
czernią przy pomocy sadzy, używają różnych dziwnych wynalazków żeby obwiesić się sprzętem tak
aby ten nie dzwonił przy każdym kroku. Co jeszcze gorsze ci popierdzieleńcy często potrafią mówić
po ludziowemu, nie wspominając o tym że wielu spośród tych porąbańców nauczyło się CZYTAĆ I
PISAĆ.
Z tego powodu pozostali zielonoskórzy spoglądają na kuomandozów co najmniej podejrzliwie
- w końcu te wszystkie kafluma… kfamula… ZOOOOG!!! skradanie się nie je po uorkofemu a
przykrywanie cudownie zielonej skóry innymi kolorami jest całkowicie nienaturalne i nielogiczne.
Spoglądają oczywiście pod warunkiem że są w stanie dostrzec kuomandoza którego chcieliby
obrzucić swoim pełnym pogardy spojrzeniem. Poza maskowaniem dostrzeżenie kuomandoza jest
dodatkowo utrudniane przez fakt że ci wykolejeńcy całkowicie dobrowolnie odchodzą z orkowych
obozowisk na całe miesiące lub nawet na stałe. Ogółem większość kuomandozowych zwyczajów i
praktyk uznawana jest przez prawomyślnych zielonoskórych za całkowite marnowanie czasu, a
czasem nawet za tchórzostwo. Czego “susznie myślonce chopaki” nie wiedzą to to że kuomandozy w
głębi nadal pozostają orkami i nic nie cieszy ich bardziej od porządnej walki z wymagającym wrogiem.
Zasadniczą różnicą pomiędzy nimi a większością chopaków pozostaje prosty fakt że kuomandozy
potrafią podejść do przeciwnika tak aby po drodze nie dostać kulki (albo kilkudziesięciu) prosto w
mordę. Co więcej osądy te wyrażane są raczej dość ostrożnie - nigdy nie wiadomo czy jakiegoś
kuomandoza nie ma w pobliżu a jeżeli jakiś ułyszy nieciekawe opinie na swój temat to ich autor może
być niemal pewny że nie dożyje następnego poranka bo w nocy zostanie mu popełnione
samobójstwo wielokrotnym strzałem w potylicę.
Najwięcej kuomandozów daje zauważyć się w klanach Krfafych Toporuf, które ze względu na
długie kontakty z ludziami same w sobie cenią planowanie i cfaniactwo. Innym źródłem nowych
kuomandozów są szturmiarze, którzy zamiast wrócić do “susznie myśloncych chopakuf” jeszcze
bardziej zachłysnęli się wojskowym wyglądem i stylem bycia. Ci są szczególnie fajnymi kandydatami
bo co większe debile zostały odsiane już na etapie szturmiarzowego szkolenia (pamiętacie trening z
użycia granatów?). Tak swoją drogą ciekawe co jest bardziej prawdopodobne - eksplozja czy inna
awaria rłokietowego plycaka szturmiarza czy zostanie zjedzonym przez dziwną faunę i florę jakiegoś
cudownego piekiełka pokroju Catachanu czy równikowej dżungli na Armageddonie. Chociaż pewnie
kuomandozy są na tyle ogarnięci że sami stanowią zagrożenie dla czegokolwiek co chciałoby ich
zeżreć.
O tym jak groźnymi przeciwnikami mogą być kuomandozy Imperium przekonało się w czasie
wydarzeń zwanych przez orków Fielkim Tytanokradzyniem. W 981.M41 świat-kuźnia Canto II został
mocno sponiewierany przez odłamek tyranidzkiej floty-roju co postanowił wykorzystać herszt Madrug
z Krfafych Toporuf. Wysłał on na planetę złożony z kuomandozów i meków zespół infiltracyjny którego
zadaniem było podpieprzenie wśród chaosu odbudowy tytana klasy Warlord Gniew Kasjopei.
Kuomandozy wystrzelały i wyrżnęły sobie drogę na pokład boskiej maszyny - osiągnięcie samo w
sobie biorąc pod uwagę jaką uwagą i opieką Mechanicum otacza obrazy Omnizjasza. Co jeszcze
lepsze, należącym do oddziału mekom udało się odpalić plazmowy reaktor tytana (w ich sukces
musiało chyba NAPRAWDĘ wierzyć od groma orków). W tym momencie operacja która wydawała się
absolutnym sukcesem wzięła w łeb, ponieważ zielonoskórzy nie mieli możliwości jakiegokolwiek
kontrolowania mocno wkurzonego Ducha Maszyny Gniewu Kasjopei. Zdezorientowany i wściekły
tytan ruszył przed siebie w niszczycielskim szale demolując i tak mocno już zniszczoną planetę by na
koniec przeciążyć swój reaktor i zamienić się w wielki, termonuklearny fajerwerk.
Gdzieś w M41 również i borówki (Tau) miały okazję dostać po niebieskich zadach za sprawą
działań kuomandozów. Krfafe Topury WAAAGH! Groga opowiadają historię o, jak do tej pory,
największym rajdzie kuomandozów zwanym Fielkim Rajdem. Miał on miejsce na orbicie świata

Vor’sanar gdy siły WAAAGH! Groga wpadły z przyjacielską wizytą w obrzeża Imperium Tau.
Najemniackie rajdy na planetę zostały odparte przez wielki okręt Tau, który według świadectw
ocalałych przenosił wincyj dakka niż cokolwiek co znajdowało się w orkowej flocie. Okręt zwany przez
borówki Korst’la, a przez zielonych po prostu Wilkim Dakkastakiem, przemierzał szlaki wokół
Vor’sanaru roznosząc w drzazgi wszystko co naruszyło granice. Jedyną słabością kosmicznego
behemota była konieczność użycia olbrzymich stoczni orbitalnych Vor’sanaru do uzupełniania paliwa i
uzbrojenia. Postawiony w obliczu tak zdecydowanej i bezpardonowej odpowiedzi ze strony Tau Grog
spędzał ogromną ilość czasu na waleniu najemniackich kaptanów po łbach i kopaniu ich po dupskach
by zebrać flotę dość dużą by bezpośrednio uderzyć na planetę. Problemem był fakt że niewielu
najemniaków było na tyle szurniętych by niemal na pewno dać się spalić. Kiedy wydawało się że
wszystko szlag trafił, ekipa kuomandozów podsunęła inny, o wiele bardziej cfany, plan. Mieli oni
uderzyć na stocznie w czasie kiedy Korst’la będzie daleko, rozwalić je a tym samym pozbawić
swojego prześladowcę bezpiecznej przystani.
Do swojego celu kuomandozy wyruszyli na pokładzie zdobycznego transportowca Tau,
wykorzystując zdobyte kody autoryzacyjne do stworzenia pozorów iż okręt został uszkodzony w
starciu z orkami i potrzebuje napraw. Sami Tau na początku byli podejrzliwi wobec samotnego i
sponiewieranego okrętu jednak każde żądanie identyfikacji spotykało się z prawidłową odpowiedzią.
Tau nie dopuszczali do siebie nawet myśli o tym że ich zielono-śmierdzący wróg może zastosować
tak cfaną sztuczkę i mieli zostać za to boleśnie ukarani. Kiedy śluzy statku otwarły się, ekipy które
wyszły naprzeciw uszkodzonego statku zamiast pozdrowień i ewentualnie podziękowań dostały z
miejsca w ryło. Ekipy wielkich, uzbrojonych po zęby zwałów mięśni rozdeptując, wybebeszając i
rozmazując całkowicie zaskoczonych Tau po ścianach parły przed siebie niczym walec. Generalnie
walki raczej nie było biorąc pod uwagę że typowy wojownik Kasty Ognia jest nieco mniejszy i
drobniejszy od przeciętnego ludzia, o tych śmisznych chudzielcach z Kasty Powietrza (no dobra, ci
może są nieco wyżsi ale są chudzi jak strachy na wróble) i kurduplach z Kasty Ziemi nie
wspominając. Zanim zaskoczeni obrońcy byli w stanie zmontować jakąkolwiek sensowną odpowiedź,
kuomandozy dotarli do reaktorów stacji i rozwalili je w drzazgi. Wyzwoliło to reakcję łańcuchową która
ostatecznie pochłonęła stocznie i pośrednio pozwoliła WAAAGH! Groga obrobić Vor’sanar a później
cały sektor

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

20% rabatu na ręcznie robioną biżuterię z kodem CZYTAWOJTEK

  20% rabatu na ręcznie robioną biżuterię z kodem CZYTAWOJTEK klikasz w link i 20% jest twoje :) Ty cieszysz się super cacuszkami i dodatkow...