https://www.youtube.com/watch?v=8jvD0LrL9QM
Masakra w Strefie Zrzutu
Po
wieściach o okrucieństwie na Istvaanie III, które przybyły na Terrę na
pokładzie fregaty Gwardii Śmierci Eisenstein,
Imperator nakazał uderzenie na swojego Zdradzieckiego syna siedmiu Legionom
Kosmicznym Marines, nie wiedząc, że cztery kolejne z nich szykowały się właśnie
do zdrady. W tym samym czasie Fidelitas
Lex, okręt flagowy Lorgara, stał się gospodarzem niecodziennego
zgromadzenia. Na pokład statku przybył Nocny Łowca, Alpharius i Perturabo.
Rozpoczynając spotkanie, Lorgar wyszedł na środek komnaty. Zaczął od
serdecznego przywitania jego zgromadzonych synów, braci i kuzynów Astartes z
innych Legionów, którzy popierają ich sprawę. Zaznaczył również, że ten dzień i
ich spotkanie miało odegrać wielką rolę w historii ludzkości. Niosący Słowo i
ich sojusznicy wierzyli, że Imperium zawiodło swoich najdoskonalszych synów,
oraz że dzieło Imperatora jest zepsute aż po sam rdzeń. Jest niedoskonałe w
swojej pogoni stworzenia kultury idealnej i w swoich daremnych próbach
wykorzenienia wszelkiego, obcego życia. Dodatkowo, z punktu widzenia Lorgara,
najgorszą ze zbrodni Imperium było jego rozwijanie się na fundamentach z kłamstw
o racjonalizmie i ateizmie, definiowanym przez Imperialną Prawdę. Imperium
zbudowano pod egidą fałszu, zachęcając swoich obywateli i ich obrońców do
poświęcenia prawdy na ołtarzu ostateczności. Imperium zasługiwało na śmierć.
Miejscem zadania pierwszego ciosu miał się stać Istvaan V.
Z
prochów dzieła Imperatora miało powstać prawdziwe królestwo rasy ludzkiej:
Imperium sprawiedliwości, wiary i oświecenia. Imperium kierowane, przewodzone i
chronione przez awatary samych Bogów Chaosu. Imperium, które miało przetrwać
przyszłość pełną krwi i ognia. Od tego dnia Zdrajcy mieli zadeklarować swoje
intencje otwarcie. Od tej pory nie miało już być więcej żadnych manipulacji i
falsyfikacji. Teraz, Legion Alpha, Niosący Słowo, Żelazni Wojownicy i Władcy
Nocy mieli stanąć u boku swoich kamratów z Legionów Synów Horusa, Pożeraczy
Światów, Dzieci Imperatora i Gwardii Śmierci - ubabrani we krwi, ale dumnie
wyprostowani pod sztandarem Mistrza Wojny, prawdziwego, drugiego Imperatora
Ludzkości. Gdy Lorgar zakończył swoją przemowę, Pierwszy Kapitan Sevatar z
Legionu Władców Nocy krzyknął: “Śmierć Fałszywemu Imperatorowi!” Stał się
pierwszą istotą, która kiedykolwiek wypowiedziała te słowa. Jego okrzyk podjęły
inne głosy i już w chwilę potem okręt wypełnił się głośnymi okrzykami: “Śmierć
Fałszywemu Imperatorowi! Śmierć! Śmierć! Śmierć!”
Siły
Zdrajców na Istvaanie V składały się z sił Legionów Pożeraczy Światów, Gwardii
Śmierci, Synów Horusa i Dzieci Imperatora. Ich kontyngenty były rozlokowane
przy umocnieniach wzdłuż krańców Depresji Urgall, gdzie przygotowywały się na
nadchodzące wichry bitwy, która mogła na nich spaść w dowolnej chwili. Za nimi,
na murach wielkiej fortecy, rozciągały się jednostki dalekiego wsparcia i
artyleria, gotowa zalać wybranych wrogów śmiercionośnymi ładunkami wybuchowymi.
Tytan klasy Imperator z Legio Mortis, Dies Irae, stał przed murami fortecy, a
jego olbrzymie działa oczekiwały nadejścia wrogów Mistrza Wojny. Setki tysięcy
Astartes okopało się na północnych krańcach Depresji, dzierżąc lśniące Boltery
i utrzymując chłód stali w swoich sercach w związku z tym, do czego niedługo
musiało tam dojść. Przez wiele długich minut, siły Imperatora formowały szyk
nad orbitą Istvaana V, przygotowywując się do zalania jego powierzchni
niewyobrażalną burzą ognia, przypominającą koniec świata. Ostatecznie, okrutne
bombardowanie zostało wstrzymane i wraz z dryfującym echem osłabnięcia
częstotliwości uderzających o powierzchnię planety bomb, wszystko ucichło.
Dzieci Imperatora stały się jednak perfekcjonistami w budowie sieci umocnień,
za którymi siły Mistrza Wojny przetrwały serię bombardowania bez większych
szkód. Ze swojego punktu obserwacyjnego na szczycie zrujnowanej, obcej
twierdzy, Horus miał widok na całe pole bitwy. Szczerze uśmiechnął się na widok
nieba ciemniejącego od tysięcy Kapsuł Desantowych, prących ku powierzchni
planety.
Pierwsza
fala uderzeniowa objęła swoim dowódcą Ferrusa Manusa. Legion Vulkana zaatakował
lewą stroną, a Legion Corvusa Coraxa - prawą. Środkiem szedł sam Ferrus Manus,
jego Pierwszy Kapitan Gabriel Santor i dziesięć Kompanii elitarnych
Terminatorów, Morloków Żelaznych Dłoni. Zdrajcy stoczyli z Lojalistami krwawy
bój. Dzięki geniuszowi taktycznemu Horusa Lupercala, cztery zdradzieckie
Legiony trzymały się całkiem nieźle - z sukcesem wiązały siły swojego wroga w
pomniejsze pułapki, odrąbując swoim byłym braciom część ich siły, kawałek po
kawałku. Jednak pomimo swoich wielkich starań i przejętej inicjatywy, Zdrajcy
ponieśli spore straty.
W
momencie najwyższego zmęczenia sił Lojalistów, na planetę w końcu miały dotrzeć
obiecane posiłki. Wysoko nad maelstromem roztrzaskiwanego ceramitu,
wybuchających czołgów i strzelających Bolterów dało się słyszeć szwadrony
działek pokładowych, świst lotu Kapsuł Desantowych i spadających na ziemię
ciężkich pojazdów. Druga fala Lojalistów dołączyła na plac boju. Niebo
pociemniało, gdy słabe słońce zostało zasłonięte przez dziesięć tysięcy cieni,
a radosny okrzyk Lojalistów na widok dołączenia do ich sił ich Lojalistycznych
braci był dość głośny, by wstrząsnąć samą ziemią. Niczym komety spadające z
nieba, silniki niezliczonych desantowców przebiły się przez kłęby gęstego dymu
i ostrzał artyleryjski i wylądowały na północnym skraju Depresji Urgall. Setki
Stormbirdów i Thunderhawków wyło przy lądowaniu, ich kadłuby lśniły, a potęga
czterech kolejnych Legionów Astartes z dumą formowała szyk, gotując się do
dołączenia do rzezi. Legion Alpha, Niosący Słowo, Władcy Nocy i Żelazni
Wojownicy byli gotowi.
Zdrajcy,
umoczeni we krwi i zmęczeni po wyczerpującym boju, ogłosili natychmiastowy
odwrót. Przepełniony gniewem Ferrus Manus odrzucił rady dane mu przez Vulkana i
Coraxa, namawiające go do wycofania się i zamiast tego rzucił się w pogoń za
Fulgrimem, chcąc wyzwać go na osobisty pojedynek. Jego weterani - których
szeregi składały się z najznamienitszych Terminatorów i Dreadnoughtów Legionu -
podążyli za nim.
Cztery
“Lojalistyczne” Legiony, które dołączyły do bitwy w drugiej fali desantu
przewyższały liczebnie siły pierwszej fali. Cztery świeże i wypoczęte Legiony
formowały szyk w strefie zrzutu, gotując się do najważniejszej operacji całej
bitwy. Żelazni Wojownicy zajęli najwyższą pozycję, po czym prawie natychmiast
zabrali się do umacniania zajmowanego terenu, stawiając na nim prefabrykowane
bunkry z plastali. Wielkie lądowniki przyniosły ze sobą wszystko, czego
potrzebowali: ciężkie, metalowe ramy i platformy, które bardzo szybko zamieniły
się w ciężkie do zdobycia umocnienia. Na szczycie umocnień zaroiło się od
wieżyczek i gniazd ogniowych, podczas gdy hordy Serwitorów machinalnie zaczęły
łączyć się z interfejsami układów sterowania bronią. Niosący Słowo ustawili
swoje siły po jednej stronie Depresji, a Władcy Nocy stanęli po drugiej
stronie. Na samym dole, na skraju wysokiego łańcucha górskiego i za liniami
czołgów bitewnych Żelaznych Wojowników, Pierwszy Kapitan Sevatar z Legionu
Władców Nocy i jego elitarni wojownicy z Pierwszej Kompanii, Atramentarzy,
zajęli pozycje obronne. Władcy Nocy i Niosący Słowo mieli stać się kowadłem, na
którym młot w postaci Żelaznych Wojowników miał zniszczyć nadzieję Imperium na
przetrwanie. Wróg już biegł w ich stronę - był wyczerpany, miał zniszczoną i
pozbawioną amunicji broń, a co najlepsze - wierzył, że przybycie nowych
Legionów da mu choć chwilę wytchnienia.
Ciągnąc
swoich rannych i martwych towarzyszy broni za sobą, Corax i Vulkan poprowadzili
swoje siły z powrotem do strefy zrzutu, gdzie mieli się przegrupować i pozwolić
innym wojownikom na poprowadzenie drugiej fali natarcia i zdobycie sobie chwały
w boju z Mistrzem Wojny. Choć ich kanały Voxu nieustannie nadawały żądania co
do udzielenia im pomocy medycznej i przyznania nowych zapasów, linie
nowo-przybyłych Astartes na szczycie północnego zbocza depresji nie odpowiadały
aż do momentu, gdy obie siły dzieliło zaledwie kilkaset metrów. Dopiero wtedy
Horus odkrył przed Lojalistami swoją śmiercionośną pułapkę. Z wnętrza czarnej,
obcej twierdzy, z samego legowiska Horusa wystrzelono czerwoną flarę, która
rozświetliła pole bitwy w momencie wybuchu. Ogień zdrady rozgorzał tysiącami
Bolterów, gdy druga fala Astartes ostatecznie zmieniła losy swoich Legionów i
Imperium Ludzkości. Setki Marines Kruczej Gwardii i Salamander zginęło w
pierwszych sekundach wymiany ognia.
Na
polu bitwy zapanował totalny chaos. Siły Lojalistów zostały podzielone i odizolowane.
Część z nich dzielnie stawiała opór Zdrajcom, część chciała uciekać na lepiej
bronione pozycje, a część zginęła, nim ich dowódcy podjęli jakąkolwiek decyzję.
Prymarchowie ścierali się z Prymarchami, artyleria i ciężkie pojazdy zbierały
ogromne żniwo po obu stronach barykady.
W
pewnym momencie bitwy Corvus Corax przystanął na chwilę by ocenić sytuację, w
której właśnie się znalazł. Jego wzrok napotkał czarne oczy i nienaturalnie
bladą twarz, które aż nazbyt przypominały jego własne. W następnej sekundzie
jego Szpon Mocy zablokował atak bliźniaczej broni, a rzędy ostrzy obu Szponów
zablokowały się w śmiertelnym uścisku. Jedna z broni szukała upadku i śmierci,
ale druga nie zamierzała na to pozwolić. Twarz Prymarchy Kruczej Gwardii
przedstawiała nieugięty opór, natomiast twarz jego oponenta była szeroko
uśmiechnięta. Był to uśmiech napięty i pozbawiony wszelkiej, naturalnej
radości, przypominający raczej uśmiech u nieboszczyka. Nocny Łowca zaatakował
Corvusa Coraxa z pełną furią. Corax ze wszelkich sił starał się uwolnić swoją
broń z uścisku Curzego, ale ten chwycił wolną ręką za nadgarstek Prymarchy XIX
Legionu, upewniając się, że nie ucieknie on przed swoim ostatecznym losem.
Curze spojrzał na swojego wyczerpanego brata i nakazał mu wstać z kolan, nie
będąc w stanie patrzeć na jego tchórzostwo. Corax nie zamierzał być bezczynny.
Odpalił swój plecak rakietowy i ustawił jego moc na maksimum, spalając
wszystkie rezerwy paliwa w próbie wyrwania się z uścisku Nocnego Łowcy. Szpon
Prymarchy był wreszcie wolny, a sam Corax poszybował wysoko w górę, niesiony
wiatrem przepełnionym coraz głośniejszym śmiechem Curzego. Nocny Łowca nakazał
pozbierać swojego ciężko rannego brata, Lorgara, z pola bitwy i oddanie go
Konsyliarzom Legionu Niosących Słowo. Całości masakry dopełniło bombardowanie
nuklearne. Lojaliści zostali rozgromieni.
Choć
Lorgar był już na granicy życia i śmierci, wszystko wskazywało na to, że
przeżyje. Zdrajcy zwyciężyli tamtego dnia i zadali Imperium i samemu
Imperatorowi niewyobrażalne straty. Po stronie Horusa stało teraz dziewięć
Zdradzieckich Legionów Kosmicznych Marines, a co więcej, zniszczył on trzy z
pozostałych Lojalistycznych Legionów. Droga na Terrę stała przed nim otworem.
Torturowanie Vulkana
Vulkan,
co nie udało się tak wielu jego synom, przetrwał bombardowanie nuklearne
Żelaznych Wojowników. Budząc się w otoczeniu setek Zdradzieckich Legionistów
Władców Nocy i Żelaznych Wojowników, Prymarcha postanowił zdać się na los. Choć
walczył dzielnie i wiedział, że już i tak nic go nie uratuje, został
przytłoczony samą liczbą napastników. Vulkan został postrzelony, dźgnięty i
pobity do nieprzytomności. Nocny Łowca, który do tego momentu już całkowicie
stracił nad sobą panowanie i popadł w szaleństwo, ujrzał w tym okazję do
poznęcania się nad swoim bratem i pojmał go w charakterze więźnia. Gdy
Prymarcha Salamander w końcu się przebudził, był zakuty w masywne łańcuchy na
pokładzie okrętu jenieckiego VIII Legionu. Na przestrzeni kilku następnych
miesięcy, Nocny Łowca doznawał sadystycznych uciech w próbach złamania ciała i
umysłu Vulkana. Za cel obrał sobie ostateczne uśmiercenie swojego brata, ale
okazało się to niemożliwe. Za każdym razem, gdy Curze myślał, że w końcu udało
mu się pozbyć się swojego brata, ciało Vulkana cudownie regenerowało się do
swojego poprzedniego stanu. Vulkan okazał się być jednym z “Wiecznych,” czyli
istotą zdolną do nieustannej regeneracji swoich komórek, co w praktyce
sprawiało, że był nieśmiertelny, podobnie jak sam Imperator.
Curze
był wściekły za swoje niepowodzenia, ale postanowił zabijać Vulkana tak wiele
razy, jak będzie trzeba, by ostatecznie pozbyć się jego irytującej obecności.
Nocny Łowca osobiście dekapitował Prymarchę Salamander, rozerwał mu gardło
sztućcami, dźgnął go prosto w serce, a nawet rozerwał kończyna po kończynie
własnymi szponami. Gdy i te próby spełzły na niczym, Curze nakazał go
wypatroszyć, rozstrzelać z bliskiej odległości przez setki Bolterów, załadować
do szybu wentylacyjnego silnika jego okrętu, a nawet rozebrać i wrzucić do
luku, który następnie otworzył na mordercze działanie próżni kosmosu. Nawet te
starania nie pomogły Curzemu w osiągnięciu jego celu - Vulkan był zmęczony i
stłamszony, ale fizycznie miał się jak najlepiej.
Za
każdym razem, gdy Nocny Łowca myślał, że z sukcesem pozbył się swojego brata,
ciało Vulkana regenerowało się, co Curzego wyprowadzało z równowagi. Prymarcha
Władców Nocy zdał sobie sprawę, że nie uda mu się zniszczyć ciała Vulkana, ale
może z jego umysłem pójdzie mu łatwiej. Curze nakazał czarnoksiężnikowi
Davinite napadnięcie na umysł Vulkana i wrzucenie jaźni Prymarchy do serii
iluzorycznych prób, których ten nie mógł ukończyć pozytywnie, a które zawsze
kończyły się śmiercią niewinnych osób. Mimo swojej perfidności, nawet ta forma
ataku na Prymarchę Salamander nie złamała go. Mając już tego wszystkiego dość,
Nocny Łowca opracował ostatecznie rozwiązanie kwestii jego problemu. Los
Vulkana miał się dopełnić w ostatnim pojedynku na śmierć i życie.
Curze
zaoferował swojemu bratu wskazanie mu drogi ucieczki z okrętu, drogi, która
prowadziła do upragnionego przez Vulkana celu - wolności. Wszystko, co musiał
uczynić, by raz jeszcze się nią cieszyć, to przejść labirynt, w którego centrum
znajdował się młot wojenny Vulkana, Zwiastun
Świtu. Nie był to jednak zwyczajny labirynt. Na życzenie samego Nocnego
Łowcy, Perturabo zbudował na pokładzie jego statku więzienie niepodobne żadnemu
innemu. Była to imitacja jego własnego, prywatnego sanctorum, znanego jako
Cavea Ferrum. To specjalne więzienie było niezwykle złożonym kompleksem przecinających
się korytarzy, których surowe ściany i dziwny, geometryczny design sprawiał, że
stworzenie jakiejkolwiek mapy tego miejsca było niemożliwe. Mimo to, Vulkan
dokonał rzeczy niemożliwej i odnalazł centrum labiryntu, gdzie odzyskał swój
młot. Mając swoją własną broń w ręce, zdołał pokonać Curzego w pojedynku i
aktywować osobisty teleporter umieszczony na głowicy swojego młota. Vulkan
natychmiast przeniósł się przez pół galaktyki. Gdy raz jeszcze odzyskał zmysł
wzroku, pierwszym, co ujrzał, były chmury. Choć Vulkan mógł w tamtym momencie
nie zdawać sobie z tego sprawy, to teleportował się prosto w górne partie
atmosfery Macragge, ojczystego świata Legionu Ultramarines. W trakcie lotu,
jego ciało spłonęło na węgiel z powodu ogromnego tarcia w atmosferze. Jeszcze
za nim jego umysł ogarnęła całkowita ciemność, Vulkan zdał sobie sprawę z tego,
gdzie jest i był szczęśliwy, że już niedługo zaopiekują się nim jego kuzyni z
Ultramaru.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz