wtorek, 17 września 2019

Konrad Curze i Władcy Nocy cz4


https://www.youtube.com/watch?v=8jvD0LrL9QM


Masakra w Strefie Zrzutu

            Po wieściach o okrucieństwie na Istvaanie III, które przybyły na Terrę na pokładzie fregaty Gwardii Śmierci Eisenstein, Imperator nakazał uderzenie na swojego Zdradzieckiego syna siedmiu Legionom Kosmicznym Marines, nie wiedząc, że cztery kolejne z nich szykowały się właśnie do zdrady. W tym samym czasie Fidelitas Lex, okręt flagowy Lorgara, stał się gospodarzem niecodziennego zgromadzenia. Na pokład statku przybył Nocny Łowca, Alpharius i Perturabo. Rozpoczynając spotkanie, Lorgar wyszedł na środek komnaty. Zaczął od serdecznego przywitania jego zgromadzonych synów, braci i kuzynów Astartes z innych Legionów, którzy popierają ich sprawę. Zaznaczył również, że ten dzień i ich spotkanie miało odegrać wielką rolę w historii ludzkości. Niosący Słowo i ich sojusznicy wierzyli, że Imperium zawiodło swoich najdoskonalszych synów, oraz że dzieło Imperatora jest zepsute aż po sam rdzeń. Jest niedoskonałe w swojej pogoni stworzenia kultury idealnej i w swoich daremnych próbach wykorzenienia wszelkiego, obcego życia. Dodatkowo, z punktu widzenia Lorgara, najgorszą ze zbrodni Imperium było jego rozwijanie się na fundamentach z kłamstw o racjonalizmie i ateizmie, definiowanym przez Imperialną Prawdę. Imperium zbudowano pod egidą fałszu, zachęcając swoich obywateli i ich obrońców do poświęcenia prawdy na ołtarzu ostateczności. Imperium zasługiwało na śmierć. Miejscem zadania pierwszego ciosu miał się stać Istvaan V.
            Z prochów dzieła Imperatora miało powstać prawdziwe królestwo rasy ludzkiej: Imperium sprawiedliwości, wiary i oświecenia. Imperium kierowane, przewodzone i chronione przez awatary samych Bogów Chaosu. Imperium, które miało przetrwać przyszłość pełną krwi i ognia. Od tego dnia Zdrajcy mieli zadeklarować swoje intencje otwarcie. Od tej pory nie miało już być więcej żadnych manipulacji i falsyfikacji. Teraz, Legion Alpha, Niosący Słowo, Żelazni Wojownicy i Władcy Nocy mieli stanąć u boku swoich kamratów z Legionów Synów Horusa, Pożeraczy Światów, Dzieci Imperatora i Gwardii Śmierci - ubabrani we krwi, ale dumnie wyprostowani pod sztandarem Mistrza Wojny, prawdziwego, drugiego Imperatora Ludzkości. Gdy Lorgar zakończył swoją przemowę, Pierwszy Kapitan Sevatar z Legionu Władców Nocy krzyknął: “Śmierć Fałszywemu Imperatorowi!” Stał się pierwszą istotą, która kiedykolwiek wypowiedziała te słowa. Jego okrzyk podjęły inne głosy i już w chwilę potem okręt wypełnił się głośnymi okrzykami: “Śmierć Fałszywemu Imperatorowi! Śmierć! Śmierć! Śmierć!”
            Siły Zdrajców na Istvaanie V składały się z sił Legionów Pożeraczy Światów, Gwardii Śmierci, Synów Horusa i Dzieci Imperatora. Ich kontyngenty były rozlokowane przy umocnieniach wzdłuż krańców Depresji Urgall, gdzie przygotowywały się na nadchodzące wichry bitwy, która mogła na nich spaść w dowolnej chwili. Za nimi, na murach wielkiej fortecy, rozciągały się jednostki dalekiego wsparcia i artyleria, gotowa zalać wybranych wrogów śmiercionośnymi ładunkami wybuchowymi. Tytan klasy Imperator z Legio Mortis, Dies Irae, stał przed murami fortecy, a jego olbrzymie działa oczekiwały nadejścia wrogów Mistrza Wojny. Setki tysięcy Astartes okopało się na północnych krańcach Depresji, dzierżąc lśniące Boltery i utrzymując chłód stali w swoich sercach w związku z tym, do czego niedługo musiało tam dojść. Przez wiele długich minut, siły Imperatora formowały szyk nad orbitą Istvaana V, przygotowywując się do zalania jego powierzchni niewyobrażalną burzą ognia, przypominającą koniec świata. Ostatecznie, okrutne bombardowanie zostało wstrzymane i wraz z dryfującym echem osłabnięcia częstotliwości uderzających o powierzchnię planety bomb, wszystko ucichło. Dzieci Imperatora stały się jednak perfekcjonistami w budowie sieci umocnień, za którymi siły Mistrza Wojny przetrwały serię bombardowania bez większych szkód. Ze swojego punktu obserwacyjnego na szczycie zrujnowanej, obcej twierdzy, Horus miał widok na całe pole bitwy. Szczerze uśmiechnął się na widok nieba ciemniejącego od tysięcy Kapsuł Desantowych, prących ku powierzchni planety.
            Pierwsza fala uderzeniowa objęła swoim dowódcą Ferrusa Manusa. Legion Vulkana zaatakował lewą stroną, a Legion Corvusa Coraxa - prawą. Środkiem szedł sam Ferrus Manus, jego Pierwszy Kapitan Gabriel Santor i dziesięć Kompanii elitarnych Terminatorów, Morloków Żelaznych Dłoni. Zdrajcy stoczyli z Lojalistami krwawy bój. Dzięki geniuszowi taktycznemu Horusa Lupercala, cztery zdradzieckie Legiony trzymały się całkiem nieźle - z sukcesem wiązały siły swojego wroga w pomniejsze pułapki, odrąbując swoim byłym braciom część ich siły, kawałek po kawałku. Jednak pomimo swoich wielkich starań i przejętej inicjatywy, Zdrajcy ponieśli spore straty.
            W momencie najwyższego zmęczenia sił Lojalistów, na planetę w końcu miały dotrzeć obiecane posiłki. Wysoko nad maelstromem roztrzaskiwanego ceramitu, wybuchających czołgów i strzelających Bolterów dało się słyszeć szwadrony działek pokładowych, świst lotu Kapsuł Desantowych i spadających na ziemię ciężkich pojazdów. Druga fala Lojalistów dołączyła na plac boju. Niebo pociemniało, gdy słabe słońce zostało zasłonięte przez dziesięć tysięcy cieni, a radosny okrzyk Lojalistów na widok dołączenia do ich sił ich Lojalistycznych braci był dość głośny, by wstrząsnąć samą ziemią. Niczym komety spadające z nieba, silniki niezliczonych desantowców przebiły się przez kłęby gęstego dymu i ostrzał artyleryjski i wylądowały na północnym skraju Depresji Urgall. Setki Stormbirdów i Thunderhawków wyło przy lądowaniu, ich kadłuby lśniły, a potęga czterech kolejnych Legionów Astartes z dumą formowała szyk, gotując się do dołączenia do rzezi. Legion Alpha, Niosący Słowo, Władcy Nocy i Żelazni Wojownicy byli gotowi.
            Zdrajcy, umoczeni we krwi i zmęczeni po wyczerpującym boju, ogłosili natychmiastowy odwrót. Przepełniony gniewem Ferrus Manus odrzucił rady dane mu przez Vulkana i Coraxa, namawiające go do wycofania się i zamiast tego rzucił się w pogoń za Fulgrimem, chcąc wyzwać go na osobisty pojedynek. Jego weterani - których szeregi składały się z najznamienitszych Terminatorów i Dreadnoughtów Legionu - podążyli za nim.
            Cztery “Lojalistyczne” Legiony, które dołączyły do bitwy w drugiej fali desantu przewyższały liczebnie siły pierwszej fali. Cztery świeże i wypoczęte Legiony formowały szyk w strefie zrzutu, gotując się do najważniejszej operacji całej bitwy. Żelazni Wojownicy zajęli najwyższą pozycję, po czym prawie natychmiast zabrali się do umacniania zajmowanego terenu, stawiając na nim prefabrykowane bunkry z plastali. Wielkie lądowniki przyniosły ze sobą wszystko, czego potrzebowali: ciężkie, metalowe ramy i platformy, które bardzo szybko zamieniły się w ciężkie do zdobycia umocnienia. Na szczycie umocnień zaroiło się od wieżyczek i gniazd ogniowych, podczas gdy hordy Serwitorów machinalnie zaczęły łączyć się z interfejsami układów sterowania bronią. Niosący Słowo ustawili swoje siły po jednej stronie Depresji, a Władcy Nocy stanęli po drugiej stronie. Na samym dole, na skraju wysokiego łańcucha górskiego i za liniami czołgów bitewnych Żelaznych Wojowników, Pierwszy Kapitan Sevatar z Legionu Władców Nocy i jego elitarni wojownicy z Pierwszej Kompanii, Atramentarzy, zajęli pozycje obronne. Władcy Nocy i Niosący Słowo mieli stać się kowadłem, na którym młot w postaci Żelaznych Wojowników miał zniszczyć nadzieję Imperium na przetrwanie. Wróg już biegł w ich stronę - był wyczerpany, miał zniszczoną i pozbawioną amunicji broń, a co najlepsze - wierzył, że przybycie nowych Legionów da mu choć chwilę wytchnienia.
            Ciągnąc swoich rannych i martwych towarzyszy broni za sobą, Corax i Vulkan poprowadzili swoje siły z powrotem do strefy zrzutu, gdzie mieli się przegrupować i pozwolić innym wojownikom na poprowadzenie drugiej fali natarcia i zdobycie sobie chwały w boju z Mistrzem Wojny. Choć ich kanały Voxu nieustannie nadawały żądania co do udzielenia im pomocy medycznej i przyznania nowych zapasów, linie nowo-przybyłych Astartes na szczycie północnego zbocza depresji nie odpowiadały aż do momentu, gdy obie siły dzieliło zaledwie kilkaset metrów. Dopiero wtedy Horus odkrył przed Lojalistami swoją śmiercionośną pułapkę. Z wnętrza czarnej, obcej twierdzy, z samego legowiska Horusa wystrzelono czerwoną flarę, która rozświetliła pole bitwy w momencie wybuchu. Ogień zdrady rozgorzał tysiącami Bolterów, gdy druga fala Astartes ostatecznie zmieniła losy swoich Legionów i Imperium Ludzkości. Setki Marines Kruczej Gwardii i Salamander zginęło w pierwszych sekundach wymiany ognia.
            Na polu bitwy zapanował totalny chaos. Siły Lojalistów zostały podzielone i odizolowane. Część z nich dzielnie stawiała opór Zdrajcom, część chciała uciekać na lepiej bronione pozycje, a część zginęła, nim ich dowódcy podjęli jakąkolwiek decyzję. Prymarchowie ścierali się z Prymarchami, artyleria i ciężkie pojazdy zbierały ogromne żniwo po obu stronach barykady.
            W pewnym momencie bitwy Corvus Corax przystanął na chwilę by ocenić sytuację, w której właśnie się znalazł. Jego wzrok napotkał czarne oczy i nienaturalnie bladą twarz, które aż nazbyt przypominały jego własne. W następnej sekundzie jego Szpon Mocy zablokował atak bliźniaczej broni, a rzędy ostrzy obu Szponów zablokowały się w śmiertelnym uścisku. Jedna z broni szukała upadku i śmierci, ale druga nie zamierzała na to pozwolić. Twarz Prymarchy Kruczej Gwardii przedstawiała nieugięty opór, natomiast twarz jego oponenta była szeroko uśmiechnięta. Był to uśmiech napięty i pozbawiony wszelkiej, naturalnej radości, przypominający raczej uśmiech u nieboszczyka. Nocny Łowca zaatakował Corvusa Coraxa z pełną furią. Corax ze wszelkich sił starał się uwolnić swoją broń z uścisku Curzego, ale ten chwycił wolną ręką za nadgarstek Prymarchy XIX Legionu, upewniając się, że nie ucieknie on przed swoim ostatecznym losem. Curze spojrzał na swojego wyczerpanego brata i nakazał mu wstać z kolan, nie będąc w stanie patrzeć na jego tchórzostwo. Corax nie zamierzał być bezczynny. Odpalił swój plecak rakietowy i ustawił jego moc na maksimum, spalając wszystkie rezerwy paliwa w próbie wyrwania się z uścisku Nocnego Łowcy. Szpon Prymarchy był wreszcie wolny, a sam Corax poszybował wysoko w górę, niesiony wiatrem przepełnionym coraz głośniejszym śmiechem Curzego. Nocny Łowca nakazał pozbierać swojego ciężko rannego brata, Lorgara, z pola bitwy i oddanie go Konsyliarzom Legionu Niosących Słowo. Całości masakry dopełniło bombardowanie nuklearne. Lojaliści zostali rozgromieni.
            Choć Lorgar był już na granicy życia i śmierci, wszystko wskazywało na to, że przeżyje. Zdrajcy zwyciężyli tamtego dnia i zadali Imperium i samemu Imperatorowi niewyobrażalne straty. Po stronie Horusa stało teraz dziewięć Zdradzieckich Legionów Kosmicznych Marines, a co więcej, zniszczył on trzy z pozostałych Lojalistycznych Legionów. Droga na Terrę stała przed nim otworem.

Torturowanie Vulkana

            Vulkan, co nie udało się tak wielu jego synom, przetrwał bombardowanie nuklearne Żelaznych Wojowników. Budząc się w otoczeniu setek Zdradzieckich Legionistów Władców Nocy i Żelaznych Wojowników, Prymarcha postanowił zdać się na los. Choć walczył dzielnie i wiedział, że już i tak nic go nie uratuje, został przytłoczony samą liczbą napastników. Vulkan został postrzelony, dźgnięty i pobity do nieprzytomności. Nocny Łowca, który do tego momentu już całkowicie stracił nad sobą panowanie i popadł w szaleństwo, ujrzał w tym okazję do poznęcania się nad swoim bratem i pojmał go w charakterze więźnia. Gdy Prymarcha Salamander w końcu się przebudził, był zakuty w masywne łańcuchy na pokładzie okrętu jenieckiego VIII Legionu. Na przestrzeni kilku następnych miesięcy, Nocny Łowca doznawał sadystycznych uciech w próbach złamania ciała i umysłu Vulkana. Za cel obrał sobie ostateczne uśmiercenie swojego brata, ale okazało się to niemożliwe. Za każdym razem, gdy Curze myślał, że w końcu udało mu się pozbyć się swojego brata, ciało Vulkana cudownie regenerowało się do swojego poprzedniego stanu. Vulkan okazał się być jednym z “Wiecznych,” czyli istotą zdolną do nieustannej regeneracji swoich komórek, co w praktyce sprawiało, że był nieśmiertelny, podobnie jak sam Imperator.
            Curze był wściekły za swoje niepowodzenia, ale postanowił zabijać Vulkana tak wiele razy, jak będzie trzeba, by ostatecznie pozbyć się jego irytującej obecności. Nocny Łowca osobiście dekapitował Prymarchę Salamander, rozerwał mu gardło sztućcami, dźgnął go prosto w serce, a nawet rozerwał kończyna po kończynie własnymi szponami. Gdy i te próby spełzły na niczym, Curze nakazał go wypatroszyć, rozstrzelać z bliskiej odległości przez setki Bolterów, załadować do szybu wentylacyjnego silnika jego okrętu, a nawet rozebrać i wrzucić do luku, który następnie otworzył na mordercze działanie próżni kosmosu. Nawet te starania nie pomogły Curzemu w osiągnięciu jego celu - Vulkan był zmęczony i stłamszony, ale fizycznie miał się jak najlepiej.
            Za każdym razem, gdy Nocny Łowca myślał, że z sukcesem pozbył się swojego brata, ciało Vulkana regenerowało się, co Curzego wyprowadzało z równowagi. Prymarcha Władców Nocy zdał sobie sprawę, że nie uda mu się zniszczyć ciała Vulkana, ale może z jego umysłem pójdzie mu łatwiej. Curze nakazał czarnoksiężnikowi Davinite napadnięcie na umysł Vulkana i wrzucenie jaźni Prymarchy do serii iluzorycznych prób, których ten nie mógł ukończyć pozytywnie, a które zawsze kończyły się śmiercią niewinnych osób. Mimo swojej perfidności, nawet ta forma ataku na Prymarchę Salamander nie złamała go. Mając już tego wszystkiego dość, Nocny Łowca opracował ostatecznie rozwiązanie kwestii jego problemu. Los Vulkana miał się dopełnić w ostatnim pojedynku na śmierć i życie.
            Curze zaoferował swojemu bratu wskazanie mu drogi ucieczki z okrętu, drogi, która prowadziła do upragnionego przez Vulkana celu - wolności. Wszystko, co musiał uczynić, by raz jeszcze się nią cieszyć, to przejść labirynt, w którego centrum znajdował się młot wojenny Vulkana, Zwiastun Świtu. Nie był to jednak zwyczajny labirynt. Na życzenie samego Nocnego Łowcy, Perturabo zbudował na pokładzie jego statku więzienie niepodobne żadnemu innemu. Była to imitacja jego własnego, prywatnego sanctorum, znanego jako Cavea Ferrum. To specjalne więzienie było niezwykle złożonym kompleksem przecinających się korytarzy, których surowe ściany i dziwny, geometryczny design sprawiał, że stworzenie jakiejkolwiek mapy tego miejsca było niemożliwe. Mimo to, Vulkan dokonał rzeczy niemożliwej i odnalazł centrum labiryntu, gdzie odzyskał swój młot. Mając swoją własną broń w ręce, zdołał pokonać Curzego w pojedynku i aktywować osobisty teleporter umieszczony na głowicy swojego młota. Vulkan natychmiast przeniósł się przez pół galaktyki. Gdy raz jeszcze odzyskał zmysł wzroku, pierwszym, co ujrzał, były chmury. Choć Vulkan mógł w tamtym momencie nie zdawać sobie z tego sprawy, to teleportował się prosto w górne partie atmosfery Macragge, ojczystego świata Legionu Ultramarines. W trakcie lotu, jego ciało spłonęło na węgiel z powodu ogromnego tarcia w atmosferze. Jeszcze za nim jego umysł ogarnęła całkowita ciemność, Vulkan zdał sobie sprawę z tego, gdzie jest i był szczęśliwy, że już niedługo zaopiekują się nim jego kuzyni z Ultramaru.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

20% rabatu na ręcznie robioną biżuterię z kodem CZYTAWOJTEK

  20% rabatu na ręcznie robioną biżuterię z kodem CZYTAWOJTEK klikasz w link i 20% jest twoje :) Ty cieszysz się super cacuszkami i dodatkow...