sobota, 7 września 2019

Oblężenie Vraks cz6



https://www.youtube.com/watch?v=YxVblqs0WPw

Tam gdzie lufy dział poczwórnych i ciężkich moździerzy przestawały wystarczać do gry
wchodziły formacje stanowiące klucz do całej operacji oblężenia Vraks - regimenty oraz samodzielne
kompanie artyleryjskie. Były to oddziały stanowiące klucz do powodzenia całej operacji - w trwającym
całe dnie, tygodnie a nawet miesiące ciągłym ostrzale, umocnienia obsadzane przez zdrajców miały
zostać obrócone w pył. Poza rolą młota oddziały ciężkiej artylerii wykonywać również miały

standardowe misje wsparcia ogniowego dla nacierających jednostek regimentów oblężniczych i
uderzeniowych. Do typowych zadań tego typu należało wystawianie ostrzału pudełkowego
izolującego sektory frontu będące przedmiotem natarcia tak aby odciąć od nich napływ posiłków i
uniemożliwienie obrońcom opuszczenie ich oraz tworzenie walca ogniowego - zapory ognia
artyleryjskiego kilkaset lub nawet kilkadziesiąt metrów przed frontem nacierających jednostek
przesuwającej się do przodu w miarę ich postępowania do przodu. Do zadań jednostek ciężkiej
artylerii należały też, jak zawsze, zadania kontrbateryjne tj. zwalczanie artylerii nieprzyjaciela oraz
precyzyjny ostrzał celów wskazanych przez jednostki frontowe.
Podstawowym narzędziem pracy artylerzystów były armaty typu Earthshaker (zostawiłem w
oryginale bo ziemiotrząs brzmi nieco dziwnie) oraz ciężkie haubice typu Medusa. Korpusy Śmierci
wykorzystywały obydwa działa we wzorze Lucius, na holowanym, czterokołowym podwoziu.
Earthshaker był typową armatą kalibru 132mm (czyli w sumie bez szaleństwa) zdolną wystrzelić
38-kilogramowy pocisk (prawdopodobnie przyjęty tu został pocisk odłamkowo-burzący, konkretne
rodzaje pocisków niemal na pewno różniły się od siebie masą) z prędkością początkową nieco ponad
360m/s na odległość ponad 15km. Do wystrzelenia pocisku standardowo używano pięciu ładunków
prochowych jednak w razie potrzeby możliwe było zwiększenie zasięgu poprzez dodanie jednego lub
dwóch dodatkowych ładunków. Wzrost ciśnienia w komorze powodował jednak zwiększenie obciążeń
elementów zamka i samej lufy przez co według regulaminów dopuszczalne było oddanie
maksymalnie dwudziestu strzałów ze zwiększonym ładunkiem po czym wymagany był gruntowny
przegląd działa i wymiana zużytych podzespołów. Z tego powodu użycie zwiększonych ładunków
miotających odbywać się mogło jedynie na wyraźny rozkaz wyższego dowództwa. Poza
standardowymi pociskami odłamkowo-burzącymi Earthshaker mógł strzelać pociskami zapalającymi,
dymnymi i oświetlającymi oraz pociskami przeciwpancernymi z diamantynowym penetratorem.
Pozostaje jedynie pytanie do jakich opancerzonych celów miano prowadzić ogień - owszem,
minimalna elewacja działa to 0 stopni więc prowadzenie ognia na wprost jest całkowicie możliwe
jednak przy trawersie wynoszącym również ładne, okrąglutkie 0 strzelanie do czegokolwiek innego niż
nieruchomy cel mniejszy od stodoły mija się z celem. Nie wiem jakim cudem mechaniczne łebki z
Luciusa nie wpadły na to żeby jednak dołożyć jedną oś i mechanizm zębaty tak aby możliwe było
śledzenie celu w poziomie (potrafili to zrobić niemal wszyscy na Starej Ziemi pod koniec M2 - ot
choćby sowiecka armatohaubica kalibru 152mm MŁ-20 miała kąt ostrzału w poziomie wynoszący 58
stopni). Z drugiej strony na Vraks artyleria była tak liczna że strzelanie precyzyjne raczej nie było
praktykowane i całkowicie zadowalające było nasycenie zadanego obszaru ogniem. Wracając do
tematu uzbrojenia regimentów artyleryjskich - drugim typem dział w użyciu były ciężkie haubice
Medusa kalibru 305mm. Krótsza lufa oznaczała mniejszą prędkość początkową pocisku który jednak
raził cel nie za pomocą swej energii a przenoszonego ładunku. Jajko wystrzelone z Medusy miało
prędkość początkową rzędu 300-350m/s, ważyło między 300 a 400 kilogramów i miało zasięg
maksymalny około 10km. Z tego względu Medusa do zadań kontrbateryjnych nadawała się
zdecydowanie gorzej niż Earthshaker jednak tam gdzie potrzebna była prosta i brutalna siła
sprawdzała się idealnie. Nie było bunkra zdolnego oprzeć się długotrwałemu ostrzałowi, umocnienia
polowe zamieniały się w dymiący krater już po kilku pociskach a piechota trafiona pociskiem
odłamkowo-burzącym z Medusy no cóż… powiedzmy że pokrywała sobą teren w promieniu
najbliższych kilkuset metrów…
Bywały jednak sytuacje że i Medusa nie do końca dawała radę - w sytuacjach takich do akcji
wchodziły oddziały wyposażone w ciężkie bombardy Colossus. W przypadku Colossusa
zrezygnowano z wersji holowanej i ciężki moździerz oblężniczy kalibru około 600mm zamontowano
na głęboko zmodyfikowanym podwoziu czołgu Leman Russ. Działo oraz jego kołyska były tak duże
że zajmowały sobą większość pojazdu pozostawiając niewiele miejsca na cokolwiek innego - w
pojeździe mieścił się jedynie kierowca, zaś amunicja i obsługa przemieszczały się osobnymi
pojazdami. Pomimo umieszczenia na samobieżnym podwoziu Colossus był ociężały i mało ruchliwy -
w terenie osiągał zaledwie 12km/h. Z tego względu przeznaczany był do długotrwałych ostrzałów z
relatywnie stałych pozycji, jednak niewykluczone jest że każde działo miało ich przygotowanych kilka i

regularnie były one zmieniane aby uniknąć ognia kontrbateryjnego ze strony nieprzyjaciela chcącego
ustrzelić tak cenny cel. Bestia ta żywiła się dwoma typami amunicji. Tradycyjna, odłamkowo-burząca,
wykorzystywana była do szerokiego spektrum zadań od prowadzenia ognia zaporowego po
bezpośrednie wsparcie ogniowe, chociaż użycie tego typu artylerii przeciw celom lżejszym niż czołgi
superciężkie i większe od nich potworności przypomina strzelanie z armaty do wróbla - eksplozja
ważącego około 1,5-2 tony pocisku z Colossusa bez problemu zdolna była przewrócić lub nawet
solidnie odrzucić wóz pokroju Lemana Russa. Drugim typem wykorzystywanej amunicji były pociski
burzące - po trafieniu wbijające się w cel i dopiero wtedy uwalniające swój wybuchowy temperament.
Ze względu na wagę i rozmiar pocisków Colossus został wyposażony w dźwig pozwalający na
przenoszenie ich z transportera amunicyjnego wprost na podajnik. Inną zauważalną cechą
konstrukcyjną pojazdu był zamontowany z tyłu na siłownikach hydraulicznych lemiesz, który jednak
nie został przewidziany do prac inżynieryjnych (o wiele lepiej sprawdza się w tej roli choćby Centaur
przewożący obsługę). Siła wystrzału ogromnego moździerza przekracza możliwości stłumienia
odrzutu jedynie za pomocą oporopowrotników i cofający się pojazd wyhamowywany jest właśnie
przez siłowniki zapartego w gruncie lemiesza.
W kwestii liczebności regimentów i samodzielnych kompanii artyleryjskich brakuje dokładnych
danych jednak można spokojnie przyjąć że podobnie jak regimenty oblężnicze liczyły one około 200
000 ludzi przy czym zdecydowanie mniej żołnierzy służyło bezpośrednio na froncie. Ze względu na
specyfikę broni jaką jest artyleria regimenty z całą pewnością posiadały rozbudowaną kadrę oficerską
i/lub kwatermistrzowską zapewniającą gładkie funkcjonowanie systemu zaopatrzenia tak w
astronomiczne ilości amunicji pożeranej przez działa w czasie trwających całymi tygodniami ostrzałów
jak i niezliczone ilości części zamiennych. W ramach regimentu funkcjonować musiały również
dedykowane kompanie logistyczne odpowiadające za dostarczanie wspomnianej amunicji z
centralnego magazynu regimentu do magazynów bądź składów kompanijnych skąd wędrowała ona
już bezpośrednio do jednostek za pośrednictwem ich własnych pododdziałów zaopatrzenia. Składy
amunicji stanowiły bardziej niż łakomy kąsek dla wszelkiej maści dywersantów więc na wszelki
wypadek otaczane musiały być odpowiednio dużymi oddziałami ochrony. Duże wysycenie oddziałów
pojazdami oznaczało że niezbędne były również polowe warsztaty naprawcze zdolne do poradzenia
sobie z codziennymi awariami zarzynanego bez litości w polu sprzętu. Osobne warsztaty i
odpowiednio wyspecjalizowany personel wymagane były do bieżącej obsługi i napraw posiadanych
przez regiment dział - od wstawiania zerwanych kół przez wymianę zużytych luf aż po przywracanie
sprawności co delikatniej rozbitym działom. Regiment musiał posiadać również spore rezerwy
artylerzystów bez przydziału. Celem istnienia tych rezerw było umożliwienie rotowania obsad dział w
czasie prowadzenia ciągłego ostrzału i przy okazji zachowanie możliwości natychmiastowego
uzupełniania strat w jednostkach liniowych, choćby w przypadku wrogiego pocisku który zdmuchnął
obsługę a jakimś cudem oszczędził samo działo. W oddziałach artyleryjskich znajdowała się również
dodatkowa, w pewien sposób wyjątkowa, grupa (zazwyczaj młodszych) oficerów wysyłana
bezpośrednio do jednostek, którym udzielane miało być wsparcie ogniowe. Ich rolą było bezpośrednie
kierowanie ogniem baterii czy nawet całej kompanii i jego bieżące korygowanie. Biorąc pod uwagę
stopień rozbudowania służb tyłowych regimentu w miarę spokojnie można założyć że w pierwszej linii
znajdowało się około 70 - 80 tysięcy ludzi i łącznie około tysiąca Earthshakerów i Meduz oraz
niewielka liczba Colossusów przy czym kompanie uzbrojone w te ostatnie niemal na pewno
bezpośrednio podlegały co najmniej dowództwu regimentu. Podstawową jednostką organizacyjną w
kompanii artyleryjskiej był liczący działon w skład którego wchodził działonowy (najprawdopodobniej
w stopniu wachmistrza), oraz sześciu ludzi w tym celowniczy, dwóch ładowniczych i dwóch
amunicyjnych oraz kierowca Trojana, który albo zasuwał w tę i nazad dowożąc dodatkową amunicję
albo pomagał amunicyjnym. Trzy działony wchodziły w skład dowodzonej przez młodszego oficera
(najprawdopodobniej porucznika) baterii, która stanowiła najmniejszą jednostkę, która otrzymać
mogła zadanie ogniowe. Trzy baterie tworzyły kompanię. W skład plutonu dowodzenia wchodził oficer
dowodzący (zazwyczaj kapitan) ze swoją sekcją oraz jego zastępca wraz z sekcją. W plutonie

znajdowały się trzy Centaury - dwa przewożące członków pododdziałów dowodzenia i jeden pojazd
komunikacyjny - oraz wóz inżynieryjno-techniczny Atlas. W skład kompanii wchodziła również
kolumna zaopatrzeniowa złożona z trzech Trojanów w wersji transportera amunicyjnego.
W przypadku samodzielnych kompanii artyleryjskich ciężko o jakiekolwiek precyzyjne dane
jednak niemal całkowicie pewnym jest że były one zdecydowanie liczniejsze od kompanii
wchodzących bezpośrednio w skład regimentów. W składzie posiadały prawdopodobnie więcej
baterii, własne czołówki naprawcze i odpowiednio większe pododdziały zaopatrzeniowe. Operacyjnie
podporządkowane były dowództwu 88 Armii Oblężniczej, które kierowało je jako dodatkowe wsparcie
ogniowe na wybrane odcinki frontu. Spośród 14 samodzielnych kompanii artyleryjskich na szczególna
uwagę zasługują 4 samodzielne kompanie ciężkich moździerzy - niemal na pewno w ich skład
wchodziły wyłącznie baterie operujące na Colossusach. Dowództwo kompanii operującej na ciężkich
moździerzach wyglądało dokładnie tak jak zwykłej kompanii artyleryjskiej - dowódca oraz zastępca,
każdy z własną sekcją, trzy Centaury oraz jeden Atlas. Większa niż w normalnej kompanii była jednak
kolumna zaopatrzeniowa licząca w tym przypadku cztery transportery amunicyjne. Trzon kompanii
stanowiły 3 baterie po 3 Colossusy w każdej. Podobnie jak w przypadku Earthshakerów czy Meduz
działon składał się z sześciu ludzi - podoficera dowodzącego (chociaż niewykluczone że w tym
przypadku był to młodszy oficer), celowniczego, dwóch ładowniczych i dwóch kierowców, którzy
służyli też jako amunicyjni. Z wyłączeniem kierowcy moździerza wszyscy przemieszczali się
przydzielonym do działonu Centaurem(po to właśnie drugi kierowca).
Trzonem 88 Armii były regimenty oblężnicze, młotem regimenty artyleryjskie, pozostała
jeszcze kwestia pięści której zadaniem było przebić się przez przemielone ogniem artylerii i
wyczerpane walkami na wyniszczenie siły nieprzyjaciela. Przebić się, wyjść na flanki i tyły by potem
bez większych problemów rozjechać to co pozostało. W czasie oblężenia Vraks rola ta przypadła
dwóm korpusom uderzeniowym. Rdzeniem każdego z nich były regimenty pancerne wspierane
dodatkowo przez regimenty artyleryjskie. W skład oddziałów pancernych wchodził szeroki wachlarz
wozów bojowych - od czołgów lekkich i Hellhoundów przez dużą ilość wariantów Leman Russów po
superciężkie Machariusy, Baneblade’y i takie perełki jak Shadowsword, Stormblade czy Stormsword.
Lżejsze wozy do Leman Russów włącznie organizowane były w kompanie po 10 wozów
każda - wóz dowódcy kompanii i trzy szwadrony po trzy wozy w każdym. Dodatkowo do dyspozycji
dowódcy kompanii pozostawał jeden Centaur. Spełniał on rolę pojazdu łącznikowego dla oficera
dowodzącego, w razie potrzeby mógł dowieźć dodatkową amunicję lub części (a przynajmniej
spróbować to zrobić), dowódca kompanii mógł wykorzystywać go do rozpoznania terenu, w którym
działać miała kompania, a poza tym wszystkim miał pewnie jeszcze wiele innych zastosowań.
Kompanie wozów superciężkich posiadały w swoim składzie trzy wozy tego samego typu i
pomimo że wchodziły organizacyjnie w skład któregoś regimentu, to operacyjnie zazwyczaj podlegały
bezpośrednio najwyższemu dowództwu 88. Armii. Za przykład takiej sytuacji uchodzić może choćby
14. Kompania Czołgów Superciężkich 11. Regimentu Pancernego, której wozy Dauntless, Endurance
i Faithful reprezentowały typ Shadowsword (z tego też powodu kompania zwana była Łowcami
Tytanów).
Pod kątem liczebności służących w szeregach regimentu żołnierzy były one najmniej liczne,
przy czym nadal były to formacje liczące 80-120 tysięcy ludzi. W składzie regimentu prawdopodobnie
znajdowało się 1000-1500 czołgów więc samych “pancerniaków” było stosunkowo niewielu - 6-9
tysięcy i kolejne 1500-2500 ludzi w pojazdach pomocniczych. Pomimo imperialnych regulacji
zabraniających łączenia różnych rodzajów broni w ramach jednego regimentu, regimenty pancerne na
Vraks posiadały kompanie piechoty zmechanizowanej, w praktyce zwykłej piechoty ale poruszającej
się transporterami opancerzonymi. Wsparcie ze strony piechoty zmechanizowanej było niezbędne w
warunkach wojny na Vraks. Podczas gdy czołgi wspaniale nadawały się do przebijania linii
przeciwnika i rozjeżdżania go z ochrypłym rechotem silników to jednak nie najlepiej sprawdzały się
tam gdzie trzeba było utrzymać teren. Zwykła piechota nie była w stanie fizycznie wyrobić za prącymi
do przodu czołgami więc postanowiono ją zmechanizować dzięki czemu mogła ona na bieżąco

towarzyszyć czołgom,utrzymywać zdobyty przez nie teren a dodatkowo nocą osłaniać ich pozycje.
Dodatkowym bonusem zmechanizowania było większe wysycenie oddziałów piechoty bronią ciężką.
Poza oddziałami bojowymi w ramach regimentu istniały potężne warsztaty i oddziały
zaopatrzeniowe zdolne zapewnić nieprzerwane funkcjonowanie tego nienasyconego
pacerno-metalowo-gąsienicowego potwora.
I tak to mniej więcej mogło wszystko wyglądać… Łącznie 18 regimentów oblężniczych, 5
regimentów pancernych, 8 regimentów artyleryjskich, 10 samodzielnych kompanii artylerii i 4
samodzielne kompanie ciężkich moździerzy, co oceniam na jakieś 6 milionów ludzi w pierwszym
rzucie jednak podejrzewam że mogło tam tego być więcej biorąc pod uwagę oddziały typowo
logistyczne i nienależące do żadnego z korpusów (no bo kto by się przejmował tymi którzy i tak nie
walczą). Do tego dochodziło jakieś 10-12 tysięcy cięższych dział (earthshakerów i meduz), 5-8 tysięcy
czołgów i Bóg-Imperator wie ile dział artylerii polowej.
I znów ględzenie o sprzęcieCzołg ciężki Macharius
Nazywany często wozem stanowiącym drugą generację Baneblade’ów. Produkowany jest na
światach-kuźniach które chcą pozyskać kontrakty wielkie dostawy jednak nie posiadają możliwości
oraz danych Standardowego Wzorca Konstrukcyjnego by produkować Baneblade’y.
Jak w przypadku wielu wozów wykorzystywanych w czasach Wielkiej Krucjaty jego
Standardowy Wzorzec Konstrukcyjny zaginął w zamęcie dziejów. Dzięki skrupulatnym badaniom
Magosa Nalaxa udało się na powrót jednak ją odzyskać. Częściowo dzięki przekopaniu znajdujących
się na Luciusie archiwów a częściowo dzięki pasowaniu i analizie analogicznych podzespołów z
Baneblade’a udało mu się zrekonstruować wzorzec i przekazać do akceptacji Wysokiego
Fabrykatora na Marsie. Trwająca dwieście lat debata obejmowała niezliczone konsultacje na
światach-kuźniach i długotrwałe testy. Ostatecznie plany zostały zatwierdzone i Lucius, jako pierwszy
i jedyny świat-kuźnia, otrzymał pozwolenie na produkcję wozu jednak sam Nalax nie dożył tej chwili.
Nowo odzyskany dla Imperium wóz nazwany został na cześć Lorda Dowódcy Solar Machariusa, który
w imieniu Imperatora wyzwolił tysiąc światów.
Jak na ironię Lucius otrzymał pozwolenie i dane niezbędne by produkować Baneblade’y
jednak szybko okazało się że zapotrzebowanie na ciężkie wozy przekracza możliwości
manufaktoriów. Jakby tego było mało w tym czasie na łono Imperium powrócił Krieg, a Departamento
Munitorum zwróciło się właśnie do Luciusa z zadaniem zaopatrywania tworzonych Korpusów Śmierci.
Wtedy właśnie przypomniano sobie o Machariusie i uruchomiono jego produkcję. Pierwsze wozy
zaczęły zjeżdżać z linii montażowych w 852M41 i kierowane były od razu na Krieg.
Ważący 174 tony wóz nie posiada pancerza tak grubego jak jego starszy kuzyn, nie
dysponuje również brutalną potęgą ognia dostępną dla Baneblade’a ale nadal zdolny jest do realizacji
takich samych zadań. Niemal dwukrotnie lżejszy od Baneblade’a jest od niego o wiele zwrotniejszy,
chociaż użycie pojęcia “zwinny” byłoby sporym nadużyciem. Wóz standardowo uzbrojony jest w
podwójne działo bitewne w wieży i ciężki stubber w przedniej płycie kadłuba. Niektóre z wozów
posiadać mogą sponsony z ciężkimi bolterami. Pojazd stanowi bardzo elastyczną platformę dla
wszelkiego rodzaju uzbrojenia - innym wariantem Machariusa jest Macharius Vanquisher (czyli
Zwyciężator). W tym wariancie główne uzbrojenie standardowego wariantu zostało zmienione na
podwójne działo Vanquisher tak by pojazd mógł pełnić rolę zabójcy czołgów. Jakby tego było mało
jakiś świr (według plotek sam magos Nalax) uznał że podwójne działo bitewne czy podwójny
Vanquisher to za mało i postanowił wyposażyć Machariusa w uzbrojenie, z którego korzystają Tytany
(jak dla mnie zalatuje tu kompleksem małego śrubokręta). Pomysły takie doprowadziły do stworzenia
wariantu Macharius Vulcan uzbrojonego jak sama nazwa może sugerować w Megabolter Vulcan. Był
to starszy, napakowany sterydami kuzyn ciężkiego boltera wyposażony w dwa zespoły pięciu
obracających się luf. Broń strzelała boltami wielkości ludzkiej głowy przez co była wyjątkowo

efektywna w zwalczaniu wielkich koncentracji piechoty, lżejszych pojazdów i w razie potrzeby mogła
być również wykorzystana do przeciążania Tarcz Pustki wrażych pojazdów. Od biedy można było też
próbować przekopać się przez ścianę jakiegoś bunkra czy dosłownym potokiem pocisków rozklepać
cięższy pojazd. Na wypadek gdyby megabolter okazał się niewystarczającym argumentem siły
powstał również wariant Macharius Omega. Wóz został pozbawiony wieży i montowanych w kadłubie
stubberów, a w jego tylnej części zabudowany został otwarty od góry przedział bojowy mieszczący
działo plazmowe (jakoś zupełnie nie miałem pomysłu na “plasma blastgun” - jak ktoś ma coś to
chętnie się zapoznam) wzoru Omega. Była to de facto plazmowa dwururka z której korzystały Tytany,
jednak w odróżnieniu od wzorów Mars i Ryza używanych przez boskie maszyny, Omega posiadała
bardziej zwarte i kompaktowe generatory oraz tygiel mocy co umożliwiło montowanie tej broni na
mniejszych pojazdach, co jednak okupione zostało zwiększoną emisją ciepła i niższą stabilnością.
Tym niemniej Macharius Omega był wozem o sile ognia pozwalającej mu na niszczenie tytanów,
zamienianie superciężkich wozów w kałuże bulgoczącego żużla i odparowywanie całych kompanii
piechoty. Mocnym minusem całej konstrukcji był fakt niemal nieruchomego zamontowania działa -
poza wprowadzaniem drobnych korekt celowanie wymagało manewrowania całym pojazdem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

20% rabatu na ręcznie robioną biżuterię z kodem CZYTAWOJTEK

  20% rabatu na ręcznie robioną biżuterię z kodem CZYTAWOJTEK klikasz w link i 20% jest twoje :) Ty cieszysz się super cacuszkami i dodatkow...