https://youtu.be/oBttDB2nrcE
Wściekłość półboga wyszła na jaw w
samym środku rzezi. Gniew Prymarchy opanował wszystkie jego myśli i wszystkie
części ciała. Lord Corax, Prymarcha Kruczej Gwardii rzucił się w szeregi
zdradzieckich Niosących Słowo, prosto w skoncentrowane siły o ciemnych
pancerzach i czarnych ostrzach, wyżynając wszystkich zgromadzonych wokół siebie
wrogów z dziką furią. Wkrótce, głosy umierających i błagających o pomoc
Niosących Słowo zamieniły się w walczący z transmisjami Voxu chór. Argel Tal,
Karmazynowy Władca i przywódca opętanych przez Demony Astartes, znanych jako
Gal Vorbakowie, czyli “Błogosławieni Synowie” Lorgara ruszyli przed siebie na
spotkanie śmierci, zadanej im z rąk półboga. W tym samym czasie, Lorgar walczył
niczym lustrzane odbicie swojego brata, zabijając Astartes wokół siebie z
lekceważącą łatwością. Kiedy tylko następna kolumna Niosących Słowo stanęła
przed Coraxem, fala dopiero co rzuconych do boju Kruczych Gwardzistów padła
trupem. Nagle, Urizen wstrzymał natarcie. Zauważył, że Corax przystanął przed
Gal Vorbakami, rozrywając jego opętanych przez Demony karmazynowych wojowników
na strzępy. Błogosławioną chwilą oddechu dla jego Legionu był widok
wstrzymujących atak Kruczych Gwardzistów. Siły XIX Legionu porzuciły ciała
swoich braci u stóp Prymarchy Niosących Słowo, wycofując się na dogodniejszą
pozycję.
Pomimo
protestów ze strony Kor Phaerona i Erebusa, Lorgar odrzucił ich porady i czym
prędzej ruszył przez spaloną ziemię i ciała Legionu jego brata, by dołączyć do
bitwy, co do której nie miał nadziei na zwycięstwo. Zobaczył swojego brata -
człowieka, z którym przez dwa stulecia swojego życia zamienił może kilka słów,
człowieka, którego ledwie znał - zabijającego jego synów w nieposkromionym
szale. Między nimi nie doszło do wymiany myśli ani słów. Lorgar nie miał
nadziei na spokojną rozmowę, ani na oświecenie go do poziomu, w którym Corax
wstrzymałby swoje ostrza. Gniew Lorgara niemal wziął nad nim górę, a jego
beznamiętna żądza zabijania wypaliła się całkowicie niemal kilka chwil
wcześniej. Gdy Prymarcha Niosących Słowo przedarł się przez Kruczą Gwardię,
idąc na spotkanie swojemu bratu, poczuł moc wzbierającą w jego ciele,
napierającą na na całej powierzchni skóry tak, jak gdyby koniecznie chciała się
z niego wydostać. Jak zawsze, Lorgar starał się pohamować swój psioniczny
potencjał, ukrywając go i nienawidząc w równej mierze. Jego potencjał był
zawodny, sporadyczny, niestabilny i bolesny. Nigdy nie był darem, jakim mógł
cieszyć się Magnus i z tego powodu Lorgar dławił się własną mocą psioniczną,
chcąc zdusić ją głęboko w swoim ciele, ukrywając ją za swoją niezłomną siłą
woli. Jednak w tym momencie Urizen miał dość. Wraz z wielką mocą, której Lorgar
dał w końcu upust, wokół dało się słyszeć jego okrzyk, który przemierzył całe
pole bitwy i dotarł nawet na orbitę planety. Był to okrzyk wyrażający wielką
ulgę i wolność. Surowa energia kipiała spod jego pancerza. Jego szósty zmysł w
końcu mógł działać swobodnie, choć jego czystość była już najprawdopodobniej
splamiona barwami Chaosu. Lorgar poczuł ciepło własnej, ucieleśnionej furii.
Poczuł swoją niezwiązaną silną wolą moc, która nie tylko wzmocniła jego ciało,
ale i wyraźnie wspomagała jego synów na całej linii frontu. Oto Prymarcha stał
w sercu pola śmierci, uskrzydlony i opromieniony amorficznymi smugami psionicznego
ognia, wykrzykując imię swojego brata prosto w środek burzy. Corax odpowiedział
własnym okrzykiem - zakrzyknął i wezwał zdrajcę - po czym obaj rzucili się na
siebie. Kruk starł się z heretykiem w tańcu Croziusa z pazurami.
W
odpowiedzi na falę energii wydobywającej się z ciała ich Prymarchy, Gal
Vorbakowie zaczęli przeobrażać się w swoją ostateczną, demoniczną formę. Ich
ceramitowe pancerze zamieniły się w żywą tkankę, pokrytą gęstymi żebrami i
kręgami. Wszystkim wyrosły wszelkiego rodzaju długie, ostre niczym brzytwa
szpony, kły i skrzydła. Przybrali nową postać i od tej pory przypominali żywe,
ucieleśnione bestie Chaosu. W tym samym czasie, Prymarchowie nadal walczyli -
Corax z żądzą mordu w oczach, a Lorgar - walcząc o życie. W czasie ich pojedynku,
Corax zaczął rzucać obrazami i oskarżeniami w stronę swojego byłego brata.
Chciał wiedzieć, dlaczego Lorgar i jego Legion dopuścili się takiej zdrady?
Lorgar podzielił się ze swoim bratem wizją przyszłości, w której ich ojciec był
pozbawionym krwi trupem, zakutym na tronie ze złota, krzyczącym w próżnię
kosmosu od tysięcy lat. Rozwścieczony kłamstwami brata, Corax uderzył go parą
Pazurów Energetycznych przez twarz, odcinając skórę i mięśnie od kości jego
policzków. Nawet gdyby Lorgar zdołał w jakiś sposób uciec przed swoim losem,
doskonale wiedział, że te blizny będzie nosił już po kres swoich dni.
Prymarchowie
wymieniali okrutne ciosy, ale Kruczy Władca miał po swojej stronie nie tylko
przewagę szybkości i finezji, ale także od dawna był znany jako wojownik o
dziesiątkach lat doświadczenia. Lorgar nie mógł powiedzieć tego samego o sobie,
jako iż zawsze był bardziej uczonym niż wojownikiem. Jego brak doświadczenia
kosztował go bardzo wiele. Być może, gdyby był bardziej doświadczony w walce,
wiedziałby, jak powstrzymać cios Coraxa szponami prosto w jego brzuch. Końcówki
jego długich na metr Pazurów Energetycznych wystawały mu teraz z pleców. Taki
cios nie mógł powstrzymać Prymarchy, ale podniesienie go przez Coraxa w takiej
pozycji jedną ręką - już tak. Szpony Coraxa gryzły go i rozcinały jego
wnętrzności, przesuwając się przez ciało. Illuminarium wypadło z zaciśniętej
dłoni Prymarchy. Te same ręce zacisnęły się na gardle Coraxa, nawet wtedy, gdy
Kruczy Władca przecinał własnego brata na pół. Nawet gdy Lorgar z całej siły
zacisnął dłonie, Kruczy Władca pozostał niewzruszony, ogarnięty żądzą mordu.
Lorgar uderzył czołem o twarz Coraxa, rozbijając mu nos, jednak ten nadal go
trzymał. Corax nie odpuszczał nawet po drugim, trzecim i czwartym uderzeniu.
Jego Pazury targały Lorgarem za każdym razem, gdy dotykały jego nienaturalnie
twardych kości. Corax wyjął pazury z ciała swojego brata, po drodze powodując
jeszcze większe szkody niż wbijając je w jego ciało. Krew zalała spaloną ziemię
wokół Lorgara, który natychmiast upadł na kolana, odruchowo trzymając się za
plątaninę rozszarpanego ciała i wnętrzności, w które zamienił się jego brzuch.
Corax podszedł do niego bliżej ze wzniesionymi Pazurami, chcąc dokonać
egzekucji na swoim bracie. Lorgar popatrzył mu w oczy i zakrzyknął ostatni raz,
zatracając się w ironii o galaktycznej skali - oto on, jedyny spośród
dwudziestu synów Imperatora, który nigdy nie chciał być żołnierzem, miał zginąć
w sercu bitwy, jak prawdziwy wojownik. Ostrza Coraxa opadły z prędkością
dźwięku, ale na swojej drodze napotkały… metal.
Corax
spojrzał w czarne oczy, tak bardzo przypominające jego własne i na
nienaturalnie bladą twarz. Jego Szpon zderzył się z bliźniaczo podobną bronią.
Oba zestawy ostrzy przeciągle skrobały o siebie. Jedno z nich chciało jedynie
opaść i zadać śmierć, podczas gdy drugie dołączyło do walki z woli niesienia
ratunku. Tam, gdzie twarz Prymarchy Kruczej Gwardii wyrażała jedynie
zawziętość, tam druga twarz upiornie się uśmiechała. Był to uśmiech napięty i
pozbawiony wszelkiej radości - uśmiech martwego człowieka, którego usta poddały
się rigor mortis - pośmiertnemu zesztywnieniu. To był Curze. Corax chciał
uwolnić swój Pazur, ale druga rękawica Curzego zacisnęła się na jego
nadgarstku, tak, że Corax nie był w stanie odlecieć i uciec przed swoim losem.
Curze spojrzał na swojego wyczerpanego brata i nakazał mu wstać, brzydząc się
jego tchórzostwem. Corax nie był jednak wówczas całkowicie bezczynny. Odpalił
silniki swojego rakietowego plecaka, spalając wszystkie rezerwy paliwa, byleby
tylko wydostać się z uścisku swojego brata. W końcu Pazur Coraxa wyrwał się, a
sam Prymarcha poszybował w górę, z dala od goniącego go śmiechu Curzego. Po
zakończonej walce, Curze podniósł swojego brata i odprowadził go za linię jego
własnych wojowników.
Wokół
nich szary Legion starł się z wojownikami w czerni. Lorgar podziękował swojemu
bratu za uratowanie mu życia. Curze ostrzegł go jednak, że następnym razem
pozwoli mu umrzeć. Lorgar już miał odpowiedzieć mu ripostą, ale na widok
przeobrażonych Gal Vorbaków ugryzł się w język - ich pancerz był karmazynowy i
przypominał kości. Ich wielkie szpony, zarówno metalowe jak i te stworzone z
ludzkiej tkanki, wyrastały prosto z ich rozrośniętych, nasuwających na myśl
dziką bestię ramion. Każdy hełm, który widział Lorgar był rogaty, a każda twarz
rozdzielona groźnym spojrzeniem, osadzonym w demonicznych czaszkach. Obrzydzony
tym przerażającym widokiem Curze odwrócił się do Lorgara i powiedział, że nie
był on zwykłym głupcem, za jakiego go uważał - on był zjełczały od trawiącego
jego umysł zepsucia. Choć Lorgar był poważnie ranny, to już wtedy było wiadome,
że przeżyje. Zdrajcy zwyciężyli i zadali Imperatorowi i jego Imperium poważny
cios. W dniu oficjalnego rozpoczęcia się Herezji Horusa, Horus miał po swojej stronie
dziewięć Legionów Kosmicznych Marines i dopiero co zniszczył trzy z dziewięciu
Lojalistycznych Legionów. Droga do Terry stała przed nim otworem, a decydująca
o losie galaktyki Bitwa o Terrę i Oblężenie Imperialnego Pałacu miały nadejść
siedem krwawych i pełnych grozy lat później, tuż po tym, jak Zdradzieckie
Legiony spenetrowały samo serce Imperium Ludzkości.
Konklawe Zdrajców
Cztery solarne dni po Masakrze w
Strefie Zrzutu, Horus Lupercal zorganizował spotkanie dla tych Prymarchów,
którzy razem z nim stanęli w opozycji do Imperium. Ich konklawe odbyło się na Mściwym Duchu, okręcie flagowym Horusa.
Wszyscy zgromadzeni wiedzieli, ile będą musieli poświęcić w walce w
nadchodzącej kampanii, włączając w to nawet własne przeznaczenia. Floty
Zdrajców zbliżały się do celu swojej podróży, ale to tylko dzięki
“nieprzyjemnościom” samego Istvaana, Zdrajcy mieli okazję spotkać się w jednym
miejscu jako pełnowartościowe bractwo. Na pokładzie okrętu było wówczas
obecnych ośmiu Prymarchów, jednak tylko połowa z nich stała tam fizycznie -
byli to Fulgrim, Perturabo, Angron i Lorgar Aurelian. Nieobecnych
reprezentowały holograficzne projektory: byli to Konrad Curze, Mortarion i
Alpharius - rysy ich postaci rozświetliły się jasnym, szarym światłem, gdy
Prymarchowie zasiedli do stołu obrad. Czwarty z nich był najjaśniejszą postacią
w pomieszczeniu, złożoną ze srebrnych promieni jasnego wiedźmiego ognia. Był to
Magnus Czerwony, który fizycznie leczył rany swojego Legionu na Planecie
Czarnoksiężników.
Od
momentu zajęcia miejsca, Lorgar nie był w stanie oderwać swoich oczu od
Fulgrima. Mistrz Wojny stawał się coraz bardziej niespokojny wobec niezdolności
swojego brata do przestrzegania zaplanowanych ustaleń i jego braku skupienia,
ilekroć poruszany jest ważny temat. Nim spotkanie Prymarchów mogło zacząć się
na dobre, Lorgar powoli sięgnął po swój ozdobny Crozius, zawieszony na plecach.
Choć Urizen dobył broni w obecności wszystkich najbliższych mu osób, jego oczy
zawisły tylko na jednej z nich. Wszyscy w komnacie fizycznie odczuli na sobie
głęboki, psioniczny mróz, kojarzący się ze spokojem ducha, zaciskający się
wokół ich serc. Prymarcha Niosących Słowo oskarżył istotę, która jedynie
podawała się za jego brata o intryganctwo. Nim ktokolwiek był w stanie
zareagować, Crozius Lorgara uderzył domniemanego Prymarchę Dzieci Imperatora.
Fulgrim uderzył plecami w ścianę za nim, a jego powalone ciało osunęło się na
ziemię. Zwracając swój pełny złości wzrok na resztę swoich braci, Lorgar
ogłosił, iż ten uzurpator z pewnością nie był Fulgrimem. Inni Prymarchowie
również dobyli broni. Mistrz Wojny chciał uspokoić gniewnego Lorgara - w
przeszłości najmniejsza groźba konfrontacji wystarczyła, by spokojnie wyłączyć
Lorgara z toczącego się konfliktu, jednak gdy teraz zgromadzeni Prymarchowie
wpatrywali się w Aureliana, wszyscy, nawet Horus, dostrzegli zmiany dokonane w
nim na Istvaanie V. Trzymając swój Crozius w zaciśniętej rękawicy, Lorgar
ostrzegał swoich braci, by ci trzymali się na dystans.
Gdy
Horus raz jeszcze podjął próbę uspokojenia Prymarchy, Lorgar popadł w
osłupienie na wieść, że Mistrz Wojny wiedział, że Fulgrim nie był już dłużej
sobą. Horus poinformował zgromadzonych, że z tą sytuacją poradzi sobie
osobiście, po czym zerwał obrady i nakazał udać się swoim braciom do swoich komnat
- wszystkim, poza Lorgarem. Prymarcha Niosących Słowo dostrzegł prawdę - ta
istota była demonem zrodzonym z mocy Chaosu - nie przyjęła własnej fizycznej
formy ani nie założyła własnego pancerza, a jedynie zajęła miejsce duszy
Fulgrima, niewidocznej gołym okiem. Coś zasiedliło się w nim, karmiąc się
żywym, pozbawionym duszy ciałem ich własnego brata. To, czego Lorgar nie mógł
zrozumieć, to jak w ogóle mogło do tego dojść i dlaczego Horus dalej chronił
tak mroczną tajemnicę? Horus powiedział mu tylko, iż to nie on jest
odpowiedzialny za to, co spotkało Fulgrima - on musi sobie jedynie z tym czymś
radzić.
Lorgar
niepokoił się na myśl, że świadoma istota zamieszkiwała ciało Fulgrima. Horus
był zły o linię argumentów swojego brata. Czyż Lorgar i Fulgrim w ogóle
kiedykolwiek byli ze sobą blisko? Dlaczego w ogóle go to obchodzi? Dla Lorgara
liczył się fakt tego, iż tak pełne przemocy wtargnięcie było perwersją wobec
naturalnego porządku rzeczy. W takiej symbiozie nie było harmonii, niepodobnie
jego błogosławionym, opętanym przez Demony synom, Gal Vorbakom. Żywa dusza
została zniszczona dla jej cielesnej osłony, by chciwa, Niezrodzona bestia
mogła się w niej zadomowić. Lorgar stał już w miejscu, gdzie śmiertelnicy mogą
poznać bogów. Wiedział, że taka forma opętania była pełna słabości i zepsucia -
była perwersją tego, czego dla ludzkości chcieli Bogowie Chaosu. Rujnujące Moce
chciały sojuszników i dobrowolnych czcicieli, a nie pozbawionych dusz skorup,
którymi sterują ich demony.
Przy
pomocy swoich psionicznych talentów, Lorgar utrzymał demona z daleka. Mistrz
Wojny ostrzegł go, że w ten sposób zabije Fulgrima, jednak Lorgar odparł, że to
nie jest jego bratem - jest bezosobowym bytem, którego mógł zniszczyć, jeśli
tylko miał na to ochotę. Lorgar zagroził demonowi, mówiąc, że pozna jego
prawdziwe imię i wygna go z powrotem do Osnowy. Demon nie miał szans w starciu
z niezwykłym talentem psionicznym Prymarchy. Gdy Mistrz Wojny podjął próbę
powstrzymania Lorgara poprzez położenie mu dłoni na ramieniu, Prymarcha psionicznie
nakazał Horusowi zdjęcie jej. Horus nie był w stanie oprzeć się jego sile woli
i posłuchał się go. Jego palce zatrzęsły się, gdy cofał rękę, a jego szare oczy
rozświetliły się napięciem. Gdy pełen furii Lorgar wychodził z komnaty, Horus
powiedział mu jeszcze, że zmienił się od czasu jego pojedynku z Coraxem na
Istvaanie V. Lorgar odpowiedział mu tylko, że tej nocy zmieniło się wszystko.
Następnie opuścił pomieszczenie i powrócił na swój okręt, by porozmyślać na
temat tego, co uważał za największą podłość.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz